Wczesnym popołudniem wstąpiłam do Tesco na drobne zakupy. Sklep był wspaniale przygotowany, podłoga czysta, katalogi i ulotki dostępne na wejściu, półki pełne towaru uzupełniane na bieżąco, ceny wywieszone, promocje dobrze oznaczone. Wrzuciłam do koszyka potrzebne artykuły, w tym przewspaniałą bagietkę wiejską - specjał Tesco i skierowałam się do kasy. A tam koniec bajki. Znudzona kasjerka próbuje zamknąć kasę choć kolejki są , może niezbyt długie ale po dwie, trzy osoby i z rozbrajającym uśmiechem tłumaczy, że już tak długo nie paliła!!! Czy to brak szkoleń z obsługi klienta, czy tylko brak kultury osobistej?
W okolicach tego sklepu osiedlowego na warszawskich Stegnach znalazłam się przypadkiem. I jakież było moje zaskoczenie, gdy weszłam ot po coś do picia, a zobaczyłam olbrzymi wybór towarów godny raczej hipermarketu. Może zbyt mało tu miejsca, towar poupychany jest wszędzie, czasami wręcz wysypuje się z półek. I właśnie taki nadmiar przyciągnął moją uwagę w części przemysłowej sklepu. Potrzebowałam ścierek z mikrofibry do szyb i luster, znalazłam
ofertę trzech firm: Casalinda, Paclan i Ravi. Ceny przystępne, niewiele różniące się od konkurencji. Kupiłam wszystkie trzy. Oto sposób na skuteczny handel, szeroka oferta w dobrej cenie.
Gdzieś na początku marca, w punkcie Orange zamówiłam zestaw cyfrowej telewizji. Obsługiwał mnie młody i bardzo kompetentny konsultant. Szybko dostosował ofertę do moich potrzeb, błyskawicznie przygotował umowy, sprzęt etc. Dodatkowo podpowiedział wycofanie się z preselekcji Mediatela w telefonie stacjonarnym, wspomniał o dodatkowych 60 minutach gratis na rozmowy, a nawet przyjął nasze wypowiedzenie umowy temu operatorowi. I do tej pory wszystko było wzorcowo. Niestety kilka dni temu otrzymałam fakturę z Mediatela, jak gdyby nigdy nic. W punkcie przy Górczewskiej nie mogli mi już pomóc, tłumacząc się że mają zablokowane opcje dostępu i w sprawie reklamacji trzeba się udać gdzie indziej. Czyli najważniejsze zanęcić, rzucić haczyk, a klient niech się sam później martwi.
Kilka tygodni temu zżymałam się na chwyty marketingowe stosowane przez bank, w celu skuszenia klienta "wspaniałą okazją", "super ofertą" etc czyli po prostu kredytem. Wtedy wymusiłam na telefonistce powiedzenie mi w pierwszych słowach o co chodzi. Wówczas udało mi się. Ale na tym się nie skończyło. Ostatnio telefonistka po przedstawieniu mi się, powiedziała iż ma bardzo istotne informacje dotyczące mojej karty, ale... No właśnie muszę tylko poddać się weryfikacji, co nie bez oporów zrobiłam i otrzymałam następną "super okazję", "mega promocję" oczywiście KREDYTU. Tym razem nie byłam zbyt czujna. A zatem remis.
Tuż po weekendzie majowym, znużona żelaznym grillowym menu, zapragnęłam odmiany kulinarnej. Poszłam na skróty, zamówiłam pizzę na telefon w restauracji Al Pomodoro specjalizującej się w kuchni śródziemnomorskiej. Spośród bogatej oferty wybrałam dużą pizzę hawajską. Zamówienie przyjęto bardzo sprawnie, pizzę dostarczono mi do domu po upływie 25 minut. Nie było problemów z wydaniem reszty, rachunek opiewał na 25.50, więc nie tak wiele. Do bardzo smacznej pizzy dołączony był sos pomidorowy, gęsty z dużą ilością czosnku. I jaka ilość! Duży plastikowy pojemnik pysznego sosu, a pamiętam, że jakaś pizzeria dodawała pojemniczek niewiele większy od kapsla. Brawo, brawo, brawo.
Od lat jestem klientką tego banku. Jeszcze dwa lata temu wyciągi z karty kredytowej otrzymywałam pocztą, była to forma mało doskonała, zwłaszcza jeśli chodzi o terminowość. Nie wiem po czyjej stronie leżała wina, banku czy poczty ale zdażało mi się otrzymać wyciąg już po upływie terminu płatności, co było karane bodaj kwotą 50 pln. Ale czasy się zmieniły i od mniej więcej dwóch lat wyciągi otrzymuję pocztą elektroniczną. Jakaż ulga, wyciąg otrzymuję chroniony hasłem, przynajmniej na trzy tygodnie przed terminem płatności. Zawsze odpowiednio wcześniej. Oto nowoczesne podejście, niezawodne i pewne.
W tym banku byłam ostatnio towarzysko. Lokal ogromny (powierzchnia ogólnodostępna ok. 100 m2 ) przy głównej ulicy na warszawskiej Woli. Szyld czytelny, wejście czyste, godziny otwarcia dobrze widoczne na drzwiach. Wnętrze mające dawno za sobą czasy świetności, ale starannie utrzymane. Dla klientów przeznaczono trzy stanowiska otwarte, jedno stanowisko za ogromnym kontuarem (Western Union) oraz dwa okienka kasowe, czyli dwa otwory w ścianie. Klienta od kasjerki oddziela gruba szyba z wyciętym półkolem do podawania dokumentów i pieniędzy. No włąśnie, ja byłam ze starszą osobą, która ciągle próbowała przystawić ucho do otworu by coś usłyszeć i zrozumieć, a i tak nic to nie dawało. Kasjerka krzyczała wniebogłosy i wszyscy klienci ją dobrze słyszeli, tylko nie obsługiwana właśnie kobieta. Czy bank, który ma na pierwszy rzut oka ma klientelę w mocno podeszłym wieku, nie powinien rozwiązać inaczej kwestii związanych z obsługą starszych ludzi?
Kilka dni temu, przy okazji wizyty w Blue City, tuż przed zamknięciem centrum wstąpiłam do Coffeeheaven na małe co nieco. Mimo późnej pory zostałam przywitana miłymi słowami i szerokim uśmiechem przez trzyosobowy zespół. Ponieważ sama nie byłam zdecydowana na złożenie szybkiego zamówienia, wahałam się między kawą, a czymś bardziej stosownym na tę porę dnia. Tu z pomocą przyszła mi młoda dziewczyna z obsługi, proponując Strawberry Extreme. Drodzy Państwo, oto rozkosz dla podniebienia równie orzeźwiająca jak kawa, ale bardziej zniewalająca. Cena może trochę wygórowana, jak zresztą cały asortyment w tejże kawiarni, ale trudno. Warto było! Polecam.
Na zakończenie zakupów w CH Blue City wstąpiłam do sieciowego sklepu aptecznego po kilka drobiazgów. Tłumów nie było, w sklepie panował porządek, niespiesznie wrzuciłam kilka produktów do koszyka. Jedna oferta skusiła mnie szczególnie, a mianowicie wg. informacji zamieszczonej przy produkcie, do dezodorantów w sprayu 150 ml firmy Nivea dodawany był antyperspirant 35 ml gratis. Ponieważ gratisów nie było przy produkcie, uznałam że otrzymam go przy kasie. Akurat jak podchodziłam do kas utworzyła się niewielka kolejka, toteż niemal natychmiast pojawiła się kasjerka i otworzyła trzecia kasę, zapraszając mnie do siebie. Pospiesznie zeskanowała wszystkie produkty pakując je natychmiast do torebki i zaproponowała jakiś produkt Vichy w supercenie. Odmówiłam i zreflektowałam się, iż nie otrzymałam gratisu. Zapytałam o to kasjerkę, a ona mi na to odpowiedziała, że ona nie ma już damskich. Poprosiłam zatem o męski antyperspirant, na co kasjerka lekko urażona przyniosła ni ten produkt z innej kasy. A zatem zastanawiam się, czy gratisy należy wyrywać, bo jednak się klientom nie należą?
Przy okazji wizyty w Złotych Tarasach, wstąpiłam po gazetę i bilety do saloniku prasowego Inmedio. Niestety w środku panował straszny zaduch, był spory tłok, w kolejce do kasy czekało sześć może siedem osób. Mimo iż były dwie pracownice za kontuarem to właściwie tylko jedna obsługiwała klientów. Druga podliczała coś stojąc z boku, niekiedy podając jakieś kupony loteryjne. Czas oczekiwania uprzyjemniałam sobie rozglądając się po saloniku: imponujący jest wybór gazet i czasopism, wyeksponowanych na regałach ściennych, natomiast wystrój nie zachwyca. Nad regałami wiszą hangery ze zdjęciami dekoracyjnymi, które odklejają się od podłoża, szyby są brudne i pooklejane resztkami taśmy klejącej. Lada kasowa jest zabudowana różnymi ekspozytorami gum do żucia, batonów, napojów i tym podobnych, że już prawie nie widać kasjerki. Nie dba się tutaj o klienta tylko nachalnie bombarduje dodatkową ofertą spożywczą.
Dwa miesiące temu oddałam do naprawy gwarancyjnej telefon komórkowy w sklepie firmowym Ery w Mińsku Mazowieckim. Ponieważ naprawa została załatwiona niezwykle sprawnie, a nawet dodatkowo, nieodpłatnie została wymieniona szybka wyświetlacza, wróciłam wczoraj z psującą się ładowarką. Po powitaniu konsultantka nawiązała ze mną kontakt wzrokowy, dopytała o cel wizyty i w sposób grzeczny i rzeczowy uświadomiła mnie, że gwarancja nie obejmuje już tego typu problemów. Zaproponowała mi sprzedaż nowej ładowarki w jednorazowej, promocyjnej cenie 9,99. Ucieszyła mnie niesłychanie, tym bardziej, że bez tego "handlowego " gestu zapłaciłabym kilkadziesiąt złotych. Dokonałam szybkiego zakupu, usłyszałam miłe słowa pożegnania i w pełni usatysfakcjonowana opuściłam sklep. Oto miejsce warte polecenia.
Skuszona bardzo agresywną polityką cenową paliw Auchan przy Wola Parku w Warszawie, w stosunku do pobliskich stacji należących do konkurencji (różnica na litrze rzędu nawet kilkunastu groszy), postanowiłam zatankować tutaj samochód przed dalszą podróżą. Do tankowania przeznaczonych jest dziesięć ponumerowanych stanowisk i trzy stanowiska kasowe. Kolejek nie było, najwyżej po dwa samochody. Szybko zatankowałam, podjechałam do kasy. Tam kasjerka szybko i uprzejmie mnie obsłużyła, uprzedziła moją prośbę pytaniem o fakturę, którą szybka wystawiła weryfikując jeszcze numer rejestracyjny samochodu. Odjechałam w pełni usatysfakcjonowana obsługą, może tylko dobrze byłoby żeby personel nie zapominał częściej wymieniać wodę do mycia szyb i uzupełniał zapasy rękawiczek jednorazowych.
Dzisiaj robiłam zakupy w supermarkecie Gross, o którym już raz pisałam. Nie będę więc opisywała negatywnych wrażeń jakie odnosi się oglądając ten sklep z zewnątrz. Nic przecież się nie zmieniło od trzech tygodni. Ale chciałam napisać o głównym wejściu. Po przejściu szklanych, automatycznych drzwi ( porysowanych i poklejonych resztkami taśm) wychodzimy wprost na kilka regałów
wysokich na ok. 2 metry odwróconych plecami do wejścia. Widok raczej obskurny, ot szara płyta pilśniowa. Jednak obsługa sklepu wykorzystuje tę przestrzeń do umieszczania różnych informacji. Mamy na przykład trzy artykuły spożywcze w tzw. Promocji, tylko nie ma tam starej ceny, zatem nie wiem na jakiej podstawie jest to promocja, nie ma też określonego czasu trwania tejże promocji. Ale najgorsze, że czytam o trwającym konkursie firmy Posti, którego główną nagrodą jest wyjazd w Alpy, tylko niestety konkurs trwa....do stycznia 2010.
Plakaty zwłaszcza te konkursowe poodklejały się dlatego też za każdym otwarciem drzwi powiewają jak żagle. Zmęczona lekturą plakatów zakupiłam niezbędne produkty i wróciłam spiesznie do domu.
Od dwóch miesięcy regularnie przynajmniej raz w tygodniu, jeżdżę w sprawach rodzinnych z Warszawy do Szpitala Specjalistycznego w Rudce koło Mińska Mazowieckiego. Zazwyczaj korzystam z transportu zbiorowego. Trasa ta jest obsługiwana przez PKS Mińsk Mazowiecki. Początek trasy jest na przystanku w Alejach Jerozolimskich przy dworcu Ochota. Kierowcy parkują autobusy niedaleko, przy Muzeum Kolejnictwa, po to by na pierwszy przystanek zajechać o czasie. Na przystanku MZT Warszawa obok miejskich rozkładów jazdy, umieszczone są również rozkłady jazdy prywatnych przewoźników. Rozkłady są czytelne, zafoliowane, by zapobiegać wilgoci i aktualne. Szkoda tylko,że są umieszczone w gablocie tak, że nie widać dołu legendy. Autobus PKS do Mrozów i Rudki przez Mińsk Mazowiecki przyjechał chwilę, kierowca witał pasażerów sprzedając jednocześnie bilety. Sprawnie odliczył resztę, oddał bilet. Z przystanku odjechał niestety minutę wcześniej. Autobus był czysty, szyby przejrzyste, białe zagłówki tylko na co drugim siedzeniu. W autobusie był nawet kosz na śmieci! Kierowca znał trasę, technikę jazdy miał opanowaną. Podróż niestety z powodu wielu robót drogowych na trasie Warszawa - Mińsk wydłużyła się o jakieś 20 minut. Trudno mieć jednak pretensje do kierowcy, nie miał na to wpływu. Na pożegnanie odpowiedział Do widzenia, ale zwroty grzecznościowe nie są nigdy jego inicjatywą, lecz pasażerów.
Ostatni sklep, który odwiedziłam w CH Factory należy do sieci Vero Moda. I właściwie nie wiem co mnie skłoniło do wejścia do tego sklepu. Witryna nie urzekała ani kolorami, ani dekoracją ani ekspozycją towarów na manekinach. Właściwie jedyne określenie jakie przychodzi mi do głowy to nijakość. I jakby na przekór wchodzę do środka, ekspedientka wita się zdawkowo i udaje się w głąb sklepu porządkować towar. A jest co, na kilku stołach niezliczone ilości towaru w totalnym chaosie. To obniżka cen wybranych towarów: -20% od ceny na metce. A na metce już widoczna przynajmniej jedna obniżka. Zaczynam zatem szperać, przerzucać, kopać - może coś znajdę. Znajduję towary brudne i bardzo brudne, uszkodzone lub wybrakowane, jest też prosta, bawełniana tunika niestety z czterema dziurami i to wcale nie na szwie. Nawet za 29.99 - 20 % to się nie opłaca. Może taki towar należałoby jednak spisać na straty, albo czekać kilka lat, aż znajdzie się amator mody grunge i kupi ten artykuł.
Ale ja dalej kopię i udaje mi się wyszperać t-shirt w moim rozmiarze o ciekawym kolorze. po bardzo atrakcyjnej cenie. Kupuję i wszystko idzie sprawnie zgodnie ze standardami. A zatem można w tej bylejakości coś znaleźć dla siebie, trzeba przekopać jedynie sterty towaru, który być może nie powinien już być na sklepie.
Przy okazji wizyty w CH Factory w Ursusie, wstąpiłam do sieciowego sklepu z obuwiem Venezia. Sklep zachęcał do wejścia bajecznie kolorowymi kolekcjami wiosennego obuwia, a zestawienia monochromatyczne na każdym stole ekspozycyjnym potęgowały wrażenie. Do momentu przekroczenia progu sklepu. Tam napotkałam
wzrok trzech ekspedientek stojących razem przy kasie, które na krótki ułamek sekundy przerwały rozmowę i nic. Ani słowa na dzień dobry, nic. Zatem ja przywitałam się, usłyszałam odpowiedź, po czym panie
natychmiast powróciły do przerwanej rozmowy, już znacznie cichszej,stłumionej, żeby nie przeszkadzać. Lecz mój entuzjazm już zmalał, rozejrzałam się wokół. Prawdę powiedziawszy sklep był czysty, towar ometkowany, uzupełniony i uporządkowany. No może z jednym wyjątkiem: na wystawach przy kilku artykułach brakowało cen.
Więcej zgrzytów nie zauważyłam. Gdybyż można było przypomnieć zespołowi tego sklepu o podstawowych formach grzecznościowych - byłoby bardziej profesjonalnie i miło klienteli.
Sklep Solar mieści się outletowym Centrum Handlowym Factory w podwarszawskim Ursusie. Do wejścia do sklepu zachęcają dwie ogromne, przeszklone witryny z kolorowo ubranymi manekinami, brak zbędnej dekoracji, tylko towar. Wnętrze sklepu przestronne , jasne, również pozbawione elementów dekoracyjnych, zachęcające do zakupów i kuszące jedynie feerią barw ubrań damskich i dodatków. A na wejściu uśmiechnięta ekspedientka (jedna a trzech obecnych, wszystkie ubrane na czarno) z radosnym "Dzień dobry". Zachęcona rozglądam się po sklepie, na wejściu dwa stoły z ekspozycją apaszek, a dalej dwa rzędy stojaków, na których ubrania są eksponowane zgodnie z kodem kolorystycznym. Bliżej środka szaleństwo barw, przy ścianach raczej kolorystyczna klasyka: czernie, beże i brązy, nad wieszakami odpowiednio dobrane torby, apaszki a czasem korale.Wszystkie artykuły posiadają etykiety cenowe na których zawsze widać cenę aktualną i tę sprzed obniżki. Po kilku minutach zjawia się ekspedientka nienachalnie i dyskretnie proponując pomoc. Rezygnuję z tej pomocy, więc odbiera tylko wybrane przeze mnie rzeczy i niesie do przymierzalni Do przymierzania można zabrać najwyżej 4 sztuki, zatem ekspedientka dyskretnie wymienia ubrania, tak aby za jednym podejściem można było przymierzyć wszystko. Jeszcze tylko wymiana rozmiaru i zadowolona kieruję się do stanowiska kasowego. Tam obsługa jest szybka i sprawna: płacę, otrzymuję towar zapakowany w firmowa papierową torebkę, paragon i uśmiech na koniec.
Ponieważ rozchorował się mój psiak ,zmuszona byłam udać się do apteki po lekarstwo, które wypisał mi lekarz na receptę. Najbliższą apteką jest ta należąca do sieci Cefarm. Położona jest w głębi osiedla w pobliżu supersamu, poczty, kwiaciarni, piekarni itd. Ot dobry punkt na handel, zwłaszcza że konkurencja jest jakieś 3-4 przystanki autobusowe. Apteka z daleka kusi dużym, dobrze widocznym szyldem, wnętrze jest niezbyt przestronne, ale dobrze oświetlone. Do obsługi klienta przewidziano 3 stanowiska, z czego najwyżej dwa są otwarte (zwłaszcza popołudniami, gdy ruch się nasila), personel jest uprzejmy i kompetentny. Wewnątrz dla strudzonych klientów stoi stolik z dwoma krzesełkami, obok zbiornika z wodą - brak tylko kubeczków, o które trzeba poprosić. W ostatnich czasach zniknął pojemnik na przeterminowane leki, ale obsługa nie robi problemów, zawsze je ode mnie odbiera. Jeśli chodzi o asortyment oprócz farmaceutyków jest też poważna oferta kosmetyków zarówno polskich jak i francuskich. W przypadku braku jakiejś pozycji, pada propozycja sprowadzenia specyfiku już na następny dzień. Ceny są przystępne, choć brak programu lojalnościowego ot choćby dla seniorów. Sporo tych plusów, ale są dwie irytujące sprawy. Obsługa zawsze sugeruje kupno większego opakowania, poufale podpowiadając, że będzie taniej. Niestety nigdy nie usłyszałam propozycji tańszego zamiennika. Czyżby chodzi tu jedynie o wysokość obrotów?
Od kilku miesięcy posiadam cudownego i sympatycznego psiaka, który niestety często choruje. Praktycznie raz w miesiącu jest na kuracji antybiotykowej. Najpierw leczyłam go w pobliżu miejsca zamieszkania, ale ponieważ nie zauważyłam znaczącej poprawy, udałam się do dużej kliniki w sąsiedniej dzielnicy. Znałam ją, bo tam leczyłam wcześniej moje inne zwierzęta jak mieszkałam w tamtych okolicach. Wnętrze zmieniło się, poczekalnia jest przestronna, jest ogólnodostępna waga dla zwierząt oraz automat do kawy oraz toaleta. Obsługa recepcji jest spontaniczna ale kompetentna, zna również dobrze asortyment karm i innych specjałów dla zwierząt domowych, który przy okazji można tu kupić. Lekarzy różnych specjalności zwłaszcza w tzw. godzinach urzędowych jest wielu, dużo personelu pomocniczego, na miejscu jest nawet rentgen, oraz szpitalik. Czas oczekiwania na wizytę waha się , w zależności od ilości pacjentów, ale nigdy nie zdarzyło mi się czekać dłużej niż godzinę. I wreszcie ceny... niskie stosunkowo, wiele leków można dostać na miejscu, ewentualnie receptę do zrealizowania w aptece. Naprawdę piątka z plusem.
W godzinach popołudniowych wyskoczyłam do sklepu osiedlowego Gross. Mieści się on w obskurnym, wolnostojącym blaszaku. Elewacja niezbyt zachęcająca, zniszczona niewyszukanymi epitetami osiedlowych pseudo - graficiarzy. Wejście do sklepu też niezbyt zachęcające, szyby porysowane, krzywo obklejone przypadkowymi informacjami i promocjami. Ale w środku już lepiej. Sklep jest dobrze oświetlony, bardzo dobrze zatowarowany, obsługa na działach świeżych wystarczająca. Trzeba przyznać,że ten sklep kusi dobrym położeniem (otoczony blokami) i szerokim asortymentem produktów paczkowanych zarówno spożywczych jak i przemysłowych z wyjątkiem może produktów świeżych. Warzywa, owoce oraz wędliny pozostawiają wiele do życzenia, zarówno pod względem jakości jak i asortymentu.Również samo stoisko serowo-wędliniarskie nie zacheca do zakupów np: lustro wielkie na całą ścianę jest popękane, poklejone
etykietami wagowymi i brudne.Towaru w ladach mało i byle jak wyeksponowany. Ale za to jak miniemy dział produktów świeżych, to półki są pełne, bogaty wybór, niezłe stanowisko alkoholowe oraz praktycznie brak kolejek przy kasach. Personel jest miły, pomocny i dosyć grzeczny. Jednak czasem zapominają o podstawowych zwrotach grzecznościowych.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.