Opinia użytkownika: Mysterious_X
Dotycząca firmy: PKP Intercity
Treść opinii: PKP – przez kilka lat podróżowania nie mam większych zastrzeżeń do PKP, aż do wczoraj. Po pierwsze kasjer w ICC (Intercity) był chyba przemęczony, miał zły dzień, jego komputer miał złą konfigurację... cóż przyczyn mogło być wiele, ale do dzisiaj nie rozumiem jakim cudem dostałem bilet na inny pociąg niż chciałem, mimo bardzo wyraźnego zaznaczenia o które połączenie chodzi. I tutaj małe wyjaśnienie dla niezorientowanych: na trasie Wrocław – Szczecin istnieją dwa główne pociągi. Pierwszy to połączenie przez Poznań Główny, Krzyż, Choszczno, Stargard Szczeciński (trasa krótsza „czasowo”) Drugi to zupełnie inna linia biegnąca przez Głogów, Zieloną Górę i Kostrzyn (trasa dłuższa „czasowo”). Do tematu tych dwóch połączeń jeszcze wrócę by pokazać absurdy PKP. Po odejściu od okienka tylko pobieżnie sprawdziłem wydrukowany bilet – zgadzało się miasto, dzień i rodzaj klasy pociągu – więc na resztę detali nie patrzyłem. Po przyjściu na dworzec okazało się, że pociągu o 22:41 po prostu nie ma. Wkrótce na tablicy na dworcu pojawiła się informacja o 60 minutowym opóźnieniu wspomnianego połączenia. Mając do dyspozycji więcej czasu udałem się wymienić bilet na właściwy (nie wiadomo bowiem jak na bilet dotyczący innej trasy zareagowałby konduktor). W okienku pan kasjer szybko i sprawnie wymienił bilet na właściwy (zwracając pieniądze, gdyż bilet na pociąg o 22:41 jest nieco tańszy). Ale niestety dla mojego znajomego (którego pociąg do Poznania – zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach) zwrot biletu okazał się drogą przez mękę. Był bowiem kierowany z okienka do okienka po całym (przecież rozległym) dworcu. W końcu po chyba piątej próbie (a przecież za każdym razem musiał „od nowa” stać w długiej kolejce pasażerów czekających do każdej z kas!) – udało mu się zwrócić bilet i wykupić ten na pociąg do Szczecina. Ale jaki sens miało takie podróżowanie po całym dworcu wskutek odsyłania przez niechętnych pracowników PKP, skoro w końcu udało mu się załatwić sprawę w kasie blisko punktu wyjścia (gdzie początkowo wcale nie chciano go obsłużyć?!). Nonsens możliwy i niestety spotykany nadal w Polsce („spychologia stosowana” – jeśli możesz „zepchnąć” niemiłą ci robotę na innego pracownika, zrób to!) Czy to był koniec naszej przygody? Oczywiście, że nie. Po 60 minutach oczekiwania, okazało się że pociąg ma 120 minut opóźnienia (!). Czy w momencie publikowania informacji o 60 minutach opóźnienia dyspozytor PKP (czy inna odpowiedzialna osoba) nie wiedział (nie wiedziała) o tym, że opóźnienie będzie znacznie większe? Szczerze wątpię. Pasażerowie uniknęliby wielu stresów gdyby opublikowano od razu, że opóźnienie będzie dwugodzinne. A tak po godzinie musieliśmy wracać do oczekiwania na ławkach i lokalach wrocławskiego dworca. Kolejny kamyczek do ogródka PKP to śmierdzący bezdomni, alkoholicy leżący na ławkach, próbujący wyłudzić pieniądze od pasażerów itd. na dworcu we Wrocławiu. Dramat! Gdzie jest policja, straż miejska i SOK? W Szczecinie podobnych delikwentów wyrzuca się z terenu dworca PKP. We Wrocławiu mimo późnych godzin nie widać było choćby jednego strażnika, policjanta czy SOK-owca. Po 120 minutach pociąg wreszcie się pojawił. Jakim cudem na trasie liczącej 360 km (pociąg o kodzie: D 48501; odjazd z Wrocławia Głównego o 22:41) podróż do Szczecina trwa ponad 7 godzin (!) (cena biletu II klasy 52 zł), skoro na drugiej (DŁUŻSZEJ, bo mającej 379 km) trasie podróż trwa ... nieco ponad 5 godzin (cena biletu II klasy 54 zł; kod pociągu D 38101; pociąg odjeżdża z Wrocławia Głównego o 16:35)! Logiki w tym nie ma żadnej. I oba są to pociągi „pośpieszne”?! Żenada. Oczywiście, pociąg był zatłoczony, dostępne były tylko miejsca siedzące i nie brakowało osobników nie umiejących czytać podstawowych symboli graficznych (tj. obowiązujący zakaz palenia). Klimatyzacja w polskich pociągach to nadal melodia odległej przyszłości, więc podróż przebiegała w fatalnych warunkach (temperatura). W zimie w pociągach jest ... za zimno i zbyt duszno, w lecie za gorąco i też zbyt duszno.