Musiałam się udać do Empiku - kupione trzy dni wcześniej głośniki okazały się niesprawne. Dobrze, że sprawdziłam to zanim spakowałam prezent. W drzwiach przywitał mnie ubrany w garnitur ochroniarz. Udałam się od razu do kasy. Jak zwykle w tej sieci - odpowiednia ilość kasjerów na stanowiskach. Brak dużych kolejek. Poczekałam tylko na jedną osobę. Okazało się, że niepotrzebnie - dowiedziałam się, że reklamacje udziela się w Punkcie Obsługi Klienta na drugim piętrze. Udałam się tam od razu. W tym Empiku udogodnieniem są ruchome schody.Na pierwszym piętrze od schodów prowadziły duże czerwone strzałki przyklejone na podłogę z napisem wyprzedaż. Ciekawy sposób na oznaczenie interesujących punktów w tak dużym sklepie. Dotarłam na odpowiedni poziom. POK był dobrze oznaczony - dużymi białymi literami na czarnym tle. Przy trzech stoiskach - troje klientów. Znowu nie musiałam długo czekać. Kiedy zostałam poproszona o podejście nie musiałam długo tłumaczyć. Od razu reklamacja została przyjęta - podobno takie problemy z tymi głośnikami się zdarzały. Nawet nie było problemem to, że cena już została oderwana. Wcześniej płaciłam kartą, więc i zwrot mógł być zrobiony tylko przelewem. Szybko zrobione zostało uznanie karty. Reklamacja trwałą chwilę. Ogromny ukłon dla przyjemnych osób z personelu. Polityka firmy jest nastawiona jak najbardziej frontem do klienta. Jeszcze tylko zjechać na parter i już mnie żegna ten sam co wcześniej ochroniarz.
Wyjeżdżam na urodziny do siostry. W poszukiwaniu prezentu dotarłam do Empiku w Galerii Białej. Wiedziałam czego chcę - Szukam głośników w kształcie piesków (dzień wcześniej takie kupiłam, ale okazały się zepsute). Przeszłam między regałami. Wszędzie wyłożony towar. Czysto, kolorowo, przyjemnie. Jednak Empik ma tak dużo propozycji na prezent, że stwierdziłam, że jednak będzie dużo szybciej jak zapytam pracownika o to, czy są szukane głośniki. Pani ubrana w czarną koszulkę z logiem Empiku niedaleko wykładała czekoladki. Grzecznie, z uśmiechem na twarzy poinformowała mnie, że szukane przeze mnie głośniki były w grudniu - przed świętami Bożego Narodzenia. Ech... Znowu muszę wymyślić. Jakoś od razu skierowałam się do półek z grami planszowymi. I od razu wybrałam. Monopol z polskimi miastami. Jak spojrzałam na cenę chwilę się wachałam. 139,00 zł, jak na moją kieszeń to sporo. Ale jednak nie potrafiłam się oprzeć. Podeszłam do kawy - tam dwie kasjerki układały torby. Nie musiałam czekać w kolejce. Jedna z pań od razu mnie obsłużyła. Wymieniłyśmy jeszcze żarciki o pojemności kobiecych torebek - bo oczywiście miałam problem ze znalezieniem karty płatniczej. Wyszłam zadowolona. Lubię tą sieć - jak zwykle przyjemna atmosfera, sklep ze swoim klimatem, młody personel.
Wybierałam się do siostry na 16 urodziny. Szukałam jakiegoś pomysłu. Wiedziałam czego nie chcę. Nie chciałam jej dawać niczego z ubrań, kosmetyków i książek. W Empiku zawsze jakiś pomysł można podchwycić. Po przejściu przez obrotowe drzwi przywitał mnie ochroniarz. Salon Empik na Marszałkowskiej jest trzy poziomowy. Przeszłam więc przez parter i wjechałam schodami ruchomymi na pierwsze piętro. Od razu naprzeciwko schodów zobaczyłam półki z prezentami. Te różne różności były fascynujące. gumowe kaczuszki, grające miśki, porcelanowe figurki, skarbonki w różnych kształtach, pudełka, zegarki ramki. Były ciekawe gadżety. Na oglądaniu wszystkiego spędziłam dwie godziny - wszystkiego nie obejrzałam oczywiście, ale naprawdę wiele. Najpierw zastanawiałam się nad kolorowym budzikiem, jednak jak wzięłam do ręki, zegarek okazał się z plastiku - postanowiłam poszukać czegoś mniej tandetnego (ogromny plus dla sklepu - wszystkiego można dotknąć i sprawdzić wcześniej jak działa - nikt nie patrzy na ręce, nie traktuje Cię jak złodzieja). I znalazłam. Głośniki w kształcie psów. Na początku założyłam sobie, że prezent nie przekroczy wartości 60 zł. Głośniki były w cenie 99,99zł. Ale wyglądały na warte ceny. Wybrałam najmniej zniszczone pudełko (z dwóch dostępnych). Muszę przyznać, że towar nie był pedantycznie poukładany na półkach. Nierówno stojące przedmioty, przynajmniej po jednym z każdego rodzaju rozpakowany. Ale to dodaje klimatu. Nie muszę się siłować z wyjęciem czegoś z pudełka skoro już jest wyjęte. Kurzu na półkach też trochę było. Ale jak dla mnie Empik i tak nie stracił w oczach - po prostu lubię ten sklep. Z wybranym prezentem poszłam dalej. Pod napisem "wyprzedaż" znalazłam śliczny kalendarzyk (zniżka aż 90%) - z 29,90 przeceniony na 2,99 zł. Dopiero zobaczyłam dwie pracownice dokładające towar. Nie rzuały się w oczy - podoba mi się strój służbowy Empiku - czarne koszulki z białym logo, identyfikatory - młodzieżowo i nienachalnie. Poszłam dalej. Na stoisku z artykułami szkolnymi znalazłam karteczki-zakładki. Zastanawiałam się jeszcze nad papierem do pakowania - mają duży wybór, ale ceny za sztukę mnie przeraziły trochę - 5,99 zł za rolkę to sporo. Udałam się na dół do kas. Otwartych sporo stoisk. Czekałam na obsłużenie tylko jednego klienta i już byłam przy kasie. Kasjer mnie przywitał, był miły. Okazało się, że się uczy - koleżanka tłumaczyła mu jak się nabija zniżki (dziwnie to wyglądało - on próbował poświęcać mi uwagę, a ona mu ewidentnie przeszkadzała, jeszcze miała pretensje, że nie poświęca jej 100% uwagi - a mogła powiedzieć mu wszystko 2 minuty później, po odejściu klienta od kasy - przynajmniej nie wyglądało by to tak niegrzecznie). Zapłaciłam za zakupy. Kasjer zapakował wszystko do torby reklamowej Empik. Przy wyjściu ochroniarz mnie pożegnał mnie ochroniarz.
Wizyta trwała moment. Jadąc z Warszawy do Białegostoku zachciało nam się (mi i mojemu chłopakowi) hot dogów. Weszliśmy na stację. Pusto. Czysto. Przy kasie młoda dziewczyna w czerwonej firmowej kurce. Kiedy usłyszała po co dokładnie przyjechaliśmy grzecznie nas poinformowała, że niestety na hot dogi trzeba czekać około 20 minut, ponieważ chwilę wcześniej była wycieczka. Przeprosiła nas ładnie. Cóż... bywa. Na szczęście nie byliśmy wygłodniali, więc zrozumieliśmy zaistniałą sytuację. W zasadzie hot dogi to dodatkowy produkt. Ekspedientka również potrafiła wybrnąć z sytuacji. Chyba to dzięki niej nie wyszliśmy rozczarowani. Bardzo profesjonalna pani.
Zajechaliśmy z chłopakiem na stację (to był trzeci orlen na który dotarliśmy w przeciągu godziny), by po prostu kupić po hod dogu. Po wcześniejszych pierwszym momencie nie zwracałam uwagi na to co się dzieje na stacji. Szłam po prostu do kasy. Jedna kasjerka. Przy kasie jeden klient. Jakie było moje zdziwienie kiedy od razu przyszła następna kasjerka (podobnie jak koleżanka-w śnieżnobiałej wyprasowanej bluzce, bardzo reprezentatywnie dziewczyny wyglądały) i się nami zainteresowała (bardzo miło mi się zrobiło, bo nie było przecież kolejki). Na tej stacji na szczęście hot dogi były. Szkoda, że naszego ulubionego sosu Tysiąca Wysp nie było - ale czosnkowy również okazał się dobry. Pani zaproponowała nam jeszcze Red Bulle. Oczywiście nie zapomniała o zapytanie o kartę Vitay. Dopiero wychodząc rozejrzałam się po sklepie. Na półkach towar idealnie poukładany, czysto - brak kurzu. Nie zdziwiło mnie to specjalnie, ponieważ bywam na tej stacji i nie przypominam sobie, by było tu inaczej.
Potrzebowałam farby do włosów. Udałam się więc do Rossmana na ul. Puławskiej. Weszłam do środka - pięknie oświetlone wnętrze. Kasjerce zgłosiłam kupiony chwilę wcześniej w innym sklepie eLinear (powiedziała, że bez problemu mogę wejść). Farby do włosów były od razu we wnęce po prawej od wejścia. Już dwie panie szukały koloru dla siebie. Trudno mi było się zgrabnie wcisnąć, zwłaszcza, że na środku stał towar, który dziewczyna z personelu wykładała. Nie mogłam dostrzec linii moich farb. Zapytałam pani układającej farby na półkach. Okazało się, że farby są nie tylko we wnęce ale jeszcze na ścianie dalej. Niestety nie było Intensywnej Czerwieni Palette (w ogóle nie było czerwieni Palette). Półkę wyżej stały farby Syoss. I tam interesujący mnie kolor był. Zastanawiałam się chwilę - ponieważ moje włosy różnie reagują na farby, nie każda mnie "bierze". Zdecydowałam się - chociaż zamiast 12,99 zł (za Palette) musiałam zapłacić 17,99 zł. Zadowolona poszłam dalej (miałam nadzieję znaleźć coś na 16 urodziny siostrze). Były nawet ciekawe zestawy kosmetyków, jednak ostatnio taki zestaw ode mnie dostała - musiałam wymyślić coś innego. Przeszłam się między pólkami. Przy wejściu, gdzie znajdują się kosmetyki do pielęgnacji twarzy, trudno było przejść. Jednak dalej już swobodnie wymijałam oglądających towary klientów. Podłoga lśniła odbijając jasne światło lamp. Na półkach poukładane - widać, że cały czas ktoś pilnuje, by przełożone przez klientów towary szybko wracały na swoje miejsce. W dziale dziecięcym była chyba promocja - bo półki z pampersami wiły pustką. Na szczęście one mnie nie interesowały. Przeszłam jeszcze wzdłuż kosmetyków i perfum i udałam się do kolejki. Prze de mną 5 osób. Jednak trzy kasy były otwarte, więc nie stałam długo. Jeszcze w między czasie złapałam żel Lady Speed Stick (kończył mi się akurat, a był w promocji po 7,99). Przy kasie zostałam mile obsłużona. Kasjerka wyglądała na zamyśloną. Jednak kiedy zapytałam o płatność kartą jakby się ocknęła, odwzajemniła mój uśmiech i udzieliła odpowiedniej informacji. Wyszłam ze sklepu zadowolona. Po powrocie do domu pomalowałam włosy. Cieszą mnie rezultaty.
Wyszłam z domu na dosyć konkretne zakupy. Potrzebowałam farby do włosów, eLineara oraz (tu odrobinę mniej sprecyzowane) prezent siostrze na jej 16 urodziny. Szłam wzdłuż ulicy Puławskiej. Kiedy zobaczyłam kosmetyki w witrynie sklepu - ucieszyłam się bardzo. Sklep znajduje się w starej kamienicy. Myślałam, że będzie trochę drożej niż w sieciowych drogeriach, ale byłam ciekawa tego miejsca. Przy wejściu malutkie koszyczki zakupowe. Niewielkie na pierwszy rzut oka wnętrze wypełniało niezbyt intensywne światło. Jedna z trzech pań z personelu pomagała starszej kobiecie w wyborze perfum na prezent. Druga wykładała towar na półki. Trzecia robiła coś przy kasie. Kosmetyki były ustawione wokół pod ścianami. Chwilę zajęło odnalezienie interesującej mnie firmy oraz konkretny kosmetyk. Kiedy wzięłam eLinear do ręki zza regału wyszła pracownica i pospiesznie zapytała czy w czymś pomóc. Rozumiem, że to jej obowiązek, ale poczułam się dziwnie, jakbym chciała ukraść. Powiedziałam, że już znalazłam interesujący mnie przedmiot. Zapytałam czy są farby do włosów. Znalazłam je w pomieszczeniu dalej. Bardzo ciasny sklepik i być może dlatego nie znalazłam tam farb Palette (nie tylko mojego koloru - zupełnie tej firmy nie posiadają w ofercie). Udałam się do kasy. I to był chyba najprzyjemniejszy moment przebywania w sklepie. Przy kasie było miło. Ekspedientka uśmiechnięta, dostałam próbkę podkładu oraz zaproszenie do wizażystki. Nawet cena eLineara była miłym zaskoczeniem - 54,99zł za Bourjois Paris jest zdecydowanie ok. Nie mogłam znaleźć w torebce karty płatniczej - jeszcze pożartowałam z ekspedientką na temat pojemności torebek. Usłyszałam na koniec jeszcze przyjemne pozdrowienia.
Bardzo rzadko zachodzę od Bomi - jak dla mnie są tam zbyt wysokie ceny. Jednak tego dnia miałam kupić kawę do ekspresu Dolce Gusto. Europlex jest ode mnie aż trzy przystanki tramwajem. Jednak w żadnym ze sklepów po drodze (dwa spożywcze osiedlowe i 3 supermarkety) nie było szukanego przeze mnie produktu. Bomi miał być ostatnim odwiedzonym sklepem. Wcześniej kupiłam ciastka. Przed wejściem oczywiście zorientowałam się, że nie mam 2 zł do szafki do depozytu. Przed linią kas stał ochroniarz, któremu wspomniałam o ciastkach. On mi miło podziękował. Bardzo sympatycznie mi się zrobiło, bo ochrona jednak zazwyczaj nie sprawia najlepszego wrażenia. Weszłam do sklepu. Produkty ułożone intuicyjnie. Bardzo szybko znalazłam półki z kawą (mimo, że w Bomi byłam chyba tylko dwa razy i to w innych sklepach). Były też moje pastylki do ekspresu. Szkoda, że tylko dwa rodzaje były (szukałam Espresso, wybrałam Cappuccino). Między półkami widać było krzątający się personel. Sklep trochę ciasny (ale na szczęście nie miałam wózka - nawet koszyczka). Do kasy dostałam się szybko. Przede mną dwie osoby było. Kasjerka szybko się uwijała, ale sprawiała wrażenie smutnej, nie odwzajemniła mojego uśmiechu - ale każdy chyba może mieć gorszy dzień. Przed zapłaceniem (za opakowanie 24,99 - jakieś 2 zł drożej niż zwykle) poinformowałam o ciastkach, które zgłaszałam wcześniej. I jakby spod ziemi pokazał się ten sam uśmiechnięty ochroniarz potwierdzając z żartem moje słowa. Zadowolona mogłam wracać do domu.
W oczekiwaniu na film w kinie Muranów postanowiliśmy z chłopakiem napić się kawy (w zasadzie dla zbicia czasu - mieliśmy jakieś 20 min jeszcze do seansu). W wejściu do kawiarni - pan sprzedający książki. W prawdzie nie podeszłam obejrzeć, ale nadawało to takiego artystycznego klimatu już "od progu". Przy kasie sympatyczny długowłosy pan. Wzięliśmy dwie kawy i coś słodkiego. Ceny oczywiście wysokie - czyli standardowe dla takich lokali. Ale jakość obsługi - rewelacyjna. Kasjer rzucał żarciki (bardzo przyjemne i na miejscu), zagadywał, uśmiechał się. Poczuliśmy się z chłopakiem jakbyśmy wpadli na kawę do znajomego a nie do lokalu w którym jesteśmy pierwszy raz. Do stolika usiedliśmy bardzo zadowoleni. Stolików sporo - mimo, że było przed samym seansem - nie musieliśmy stać. Krzesełka takie "reżyserskie" (były również miękkie kanapy). Czystość przyzwoita - stoliki czyste, podłogi również. Klimat wspaniały. Mimo dużej powierzchni lokalu było przytulnie. Bardzo mile się zaskoczyłam.
Czwartek wieczór. Wybieraliśmy się z chłopakiem do kina na 20:30. Stwierdziliśmy, że przed seansem zjemy pizzę. Do Pizzerii na Nowolipkach trafiliśmy przez przypadek. Jakieś 500 metrów wcześniej, na Al. Jana Pawła II była pizzeria Dominium, do której się wybieraliśmy. Miejsce parkingowe znaleźliśmy właśnie przy Pizzerii na Nowolipkach - stwierdziliśmy, że warto wypróbować. Na przeciwko drzwi wejściowych - kucharze robią pizzę. Pani w fartuszku kelnerki informuje nas, że nie ma miejsc i trzeba poczekać (już cztery osoby stały w kolejce). Pomyślałam, że skoro są takie tłumy to nie będziemy żałować. Miałam chwilę na to, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Sprawiało wrażenie bardzo sympatycznego, powiedziałabym nawet, że poczułam się jak w miłej restauracji. Ciężkie zasłony w oknach, wysoki sufit, stoliki z drewna - klimat bardzo przyjemny. Nie czekaliśmy nawet dwóch minut - inna kelnerka zaprowadziła nas do stolika. I tu czar zaczął pryskać. Stolik maleńki - na pewno nie posadziłabym przy nim dwóch osób. Przy stoliku tylko jedno krzesło. Kelnerka wskazała gdzie jest drugie - przy stoliku obok dziewczyna trzymała na nim laptop. Sama musiałam poprosić o "zwrócenie" krzesła (kelnerka nie oszczędziła mi tej sytuacji - zwłaszcza, że laptop został odstawiony bardzo niechętnie). Zagryzłam zęby i pomyślałam, że nie ma się czym przejmować. Kolejny problem - powieszenie płaszczy. Wieszak stał jeden - przy wejściu. siedziałam za ścianą i nie miałam ochoty pozostawiać ubrania w ogólnie dostępnym miejscu i nawet nie móc kontrolować czy jeszcze się tam znajduje. Powiesiliśmy płaszcze na swoich krzesłach - podobnie jak wszyscy wokół. Dostaliśmy karty. Ceny nieciekawe - ale cały czas wierzyłam, że smak potraw mi wszystko wynagrodzi. Ja wybrałam średnią SICILIANA (27zł), mój chłopak średnią QUATTRO STAGIONI (29zł). Kelnerka przyjęła zamówienie. Nie zapisała. Czas oczekiwania - 30 min (zazwyczaj na pizze czekam 20 min, ale jeszcze się pocieszam smakiem jaki zaraz poczuję w ustach). Rozglądam się ponownie - już z pozycji siedzącej (za dużo nie widziałam bo siedziałam przodem do ściany - innej możliwości nie było). Kurz na sztucznych kwiatach postawianych w wazonie na stoliku. Nieprzyjemny widok. Ściana brudna (gdybym nie była zmuszona na nią patrzeć to zapewne nawet bym na to nie zwróciła uwagi). Przyglądam się bliżej i tu aż się zaśmiałam - na ścianie płasko przylegał do powierzchni suchy komar z brunatną plamką wokół. Już sobie wyobraziłam jak ktoś (zapewne klient) minionego lata rozgniata to stworzonko i ono sobie tam wisi do teraz. Po tym widoku starałam już niczemu się nie przyglądać, bo się bałam zobaczyć czegoś jeszcze ciekawszego. Ale już musiałam - czystość stolika pozostawiała wiele do życzenia, pod stolikiem przy ścianie brud z kurzem! Patrzę dalej (miałam pół godziny na to przecież). Oczywiście zero prywatności. Każdą z trzech rozmów przy stolikach obok słyszałam doskonale - tak byliśmy ściśnięci. Na szczęście byłam zajęta kimś innym i nie nadstawiałam uszu. Chociaż bardzo zainteresowała mnie sytuacja przy stoliku obok - kelnerka zapomniała o pizzy dla pani (bo przecież nie musi zapisywać zamówień). Dziwna sytuacja. Pan w prawdzie potrafiła jakoś wybrnąć z tej sytuacji i poprosił o dodatkowy talerzyk. Podzielił się swoją Calzone. A mi pachniało. Byłam coraz bardziej głodna. I w końcu jest. Już nie przeszkadzał mi kurz ani martwy komar na ścianie. Rzuciłam się wygłodniała na jedzenie. I ostateczna porażka. Dodatków bardzo mało. Ale może to dobrze - bo były okropne. Ciasto zdecydowanie za cienkie. Jedząc czułam praktycznie tylko i wyłącznie smak soli. Sos pomidorowy - mdły, ale może to nawet lepiej przy tak "doprawionej" pizzy. Fuj. Mój chłopak, który podobnie jak ja, nie jest jakimś specjalnie wymagającym klientem również był pod wrażeniem tego jak można tak zepsuć pizzę. Jego danie było zimne (może lekko ciepłe). Zimne owoce morza? brrrrOboje zjedliśmy po dwa kawałki (i tu czujemy się bohaterami). Wstaliśmy, ubraliśmy się i zapłaciliśmy przy wyjściu - po co blokować stolik, skoro ludzie czekają.Jednak do tej pory intrygują mnie te tłumy w lokalu - może po prostu ktoś miał zły dzień i nie wychodziło mu robienie jedzenia? Nie wiem. Już się tam nie wybiorę na pewno.
We czwartek kumulacja lotto. Postanowiłyśmy więc z koleżanką pomóc szczęściu i zagrać. Udałyśmy się do Kolportera na Powsińskiej. W pierwszym momencie troszkę byłyśmy przerażone, ponieważ kolejka liczyła około 15 osób, a ekspedientka była tylko jedna. Nie zrezygnowałyśmy na szczęście, bo okazało się, że wszystko bardzo sprawnie idzie, nie stałyśmy w miejscu (wszyscy przyszli w tym samy celu co my, więc nie było marudzenia przy kasie). Już rozumiałam dlaczego druga sprzedawczyni mogła spokojnie zająć się dokładaniem prasy oraz pomocą niezorientowanym klientom. Podobał mi się profesjonalizm pani która obsługiwała. Standardowo ktoś próbował się "wepchnąć" na przód kolejki, z zapytaniem czy może w tym stoisku kupić doładowanie do telefonu komórkowego oraz, że od razu prosi. Pani bardzo grzecznie, z anielskim spokojem odpowiedziała, że mają doładowania w ofercie i zaprasza do kolejki. Miło mi się zrobiło, poczułam się doceniona i ważna. Kasjerka jeszcze zażartowała do nas wydając kupony. Jestem pod ogromnym wrażeniem do tej pani - obsługa sprawna, miła, bardzo profesjonalna. W sklepie porządek, gazety równo poukładane na półkach, lśniąca czystością podłoga. Tylko fakt, by stanąć w takiej długiej kolejce mógł odstraszyć na początku. Polecam.
Jak zwykle, kiedy jestem w Białymstoku postanowiłam zaopatrzyć się w pestki słonecznikowe. Poszłam więc do sklepiku osiedlowego "U Tadzika". Trzeba przyznać, że asortyment sklepu jest duży. Taki spożywczo-monopolowy. Cenę pestek ma bardzo konkurencyjną, a ceny innych artykułów również jak na mały sklep są bardzo przystępne. Kasjerka jak zwykle zażartowała. Ogólnie bardzo sympatycznie i tak "domowo" - w końcu to rodzinny interes:) Jeśli chodzi o czystość to bywa tam różnie. Tego dnia akurat było czysto i przyjemnie:)
Już od ponad miesiąca szukałam dobrego eyeliner'a. Miałam konkretne wymagania co do niego (przez te półtora miesiąca kupiłam już 4 i z każdym był problem - albo się kruszył, albo rozpływał, albo podrażniał oczy). Już dawno myślałam o tej drogerii, ale rzadko bywam w Białymstoku. W sklepie panował ład. Bez problemu znalazłam pułki z interesującym mnie kosmetykiem. Oczywiście skorzystałam z porady pani, która chętnie doradziła mi czarny eyeliner z pędzelkiem. Udałam się do kasy, gdzie bardzo miła kasjerka zaproponowała mi najpierw kompleks witamin za 1/3 ceny (chętnie skorzystałam z promocji) oraz założenie karty lojalnościowej. Miałam dużo czasu, więc udałam się do stoiska obok, gdzie był komputer i mogłam sama wypełnić formularz. Niestety na aktywację karty musiałam czekać około 30 min. W tym czasie poszłam na obiad w pobliskiej restauracji. Kiedy wróciłam "moja" kasa była już zamknięta. Ale nie było problemu z wytłumaczeniem drugiej kasjerce gdzie i dlaczego zostawiłam towar. Ze sklepu wyszłam zadowolona. Oby było więcej tak przyjaznych sklepów. A z eyeliner'a jestem bardzo zadowolona.
Znajoma poprosiła mnie o zamówienie książki w sklepie prodoks.pl . Kiedy ma się dostęp do internetu oraz konto internetowe w banku nie jest to problem. Strona jest bardzo intuicyjna. Dodatkowym plusem jest to, że przesyłka kurierska jest tańsza od PP. Jednak czar prysł kiedy przyszło do zapłaty. Podstrona z przelewem bankowym nie działała. Ostatecznie książkę zamówiłam za pobraniem. To dziwne, by sklep internetowy ograniczał tak ważną płatność.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.