Już bardzo dawno nie byłam na zakupach w Carrefour, a trafiłam do marketu w C. H. Wileńska nieco przez przypadek. Chciałam zrobić szybkie zakupy przed powrotem do domu. Wewnątrz nie było wielu klientów, a obsługa porządkowała półki. Na niektórych półkach brakowało towarów (np. tańszych tortilli), a niektóre warzywa były albo już trochę zwiędnięte (zielone ogórki), albo spleśniałe (pomidory podłużne w pojemniku), na innych stoiskach piętrzyły się stosy produktów dając wrażenie nieporządku. Udało mi się wybrać jeden pojemnik pomidorów inne warzywa, jednak przyznam, że raczej nie zachęcały one do zakupu. Potem udałam się do półki ze zdrową żywnością, gdzie kupiłam ekologiczną kawę zbożową. Myślę, że jak na markety Carrefour na w Centrum Wileńska ma całkiem dobry wybór tego typu produktów. Niestety gdzieniegdzie w markecie towar był porozrzucany (książki i czasopisma), a ziemia i rośliny leżały na ziemi (rośliny ogrodowe). Mimo to uważam, że na tak duży sklep i tak w większości jest zachowany porządek. Niestety po podejściu do kasy okazało się, że tutaj przyjdzie mi nieco dłużej poczekać. Choć kolejki były niewielkie i wiele otwartych kas, to akurat przy tej, do której podeszłam psuła się drukarka i obsługa szła bardzo wolno, bo kasjerka ciągle musiała poprawiać zwijającą się taśmę. Jednak większość z tych niedociągnięć to, moim zdaniem, kwestia specyfiki działalności, a kasjerki same szybciej naprawią drobne usterki, jak właśnie ta drukarki, niż z pomocą innych osób z obsługi. Myślę, że kiedyś jeszcze wrócę na zakupy do Carrefour.
Wstąpiłam dziś w drodze do pracy do Central Marketu. W sklepie było znacznie mniej klientów. Przy wejściu ustawione jest stoisko ze słodyczami Wielkanocnymi, co zachęca do ich zakupu. Kupiłam bułki orkiszowe oraz colę w puszce. Niestety nie było coli zero, którą zwykle kupuję. Jeśli chodzi o pieczywo wybór też był znacznie mniejszy, ale to zapewne z powodu tego, że część osób pracujących w centrum już dziś miała dzień wolny i sklep zmniejszył zaopatrzenie. Towar był poukładany, w sklepie panował porządek. Przy kasach nie było kolejek, klientów obsługiwało aż 6 kasjerek, więc już po kilku minutach opuściłam sklep. Uważam, że była to udana wizyta.
Do Deichmanna wybrałam się z silnym postanowieniem kupienia sobie butów wiosennych, a przynajmniej sportowych. Niestety dysponowałam tylko sobotnim popołudniem. W sklepie byłam dokładnie o 15, a wcześniej kilka minut szukałam miejsca na parkingu, na którym panowało straszne zamieszanie. W sklepie było sporo ludzi, ale przestrzenie między regałami są dość duże, a miejsca do mierzenia obuwia wygodne. Mimo sporego ruchu obuwie było ułożone, łatwo było znaleźć odpowiedni fason i rozmiar. Panie z obsługi stale porządkowały regały. Niestety asortyment w tym momencie nie spełnia moich oczekiwań, jest już sporo butów letnich, a ja szukałam butów na wiosnę i nieco bardziej eleganckich. Niestety wybór był tylko spośród modeli z zeszłego roku lub starszych. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że w moim rozmiarze były tylko te, które akurat miałam na nogach i jeszcze jeden model, który oddałam do sklepu, bo były tak niewygodne. A do tego te same modele można już było kupić w cenach promocyjnych na jesieni. Udało mi się kupić buty sportowe, ale model taki sam, jaki kupiłam przed dwoma czy trzema laty. Podpytałam więc Panie z obsługi, dlaczego tak jest i udało mi się dowiedzieć, że nowe modele pojawiają się wprawdzie na bieżąco, ale też mają jeszcze trochę zapasów magazynowych i one też cały czas są wystawione. Kiedy ze swoją zdobyczą udałam się do kasy okazało się, że kolejka jest ogromna. Klientów obsługiwały dwie panie, a mimo to czekałam ponad 10 minut. Pani zaproponowała do obuwia wkładki z aktywnym węglem (9PLN). Ostrzegam, że trzeba je przycinać na co najmniej o jeden rozmiar większy niż mamy stopę, bo inaczej są za małe i nie wyściełają dobrze buta. Po tej wizycie wydaje mi się, że więcej nie wybiorę się do Deichmanna w weekend, wolę kupować odzież i buty w spokojniejszej atmosferze.
Do Praktikera wybrałam się, żeby zobaczyć, jakie rośliny, doniczkowe i ogrodowe, już się pojawiły. Przed marketem nie było problemów z zaparkowaniem, wewnątrz też nie było bardzo ciasno. Łazienka niestety zimna i niezbyt przyjemnie pachnąca, ogromny minus to brak wieszaczków w kabinach, nie ma nawet gdzie powiesić kurtki czy torby. W sklepie był dość duży wybór nasion i roślin doniczkowych, niektóre były też mało spotykane, jak drzewko oliwne czy krzaczek kawowy. Na jedno drzewko oliwne nawet się skusiłam (ok 30 cm z doniczką za 40 PLN). Niestety niektóre rośliny nie wyglądały zdrowo, były zwiędnięte czy nawet uschłe. Za to obsługa bardzo miła, Pani chętnie przerwała swoją pracę przy wystawianiu donic (zresztą bardzo drogich w Praktikerze), obejrzała moją roślinkę i poradziła, co teraz najlepiej z nią zrobić zaraz po zabraniu do domu, żeby ładnie rosła (warto dopytać, zwłaszcza, że dla niektórych może być trudne rozszyfrować wymagania rośliny, gdy nie ma na etykietce opisu po polsku). Ogólnie w sklepie jest porządek, widać obsługę wykładającą towar i nie trzeba biegać i szukać kogoś do pomocy. Przy kasach też nie było dużych kolejek. Była to bardzo udana wizyta, na pewno wybiorę się jeszcze do Praktikera, żeby pooglądać nowości, nie tylko wśród roślin.
Niedzielna wyprawa do Ikea to było moje drugie podejście. Dzień wcześniej (sobota) zrezygnowałam, bo nie miałam gdzie zaparkować. Niestety przeliczyłam się, że w niedzielę będzie mniej osób. Miejsce do zaparkowania znalazłam dopiero za budynkiem, w stronę Trasy Toruńskiej. Niestety poruszanie się po parkingu utrudniały tez zaparkowane jak popadnie samochody, szczególnie w pobliżu wejścia, gdzie stały nawet na pasach ruchu. Ponieważ dawno nie byłam w Ikei, nie miałam świadomości, że tak to właśnie wygląda w weekendy. Myślałam, że może to dlatego, że zrobiło się cieplej, ale z błędu wyprowadziły mnie tablice przy wyjściu, gdzie widniała informacja, kiedy przyjść do sklepu, aby ominąć tłok i wygodnie zrobić zakupy. Wewnątrz było równie tłoczno jak na zewnątrz, chciałam na początek skorzystać z łazienki, ale kolejka sięgała drzwi. Alejkami szły całe rodziny, nawet z maleńkimi dziećmi. Tłok niesamowity, a mimo to towar był w miarę uporządkowany. Obsługa uśmiechała się do klientów, słyszałam nawet rozmowę, że lepiej, kiedy jest tak tłoczno, poza tym czas szybciej leci. Niestety przy kasach też trzeba było poczekać (około 7-10 min., stałam w najkrótszej kolejce), choć wszystkie były otwarte. Na przyszłość nie polecam wizyt w Ikea w weekendy, bo po prostu nie da się w spokoju zrobić zakupów.
Wybrałam się do Super-Pharm-u w Złotych Tarasach, bo miałam nadzieję, że nadal jest tam promocja na dezodoranty Dove, ale okazało się, że nie. Mimo to wizyta była bardzo udana. Cena dezodorantu, nawet poza promocją, była konkurencyjna w porównaniu z innymi drogeriami. Towar na półkach był równo poustawiany i bardzo dobrze oznaczony. Uważam, że nakładki z przezroczystego plastiku z czerwoną obwódką skutecznie zwracają uwagę na produkty, które są w promocyjnych cenach. Moją uwagę przyciągnęły też maseczki do twarzy w promocyjnej cenie, oznaczone czerwoną metką. Niestety różnorodność asortymentu, a co za tym idzie mało miejsca między półkami, sprawia, że kiedy w sklepie, tak jak dziś, jest więcej ludzi, to trudno się nawet minąć, nie mówiąc o spokojnym pooglądaniu produktów. Natomiast panie przy kasie pilnują, żeby kolejki szły sprawnie i żeby klienci się nie przepychali. Do tego proponują produkty w promocjach łączonych. Dziś była to pasta do zębów. Wprawdzie ja się nie skusiłam, ale uważam, że jest do dobra forma promocji. No i plus dla Pań, że o tym pamiętają. Uważam, że warto odwiedzać Super-Pharm w Złotych Tarasach.
Weszłam do pierwszej lepszej apteki w Radzyminie, jaką napotkałam. No i ważne jest też to, że można tu bez problemu zaparkować. Apteka ta jest bardzo mała, ale czysta. Leki i inne produkty są równo poukładane. Przede mną w kolejce była tylko jedna osoba. Pani aptekarka była miła i sprawnie obsługiwała. Bez problemu otrzymałam produkt, o który prosiłam, a cena też wydaje mi się bardzo dobra. Pani chętnie też odpowiadałam na moje pytania odnośnie produktu i udzieliła mi informacji na temat podobnych oferowanych przez inne firmy. Myślę, że będę jeszcze odwiedzała tę aptekę, żeby przekonać się o tym, jak szeroki ma asortyment i czy ceny innych produktów czy leków są konkurencyjne.
Zapach wiosny w powietrzu, więc wybrałam się do sklepu ogrodniczego po nasionka roślinek, żeby chociaż posiać coś, co mogę wyhodować na razie w domowych warunkach. Do sklepu Witona dojechałam jakieś 10 minut przed jego zamknięciem, a mimo to było w nim sporo klientów. Ale też kilka osób obsługi. Jedna z Pań chętnie odpowiadała na moje pytania dotyczące nasion i tego, kiedy ewentualnie pojawią się te nasiona i rośliny, których aktualnie nie ma w sprzedaży. Wybrałam więc coś dla siebie i zapłaciłam. Mimo niedużego wnętrza jest tu kilka kas i jeśli tylko ktoś czeka, tak jak ja dziś, ktoś zaraz podchodzi do innej kasy i przyjmuje pieniądze. Jeśli chodzi o sam sklep i teren wokół niego, to jest on uporządkowany, nasiona są porozwieszane na stojakach, można tu kupić ziemię, nasiona i cebule roślin, kwiaty doniczkowe, narzędzia, a na zewnątrz rośliny ogrodowe, których teraz nie było wiele, ale sądząc po rozmiarach terenu będzie ich w sezonie sporo. Myślę, ze wybiorę się do sklepu jak już zawita u nas wiosna, żeby przekonać się, co jeszcze ma do zaoferowania.
Z powodu świecącego pustkami baku musiałam pojechać na stację paliw.Wybrałam BP bo jest jedną z najbliżej położonych i stosunkowo tanich. Kiedy podjechałam na stację nie było kolejki. Wokół było czysto, dystrybutor działał prawidłowo. Zatankowałam samochód i poszłam do kasy. W środku nie było wielu klientów, byłam druga w kolejce. Miałam chwilę, aby rozejrzeć się po sklepie. Towar był równo poukładany, było czysto. Poza tym zaobserwowałam, że Pan, który obsługiwał kasę, poinformował klienta, że do napoju, który kupił, powinien wziąć drugi gratis. U mnie padło standardowe pytanie o rachunek lub fakturę i kartę payback. Zapłaciłam i zapytałam o kompresor, bo nie znajduje się on w widocznym miejscu, a z tyłu stacji, o czym nie wiedziałam. Urządzenie było sprawne i dość czyste. Ponieważ nie było kolejki skorzystałam jeszcze z myjni. Nieco rozbawiła mnie informacja o tym, że automat nie przyjmuje monet 5 złotowych z 2009 roku szczególnie, że nie przyjął mojej z ... 2008 ;) Na szczęście nie ma problemu z wymianą czy rozmienieniem pieniędzy na stacji. Wizyta na BP w Wołominie przebiegła więc dziś sprawnie i w miłej atmosferze.
Byłam dziś ok 13.00 na zakupach w Kauflandzie. Nie bywam tam często, ale czasami postanawiam zaopatrzyć się właśnie tam ze względu na ceny produktów i ich większy wybór niż w pobliskich marketach. I muszę przyznać, że mimo iż staram się wybierać tam z pozytywnym nastawieniem, to niestety jak zwykle zniknęło ono po przyjeździe na parking. Jako, że to sobota, nie zdziwiło mnie, że było na nim dość tłoczno, ale na obrzeżach były jeszcze wolne miejsca. Za to w pobliżu wejścia wielu kierowców zaparkowało na pasach ruchu. W jednym miejscu nawet ktoś zastawił dwa samochody i nie wierzę, że nie widział, że parkuje obok wysepki oddzielającej parking i zastawia te właśnie samochody. Niestety mi się to zdarzyło jakiś czas temu dokładnie w tym samym miejscu, a się spieszyłam. Pan, który wtedy został wywołany do samochodu miał jeszcze pretensję, że musiał przyjść. Dlatego nie wiem, dlaczego nie pomyślano o jakimś rozwiązaniu tego problemu, skoro jest to nagminne. Po wejściu do sklepu okazało się, że nie ma już mniejszych koszyków. Robiłam małe zakupy, więc akurat dla mnie nie był to problem, ale widziałam i słyszałam, że inni szli po wózki do kas, bo nikt ich nie przenosił do wejścia. Zakupy zrobiłam szybko, miałam konkretną listę. Nie zdecydowałam się jedynie na pomidory, bo były ledwie różowe, niedojrzałe. Przy kasie znowu niespodzianka. Wybrałam tę, gdzie najkrótsza kolejka, a Pani kazała mi podejść do innej kasy, bo już zamyka. Ustawiłam się więc w sąsiedniej. Tutaj Pani sprawnie obsługiwała klientów aż do momentu, kiedy zrobiło się jakieś zamieszanie. Panie zaczęły przekrzykiwać się z rudowłosą Panią (o dość przenikliwym głosie), podobno z kasy głównej. Wyglądało to na awanturę o zmianę miejsca, bo taśma się nie przesuwa, ae najwyraźniej Pani z kasy głównej nie znosi sprzeciwu. Pani z kasy głównej na chwilę zniknęła, za to Pani z kasy, przy której ja stałam obsłużyła Pana przede mną. I kolejne zamieszanie. Panie zaczęły się wypytywać wzajemnie o zaginioną tego dnia koleżankę i dyskutować o nierozłożonym przez nią towarze ze zwrotów. Oczywiście rozumiem potrzebę rozmowy i ustaleń, ale niekoniecznie krzycząc tak, że oglądają się klienci w kolejkach przy wszystkich kasach. Szybko spakowałam rzeczy i wyszłam ze sklepu. Tu jeszcze czekał mnie rajd na parkingu po pasie pod prąd z powodu źle zaparkowanych samochodów (pas wzdłuż wejścia w stronę ronda) i już mogłam odetchnąć. Niestety tej wizyty nie uważam za udaną, będę unikała zakupów w Kauflandzie w Wołominie.
Sklep Kaufland w Wołominie mam po drodze, a że byłam samochodem, postanowiłam zrobić większe zakupy. Parking przed marketem jest przestronny, a mimo to nagminnie ktoś parkuje na pasie ruchu zarówno przed wejściem, jak i w bocznych alejkach. Nie miałam jednak problemu ze znalezieniem wolnego miejsca. Na nasze zakupy do wyboru mamy większy koszyk na monety lub mniejszy z rączką i możliwością ciągnięcia po ziemi. Mniejszy nie oznacza bardziej poręczny, szczególnie w dość wąskich alejkach i w towarzystwie pracowników wykładających towar z palet. Market ma duży wybór warzyw i owoców oraz różnego rodzaju przetworów. Nieco gorzej jest z produktami chemicznymi, sporo tu produktów z niższej półki oraz kilka z wyższej, ale w mało atrakcyjnej, jak na market, cenie. Mimo to asortyment i tak jest bardzo szeroki. Dotyczy to również mleka i napojów sojowych czy przetworów z mleka koziego, co na pewno docenią alergicy. W dziale z wędlinami i mięsem jeden z panów obsługiwał klientkę, ale kiedy tylko pojawiłam się przy ladzie podeszła do mnie inna pani, więc nie musiałam czekać ani chwili. Podobnie było przy kasach, przy tej, do której podeszłam, nie było ani jednej osoby. Jeśli chodzi o wnętrze sklepu to sprawiało ono wrażenie dość czystego, a towary były równo poukładane na półkach. Jedynie mniejsze koszyki były nie wyczyszczone, były w nich nie tylko, co zrozumiałe, stare rachunki czy resztki roślin, ale widać było także nagromadzony na dnie kurz. I jeszcze jedna rzecz, która, muszę przyznać, mocno mnie zaskoczyła. Na stoisku z warzywami w promocji za 0,99PLN była roszponka. Sałata ta jest dość droga, pewnie dlatego się nie sprzedaje. Ale ta nie nadawała się do spożycia, była zwiędnięta i gniła. Osoba zarządzająca powinna moim zdaniem obniżać cenę produktu jeszcze przed upływem terminu jego ważności, a nie kiedy produkt może zatruć klienta. W takim stanie ta sałata nie powinna się już znaleźć na półce. Mimo to zakupy uważam za udane. Myślę też, że mimo wszystko warto udać się do Kauflanda.
W Tłusty Czwartek postanowiłam zaopatrzyć się w zapas pączków w Central Markecie. Jak się okazało wewnątrz były specjalnie na ten dzień ustawione stanowiska dwóch firm cukierniczych z różnymi wersjami wypieków. Z powodu dużego zainteresowania dwie panie pakujące pączki nie do końca radziły sobie z kolejnością obsługiwania klientów, ponieważ każdy zadawał pytania o to, z czym są te, a z czym tamte. Ale panie dzielnie starały się odpowiedzieć każdemu klientowi. Poprosiłam o pączki (jeden podobno na żółtku za 1.49, drugi nietypowy, bo prostokątny, z wiśnią za 2.19) Ceny wypieków nie były najniższe, ale warto było, bo były świeże aż do popołudnia. Przy kasach też panowało zamieszanie, panie dopytywały się wzajemnie o ceny wypieków, aż w końcu policzyły mi podwójny rachunek. Kiedy zwróciłam na to uwagę pani mnie przeprosiła i powiedziała, że mają w sumie kilkanaście rodzajów pączków i po prostu trudno jest im skoncentrować się w tym dodatkowym zamieszaniu. Mimo pomyłki rozmowa z Panią była bardzo miła, pani uśmiechała się mimo całego rozgardiaszu. Uważam, że moje zakupy jak na poranek w Tłusty Czwartek przebiegły bardzo sprawnie i w miłej atmosferze
Postanowiłam dziś wybrać się na zakupy do Carrefoura na Dworcu Wileńskim. Spodziewałam się wielu klientów i rzeczywiście tak było. W markecie było wielu kupujących, ale mimo to zakupy można było zrobić dość swobodnie. Wybór produktów jest duży, niestety ceny są już mało konkurencyjne w porównaniu z innymi sklepami. Kupowałam czekoladę Lindt'a za 8,49, w innych sklepach udaje mi się ją kupić za ok. 7PLN oraz brokuły za 3,49, które wprawdzie w sklepie warzywnym były droższe o 2 złote, ale w innych marketach można je kupić za ok 3 PLN. W sklepie niestety panuje nieład, duża ilość produktów wystawionych na stoiskach na środku sklepu wygląda na "przekopaną", nieświeżą i zniszczoną (np. książki). Za to ładnie prezentowało się stoisko z roślinami, które wyglądały świeżo. Kiedy weszłam w alejkę ze słodyczami, a następnie z makaronami poczułam się nieswojo, W pierwszej chwili nie wiedziałam, dlaczego, ale potem spojrzałam na górne półki. Na wierzchu regałów poustawiane są teraz kartony z nierozpakowanymi produktami, co sprawia, że przestrzeń wydaje się mniejsza i ma się poczucie, że może to wszystko spaść na głowę. Kiedy przeszłam do kas nie było tam aż tak wielu osób, jak się spodziewałam, pewnie dlatego, że większość kas była otwarta. Byłam trzecia w kolejce, więc miałam chwilę, aby poobserwować młodą panią obsługującą kasę. Pani ta nie zwracała uwagi na klientów, za to rozglądała się, co dzieje się wokół niej i tylko rzucała kwotę do zapłaty. Pani wyglądała na znużoną i zniechęconą, co nie sprawiało miłego wrażenia. Poza tym poczucie nieładu przy kasach potęgują stosy niechcianych przez klientów rzeczy odłożonych przez kasjerki na wszystkie wolne przestrzenie wokół stanowiska. Zdaję sobie sprawę, że Carrefour na Dworcu Wileńskim jest miejscem specyficznym ze względu na lokalizację i nie wszystkie kwestie obsługa jest w stanie podjąć natychmiast, ale nieco większy wkład w porządkowanie produktów na półkach czy w koszach i uśmiech kasjerki moim zdaniem znacznie poprawiłyby odczucia klientów co do jakości obsługi.
Czasami w drodze z pracy do domu wybieram się do Central Marketu, bo jest akurat po drodze do mojego przystanku tramwajowego. Kiedy weszłam do pomieszczenia w sklepie było sporo ludzi, ale to akurat zrozumiałe po godzinie 17.00 w centrum Warszawy. Co zawsze mile mnie zaskakuje to to, że po południu również mogę tu kupić świeże pieczywo. Tak było i tym razem. Mimo popołudnia towar w sklepie jest poukładany, pani nia bieżąco dokładała produkty na półki. Wybór towarów jak zwykle był duży, zwróciłam też uwagę, że przy wejściu do sklepu pojawiły się nowości (głównie słodycze) i produkty na Walentynki. Uważam, że to dobry pomysł na zwrócenie uwagi na te produkty. Wybrałam pieczywo i udałam się do kasy. Wbrew oczekiwaniom nie czekałam długo, bo wszystkie kasy były otwarte, a panie sprawnie obsługiwały klientów. Wizytę w Centralu kolejny raz uważam za udaną.
W sobotę podjechałam na stację z lekkim niepokojem, że będzie tam kolejka. Wprawdzie do dwóch dystrybutorów była, ale pozostałe były wolne. Myślałam, że są może zablokowane lub zepsute, ale okazało się, że nie, więc zatankowałam i udałam się do kasy. Tam spodziewałam się kolejek, ale nikogo nie było przy kasie. Kiedy się rozejrzałam zobaczyłam, że większość osób wybiera akcesoria lub siedzi w restauracji, stąd tyle samochodów przed stacją i ta dziwna kolejka do dwóch dystrybutorów. W środku panował porządek, jedynie głównie przejście było nieco zabłocone. Pan, który akurat obsługiwał kasę, zapytał o kartę Payback i tradycyjnie o to, czy ma być rachunek czy faktura. Podałam karty, transakcja przebiegła szybko i sprawnie. Myślę, że będę regularnie odwiedzała tę stację ze względu na dogodną lokalizację i miłą obsługę.
Czwartkowa wizyta w Super-Pharm to było moje drugie podejście do zakupu waniliowego masła do ciała. Wybrałam się tam bez wielkiej nadziei na to, że jednak będzie dostępne i przygotowana na tłumy. A tu ogromne zaskoczenie. W drogerii wprawdzie sporo osób, ale też wiele pań z obsługi, które chętnie pomagały klientom. Wszędzie porządek, produkty równo poustawiane na półkach. Masło tym razem również było dostępne i to w bardzo dobrej cenie (ok 3 złotych taniej niż informowały porównywarki cen w internecie). Chwyciłam więc zdobycz i udałam się do kasy nastawiona na kolejkę, a tu znów miłe zaskoczenie. Wszystkie kasy otwarte, a przede mną tylko jedna osoba. Pani ekspedientka przypomniała o karcie stałego klienta, szybko zapłaciłam i wyszłam. Polecam zakupy w Super-Pharm w Złotych Tarasach, o ile nie są to piątkowe popołudnia.
W Tesco w Warszawie bywam niezbyt często, bo jest dość oddalone od miejsca, w który mieszkam, ale akurat tym razem wybrałam się na zakupy właśnie tam. Bez problemu znalazłam miejsce na parkingu blisko wejścia. W sklepie nie było wielu klientów, towar był równo poukładany na półkach. Przy kasie również nie było wielu osób, spokojnie więc zrobiłam zakupy. Bez problemu, co nie jest takie oczywiste w niedzielę wieczorem, kupiłam również świeże mięso. Niestety po powrocie do domu okazało się, że mąka orkiszowa, która była tak tania (3.49PLN) ma tylko dwa tygodnie do końca terminu ważności i niestety naleśniki z niej zrobione nie były zbyt smaczne. Może gdyby produkt oznaczony był informacją, że jest to promocja, byłabym bardziej czujna. A tak przestrzegam innych, żeby zwracali uwagę na terminy przydatności produktów w Tesco na Stalowej.
Wybrałam się do Super-Pharm po masło do ciała na które polowałam już od jakiegoś czasu. Niestety nie wzięłam pod uwagę, że jest to piątkowe popołudnie i że będzie tam tylu klientów. Tłok jest niesamowity, co w połączeniu z dość wąskimi przejściami między regałami niestety utrudnia zakupy. Masła niestety nie było, chociaż Pani z obsługi próbowała je dla mnie znaleźć. Za to stałam się świadkiem wymiany zdań między panią obsługującą promocję a kierownikiem zmiany. Myślę, że rozmowa podniesionymi głosami o tym, czy pani ma zostać do końca dnia na promocji, mimo, że nie dojechały produkty, czy też nie, nie powinna odbywać się przy klientach. Ponieważ wszystko to wywołało we mnie chęć ucieczki wzięłam tylko dezodorant w promocji i udałam się do kas. I tutaj ogromny plus. Ponieważ były kolejki wszystkie kasy były otwarte, a panie sprawnie obsługiwały klientów. Kiedy przyszła moja kolej pani wprawdzie nie zapytała o moją kartę stałego klienta i przepadło mi kilka punkcików, ale za to błyskawicznie znalazła dla mnie waniliową pomadkę do ust, bo dopiero przy kasie pomyślałam sobie, że by mi się przydała, a był tam ich duży wybór. Jak się okazało, nie dość, ze była o zapachu, o jaki prosiłam, to jeszcze pani podała tę, która była w promocji. Z zakupów wyszłam więc nieco oszołomiona tłumem, ale zadowolona.
Euro Apteka znajduje się blisko mojej pracy, dlatego jeśli potrzebuję szybko jakiegoś leku wybieram się właśnie tam. Tego dnia akurat dostałam alergii więc szybko pobiegłam po coś odczulającego. W aptece były dwie osoby, które panie aptekarki akurat obsługiwały. Zaczekałam chwilę, w trakcie której miałam okazję rozejrzeć się po pomieszczeniu. W środku jest czysto i jasno, przestronnie. Na stoiskach na sali wystawione są różne preparaty bez recepty (kremy, mleczka itp.) Pani, która mnie obsługiwała, doradziła wapno wzmocnione cynkiem specjalnie dla alergików. Cena okazała się bardzo przystępna (6.50). W aptece zauważyłam też wystawione produkty w promocji, jak np. pasty do zębów czy kremy. Uważam, że warto odwiedzać tę aptekę, obsługa jest miła i pomocna, a ceny moim zdaniem dobre.
Postanowiłam zrobić szybkie zakupy i akurat po drodze miałam Panoramę. Jest w niej duży wybór zarówno owoców i warzyw, słodyczy i ciast, mięsa i wędlin, a także innych wyrobów garmażeryjnych, jak pierogi, kopytka i inne kluski. Jeśli ktoś nie ma ochoty przyrządzać obiadu może tu kupić też smażone części kurczaka czy inne mięsa. Ja szybko kupiłam napoje, na które miałam ochotę (cola w puszce w promocji za 1.20PLN, ale poza promocją też w rewelacyjnej cenie 1.49PLN). Kupiłam też kilka deko wędliny (świeża, próbowałam :) ), chrupki (reklamowana nowość) i serek waniliowy z owocami. Wybór jest duży, towar poukładany na półkach, łatwo znaleźć ceny. Miałam problem jedynie z winem, które zwykle kupuję, pani próbowała pomóc mi je znaleźć na półce, ale niestety go nie było. Obsługa jest dostępna i widoczna na terenie sklepu, panie wykładały towar, jeśli akurat nie obsługiwały klientów. Do kasy nie było kolejek, jedna pani obsługiwała kasę "standardową", druga z alkoholami. Zakupy, tak jak przewidziałam, przebiegły szybko i miło.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.