Byłem na spacerze z synem i gdy zgłodnieliśmy postanowiłem zadzwonić do lokalu Pizza Hut i zamówiłem małą pizzę do odebrania w lokalu.
Szybko dodzwoniłem się i po krótkiej rozmowie z pracownicą lokalu udało mi się złożyć zamówienie na wybraną pizzę. Po kwadransie dotarłem do lokalu,
zostałem powitany przy wejściu. Od razu zwróciłem uwagę, że ja już pizzę zamówiłem. Pracownica nie była zdziwiona. Poprosiłem o stoik i podanie pizzy na miejscu.
Nie było z tym problemu. Zjadłem z synem pizzę, potem domówiłem napój. Obsługa była miła i rzeczowa. Personel upewnił się, że niczego więcej nie potrzebowaliśmy.
Sama pizza i napój smakowały nam. Potem poprosiłem o rachunek i długo nie czekałem na rozpoczęcie płatności. Później opuśniłem lokal a wychodząc zostałem pożegnany.
Sądzę, że w lokalu nie było jeszcze świątecznego nastroju. Pomimo porządku i ładnego wystroju lokalu nie odczułem, że zbliża się okres świąteczny. To lokal mógłby poprawić.
Podobnie drobiazg (np. mała firmowa czekoladka) dla dzieci z okazji Mikołaja albo nadchodzących świąt mógłby być zachętą dla dzieci i dorosłych do odwiedzenia lokalu ponownie.
Niedziela była upalna i dlatego postanowiłem kupić gotowe lody oraz wodę mineralną. Wybrałem sklep sieci Kaufland w Oławie. Do marketu udałem się z synem i jego babcią. W sklepie zastałem wielu klientów, nic dziwnego, bo na dworze było bardzo ciepło a w sklepie przyjemnie chłodno. Robiąc zakupy postanowiłem kupić jeszcze banany. Akurat był spory wybór deserowych bananów w dobrej cenie. Wybrałem sobie kilka ładnych sztuk. Potem udałem się po wodę mineralną. Lubię Kaufland za to, że posiada duży wybór różnych niszowych produktów. Np. można tam kupić wodę mineralną Magnesia z Karlovych Varów albo różne gatunki Muszynianki. Wybrałem co chciałem i udałem się po lody. Wybór był spory ale lody znanej marki wybrała ostatecznie babcia. Potem udaliśmy się do kas. Nie było dużych kolejek. Obsługa w kasach była wyjątkowo sprawna i szybka. Transakcje kartowe były realizowane szybko. Spędziliśmy w sklepie naprawdę niewiele czasu, szybko realizując zakupy. Sklep mogę polecić innym, którym jest akurat po drodze albo mijają posesję sklepu jadąc do/z autostrady A4.
Postanowiłem kupić coś słodkiego żonie i dziecku. Wybrałem sklep Lidl. Na wizytę udałem się z synem tuż przed godziną 19:00. Udało mi się bez problemu wejść do sklepu, choć pozostały może 2 minuty do zamknięcia sklepu. Wewnątrz widziałem jeszcze sporo klientów (około 20 osób). Wybrałem czekoladę oraz ciasteczka. Syn wybrał coś dla siebie. Zdziwiło mnie nieco zachowanie personelu. Ustawiła się duża kolejka do jedynej czynnej kasy a nikt z personelu nie reagował na kolejne dzwonki słyszane w całym sklepie. Ja słyszałem minimum 3 dzwonki. Stałem już w kolejce gdy pracownica podeszła do drugiej kasy i otworzyła ją. Kilku klientów zmieniło kolejkę. Ja również ale nie przyspieszyło to znacznie mojej obsługi, bo dalej byłem 3 osobą w kolejce. Choć muszę przyznać, że pracownica sklepu w nowo-otwartej kasie pracowała bardzo sprawnie i szybko. Powitała mnie i odpowiedziała bez wahania na moje pytanie o płatność kartą płatniczą (wymagany był rachunek za minimum 20 PLN). Po szybkiej obsłudze opuściłem sklep. Pracownica pożegnała mnie. Potem odjechałem. Żonie niestety czekolada nie smakowała. Produkt tani niestety często oznacza niezbyt smaczny. Tym razem tak było. Proszę zwrócić na to uwagę kupując różne produkty nieznanych producentów w sieci Lidl.
Robiłem ostatnie przedświąteczne zakupy w Arkadach Wrocławskich. W zasadzie wszystko już miałem jednak wychodząc zainteresowało mnie stoisko firmowe Blikle. To znana marka cukiernicza i czasami kupowałem tam różne łakocie. Wystrój był świąteczny. Na zewnątrz lokalu stał 1 stolik a wewnątrz widziałem kilku klientów przy stolikach. Podszedłem do lady chłodniczej. Niestety nie widziałem słynnych pączków. Zapytałem sprzedawczynię czy były dostępne pączki. Pani była obojętna na klientów. Nie przywitała mnie, odruchowo odpowiedziała mi, że pączki skończyły się rano. Na torciki i inne ciasta nie miałem ochoty. Zainteresował mnie maleńki pierniczek ładnie pakowany. Ekspedientka podała mi cenę – ok. 7 PLN. Stwierdziłem, że to nie mało za taki nieduży kawałeczek ciasta. Moją uwagę zwróciły też babeczki – żona je bardzo lubi. Kupiłem jej 2 szt. płacąc gotówką. Pracownica wydała mi paragon, resztę i ciastka zapakowane w papierową, firmową torebkę. Na koniec zwróciłem uwagę na ładnie zapakowane praliny i czekolady. Firma Blikle oferuje coraz większy wybór słodyczy, ciast i czekolady. Muszę przyznać, że wygląda to na rywalizację z firmą Wedel na jakość i asortyment. Odchodząc, zwróciłem uwagę, że w lokalu było czysto choć nie zbyt dużo miejsca i swobody dla wygodnej konsumpcji. Pożegnałem panią z obsługi a ta odpowiedziała mi zdawkowym: „do widzenia”. Nie była zbyt uprzejma, raczej neutralna dla klientów czekając aż coś zamówią. Nic sama im nie proponowała i prawie w ogóle nie uśmiechała się do gości.
Podsumowując moją wizytę w lokalu Blikle stwierdziłem, że lokal w Arkadach Wrocławskich wygląda ładnie ale ma wyjątkowo słabą obsługę. Poza tym to duże zaniedbanie, że przed Świętami Bożego Narodzenia zabrakło tak szybko firmowych pączków Blikle, bo właśnie z bardzo dobrych pączków sławna jest cukiernia Blikle w Polsce. Polecam je innym, bo są bardzo pyszne, byle tylko można je było dostać we Wrocławiu.
Wracając od rodziny w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia postanowiłem napić się dobrej kawy poza domem. Nie było to proste zadanie, bo większość kawiarni, sklepów była w okresie świąt zamknięta. Podjąłem decyzję o odwiedzeniu znanej mi stacji benzynowej sieci Statoil we Wrocławiu. Zaparkowałem auto i zwróciłem uwagę, że było sporo klientów (około 7 samochodów i 10 osób na terenie posesji stacji). Wysiadłem z samochodu i udałem się do budynku stacji. Tam również widziałem kilku klientów i 3 pracowników obsługi. Było ciepło i czysto. Zwróciłem uwagę na regał z orzeszkami (różne gatunki) w cenie 5,99 za 100 g. za dowolny gatunek. Zainteresowała mnie ta oferta bo np. orzeszki w czekoladzie firmy Milka były droższe. Wybrałem orzeski laskowe w czekoladzie nabierając plastikowa łopatką porcję do papierowej torebki. Potem podszedłem do wolnej kasy. Pracownik przywitał mnie uprzejmie i zważył torebkę z orzeszkami. Podał mi wagę i cenę. Zamówiłem kawę. Pan dopytał się o to czy chciałbym mleko. Odp., że tak. Zapłaciłem kartą i otrzymałem paragon oraz dodatkowo punkty w programie Premium Club do okazanej karty. Zaparzyłem kawę, dodałem mleczka i wróciłem do auta. Spróbowałem kawę była naprawdę pyszna. Później spróbowałem orzeszki. Pierwszy był dobry ale później okazało się, że kilka to były zwykłe rodzynki w czekoladzie. Już odjechałem i zastanawiałem się czy zawrócić i złożyć reklamację. W końcu odpuściłem ale stwierdziłem, że więcej tam nie kupię orzeszków bo są pomieszane ale celowo uzupełnione rodzynkami w czekoladzie dla obniżenia jakości. Przestrzegam przez kupowaniem w ciemno. Może ktoś z Was miał podobną przykrą niespodziankę na stacji Statoil z zakupionym towarem np. orzeszkami w czekoladzie ?
Zdarza mi się robić niedrogie zakupy spożywcze w centrum dużego miasta. Tak było i tym razem. Wybrałem sklep PSS Społem w D.H. Feniks przy wrocławskim rynku. Można tutaj kupić potrzebne produkty spożywcze po niewygórowanych cenach. Wszedłem do sklepu od strony rynku - to jedyno z 2 wejść do sklepu. Od razu udałem się na główną salę sprzedaży. Nie mogłem znaleźć koszyka na zakupy, więc wyjąłem płócienną torbę, która posłużyła mi za „koszyk”. W sklepie było sporo klientów (około 70 osób). Widziałem 5 czynnych kas na ok. 7 dostępnych. Ogólnie było dość czysto a towar był rozlokowany czytelnie i zrozumiale dla klientów. Szukałem składników na naleśniki oraz świeżego pieczywa i wody do picia. Zakupy rozpocząłem od pieczywa. Były nadal dostępne, słynne malutkie rogaliki. Są bardzo smaczne więc wziąłem kilka sztuk. Potem wybrałem jeszcze coś do picia. Następnie udałem się na stoisko z nabiałem. Wybrałem mleko. Cóż trafiłem na przeterminowane. To duży minus sklepu, że pracownicy na czas nie przeglądają dat przydatności do spożycia wszystkich produktów. W końcu odnalazłem mleko z aktualną datą przydatności do spożycia. Potem udałem się po mąkę tortową. Był duży wybór ale tym razem dokładnie sprawdzałem daty ważności produktów. Miałem z tym niemały kłopot, bo producenci mąki podają datę przydatności do spożycia w niezrozumiały sposób. Odnalazłem 1 rodzaj mąki z czytelną dla mnie datą ważności produktu. Sądzę, że wiele osób które czyta daty przydatności do spożycia na produktach, również będzie preferować czytelne oznaczenia na produktach spożywczych i wybierze takie, które mają zrozumiałe oznaczenia. Chciałem jeszcze kupić coś z owoców. Decyzję o zakupie podjąłem mijając stoisko z owocami (wyglądało ładnie). Wybrałem banany. Udałem się do kasy. Kolejka była nieduża (2 osoby były przede mną). Wyłożyłem towar na tacę. Na szczęście pracownik ochrony nie zwrócił mi uwagi, że wybierany towar podczas zakupów pakowałem wprost do torby płóciennej. Kasjerka przywitała mnie uprzejmie i szybko zeskanowała zakupy. Dałem pani kartę rabatową Społem. Ekspedienta naliczyła mi upust i podała kwotę do zapłaty. Zapłaciłem gotówką. Otrzymałem poprawnie wystawiony paragon fiskalny i resztę w bilonie. Pani pożegnała mnie i natychmiast rozpoczęła obsługę następnego klienta. Zabrałem zakupione produkty na stolik przed kasami. Tam spokojnie sobie wszystko spakowałem i opuściłem sklep. Podsumowując moja wizytę mogę stwierdzić, że w sklepie PSS Społem w Feniksie zakupy robi się dość przyjemnie ale trzeba być czujnym i uważnie czytać daty przydatności do spożycia na wybieranych produktach spożywczych. Pracownicy sklepu na czas nie usuwają z lad przeterminowanych produktów.
Postanowiłem kupić żonie kwiaty. Wybrałem znaną mi kwiaciarnię we Wrocławiu na rogu ul. Piłsudskiego i Gwarnej. Tam zawsze można znaleźć spory wybór kwiatów i bukietów, bo kwiaciarnia czynna jest 7 dni w tygodniu przez całą dobę.
Pracownica kwiaciarni zakończyła obsługę klientki wewnątrz i uprzejmie przywitała mnie. Na obsługę nie czekałem długo. Stałem na zewnątrz. Wybrałem kwiaty cięte i wskazałem pani czerwone róże, które sobie wybrałem. Ekspedientka pomogła wybrać mi właściwe, doradziła udekorowanie bukietu stroikiem oraz zapakowanie kwiatów w papier. Szybko miałem przygotowany bukiet do zabrania. Zapłaciłem gotówką a pani wydała mi paragon fiskalny i prawidłowo wyliczoną resztę. Uprzejmie podziękowała mi za zakup i zaprosiła ponownie. Byłem zadowolony, żona również ucieszyła się z prezentu. Niestety jedyny mankament to, że kwiatki szybko zwiędły. Chyba jednak nie były zbyt świeże.
W kwietniu 2009 roku zgłosiłem szkodę z OC sprawcy w PZU. Jednak po 1 dniu zmieniłem zdanie i postanowiłem zgłosić szkodę posiłkowo z mojej polisy AC w innym towarzystwie ubezpieczeniowym. Zrobiłem tak z 2 powodów. Po pierwsze w moim towarzystwie znam dobrze przebieg procesu likwidacji szkody. Po drugie, gdy skorzystam z usług ASO, to mam pewność, że do naprawy użyte zostaną na 100% oryginalne części a nie zamienniki albo używane elementy. A o takich praktykach w serwisach polecanych przez PZU słyszałem (tzn. odtworzenie wartości używanego samochodu może dot. naprawy z wykorzystaniem używanych elementów). W PZU pozostało mi zgłoszenie zaniechania likwidacji. Zgłosiłem to telefonicznie i na piśmie (skan dokumentu przesłany mailem). Pani na infolinii PZU poinformowała mnie, że przyjdzie na adres domowy potwierdzenie anulowania (zaniechania) likwidacji szkody w PZU. To ważne, bo nie można w tym samym czasie likwidować szkody w 2 towarzystwach ubezpieczeniowych. Sam kontakt z pracownicą infolinii PZU był wyjątkowo miło. Szybko zostałem połączony z pracownicą, długo nie czekałem. Problem pojawił się gdy na adres domowy dotarła decyzja PZU wystawiona przez likwidatora PZU. Otóż pan likwidator ładnie przygotował pismo, na szablonie PZU ale pomylił się i nr rejestracyjny innego pojazdu. Takiego pisma to ja nie chciałem, bo wyglądało na nieprofesjonalne i źle przygotowane a jak dla mnie na podrobione. Znowu zadzwoniłem do PZU na infolinię. Również długo nie czekałem. Prosiłem pracownika infolinii o pilny kontakt z likwidatorem PZU w sprawie pomyłki na decyzji PZU. Szybko przedstawiłem moją sprawę a pracownik PZU przyznał mi rację i stwierdził, że to pewnie pomyłka likwidatora. Jeszcze tego samego dnia zadzwonił do mnie na mój nr kontaktowy likwidator PZU – autor źle wystawionego pisma. Przeprosił za pomyłkę i obiecał wysłać poprawiony druk jak najszybciej. Po kilku dniach otrzymałem poprawnie wystawione pismo z adnotacją o błędzie na poprzednim. To akurat podobało mi się bardzo, że jednak pracownik PZU przyznał się do błędu i szybko rozwiązał problem. Dalszą likwidację szkody wykonałem już w moim towarzystwie ubezpieczeniowym a po likwidacji dostałem informację o wykonanym regresie na polisie OC sprawcy. Osobiście wolę taki proces likwidacji szkody, bo daje pewność jakości usługi i naprawy. Co do kontaktu z pracownikami PZU infolinii i likwidatora nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Byli mili, uprzejmi i znali dobrze procedury PZU.
Po udanych zakupach miałem chwilę dla siebie, żeby odpocząć i napić się kawy. Wybrałem lokal Grycan na II p. w D.H. Renoma. Było sporo wolnych stolików. Zdecydowałem się spocząć na wygodniej skórzanej kanapie razem z rodziną. Przejrzałem menu. Każdy z nas coś sobie wybrał. Żona wybrała czekoladę, ja kawę na słabym esspreso a dla dziecka wybrałem soczek i coś słodkiego. Niestety musiałem ustawić się w kolejce do kasy, bo akurat nikt z obsługi do nas się nie pofatygował. Przede mną był 1 klient. Czekałem krótko. Ekspedienta przywitała mnie uprzejmie i zapytała co sobie życzę. Poprosiłem o to co dokładnie wcześniej wszyscy z nas wybrali. Dodatkowo dopytałem się o czekoladę, czy na pewno była gęsta. Inna pracownica lokalu odp., że Grycan czekoladę robi sam i pokazała mi pojemnik z gęstą ciemną czekoladą. Podziękowałem za troskę i zapłaciłem gotówką. Pracownica wydała mi dokładną resztę i poprawny paragon oraz poinformowała, że napoje zostaną za chwilę podane do stolika. Zapytałem o kartę stałego klienta i rabat. Pani poinformowała mnie, że dostępne są wyłącznie karty lojalnościowe dla miłośników kawy. Otrzymałem 1 szt. z pieczątką. Po około 5 min. kelnerka przyniosła napoje. Mój syn w tym czasie bawił się przy stoliku dla dzieci. To miłe, że lokal posiadał kącik dla dzieci. Sam lokal był większy niż wydaje się z zewnątrz. Mijając ladę chłodnicza można przejść do drugiej części lokalu. To przytulne miejsce dla zakochanych. Kawa mi smakowała. Żona zjadła bitą śmietanę i czekoladę na gorąco a syn wypił sok i zjadł coś słodkiego. Po kwadransie posileni zadowoleni opuściliśmy lokal. Mogę polecić lokal Grycan każdemu kto chce odpocząć i akurat bawi w D.H. Renoma we Wrocławiu.
Nadszedł czas by kupić ostatnie prezenty pod choinkę dla dzieci. Wybrałem się do D.H. Renoma. Tutaj wygodnie na II p. usytuowane zostały sklepy dla dzieci. Wybrałem sklep Smyk. Ma odpowiednią renomę i duży wybór artykułów dla naszych milusińskich. Jak na dość drogi sklep to było sporo klientów wewnątrz. Naliczyłem około 40. Zaskoczyły mnie już przeceny wielu zabawek i art. dla dzieci. Cóż albo to sztuczka kupiecka albo próba zwiększenia sprzedaży tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Zwiedziłem sklep szukając prezentów dla chłopców i dziewczynek. Sklep jest dość duży więc należy zarezerwować sobie około 30 min. na spokojne zakupy. Wystrój i ułożenie regałów z zabawkami w sklepie było bardzo praktyczne. Niestety nie miałem kogo poradzić się w sprawie wyboru zestawów Lego. Co prawda było kilka pracownic ale wszystkie zabiegane albo obsługiwały innych klientów w kasach lub na sali sprzedaży. Po kwadransie wybrałem klocki Lego i ubranka dla chłopców. Zostało mi jeszcze coś dla dziewczynek. Tutaj już nie było łatwo, bo co może się podobać kilkuletniej dziewczynce. Wybrałem małe figurki z postaciami z bajek dla dziewczynek. Do tego naklejki. Wybór zabawek w sklepie Smyk jest naprawkę ogromny. Obejrzałem jak działa Fabryka Misiów. Ktoś akurat zamówił misia to pani z obsługi rozpoczęła produkcję pluszaka. W końcu ustawiłem się do kasy. Niestety tylko 2 stanowiska były czynne. Kasy po drugiej stronie sklepu były zamknięte. Odstałem swoje. Przywitała mnie ekspedientka w kasie. Dopytałem się o ceny czy na pewno są „promocyjne”. Pani podała mi rzeczywiste ceny i niestety nie wszystkie wybrane przeze mnie towary były z rabatem. Cóż nie miałem czasu na szukanie tańszych. Zapłaciłem kartą a pani w kasie zaproponowała torbę foliową na prezenty. Pożegnałem się dość szybko, bo za mną stał już tłum zniecierpliwionych klientów. Odchodząc zwróciłem uwagę, że na ladzie kasy oraz za panią był spory bałagan i liczne puste miejsca. Taki sam nieporządek panował w kasie obok. Cóż panie chyba nie miały czasu sprzątać albo kierownik salony nie potrafił odpowiednio zorganizować im pracy. Wyszedłem w sumie zadowolony. Miałem prezenty a zakupy nie trwały 2h!
Musiałem wyprać narzutę na łóżko. Już na samą myśl ile będę musiał zapłacić za pranie chemiczne odechciewał mi się tego prania. Cóż musiałem i koniec. Rodzina nalegała. Wybrałem pralnię chemiczną Panda w Galerii Dominikańskiej we Wrocławiu. Jest tam dobry dojazd – można pozostawić auto na parkingu w galerii handlowej i zjechać windą na dół. Dokładnie tak uczyniłem. Na zewnątrz było zimna a ja prawie nie zmarzłem, bo co prawda sama pralnia położona jest w wyjściu z Galerii Dominikańskiej ale było tam stosunkowo ciepło. Drzwi do pralni było otwarte. Panią wewnątrz było pewnie gorąco, bo od prasowania i ogrzewania było naprawdę ciepło. Nie było przede mną klientów. Pani w kasie przywitała mnie i zapytała co bym chciał zlecić do czyszczenie. Podałem ekspedientce narzutę i zapytałem o ceną. Pani podała mi cenę ok. 30 PLN. Sprawdziłem w cenniku – faktycznie nie było tanio ale też nie była do bardzo wygórowana kwota. Zapytałem o rabaty. Pracownica sieci doradziła mi zakup karty rabatowej. Zapytałem się czy honorowane są inne karty rabatowe. Pani odp., że tak. Podałem ekspedientce kartę jaką wydaje Galeria Dominikańska. Pani uznała mi rabat i cena była zdecydowanie niższa. Zapłaciłem kartą, otrzymałem 2 paragony (fiskalny i niefiskalny) oraz potwierdzenie pozostawienia narzuty. Termin odbioru miałem wyznaczony po 2 dniach. Pani oznakowała moje „pranie” a potem pożegnała mnie i wróciła do swoich codzienny czynności. Byłe zadowolony z szybkiej i sprawnej obsługi oraz wynegocjowanej cenny za usługę. Mogę spokojnie polecić usługi pralni Panda w Galerii Dominikańskiej.
W ostatnią przedświąteczną niedzielę grudnia było bardzo zimno we Wrocławiu. Moje auto nieco przymarzło. Martwiłem się o jakość ostatnio zatankowanego paliwa. Tym razem postanowiłem zatankować markowe paliwo a nie „eko” diesel. Wybrałem stację sieci Staoil w centrum miasta. Dogodna lokalizacja i dobry dojazd to atuty stacji. Zaparkowałem przy dystrybutorze i wybrałem się do pomieszczenia stacji by zapytać pracownika w kasie w jakim zakresie temperatur paliwo nie zamarza. Zapytany pracownik odp. udzielił mi informacji. Ale ponieważ nie mówił dokładnie i rzeczowo, poprosiłem pracownika o informację na piśmie. Pan od razu zmienił ton. Poszukał informacji z centrali na kartce A4 dostępnej dla pracowników i klientów sieci. Tam bez problemu odnalazłem potrzebną informację o nie zamarzaniu paliwa w zakresie temperatur -25 do -40. Normą w Polsce jest -20 dla Dolnego Śląska ale lepiej tankować lepszej jakości paliwo, by nie było przykrej niespodzianki przy wyjeździe poza miasto. Podziękowałem pracownikowi za informację i zatankowałem dość dużo paliwa. Potem wróciłem do pomieszczenia stacji i wybrałem jeszcze kawę i coś słodkiego. Z dobrej kawy słynie Statoil (wielu moich znajomych polecało kawę na stacjach tej sieci). Zapłaciłem kartą kredytową i wróciłem do auta. Muszę przyznać, że na razie jestem z paliwa Statoil zadowolony.
W sobotę było bardzo zimno we Wrocławiu. Jednak ja musiałem zrobić zakupy spożywcze. Zdecydowałem się odwiedzić C.H. Ferio Gaj. Szybko zrobiłem zakupy ale zgłodniałem w międzyczasie. Wybrałem lokal „Da Grasso” . To znana w Polsce sieć pizzerii. Tak ładnie pachniała pizza w pobliżu lokalu, że nie mogłem się oprzeć. Niestety wewnątrz były tłumy. Cóż to mnie nie zraziło. Ustawiłem się w kolejce do kasy. Szybko nadeszła moja kolej. Wybrałem pizzę w wersji pół na pół. Nie było z tym najmniejszego problemy. Gorzej z wolnym stolikiem. Kasjerka sama zaproponowała mi zapakowanie na wynos, bo nie było gdzie usiąść. Usłyszałem cenę do zapłaty. Zapłaciłem kartą. Na koniec pracownica poinformowała mnie o konieczności oczekiwania ok. 20 min. na pizzę. Podziękowałem za informację i odszedłem. Po około 10 min. zorientowałem się, że zwolnił się 1 stolik. Zająłem go i poprosiłem kasjerkę o podanie pizzy na miejscu. Nie było z tym najmniejszego problemu. Zgłosiłem również sprzątanie stolika pani z obsługi, która akurat przyniosła inne zamówienie do stolika obok. Pani w miły sposób odp. mi, że nie będzie z tym najmniejszego kłopotu i posprzątała stolik. Po 20 min. moje zamówienie było gotowe. Kelnerka podała mi pizzę, sosy i sztućce do stolika i życzyła smacznego. Podziękowałem i zabrałem się do jedzenia. Pizza była smaczna, a dodam tylko, że mała pizza w „Da Grasso” to naprawdę spory kawałek pizzy. Wielu gości nie zdaje sobie z tego sprawy i wybiera większe rozmiary a potem prosi o zapakowanie resztek nie zjedzonej pizzy na wynos. Mogę szczerze polecić lokal „Da Grasso” w C.H. Ferio Gaj we Wrocławiu wszystkim miłośnikom dobrej pizzy.
Co jakiś czas korzystam z usług LuxMed. Cóż jest wiele opinii na temat tej sieci płatnych usług medycznych. Ja mam różne doświadczenia. Opiszę konkretne dot. wizyt z dzieckiem u specjalisty. Rejestrując cykl wizyt u specjalisty korzystam z usług pracowników recepcji. Zazwyczaj są to panie, bardzo miłe i starają się pomóc. Po uzgodnieniu zakresu usług w posiadanym pakiecie medycznym, przedłożeniu skierowania od lekarza (np. pediatry) mogę uzyskać rezerwację i rejestrację w placówce do wybranego specjalisty. Ostatnio miałem kłopoty z poprawną rejestracją wizyt dziecka, ale pracownicy sami rozwiązali problem kontaktując się z Centralą spółki w Warszawie. Do kontaktu z lekarzem nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Pani doktor do której chodzę z dzieckiem ma odpowiednią wiedzę, kompetencje i podejście. Szczerze mogę polecić usługi LuxMed osobom które cenią wygodę, czas i zdrowie własne oraz rodziny.
Przez ostatnie dni było bardzo zimno. Zamarł mi płyn do spryskiwaczy kupiony w markecie. Serdecznie dziękuję już za płyn Real albo Tesco do -13 C. Postanowiłem kupić coś markowego na stacji paliw BP. Podjechałem na stację. Było bardzo zimno ale wielu klientów tankowało i kupowałem dodatki zimowe do paliw albo płyny do spryskiwacza i chłodnic. Ja ucieszyłem się, że były dostępne 4l opakowania firmowego płynu do spryskiwaczy. Co ważne, płyn stał na zewnątrz, był łatwo dostępny i każdy mógł sprawdzić, że nie zamarzał. Wybrałem 1 opakowanie 4l płynu do spryskiwaczy, ustawiłem się w kolejce i wygodnie w miłej atmosferze zapłaciłem w kasie za zakupy. Musiałem już tylko znaleźć ciepłe miejsca (garaż, parking wielopoziomowy) by nieco rozmrozić auto i dolać płyn. Mogę spokojnie wszystkim polecić ten konkretny produkt BP bo przynajmniej gwarantuje jakość, choć nie jest tani – miłośnicy nart na pewno to jednak docenią.
Gdy tylko otwarty został Pasaż Grunwaldzki we Wrocławiu to się ucieszyłem, że nareszcie powstała konkurencyjna galeria handlowa dla Galerii Dominikańskiej. Poza ubraniami w butikach, regularnie kupuję produkty spożywcze w delikatesach T&J. To marka Premium znanego wszystkim Społem. Można na poziomie -1 wygodnie zrobić zakupy. Nie jest może najtaniej (np. porównajcie ceny bananów) ale można kupić świeży nabiał i wędlinę, pieczywo i inne potrzebne rzeczy. Było by idealnie gdyby nie 2 rzeczy, które moim zdaniem są nie najlepiej zorganizowane. Po pierwsze: korzystając z kasy samoobsługowej nie ma jasnej i konkretnej informacji, kiedy należy pokazać (zeskanować) kartę rabatową Społem. Zawsze to 5% taniej.
Po drugie, to zwróćcie uwagę na zupełnie nieuregulowany problem robienia zakupów i korzystania z metalowych wózków. Wózek można pobrać przy sklepie i tam oddać. Do tego na poziomie -1 parkingu można pozostawić wózek i przypiąć go ponownie. I tutaj kończy się wygoda. Gdy zostawicie auto na poziomie 0, 1, 2 to dotarcie z wózkiem do auta to po prostu mordęga. Mamy w Pasażu tylko w 2 windy jeżdżące po wszystkich piętrach (wiecznie zatłoczone) i do nich trzeba zmieścić się z wózkiem. Potem na parkingach 0,1,2 próżno szukać miejsca dla wózków. To zaniedbanie zarządcy Pasażu Grunwaldzkiego i marketu T&J. Klienci który nie chcą odzyskać swojego pieniążka (np. 1 PLN) porzucają wózki na wyższych parkingach i odjeżdżają. Inni męczą się wracając z wózkiem na poziom
-1. To żenujące i obniża wizerunek całego Pasażu Grunwaldzkiego. Doprawdy nie wiem komu zależy na tym żeby wózki porzucać na parkingach ? Ta sama sytuacja dotyczy wózków sklepu Saturn.
Od pewnego czasu korzystam z usług lokalu gastronomicznego Pierogarnia przy ul. Legnickiej we Wrocławiu. Kiedyś to był jeden lokal a teraz to już sieć lokali. Lokal ma swój specyficzny klimat, jest nieduży ale serwuje wyłącznie świeże, dobrze przygotowane i podane potrawy. Zjeść można tam naprawdę smaczne pierogi, krokiety, naleśniki. Szczególnie polecam firmowy świeży barszczyk. Smakuje zupełnie inaczej niż produkty z torebki. Zamawiając dostajemy numerek i czekamy na przygotowanie potrawy. Pracownice są bardzo miłe dla klientów i przynajmniej ja zawsze jestem obsłużony przez panie z uśmiechem na ustach. Dodatkowo specjalizacją lokalu jest wyrób świeżych pierożków do barszczu świątecznego. Polecam wszystkim chętnym zamówienia pierożków i specjalistów i odbiór przed Wigilią.
Postanowiłem kupić pastę do zębów dla dziecka. W zasadzie mógłbym to zrobić wszędzie ale wybrałem salon Rossmana, gdyż zachęciła mnie reklama na szybie ofertująca rabat 5% dla klientów mBanku. Pomyślałem, że mam nawet 2 różne karty mBanku więc zawsze te parę złotych uda mi się zaoszczędzić. Wewnątrz zastałem ok. 30 klientów (pań i panów), 2 czynne kasy. Szybko odnalazłem stoiska z artykułami do higieny jamy ustnej. Wybrałem potrzebną pastę i ustawiłem się do krótszej kolejki. Przy kasie pani kasjerka powitała mnie, zeskanowała pastę do zębów i podała cenę. Wówczas podałem pani kartę mBanku i poprosiłem o rabat 5%. Pani sprawdziła kartę i dodała, że nie jest to karta Rossmana. Dodałem, że przecież ma być karta mBanku, kredytowa, więc przecież taka była. Wówczas pracownica sklepu poinformowała mnie, że ma być to „specjalna karta kredytowa” z dodatkowym paskiem magnetycznym, który jest odczytywany przy każdej transakcji. Kartę wydaje sieć Rossman przy współpracy z mBankiem. Trochę mi się głupio zrobiło, że nie doczytałem informacji na plakacie wywieszonym w witrynie. Z drugiej strony muszę przyznać, że gdy kupiłem już towar, uprzejmie pożegnałem się z kasjerką to sprawdziłem jaka podana jest informacja na szybie w sprawie rabatu. Otóż moim zdaniem ulotki wprowadzają w błąd, bo mieszanie logo Banki i Rossmana w pierwszej chwili sugeruje, że będziemy kupować taniej w Rossmanie płacąc kartą mBanku. To oczywiście nieprawda. Dotyczy to tylko i wyłącznie 1 rodzaju karty mBanku wydawanego przez Rossmana. Pamiętajcie o tym zanim zdecydujecie się płacić kartą debetową albo płatniczą mBanku w sieci Rossman.
W kontakcie z Mbankiem miałem następujące doświadczenia, które moim zdaniem wskazują na małą elastyczność i sprawność niby nowoczesnego banku. Mianowicie spróbujcie zadać pytanie przez mlinię za pośrednictwem formularza. Zwykle w ten sposób moje wszystkie próby usprawnienia kontaktu, czyli w moim oczekiwaniu przedstawienia telefonicznie konkretnej oferty przez pracownika mBanku, kończą się lakonicznymi 2 mailami. Pierwszym z inf. o przyjęciu zapytania przez system i czasie oczekiwania. Po jakimś czasie przychodzi 2 zazwyczaj z gotową odp. – proszę skontaktować się z pracownikiem mlinii w tej sprawie np. nowej karty, nowego limitu, etc. Jak dla mnie trudno ocenić tutaj mBank jako nowoczesny i z ofertą indywidualną klientów od dawana posiadających ror w banku. Ja po to zwracam się na formularzy kontaktu z propozycją np. sprzedaży mi usług, żeby uprościć procedury dla banku i wskazać mojej zainteresowania konkretnym produktem. Zbywanie takiego zapytania automatyczną odp. to dla mnie zwykłe lekceważenie klienta, które zazwyczaj kończy się tym, że podobne zapytanie wysłane do innych banków gdzie też posiadam albo nawet nie posiadam żadnych produktów skutkuje od razu przygotowaniem wstępnej oferty dla mnie. Takie zachowanie mogę uznać za nowoczesne i przygotowane indywidualnie dla klienta zainteresowanego usługami. Moim zdaniem formy kontaktu z mBankiem jakie bank ofertuje są tylko pozorne. Wszystkie de facto kończą się 1 propozycją kontaktu z pracownikiem mlinii. Bank zupełnie nie wykorzystuje historii klienta oraz danych o jego zachowaniu. Szczerze to moje postrzeganie mBanku kilka lat temu jako nowoczesnego takie już nie jest. To przeciętny bank z wieloma fizycznymi ograniczeniami, które konkurenci powinni wykorzystać by odebrać stałych klientów mBankowi.
Witam,
na wstępie chciałam podziękować za podzielenie się z nami swoją opinią dotyczącą funkcjonalności jednego z kanałów kontaktu z bankiem. Formularz internetowy, o którym mowa, jest kanałem informacyjnym przeznaczonym zarówno do zadawania pytań, do przesyłania komentarzy i uwag oraz do zgłaszania problemów na stronach WWW. Pytania zadawane poprzez formularz powinny mieć charakter ogólny, gdyż z uwagi na bezpieczeństwo Klientów, odpowiedzi na pytania związane z ich produktami mogą zostać udzielone tylko po dokonaniu identyfikacji - przy użyciu haseł Klienta. Dlatego też był Pan proszony o kontakt telefoniczny z mLinią. Jeszcze raz dziękuję za wyrażenie swojej opinii i jednocześnie zachęcam do kolejnych kontaktów, w tym również poprzez mLinię.
Pozdrawiam
Agnieszka Samuła-Miszczak mBank
Chciałem zamówić pizzę...
Chciałem zamówić pizzę w dostawie w Pizza Hut. Otóż nie jest to takie proste jak się wydaje, przynajmniej we Wrocławiu. Miasto podzielone jest na strefy dostawy, ale niektóre lokale nie dowożą już pizzy np. lokal przy ul. Marii Skłodowskiej-Curie. Na szczęście inne lokale przejmują (o ile moją możliwości techniczne) strefy miasta, gdzie wcześniej pizza była regularnie dowożona. Pizzę poza swoją strefą dowozi np. lokal Pizza Hut przy ul. Kamiennej we Wrocławiu. Oplata wynosi 4 PLN ale jest to informacja podawana na końcu zamówienia więc gdy tylko klient usłyszy łączna kwotę zaczyna się zastanawiać czy warto zamawiać. Pracownik lokalu pyta wówczas czy nie rezygnujemy ? To trochę nieuczciwe, bo powinna taka informacja być podana na początku rozmowy, bo ustaleniu adresu dostawy.
Ja jak poznałem cenę zamówienia to zrezygnowałem z dostawy i wybrałem, doradzoną mi przez pracownika korzystniejsza dla mnie opcje odbioru osobistego. Wyszło to dużo taniej. Wadą była konieczność pojechania do lokalu a na dworze było bardzo zimno. Cóż drugim minusem jest to, że lokal albo raczej właściciel marki Pizza Hut AmRest nie pakuje pizzy do odbioru na wynos w zimie do specjalnych termicznych opakowań. Nie każdy takie ma, a podróż z pizzą nawet niedługa przy temperaturze minus kilkanaście stopni C kończy się przywiezieniem do domu zimnej pizzy. A ja tego był nie chciał. Moim zdaniem AmRest mógłby wprowadzić nawet płatne ale dostępne dla klientów termiczne opakowania jedno albo wielorazowego użytku.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.