Zakupiłam przez internet (użytkownik allegro pamela2504, sklep jw.) koc polarowy, który miał mieć wymiary 160x200. Otrzymałam kocyk nie dość, że cieniutki i marnej jakości, to przede wszystkim dużo mniejszy: 120x170. Właścicielka sklepu, kiedy zadzwoniłam powiedziała, że mogę koc zwrócić, ale na własny koszt (!). Była przy tym arogancka i bezczelna. Moje próby tłumaczenia, że dlaczego mam ponosić podwójne koszty wysyłki, nie odnosiły rezultatu, Właścicielka powiedziała, że albo akceptuję jej warunki albo zostawiam sobie kocyk i rozłączyła rozmowę. W następnym telefonie próbowałam jeszcze prosić o wysyłkę właściwego koca za pobraniem, ale Pani powtórzyła, że albo odsyłam towar na swój koszt albo go sobie zostawiam, i ponownie się rozłączyła. Później nie odbierała telefonów. Przypuszczam, że Właścicielka sklepu nie ma w sprzedaży takich koców, jakie wystawia. Oczywiście koca jej nie odeślę, bo na pewno mi pieniędzy nie zwróci
W Banku Millenium chciałam kupić kartę kredytową. Po wejściu zwróciłam uwagę na interesujący design: grafitowe ściany i wykładzina oraz różowe lady. Sprawia ta przyjazne wrażenie i bardziej przypomina wnętrze mieszkania niż banku. Stanowiska dzielą się na kasowe- przy wysokiej ladzie i obsługi klienta- miejsca siedzące. Jednak napisy informacyjne są umieszczone bardzo nisko, mniej więcej na wysokości pasa, co powoduje, że trudno się od razu zorientować gdzie należy się udać. Kiedy weszłam wszystkie stanowiska (dwa stojące i dwa siedzące) były zajęte, pracownicy obsługiwali klientów. Usiadłam i czekałam na swoją kolej, co zajęło mniej więcej 3 minuty. Kiedy jedno ze stanowisk się zwolniło, pracownik natychmiast mnie poprosił. Przywitał mnie i zapytał, w czym może pomóc. Poinformowałam o celu przybycia. Pracownik zapytał, jaki limit na karcie kredytowej mnie interesuje i jaka jest wysokość moich zarobków. Następnie przekazał te informacje koleżance i zapytał ją, jaką kartę ma mi polecić. Kobieta wymieniła konkretną nazwę, a wtedy pracownik podał mi ulotkę wspomnianej karty. Wobec braku dalszych informacji sama musiałam dopytywać między innymi o możliwy limit, opłaty, ubezpieczenie na wypadek zgubienia lub kradzieży, konieczność zgody małżonka. Pracownik tylko na część pytań potrafił mi odpowiedzieć, w większości dopytywał koleżankę. Sam nie wykazywał inicjatywy, był bierny, a także bardzo zestresowany, choć uprzejmy. Wobec tego powiedziałam, że jeszcze się zastanowię i pożegnana opuściłam bank.
Stanowisko obsługi było czyste, uporządkowane (nic się na nim nie znajdowało). Pracownik ubrany w białą koszulę, grafitowy garnitur, ciemny krawat. Posiadał identyfikator.
Sklep L’Occitane sprzedaje naturalne kosmetyki z Prowansji. Wystrój kojarzy się z nostalgiczną elegancją: estetyczne drewniane regały z zielono-złotymi wykończeniami, stylizowane na stare stoliki z wyeksponowanym towarem, kosze z kwiatami lawendy. Kosmetyki są uporządkowane wg typu (osobno do twarzy, włosów itp.). Dzięki opisom na regałach wszystko można bez problemu znaleźć. Interesujący i bardzo estetyczny jest strój sprzedawczyń: jasne bluzki i zielone fartuszki, co przypomina bardziej zielarnię niż sklep z kosmetykami i podkreśla naturalne pochodzenie specyfików.
Sprzedawczyni Małgorzata powitała mnie przy wejściu i od razu zapytała w czym może pomóc. Szukałam prezentu dla mamy. Pani najpierw zapytała, czy znam specyfikę firmy, a po moim potwierdzeniu zaczęła dopytywać o rodzaj produktu, wiek mamy, jej preferencje. Zasugerowała, że na pierwszy kontakt z tymi kosmetykami warto byłoby kupić zestaw mini produktów, żeby mama wypróbowała żel i balsam do ciała, krem do rąk, szampon, by później kupić ewentualnie to, co najbardziej się sprawdziło. Uznałam to za dobry pomysł, więc sprzedawczyni dopytując o gust mamy zaproponowała konkretną linię zapachową, na co chętnie przystałam.
Pani Małgorzata była uśmiechnięta, utrzymywała kontakt wzrokowy, odwoływała się do własnych doświadczeń. Znała składy proponowanych kosmetyków i ich działanie, barwnie opowiadała, gdzie i w jaki sposób konkretne składniki są pozyskiwane. Zadawała mi wiele pytań otwartych, aby dokładnie sprostać moim potrzebom. Wyposażyła mnie też w próbki innych specyfików, poinformowała o promocjach i nowościach. Przy wyjściu uprzejmie pożegnała.
Sklep L’Occitane sprzedaje naturalne kosmetyki z Prowansji. Wystrój kojarzy się z nostalgiczną elegancją: estetyczne drewniane regały z zielono-złotymi wykończeniami, stylizowane na stare stoliki z wyeksponowanym towarem, kosze z kwiatami lawendy. Kosmetyki są uporządkowane wg typu (osobno do twarzy, włosów itp.). Dzięki opisom na regałach wszystko można bez problemu znaleźć. Interesujący i bardzo estetyczny jest strój sprzedawczyń: jasne bluzki i zielone fartuszki, co przypomina bardziej zielarnię niż sklep z kosmetykami i podkreśla naturalne pochodzenie specyfików.
Sprzedawczyni Kamila przywitała mnie przy wejściu i pozwoliła rozejrzeć się po sklepie. Po chwili zapytała, w czym może pomóc. Ponieważ szukałam kremu do twarzy zapytała mnie o rodzaj cery i moje oczekiwania. Następnie opowiedziała o firmie, a także przedstawiła trzy produkty, które mogłyby mi odpowiadać. Omówiła szczegółowo nie tylko każdy specyfik, ale także jego główny składnik, pochodzenie owego składnika i jego działanie. Podsumowała swoją wypowiedź i zasugerowała, ku jakiemu kosmetykowi ona by się skłaniała, pozostawiając mi jednak wybór. Kiedy się zdecydowałam otrzymałam jeszcze 3 próbki innych kosmetyków, zaproszenie do Klubu Piękna (karta stałego klienta z rabatami) oraz zostałam poinformowana o najbliższych promocjach i nowościach. Pani Kamila była uśmiechnięta, mówiła z dużą pewnością siebie, entuzjazmem, bardzo zachęcająco. Przy wyjściu pożegnała mnie i zaprosiła na kolejne zakupy.
`Wchodząc do Cafe Club zauważyłam brudne naczynia oraz pozostawione gazety na 4 wolnych stolikach, na niektórych brakowało menu. Zajęte były 3 stoliki. Ponieważ znam menu od razu podeszłam do kasy (nie było kolejki). Pracownik obsłużył mnie natychmiast. Pani Marta ubrana była w firmowy strój (koszulka z logo), sprawiała wrażenie czymś zaprzątniętej, była poważna, nie uśmiechała się, a jej ruchy były nerwowe. Utrzymywała kontakt wzrokowy, zaproponowała do deseru kawę lub herbatę, następnie zapytała czy posiadam kartę stałego klienta i skasowała pieniądze. Wszystko to odbyło się szybko i sprawnie. Pani uprzedziła mnie, że czas oczekiwania na zamówienie może się wydłużyć do 10 minut. Kiedy zajęłam miejsce, na salę wszedł inny pracownik i sprzątnął stoliki. Swój deser otrzymałam po 5 minutach, czyli szybciej niż zapowiedziano.
Do działu cukierniczego udałam się po ciastka. Wybór był bardzo duży, co wyróżnia ten sklep z innych w okolicy. Przede mną znajdował się jeden klient, pracownik obsłużył go szybko. Kiedy przyszła moja kolej poprosiłam o doradztwo w sprawie „mokrych” ciastek dla dzieci. Pracownik miał dla mnie kilka propozycji, wybrałam jedną z nich, jak się później okazało ciasteczka istotnie smakowały dzieciom. Pracownik utrzymywał kontakt wzrokowy, uśmiechał się i dobrze znał asortyment. Stanowisko było czyste, szyby bez śladów palców, okruchy systematycznie sprzątane.
W dziale mięso/surówki były obecne dwie pracownice. Jedna obsługiwała klienta, druga nic nie robiła. Zapytałam, czy jest surówka z buraczków. Pracownica obsługująca powiedziała, że tak, druga udała się na koniec lady, gdzie są surówki nie pytając nawet, ile mi nałożyć. Poszłam tam za nią, by złożyć konkretne zamówienie. Pracownica zaczęła mi nakładać surówkę z modrej kapusty. Na moją uwagę, że to inna surówka, rozejrzała się z roztargnieniem i powiedziała, że „w takim razie buraczków nie ma”.
Obsługa niesympatyczna, niekompetentna, nawet nie stara się zrobić dobrego wrażenia. Na ogląd ogólny negatywnie wpływa też fakt, że świeżo umyta mokra podłoga bardzo cuchnęła. Poza tym w sklepie było czysto.
Sklep ma ciekawą ekspozycję: wiele ubrań jest ze sobą zestawionych (m.in. na manekinach). Ubrania uporządkowane według rodzaju oraz koloru. Odzież była porządnie rozwieszona, w sklepie panował ład, z głośnika płynęła przyjemna muzyka. Kiedy weszłam znajdowały się tam 3 pracownice: jedna przy kasie, jedna przebierała manekina, a jedna układała ubrania. Po ok. 2 minutach ta ostatnia zapytała, czy może mi w czymś pomóc. Poprosiłam o pomoc w wyborze spódniczki jeansowej. Pani doradziła mi krój i długość, była kompetentna i miła, uśmiechała się, utrzymywała kontakt wzrokowy. Także pracownik kasy był uprzejmy, bez problemu wydał resztę, zapakował mi torbę
Do Saturna udałam się, aby dokonać wstępnego rekonesansu telewizorów. W dziale telewizyjnym było około 12 klientów i 3 pracowników. Po 5 minutach od przybycia jeden z pracowników zapytał, czy może mi w czymś pomóc. Powiedziałam, że zastanawiam się nad kupnem telewizora plazmowego (stałam wówczas przy telewizorach Samsung). Pracownik powiedział, że jeśli plazma, to tylko Panasonic i zaprowadził mnie do telewizorów tej firmy. Jednak zupełnie nie potrafił uargumentować swojej rekomendacji. Po serii moich pytań o parametry techniczne, pracownik oddalił się mówiąc, że musi obsłużyć innych klientów i wręczył mi katalog Panasonic.
W dziale panował porządek, telewizory były włączone, ekrany czyste, katalogi różnych firm uporządkowane. Pracownik ubrany był w czysty strój firmowy, nie miał identyfikatora.
W Studiu Pięknego Ciała wybrałam rytuał SPA Pomarańczowa Przyjemność. W recepcji zgłosiłam przybycie i zostałam poproszona o poczekanie. Pracownik spóźnił się 10 minut i przeprosił, że musiałam czekać. Udałam się do gabinetu, w którym nie było osobnej przebieralni, więc pracownik zostawił mnie samą, abym się przebrała w specjalną bieliznę. Światło było przytłumione, co stwarzało przyjemną aurę. Natomiast z głośnika płynęła bardzo drażniąca, głośna i szybka muzyka, która zupełnie nie przystawała do relaksacyjnej atmosfery. Zapytany o możliwość zmiany muzyki, pracownik stwierdził, że tylko taką płytę ma w tym gabinecie. Poprosiłam o wyłączenie, bo zamiast się odprężyć denerwowałam się, reszta zabiegu odbyła się więc w ciszy, co psuło charakter zabiegu (na stronie internetowej widnieje taki fragment opisu tego zabiegu: Cały masaż odbywa się w rytm relaksującej muzyki i niesamowicie odpręża).
Sam zabieg był rzeczywiście przyjemny, wykonywany sprawnie i pewnie. Poczułam się odprężona. Po 60 minutach pracownik prosił, bym się ubrała i zostawił mnie samą. Sądziłam, że może zmienimy pomieszczenie, część zabiegu odbywa się gdzie indziej, tymczasem pracownik około 8 minut nie wracał, więc udałam się do recepcji. Zapytałam, czy to już koniec, recepcjonistka potwierdziła. Powiedziałam więc, że zabieg miał trwać 90, a nie 60 minut. Recepcjonistka sprawdziła to w ulotce, prosiła bym poczekała i gdzieś poszła. Wróciła po kilku minutach, przyznała mi rację i przeprosiła tłumacząc, że pracownik się pomylił. W związku z tym zostałam zwolniona z opłaty za zabieg. Doczytując w domu opis zabiegu zorientowałam się, że pracownik pominął jedną z trzech, środkową część rytuału. Fakt, że firma nie pobrała opłaty pozwolił jej wyjść „z twarzą”.
Do salonu kosmetycznego Lafayette wybrałam się na regulację brwi. Przez pracownika recepcji zostałam poproszona o zaczekanie na kanapie, kosmetyczka miała po mnie przyjść. Było już 15 minut po umówionej godzinie zabiegu, kiedy zapytałam recepcjonistkę, jak długo jeszcze będę czekać. Ta udała się do gabinetu i wróciła z informacją, że jeszcze około 10 minut, i tak też się stało (całkowite opóźnienie wyniosło więc 25minut, nikt mnie za nie nie przeprosił). W gabinecie okazało się, że kosmetyczka przygotowała stanowisko do pedicure, zaszło więc jakieś nieporozumienie. Sam zabieg regulacji brwi odbył się szybko, a pracowniczka była delikatna. Z efektu byłam bardzo zadowolona. Przeszkadzało mi jednak to, iż w czasie wykonywania zabiegu pani skarżyła się na system pracy w gabinecie, narzekała na zmęczenie. Stwierdziła też, że pracuje tam tylko dlatego, że mieszka w okolicy. Sprawiało to bardzo nieprofesjonalne wrażenie.
Gabinet był czysty, przyjemnie pachniał. Pracowniczka ubrana była w biały fartuch, zapięty tak, że odzież prywatna nie była widoczna.
Przed uroczystością rodzinną chciałam ułożyć swoje długie włosy. Fryzjerka Marta obejrzała moje włosy, sprawdziła jaką mam grzywkę i zapytała o moje preferencje. Poprosiłam o radę, więc pani po chwili zastanowienia powiedziała, jaki kształt mojej fryzury proponuje. Zaakceptowałam to. Fryzjerka działała dość szybko (ułożenie z umyciem zajęło jej ok. 50minut), sprawnie, jej ruchy były pewne. Przy tym w sposób niewymuszony i sympatyczny prowadziła ze mną rozmowę. Efekt był bardzo zadowalający.Niestety, cena wysoka (50zł).
Fryzjerka miała na sobie czysty strój firmowy, wyglądała schludnie.
W lokalu było brudno. Lustra zachlapane były prawdopodobnie lakierem do włosów, a na półkach zalegał kurz. Niektóre grzebienie także pełne były nieczystości między zębami. W trakcie mojej wizyty pani z obsługi zaczęła sprzątać, ale jednocześni obsługiwała recepcję, więc czynności porządkowe musiała ciągle przerywać.
Menu jest atrakcyjne pod względem graficznym i pozwala na duży wybór (szeroki asortyment, zróżnicowanie smakowe i wielkościowe). Desery bardzo smaczne i podane w atrakcyjny sposób. Ceny umiarkowane (smaczny i spory deser można zjeść już za 12zł). Obsługa uprzejma: sprzedawca mnie powitał z uśmiechem, powtórzył moje zamówienie, zaproponował dodatkowe pozycje do zamówienia, sprawnie skasował pieniądze i wydał resztę. Zostałam też poinformowana o czasie oczekiwania oraz o tym, że zamówienie zostanie mi dostarczone do stolika. Miałam czekać 10 minut, czekałam tylko 5 minut. Kiedy skończyłam, natychmiast pojawiła się obsługa z pytaniem czy podać coś jeszcze oraz czy może zabrać brudne naczynia. Przy wyjściu zostałam pożegnana.
W lokalu panował porządek, krzesła były równo ustawione, stoliki i lada czyste.
W sklepie było pusto, sprzedawczyni siedziała za ladą. Kiedy weszłam spojrzała na mnie, ale nie powitała mnie ani nie wstała. Zaczęłam oglądać sweterki, a następnie spódnice, co trwało około 4 minut. Sprzedawczyni tkwiła na swoim miejscu. Zapytałam ją o skład materiału spódnicy. Sprzedawczyni nie tylko tego nie wiedziała, ale także nie miała pojęcia, gdzie jest wszyta metka ze składem. W końcu znalazła i odczytała. Nie zadała mi żadnych pytań o moje preferencje, nie zaoferowała pomocy, wróciła na swoje miejsce.
Wystrój sklepu jest przyjemny, unosi się miły zapach, gra sympatyczna muzyka. Wszystko to zachęca do zakupów, z wyjątkiem sprzedawcy.
W restauracji Villa Magnolia byłam z mężem na romantycznej kolacji. Mąż rezerwując stolik wspomniał o charakterze wieczoru, więc stół był odpowiednio zaaranżowany (świece, rozsypane płatki róż). Zamówiliśmy zupę pomidorową i rosół oraz sałaty. Mój rosół okazał się pozbawioną smaku wodą z dużą dozą pieprzu. Po sali przechadzał się kierownik sali? właściciel? I wydaje się spontanicznie zapytał, jak nam smakuje. Podzieliłam się swoją opinią dotyczącą rosołu. Mężczyzna zabrał mój talerz (pytając mnie uprzednio o zgodę), przeprosił nas i obiecał wyjaśnić sprawę. W między czasie podano sałaty, bardzo smaczne. Mężczyzna wrócił, przyznał mi rację, ponownie przeprosił i zaoferował w ramach rekompensaty deser dla nas obojga na koszt firmy. Deserem okazał się przepyszny tort cytrynowo-truskawkowy.
Wydaje się, że wobec wysokich walorów smakowych innych dań, rosół należy potraktować jako wypadek przy pracy. Kuchnię oceniam więc bardzo wysoko, jeszcze wyżej obsługę. Ceny niestety także wysokie, ale warto odwiedzić ten lokal.
W empiku szukałam gry multimedialnej dla 8-letniego chrześniaka. Obsługa przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Pracownik nie tylko chętnie i z entuzjazmem zgodził się mi pomóc, ale wykazał się dużą wiedzą z zakresu gier dla dzieci. Poświęcił mi prawie 15 minut wprowadzając w tajniki gier dla dzieci i dopytując o preferencje chrześniaka. Zaproponował produkt, który nie odpowiadał mi cenowo, więc szybko zamienił go na inny, tańszy, ale nie mniej wartościowy, za co ręczył. Wszystko to w przyjaznej atmosferze, z uśmiechem, posługując się żartem i anegdotą. Z takim profesjonalizmem i pasją nie spotkałam się dawno.
Udałam się na film, ale dopiero na miejscu okazało się, że jest w 3D. Nie przepadam za takimi produkcjami, dlatego poprosiłam kasjerkę o opinię. Pozytywnie mnie zaskoczyła tym, że oglądała film i mimo iż jak stwierdziła, nie jest zwolenniczką 3D, to jej się podobał i poleciła mi. Rzeczywiście, nie rozczarowałam się. Poza tym pracowniczka była bardzo uprzejma, powitała mnie, powtórzyła zamówienie, życzyła miłego seansu. Uśmiechała się i utrzymywała kontakt wzrokowy. Sprawnie i szybko obsługiwała wszystkich klientów.
Przed kinem, w holu, jak i przy kasie było czysto.
Okna lokalu są duże, niczym nie zaklejone, widać przez nie co się dzieje w środku. Lokal jest przestronny, jasno oświetlony, czysty. Meble dobrze dopasowane i ustawione, nie zakłócają komunikacji. Leki i kosmetyki stoją w oświetlonych gablotach uporządkowane wg nazw firm, łatwo wszystko znaleźć i przyjrzeć się. Na ladzie panuje sterylny porządek. W aptece nie było personelu ani klientów, sprzedawca pokazał się dopiero kiedy usłyszał zamykane przeze mnie drzwi. Pani ubrana była w czysty fartuch, schludnie zapięty, włosy związane. Zapytała w czym może pomóc, w sposób chłodny, z poważnym wyrazem twarzy, bez uśmiechu. Zapytałam o pomoc w wyborze skutecznego środka uspokajającego bez recepty. Pani odpowiedziała, że wszystkie mają podobny skład i działają bardzo łagodnie, i czekała na moją reakcję. Zapytałam, czy łagodnie oznacza nieskutecznie, sprzedawczyni odpowiedziała, że tak. Po kolejnej chwili milczenia sprzedawczyni obejrzała się za siebie, gdzie stały leki uspokajające i zaczęła wyliczać mi ich nazwy. Nie mogłam się zdecydować, więc w końcu pani zapytała, czy prowadzę auto, a uzyskawszy odpowiedź odmowną sięgnęła po Valerin max mówiąc, że ma najwyższą zawartość waleriany. Zakupiłam produkt, podziękowałam i wyszłam, sprzedawczyni sama mnie nie pożegnała, odpowiedziała na moje.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.