Wszystko w najlepszym porządku. Czysto i schludnie. Produkty wyłożone tak, by wszystko było widoczne. Wiele promocji, a najlepsza okazała się Pani, która zaoferowała mi swoją pomoc w doborze kremu do twarzy. Zrobiła wywiad i doradziła mi, zamiast kupna kremu, to dała mi próbki kremów. Bardzo mile byłam zaskoczona, gdyż wcześniejszy mój pobyt skończył się na kupnie kremu który mnie uczulił. Więc dziękuję i do zobaczenia niedługo.
Postanowiliśmy kupić dawno już poszukiwaną płytkę pewnego artysty. Wchodząc do salonu, zauważyliśmy stos płyt, ale nie tego artystę którego szukaliśmy. Postanowiliśmy zapytać się pewnej pani, ta, powiedziała pewnemu panu żeby zaprowadził nas do stoiska i pokazał to, co nas interesowało. Na co Pan "fuknął na nas", oburzył się, obrócił na pięcie i odoszedł... Stanęliśmy w szoku, jak tak można postąpić z klientem? Człowiek poszedł tam, ponieważ myśleliśmy że nam pomogą, a tu proszę. Wstyd, niby reklamują, że jak czegoś nie ma, to zamówią, pomogą, a tu nawet na miejscu tyłka nie ruszą. Już na pewno tam nie pójdę, a Pan, który z racji może gorszego dnia( co szczerze napisawszy mnie nie interesuje), powinien zmienić pracę, jeśli takowa mu się nie podoba. Ogólnie w sklepie było czysto, ale mało miejsca, jak to w Rynku.
Postanowiliśmy zjeść szybko i smacznie. Gospoda na pierwszy rzut oka, zapowiadała się średnio. Gdy zobaczyłam szyldy pizzerii wywieszone na ścianie obok wejścia, miałam mieszane uczucia. Do gospody prowadzą wysokie schody, później przechodzące w niższe. Po otworzeniu drzwi, poczułam klimat wyciągu narciarskiego. Dlatego, że większość ludzi, którzy stali niedaleko wejścia, byli ubrani w te klimaty. Przechodząc dalej, zauważyliśmy kominek, usytuowany na środku, dający przyjemny ciepło. Weszliśmy schodami na górę. Stamtąd dopiero mieliśmy wspaniały widok na całą gospodę. Pięknie zrobiona gospoda góralska. Pracownicy ubrani na góralsko, dookoła drewno, leśne ptactwo, szable, nawet karta dań pasowała do otoczenia... Obsługa bardzo miła, jedzenie smaczne (polecamy sernik z białą czekoladą, polany sosem malinowym, pycha!!). Cóż można więcej rzec? Trzeba tam jechać i zobaczyć na własne oczy i spróbować specjałów. Ja na pewno tam wrócę:))
Miał być śpiew ptaków, był blues. Z zewnatrz kawiarenka wydaje się eleganckim miejscem, ale gdy człowiek chce wejść do środka zauważa, że nie ma klamki, tylko drzwi otwierają się pod wpływem siły. Wita mnie dziewczyna i wyciąga rękę i mówi " Część, jestem....", myślę dobra. Zamawiam kawę, chciała bym by barman mi którąś polecił. A co lubię? Raczej nie o to mi chodziło. W końcu zamawiam taką, jaką ja chcę. W międzyczasie zwiedziłam toaletę. Niestety to co ujrzałam, nie zasługuje na miano toalety. Po otwarciu drzwi ukazało mi się lustro wąskie i zaparowane, pod nim ledwie dostrzegalna umywalka bez mydła. Popatrzywszy w prawo, ukazało mi się coś podobnego do wc, w stylu PRL i wcześniejszym. To tak, jakby na muszlę dać taboret i to jeszcze osikany. Masakra. Lokal stary, nudny, z wieloma poniszczonymi książkami, niestety nie dla mnie bo w większości dla uczniów. Jedynie to co mi się podobało, to grafiki jednej z artystek. Kawa dobra, jak i miły barman. Dziewczyna, mimo, iż pisało na str internetowej, że porozmawia z klientami, to nie miała takiego zamiaru. Cóż dawne Cafe Philo, a teraz Wróbelek niech odleci w siną dal.
Na zewnątrz ów hotel nie przypomina Wodnika, z jakim bym go skojarzyła. Gdy podjechaliśmy pod hotel ukazała nam się nie za dobra rzeźba przedstawiająca osobę wlewającą wodę. Więc to może ów wodnik. Hotel biały, dobrze że były lampki to trochę go ożywiło. Niestety w środku wszędzie otaczała nas biel. Chociaż sale balową, przełamali odrobiną czerni. Zameldowaliśmy się, był zarezerwowany pokój, gdzie niestety go nie było dla nas.Wejście do pokoju było po schodach na 2 piętro. Nie został wcześniej sprzątnięty, więc dano nam pokój mniejszy i nie taki jakiego oczekiwaliśmy. Poza tym miało być śniadanie w cenie- nie było. O godz. 12 w nocy, w Sylwestra, osoby odpowiedzialne za petardy, spóźnili się bite 10 min... Nie ładnie. Mimo tego miło wspominamy ten czas i jak coś to do Wodnika wrócimy:)
Po otwarcie drzwi do pizzerii, ukazuje się czerwony bar, dwa stoliki i pani, informująca, by zejść na dół po schodach. Schodzimy i naszym oczom ukazuje się pomieszczenia w kamieniu, inny klimat, pomieszanie orientu z nowoczesnością. Przywitała nas kelnerka z menu w ręku. Przechodzimy do sali dalej i znów inny klimat, młodszy, młodzieżowy. Kolorowe pufy ze stolikami a dalej bar. Skusiliśmy się na miejsce przy stoliku z pufami, niedługo tam pobyliśmy, gdyż otoczyła nas nieprzyjemny zapach mokrych kamieni i moczu. Cofnęliśmy się wstecz do orientu i kominka. Jedynie ciepło od niego zatrzymało nas w tym lokalu. Nie musieliśmy długo czekać na zamówione jedzenie. Przyszło do nas szybko, ale stare bułki, odgrzewane, twarde, nie za smaczne jedzenie , zachęciło nas do szybszego opuszczenia owego miejsca. Może ludzie tam mieszkający lubią ten klimat, mi nie przypadł do gustu.
Mimo, iż lubię ten sklepik, osoba która była w tym czasie prawie skutecznie mnie do niego zniechęciła. Wystrój bardzo oryginalny, ładny, elegancki. Wokół roztacza się aromat kawy i herbaty, aż człek ma ochotę się zanurzyć w tej woni. Niestety nie miała takiej ochoty pani tam pracująca. Na moja prośbę o zaproponowanie ulubionego smaku kawy, nie było odzewu. Zapytałam kolejny raz i nic. Odeszłam zniesmaczona i niestety bez ulubionej kawy, odeszła mi ochota i nie chciałam dać owej kobiecie zarobić. Oby mniej takich osób.
Wstęp przez bramki, aż do pani ochroniarz, która lustruje wzrokiem każdego, kto wchodzi. Towar poukładany na półkach, przejrzyście, czysto. Aktualne promocje w zasięgu wzroku. Kierujemy się do interesujących nas działów. Szukaliśmy, szukaliśmy, ale niestety nic nie znaleźliśmy, a obsługa była zajęta klientami, więc ku naszemu rozczarowaniu nie było nam dane kupić interesujące nas produkty. Jedynie pani ochroniarz nas zauważyła.
Wchodząc do realu czuje się miłe ciepło i człowiekowi nie chce się z niego wychodzić. Nieopodal wejścia, czekała nas wystawa książek i płyt na sprzedaż po okazyjnej cenie. Miła muzyczka. Wszystko ładnie poukładane, a ludzi masa. Był szeroki wybór produktów, które spełniały nasze wymagania, więc szybko zrobiłyśmy zakupy i skierowałyśmy się w stronę kas. Pani powiedziała dzień dobry, lecz tak się znudziła, że z wrażenia zaczęła kasować produkty pani obok nas. Dwa razy jej musiałam mówić że to już nie jest nasze. No cóż, zdarza się. Miło tak czy inaczej i w miarę znośnie cenowo.
Wysiadając z auta, w tyłach pizzerii, odniosłam bardzo nie miłe wrażenie. Dostawczyni, bądź też pracownica lokalu głośno mówiła do innych osób pracujących w pizzerii. Firanka w kuchni(tak uważam), była oberwana, wisiała byle jak, nie wyglądało to raczej na Laboratorium odwiedzone przez M.G. Przed wejściem do lokalu, przywitała nas kartki na drzwiach, oznajmujące, że np. płatność tylko gotówką, itd. Przywitała nas miła kelnerka, po zamówieniu pizzy , dostałyśmy zamówione picie. Czas oczekiwania na pizze, myślałam że nam zrekompensuje jej smak, po jej otrzymaniu. Dobra była, ale niestety nie była gorąca, a ledwo ciepła... szkoda. Ciasto chrupiące, ale mało przysmażone, ogólnie dobre, ale nie powala na kolana. Podziękowałyśmy, wyszłyśmy, a za tyłami lokalu, nadal trwały głośne krzyki...
Postanowiłam spędzić miły czas w saunie. Wybrałam saunę mieszczącą się w Hotelu Perła Południa w Rytrze. Już sam wjazd na parking pozostawiał miłe wrażenie ekskluzywnego miejsca. Wchodząc do środka, do hotelu i przechodząc przez recepcję, do miejsca gdzie jest recepcja dla spa, człowiek czuję się ważny, otaczają nas zdjęcia osób które były już w tym miejscu i przyjemne oświetlenie wprowadza nas w klimat spa. Po uiszczeniu kwoty za saunę, pani w recepcji daje nam kluczyki, oraz ręczniki i kierujemy się w stronę szatni. Szatnia jest mała, ale przestronna z większą ubikacją, która jest przystosowana również dla osób z wózkiem inwalidzkim. Przechodząc przez rejestrację wyczuwa się delikatny zapach lawendy, oraz wyciszającą muzykę. Przyciemnione światła też robią swoje. Widzimy jacuzzi, saunę suchą, parową, oraz cudne fale termiczne. Po skorzystaniu z prysznica (w którym mieszczą się 2 osoby), idziemy do sauny suchej. Jest ona przestronna, z muzyką w tle. Po skorzystaniu z sauny, kładziemy się na chwilę na fali termicznej, która działa cuda na nasze ciało. Oczywiście można skorzystać z toalety. Oddajemy kluczyki miłej pani, ręczniki zostawiamy w koszu w szatni. Cóż, trzeba się pożegnać. Jeszcze nie raz odwiedzę to miejsce, polecam wszystkim:)
Myślałam że zrobię szybkie i miłe zakupy, a tu niestety się pomyliłam. Wchodząc do sklepu zauważyłam rozłożony towar i Panią pracującą w sklepie z wózkiem, stojącą na środku sklepu. Gdy zauważyła, że idę, powoli odsunęła się z towarem i poszła dalej. Strasznie mało miejsca i Panie obserwujące każdy krok. Czułam się, jakby mnie o coś posądzały. Przy kasie sprzedawczyni ani :dzień dobry, ani do widzenia. Nic, zero. Nie miłe odczucie odniosłam, nie za przyjemne miejsce. Mało przestrzeni, produkty poprzestawiane, etykieta o produkcie była nie tam, gdzie dany produkt. No cóż...
Pokochałam tę kawiarnię od pierwszego wejrzenia. Rodzinna kawiarnia- winiarnia. Wchodząc, uwagę przykuwają słodkości wystawione w ladzie. Jest tam jasno, czysto, przypomina to wnętrze starego Paryża. Zamawiamy polecany specjał. Do tego biorę lampkę wina, mój chłopak czekoladę na gorąco. Rozglądając się po wnętrzu i szukając miejsca, zauważam gablotę z wystawioną biżuterią marki Kate&Kate Fashion Jewellery. Jest to design projektantów z całego świata, którzy tworzą ekskluzywną i kosztowną, ale wartą swej ceny biżuterię. Usiedliśmy na wygodnej kanapie obok Audrey na ścianie w butiku. Nie czekając długo na zamówienie, można było poczuć się jak w domu. Wino poziomkowe, było świetne, jak i czekolada na gorąco, oraz sernik na zimno i torcik z toffi. Człowiek żałował że coś tak pysznego się tak szybko kończy. Było bardzo miło, można było porozmawiać w spokoju, przy muzyce, która odzwierciedlała wnętrze. Właścicielka ETC Pani Beata Cetera Królikowska, zaprosiła mnie swego czasu na wystawę, co było bardzo miłe z jej strony. Na pewno nie jeden raz jeszcze tam przyjdę i wiele osób namówię, aby tam wstąpili, bo warto.
Spędziłam w Medikorze 4 dni. Budynek został odnowiony i sprawia wrażenie eleganckiego i zadbanego. Przechodząc obok recepcji, schodzi się schodkami w dół. Nie jest to za dobre, tym bardziej że otwierając drzwi i chcąc wejść do środka, na oddział człowiek czuje dyskomfort. Wchodzi się na parter, gdzie panuje półmrok. Czekając na przydzielenie sali, pielęgniarka nie za bardzo zadowolona i znudzona, zadaje pytania, tak jakby przeze mnie musiała tam siedzieć. Sala jest jasna, przejrzysta, jedzenie smaczne. Co do opieki lekarza dr Mazgaja, to złego słowa nie mogę powiedzieć, Pielęgniarki zmieniały się codziennie. Ale można było porozmawiać, pośmiać się. Jedyne mam zastrzeżenie do jednego z lekarzy, niestety. Minusem było to, że się zmieniali również codziennie i nie konsultowali się co do opinii o pacjencie. Na moje pytanie, lekarka dr Budzyński przyjmująca mnie na oddział nie potrafiła odp, nie popatrzyła się w kartę, na to co dzień wcześniej napisał inny lekarz. Próbowała mi dać tabletki, które odstawiłam i których nie chciałam. Wyszła obrażona i przy wypisie już jej nie było. Pielęgniarki są pomocne, co o dr Budzyński nie mogę powiedzieć.
Przy wejściu do sklepu stała hostessa, myślałam że coś powie, zainteresuje nas swoją ofertą, ale nic się nie odezwała, ani nie ruszyła się z miejsca. No nic. Poszliśmy dalej. Już po przejściu przez bramki, rzuciły nam się w oczy przeceny książek, kosmetyków. Przejrzyście, było widać ceny kosmetyków, artykułów na promocji. Zrobiliśmy zakupy i miła niespodzianka- pani w kasie. Przywitała się, pożartowała, od razu człowiekowi się lepiej na duszy zrobiło :) Daję 5 gwiazdek, hostessy nie wliczam stała przed wejściem.
Potrzebowałam namalować obraz, więc wybrałam się do sklepu plastycznego Da Vinci. Wchodząc przez pierwsze drzwi od razu rzucają się w oczy zdjęcia, czy też reprodukcje obrazów, powieszone na ścianach. Wprowadzają one miłą atmosferę. Czuć klimat sztuki. Bardzo mi się to spodobało. Wchodzimy na parę schodków, przechodzimy przez kolejne drzwi. Jak dla mnie jest tam za dużo rzeczy nagromadzonych w jednym małym miejscu. Czułam się przytłoczona, ilością podobrazia, ilością ram( również oprawiają obrazy). Ale dobrze. Spytałam się pana w sklepie o farby i poprosiłam go żeby mi doradził. Niestety pomylił się. Na moje pytanie czy można akwarelę mieszać z farbami olejnymi, odpowiedział mi że można. Duży błąd, gdyż nie można. Inna konsystencja farb, po prostu. Uratował go drugi pan, który potwierdził moje słowa. Niestety też nie mieli wszystkich kolorów, musiałam kupić mniejsze. Zreflektowali się przystępną ceną, oraz tym, że mieli bogaty wybór różnych narzędzi malarskich, czy też ram.
W sobotę, po udanym wypadzie do kina, zostałam zaproszona przez swojego chłopaka, do restauracji meksykańskiej, mieszczącej się przy ul. Szwedzkiej. Wejście do niej nie jest za ciekawe, mieści się ona chyba w kamienicy. Wchodząc na 2 piętro, mijam dyskont z tanią odzieżą. Przed wejściem do restauracji, trochę zimno było, gdyż otwarte były drzwi balkonowe, dla ludzi palących, więc zimno wchodziło do środka restauracji. Na wejściu podobał mi się wystrój, gdzie od razu rzuciły mi się w oczy przytulne antresole oraz meksykańsa muzyka. Usiedliśmy w jednej z antresoli, po chwili przyszła do nas uśmiechnięta kelnerka z menu. Zamknęła drzwi. Dania były bardzo wyszukane, jak dla mnie. Niedługo musieliśmy czekać na pojawienie się kelnerki, przyjęła zamówienie, zapytała się czy coś do picia chcemy i wszystko to mówiła z uśmiechem na ustach. Od razu się człowiekowi lepiej robi. Danie było bardzo smaczne, oraz było tanie. Za cenę niecałych 20 zł. można najeść się do syta. Jednym z minusów było to, że musieliśmy podejść do baru po rachunek. Ale kelnerka podziękowała, powiedziała" Dobranoc". Więc na pewno niedługo ich odwiedzimy:)
Odwiedziłam Centrum handlowe Europa II Plaza w poszukiwaniu zwykłych balerinek. Nie miałam dużo czasu, więc weszłam do sklepu ALTERO. Z zewnątrz sklep wydaje się elegancki i takie samo wrażenie robi, gdy się do niego wejdzie. Niestety, gdy powiedziałam "dobry wieczór"( byłam tam ok. godz. 20), około cztery panie opierające się o regał z butami na początku sklepu, bądź też gondole, nic mi nie odpowiedziały. Nie spodobało mi się to, ale nic. Nie miałam czasu. Rozpoczęłam poszukiwania balerinek. Chodzę od półki do półki, nawet koło ekspedientek byłam, a one nic. Znalazłam jakieś buty, ale nie mogłam wyszukać odpowiedniego rozmiaru, więc głośno powiedziałam: Przepraszam.Tylko ja byłam z klientów. Panie były zajęte nadal rozmową, nikt do mnie nie podszedł, jedna pani się popatrzyła i nic. Zdenerwowało mnie to. W końcu podeszłam i mówię: przepraszam, czy mógłby mi ktoś pomóc? Jedna pani ze mną poszła, nie zbyt zadowolona, znalazłyśmy rozmiar. Płaciłam z myślą, że gdyby nie tanie buty, to kolejny raz nie odwiedziłabym tego miejsca. Nie czułam się komfortowo.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.