Pijalnia czekolady Wedla to elegancki lokalik na samym środku głównego deptaka Sopotu. Panie kelnerki jednak nie są jeszcze w pełni gotowe na pracę w tego rodzaju lokalu. Moja towarzyszka szybko wybrała co chce zamówić, natomiast ja zastanawiałam się dłużej, co wywołało zniecierpliwienie na twarzy młodej kelnerki. Gdy kelnerka podeszła drugi raz i koleżanka zdecydowała się zmienić swoje zamówienie, pani kelnerka z obrażoną i dezaprobującą miną powiedziała, że ona nie wie, czy to się da wycofać z kasy, bo już nabiła na kasę. Później, gdy byłyśmy w trakcie konsumpcji, obsługa szybko chciała zabrać nam szklanki, mimo iż koleżanka jeszcze nie dokończyła picia swojej kawy. Lokal jest czysty, elegancko urządzony, napoje i desery są bardzo smaczne, chociaż w dość wysokich cenach. Jednak paniom kelnerkom zdecydowanie przydałyby się dodatkowe szkolenia z obsługi klienta.
Restauracja w amerykańskim stylu. Udany wystrój wnętrza z oryginalnymi amerykańskimi tablicami drogowymi czy różnymi znakami miejskimi. Obsługiwał mnie dwukrotnie ten sam kelner. Dwukrotnie pan zachowywał się profesjonalnie i bardzo sympatycznie. Pomaga przy wyborze dań, bez problemu przyjmuje prośby o małe zmiany w daniu, zagadnięty o wystrój podtrzymuje sympatyczną konwersację. Na dania czeka się przyzwoitą ilość czasu, pojawiają się na stole gorące i świeżo przyrządzone. Wszystko okraszone życzeniami smacznego a przy odbiorze naczyń pan upewnia się, czy nam smakowało. Ceny jak na Sopot bardzo przyzwoite a porcje dość duże. Jeden minus to toaleta zlokalizowana poza obszarem restauracji - trzeba przejść do części hotelowej obok recepcji hotelu. Toaleta jest tylko jedna, więc w porze obiadowej czasem robi się przed nią mała kolejka. Drugi minus to pracownica restauracji lub hotelu (menadżerka?) prowadząca przy stoliku obok głośną rozmowę biznesową z przedstawicielem handlowym branży hotelarskiej. Jako klienta restauracji nie tylko nie interesują, ale też nie powinny być ujawniane czy jawnie przedstawiane próby zawarcia jakichkolwiek umów handlowych między hotelem w którym mieści się restauracja a innymi spółkami. Do tego są pomieszczenia biurowe lub socjalne. Odejmuję więc punkty w kategorii organizacja obsługi.
Odwiedziłam tę restaurację trzy dni z rzędu. Pierwszego dnia późnym popołudniem. Obsługa sali nie spieszy się, na wszystko ma czas, zwłaszcza na rozmowy między sobą na środku sali. Czekałyśmy na kartę ładnych parę minut. Pod koniec czekania rozważałyśmy nawet podejście do lady i wzięcie kart same. W końcu doczekałyśmy się kelnera. Wybrałam makaron w opisie którego nie było mowy o obecności w daniu cebuli. Niestety, połowę porcji zostawiłam, ponieważ ilość tego warzywa w daniu przewyższała moje granice tolerancji na cebulę. Przy wyjściu dwoje pracowników za barem leżało na barze z głowami opartymi na rękach. Owszem, w ich części lokalu było dość gorąco, ale nic nie usprawiedliwia leżenia na ladzie na oczach klientów. Gdy podeszłam do nich i zapytałam, czy następnego dnia lokal będzie czynny, podnieśli głowy i popatrzyli na mnie z lekka zamglonym wzrokiem. Powiedzieli, że tak, jutro jest otwarte, ale pani nie była pewna godziny otwarcia (dodam, że następnego dnia było święto narodowe). Następnego dnia wybrałam z menu pizzę i dla pewności zapytałam kelnerkę czy w pizzy jest cebula. Kelnerka powiedziała, że nie. Oczywiście z pizzy wydłubałam niejeden kawałek cebuli. Trzeciego dnia same wzięłyśmy sobie karty, ponieważ nie miałyśmy za dużo czasu na czekanie aż ktoś z obsługi się do nas pofatyguje. Zapytałam kelnerkę głośno i wyraźnie czy w makaronie jest cebula. Kelnerka zapewniła mnie, że nie. Niestety, połowa porcji znów została na talerzu, ponieważ nie znoszę cebuli a w daniu było jej co nie miara. Podyskutowałabym z kelnerką na ten temat, ale przezornie nie pojawiła się już więcej przy naszym stoliku. Poprosiłyśmy kelnera o rachunek sygnalizując jednocześnie, że nam się spieszy. Poczekałyśmy na rachunek kilka ładnych minut, a potem czekałyśmy jeszcze dłużej na resztę. Ogólne wrażenia: lokal ciekawie zaaranżowany, miejsca dla palących i niepalących dobrze oddzielone. Obsługa niekompetentna, każąca na siebie bardzo długo czekać, głównie zajęta plotkowaniem i zabawianiem się nawzajem. Wybór dań w karcie szeroki, ceny przystępne. Dania smaczne (pomijając cebulę), porcje duże.
Moi rodzice od lat byli klientami PZU. Ubezpieczali w PZU mieszkanie i siebie samych. Nigdy do końca nie byli zadowoleni ze swojej agentki ubezpieczeniowej, ponieważ ta pani miała dość specyficzny sposób obsługi swoich klientów. Mianowicie, gdy zbliżał się termin wygaśnięcia polisy pani dzwoniła do moich rodziców i oznajmiała im, którego dnia będzie w naszej dzielnicy i że wtedy mają być w domu, bo ona właśnie tego dnia o tej porze przyjdzie podpisać nową polisę. Nie można było negocjować terminu, ponieważ pani oznajmiała, że ona akurat wtedy będzie w naszej dzielnicy u innych klientów i dlatego podpisanie umowy musi się odbyć w wyznaczonym przez nią terminie. Nie było ważne, czy moim rodzicom ten termin odpowiadał, czy nie. Ważne było, że odpowiadał agentce. To rodzice mieli się dostosować do tej pani, a nie ona do nich. Ponadto pani zawsze umawiała się w godzinach wieczornych, a przychodząc dość głośno się zachowywała (mówiła i śmiała się, starała się wprowadzić atmosferę spoufalenia). W tym roku pani przebrała miarkę, ponieważ zadzwoniła do rodziców późnym wieczorem (ok. 21.50) i jak zwykle oznajmiła, że oto jutro ona będzie wieczorem w naszej dzielnicy i rodzice mają być w domu, bo ona przyjdzie. Moja mama, która wstaje bardzo wcześnie rano do pracy i o tej porze zazwyczaj kładzie się już spać, delikatnie zwróciła pani agentce uwagę, że pora na telefonowanie do obcych ludzi nie jest zbyt odpowiednia. Agentka bardzo się zdziwiła i powiedziała mojej mamie: "No jak to? Ale przecież jeszcze nie ma nawet dziesiątej!". Następnego dnia rodzice znaleźli ofertę innego ubezpieczyciela i zakończyli współpracę z przedstawicielką PZU.
Obsługa w sklepie bieliźniarskim stoi na najwyższym poziomie. Od razu widać, że sklep jest w rękach osób, które znają się na prawidłowym doborze rozmiaru bielizny. Miałam szczęście trafić w ręce właścicielki sklepu, która okazała się być bardzo miłą i niezwykle kompetentną osobą. Przynosiła mi najróżniejsze modele, niektóre według mojej, niektóre według własnej sugestii, dopóki nie byłam całkowicie zadowolona. Zaproponowała dopasowanie krawieckie interesującego mnie modelu na miejscu. Gdy powiedziałam, że niestety, nie mogę przyjść odebrać go za kilka dni, bo jestem z innego miasta, w Warszawie jedynie na weekend, natychmiast powiedziała, że ona sama, mimo nieobecności krawcowej tego dnia, dokona tych poprawek. Gdy wróciłam po godzinie, dopasowana bielizna była już gotowa i czekała na mnie. W sklepie jest czysto, wybór bielizny i strojów kąpielowych jest bardzo duży, również jeśli chodzi o ceny. Wybór jest tak duży, że powierzchni do przemieszczania się pozostaje niewiele, przymierzalnie są jednak przestronne, z dużymi lustrami. Przed przymierzalniami jest wygodna ławeczka dla towarzyszy kupujących. Wszystko utrzymane w jasnej tonacji.
Restauracja reklamuje się jako lokal serwujący dania różnych kuchni. I rzeczywiście, w karcie pozycje włoskie, amerykańskie, orientalne. Obsługa, w naszym przypadku w postaci pani kelnerki i barmanki w jednym, stoi na wysokim poziomie. Obsługująca nas pani była od początku uśmiechnięta i bardzo miła. Zapytała czy nie przeszkadza nam włączona klimatyzacja i zapewniła, że w każdej chwili można ją wyłączyć, jeśli będzie nam zbyt zimno. Pani pomogła w wyborze dań precyzując opisy podane w karcie. Gdy zapytałam o obecność cebuli w wybranym przeze mnie daniu, zapewniła mnie, że cebuli w nim nie ma, i że uczuli kucharza, by nie dodał nawet cebuli w proszku do mojej porcji. Pani za każdym razem gdy do nas podchodziła, upewniała się, że jest nam wygodnie i że temperatura otoczenia jest dla nas odpowiednia. Przyniesione przez panią dania były estetycznie podane, porcje dobrze wymierzone (żadne z nas nie miało poczucia przejedzenia po zjedzeniu całej porcji). Dania podano szybko, ale mogłyby być odrobinę cieplejsze. Minus za słaby barszcz z proszku. Wybór w karcie jest zróżnicowany, również cenowo. Każdy powinien znaleźć tu coś zarówno dla swojego podniebienia, jak i portfela. Wystrój restauracji nieodmiennie przypomina, że z racji bliskości jednego z największych trójmiejskich cmentarzy, bardzo często odbywają się tu stypy. Jest ciemno i nieco ponuro. Podsłuchując jednak jak kelnerka opowiada innym klientom o możliwości wynajęcia lokalu, dowiedziałam się, że na okoliczność komunii czy wesela obrusy i dekoracje zmienia się z bordowych na białe, co ma nadawać lokalowi bardziej radosny charakter. Bardzo dużo świeczników. Ozdoby, figurki i obrazy na ścianach są tak wymieszane stylowo, że nie wiadomo jaki właściwie efekt dekorator tego wnętrza chciał osiągnąć. Czystości i schludności nie można za to nic zarzucić.
Sklep w galerii handlowej. Jasny, przestronny i czysty. Ekspedientki są sympatyczne i grzeczne, jednak same nie wychodzą do klienta. Zapytane o rozmiar podadzą go, ale nie angażują się w poszukiwanie obuwia z klientem. Stoją za stanowiskiem kasowym zza którego raczej same nie wychodzą. Obsługująca nas pani była sympatyczna i uśmiechnięta, jednak jej udział w naszych zakupach ograniczył się do podania buta w odpowiednim rozmiarze i skasowania należności za zakup.
Sklepik w galerii handlowej, przestronny i czysty. Młoda ekspedientka pozwala mi chwilę porozglądać się, po czym podchodzi i pyta w czym może mi pomóc. Pokazuje mi kilka modeli, które mogłyby odpowiadać moim oczekiwaniom. Wskazuje modele, które ma w moim rozmiarze. Gdy nie znajdujemy wspólnie nic, co by mi odpowiadało, zachęca do odwiedzenia ich salonu w innej pobliskiej galerii handlowej. Przez cały czas ekspedientka zachowuje się bardzo spokojnie, jest miła i angażuje się w poszukiwania.
W sklepie tym, znajdującym się w galerii handlowej, zawsze wystawionych jest zbyt dużo butów naraz. Buty stoją stłoczone zarówno na półkach, jak i na podestach na środku niewielkiego sklepu. Jest jednak czysto, nie widać kurzu czy zabrudzeń podłogi. Ekspedientka radzi sobie nawet gdy w sklepie w tej samej chwili cztery klientki proszą każda o inny rozmiar i inny fason obuwia. Ekspedientka nie zdradza ani zdenerwowania, ani pośpiechu. Jest opanowana i uważna. Pomaga klientkom dobrać odpowiednie obuwie jeśli chodzi o fason. Z rozmiarem trochę gorzej, ponieważ daje mi do przymierzenia dwie pary butów 38, podczas gdy prosiłam o 38,5. Gdy pytam o mój rozmiar, albo o 39, mówi, że nie ma i że powinnam spróbować mniejszy, bo może będzie dobry. Ostatecznie ze sklepu wychodzę bez butów i ze zdziwieniem, że można oferować klientce wyraźnie za małe buty, gdy ta prosi o większe.
Sklep mieści się na uboczu, ale ze względu na miłą i fachową obsługę lubię go odwiedzać. W tym sklepie ekspedientki zawsze starają się szukać obuwia tak długo, aż znajdą takie, które zadowoli klientkę. Tak też było i tym razem. Młoda, uśmiechnięta ekspedientka starała się znaleźć dla mnie sandały biorąc pod uwagę wszystkie wymienione przeze mnie cechy szukanego obuwia. Wskazała mi również te modele butów, z których posiada mój rozmiar. Pomimo nieznośnego upału panującego w sklepie (brak klimatyzacji) ekspedientka włożyła dużo zapału w obsługę. W sklepie poza tym jest czysto, nie ma kurzu na półkach czy na podłodze. Wszystkie buty mają naklejone ceny, na niektórych można znaleźć naklejki z rozmiarami, jakie pozostały w magazynie. Minus za brak klimatyzacji, ponieważ w tym konkretnym sklepie panuje upał nawet zimą (odejmuję punkt w kategorii Wygląd miejsca obsługi).
Ciuciu to manufaktura cukiernicza połączona ze sprzedażą wyprodukowanych cukierków. Powierzchnia zakładu została zaadaptowana w ten sposób, że można obserwować cały proces powstawania cukierków. Widzowie odgrodzeni są od pracowników szybą, co chroni ich przed niebezpieczeństwem pryśnięcia gorącej masy. Na ulicy przed wejściem ustawiony jest zegar, na którym pokazywana jest godzina kolejnego pokazu produkcji cukierków. Pokaz prowadzi energiczna pani, która po kolei, cały czas pracując nad wyrobem, opowiada co się dzieje. Począwszy od ugotowania cukru z wodą aż po pokrojenie cukierków, wszystko dzieje się na oczach widzów i wszystko jest im objaśniane. Osoba ta obdarzona jest dużym poczuciem humoru, cały czas nawiązuje i podtrzymuje kontakt z oglądającymi, błyskawicznie reaguje na pytania i udziela zrozumiałych odpowiedzi. Część sprzedażowa pomieszczenia jest czysta, gustownie urządzona i można w niej liczyć na radę ekspedientek co do wyboru cukierków. Sprzedawane cukierki mają fantazyjne kształty i smaki, i równie fantazyjne ceny. Za ceny, niestety, zdecydowane obniżenie oceny. 7 czy 8 złotych za 100g cukierków, to zdecydowanie zbyt dużo. Nawet jak na manufakturę.
Gelatomagia to lodziarnia i kawiarnia w galerii handlowej. Powierzchnia lokalu jest dość duża, mieści kilkadziesiąt miejsc siedzących, zarówno we wnętrzu, jak i na otwartym korytarzu. W sobotnie południe cały ten rejon obsługiwała jedna tylko młodziutka kelnerka. Dziewczyna szybko przemieszczała się między stolikami z kolejnymi zamówieniami. Nikt z obecnych klientów nie musiał zbyt długo czekać na podanie zamówienia. Kelnerka, zapytana o podawane napoje, trafnie doradziła napój, który spełni oczekiwania klienta. Ponieważ spytałam czy czekolada jest płynna czy gęsta, wskazała mi w karcie te rodzaje czekolady, które powinny przypaść mi do gustu. Wszystkie czynności, łącznie ze sprzątaniem naczyń i natychmiastowym przecieraniem stołów, wykonywała z uśmiechem. Karta i lady chłodnicze oferują bardzo szeroki asortyment lodów, ciast, deserów na ciepło, kaw i napojów. Zniechęcają dość wysokie ceny. Zdecydowanie przydałaby się tam jeszcze jedna kelnerka do obsługi.
W sklepie tego dnia była promocja, więc klientów było więcej niż zazwyczaj. Mimo to można było liczyć na fachową pomoc obsługi w poszczególnych działach. Najpierw pomagała nam pracownica działu Małe AGD, która rzeczowo objaśniała funkcje robota kuchennego. Jeśli nie była czegoś pewna, sprawdzała informacje na opakowaniu. Później pracownik działu RTV w przystępny sposób objaśnił nam różnice między dwoma oglądanymi przez nas odtwarzaczami DVD i wskazał ten odtwarzacz, który będzie lepiej pasował do naszego telewizora. Pracownik pomógł nam również dobrać do odtwarzacza odpowiednie dodatkowe kable oraz kabel łączący telewizor z notebookiem. Tłumaczył wszystko spokojnie, był opanowany i rzeczowy. W jego zachowaniu brakowało jedynie entuzjazmu i uśmiechu. Na koniec panie z działu płyt szukały dla nas filmu na DVD. Straciliśmy na tym kilka ładnych minut, ponieważ panie stwierdziły na podstawie systemu komputerowego, że film na pewno jest na stanie. Gdy nie znaleźliśmy go na półce, rozpoczęły szukanie w magazynie. Po jakimś czasie sprawdziły w systemie jeszcze raz i okazało się, że system pokazuje bajkę o tym samym tytule, podczas gdy my szukaliśmy filmu fabularnego. Mimo to, dobrze oceniam pomoc tych pań, ponieważ wykazały się dużym zaangażowaniem oraz uśmiechem. Bardzo przeprosiły nas za pomyłkę i rozstaliśmy się śmiejąc się z całej sytuacji. Sklep jest rozmieszczony na dość dużej powierzchni, widoczne są dokładne oznaczenia działów. Można zarzucić sklepowi jedynie to, że jak na sobotę, i to sobotę promocyjną, ilość osób do obsługi klientów na sali była zbyt mała. Trzeba było czekać na pracowników, ponieważ było zbyt wielu klientów do obsłużenia. Dało się również odczuć, że sklep zorganizował promocję aby oczyścić magazyny z resztek towaru, ponieważ półki powoli pustoszały - sprzedawane były ostatnie, wystawowe modele.
Jeśli wejść do tej Biedronki rano, to wszystko jeszcze wygląda w miarę w porządku - podłogi są w miarę czyste, chociaż już noszą ślady rozlanych i zatartych na kaflach cieczy, pracownice wykładają towar, nieco zbyt głośno rozmawiając, pani w bardziej niż średnim wieku siedząca na kasie jest radosna i energiczna. Jednak gdy odwiedzi się tę Biedronkę popołudniu czy wieczorem, sprawa ma się zupełnie inaczej. Podłogi wyglądają jakby przemaszerował po nich pułk wojska, na wszystkich półkach i paletach pełno jest pustych opakowań i kartonów, tak jakby przez cały dzień nikt ich nie uprzątał, a młode panie na kasach są wyraźnie znużone i bez ochoty do pracy, których standardowych pytaniem do każdego klienta jest: "A nie ma Pani drobniej?" Jeszcze człowiek nie zdąży portfela otworzyć, a już wiedzą, że chcą drobniej. Dla kierownictwa sklepu to ważna uwaga, by zapewniali pracownicom taką ilość drobnych, by starczało im na cały dzień. Nie wiadomo dlaczego też ta Biedronka nie dorobiła się małych koszyków, które są w innych Biedronkach. W tej filii dostępne są tylko duże, ciężkie, metalowe wózki na monety. Nie oceniam ceny i oferty, ponieważ to sklep sieciowy i obowiązuje go jednolita oferta i cennik. Nie jestem również w stanie ocenić wiedzy i kompetencji personelu, ponieważ na sali nie widać nikogo, kogo można by się o cokolwiek zapytać. Jedynie rano panie wykładają towar.
Kawiarnia w centrum Gemini zorganizowana na zasadzie open space, w dodatku samoobsługowa. Tutaj w weekend zawsze jest kolejka. Nieduży wybór kaw i herbat, kilka deserów, kilkanaście smaków lodów, ceny różne, ale jak na lokal samoobsługowy dość wysokie (soczek 200ml w buteleczce 5,50). Obsługa pracuje szybciutko, ubrani są w jednakowe bluzki z logo kina, które mieści się tuż obok. Jedynie osoba, która wygląda i zachowuje się jak kierownik zmiany ma koszulkę w innym kolorze i z logo Cavablanca. Ktoś, kto przychodzi tu często zauważy dużą rotację wśród młodziutkiego (na oko licealnego) personelu. Zamówione napoje trzeba samemu sobie przynieść do stolika lawirując między dość wąskimi przejściami między fotelami. Obsługa bardzo głośno wywołuje zamówienia, więc osoby, które siedzą blisko lady są nieco ogłuszone. Porcje deserów przeważnie spore (wyjątek to malutkie tiramisu), herbata podana w bardzo dużym porcelitowym kubku, można nią doskonale zaspokoić pragnienie.
Bywam tam od kilku lat i nie miewam do nich większych zastrzeżeń. Raz tylko zdarzyło mi się, że dostałam posłodzoną zupę. Ogólnie to lokal w którym w weekend koniecznie trzeba rezerwować miejsce. W tygodniu można dostać stolik bez problemu. Plusy za to, że w niedziele w całym lokalu obowiązuje zakaz palenia. Wystrój restauracji może i nie powala i zdecydowanie wymaga uwspółcześnienia, ale są za to zawsze kwitnące kwiaty doniczkowe lub świeże cięte na stołach. Wybór dań rybnych jest szeroki, również jeśli chodzi o ceny. Podawane są również specjały kuchni kaszubskiej. Chociaż restauracja specjalizuje się w rybach, można zjeść tu również smaczne dania mięsne, w tym kaczkę. Kelnerki uwijają się jak w ukropie, bo pracy mają naprawdę bardzo dużo. Jest kilka, które zawsze trzymają fason, a jest kilka po których buziach wyraźnie widać zmęczenie i brak entuzjazmu. Jednak nawet taka zmęczona pani cierpliwie poszukiwała dla mnie sernika na deser oraz chodziła sprawdzać co jeszcze z deserów jest dostępne. Wielki minus za najmłodsze kelnerki (chyba pracujące weekendowo) z grubym makijażem, obłędem w oku, mylących stoliki i w kolorowych stanikach pod białymi bluzkami. Drugi minus za bardzo kiepską wentylację oraz kiczowaty wystrój. Trzeci za sfatygowane etui na sztućce. Jedzenie wynagradza jednak w tej restauracji wszystko. Jest czysto, a kelnerki na bieżąco zmieniają obrusy na stolikach. Plus za jednolite stroje wszystkich kelnerek.
Pikawa to kawiarnia na której się nigdy nie zawiodłam. To klimatyczna kawiarnia w centrum starego Gdańska, w której podaje się najlepszą w Trójmieście szarlotkę na gorąco. Dodajemy do tego niezbyt długą, ale kuszącą listę kaw, autorskie herbaty (Misiowa, Krzysiowa, Kłapouchego) z dodatkiem owoców, miodu, soków i przypraw, nieszablonowy wybór autorskich deserów (Bambo w lesie) i mamy przepis na świetnie funkcjonującą od wielu lat kawiarnię. Dodajemy szybką obsługę, miłą obsługę, obsługę, która nie zmienia się co miesiąc, tylko jest już stałym bywalcom znana. Różne rodzaje muzyki płynące z głośników, zmieniający się wystrój (obrazy, zdjęcia), możliwość zakupu biżuterii i rękodzieła artystycznego - wszystko to składa się na klimat pikawy. Do tego czysta toaleta oraz różne miejsca siedzące do wyboru - od barowego krzesełka przy oknie, poprzez fotele przy akwarium i oknie, narożną kanapę, miejsce przy starym maglu, czy ustronny zakątek za ścianą. Tam zawsze bez obaw przyprowadzam znajomych. I nigdy nikt nie wyszedł niezadowolony.
Przyszliśmy bez rezerwacji, w sobotnie popołudnie, na sali tłum i wycieczka Niemców. Kelnerka podeszła do nas i zapytała czy mamy rezerwację. Gdy powiedzieliśmy, że nie, zastanowiła się chwilę, poprosiła byśmy poczekali i poszła sprawdzić czy jest jakaś szansa, że zaraz się coś zwolni. Powiedziała, że jeśli poczekamy kilka minut, to będzie stolik. I rzeczywiście po kilku minutach posadzono nas przy stoliku. Obsługa do końca pozostała bardzo miła. Na plus: ciekawy wybór dań w bardzo przystępnych cenach; kelnerzy cierpliwie opowiadający o daniach i polecających najciekawsze potrawy. Na minus: długi czas oczekiwania na potrawę. Ponieważ ja zamówiłam makaron, a osoby mi towarzyszące mięsa, to w chwili jednoczesnego podania ich dania z pieca były wrzące a mój makaron prawie letni. Wystrój przyjemny dla oka, w ciepłych barwach. Ciekawe i zabawne obrazy na jednej z głównych ścian. Na przeciwległej ścianie telewizory spod których zwisały nie schowane kable. Podkładki pod talerze są bardzo wielokrotnego użytku - poplamione i sfatygowane. Po sztućce musiałam pójść sama, ponieważ kelner o nich zapomniał. Niezbyt profesjonalnie wygląda też pocerowany fartuch kelnera.
Byłaby piątka, gdyby nie zachowanie kelnerki. Ale od początku. Dom czekolady to urocza kawiarnia w Centrum Gemini. Moja poprzednia wizyta tam (16.05) przebiegała w miłej atmosferze, druga wizyta zniechęciła mnie do tego miejsca. W kawiarni niemal każdy stolik wygląda inaczej - jedne to klimatyczne stoliczki babuni z wyściełanymi krzesłami, jest stylowa kanapka z niskim stoliczkiem, i są też dwa wyższe stoliki ze skórzanymi krzesłami - każdy znajdzie sobie jakieś miłe siedzisko. Wybór deserów w karcie jest szeroki, począwszy od gorących czekolad, poprzez torty, desery na ciepło, desery lodowe, na pralinach skończywszy. Jest również osobna karta herbat oraz duży wybór kaw. Wszystkie próbowane przeze mnie specjały były wyśmienite, porcje duże, chociaż kawiarnia może nieco odstraszać cenami. Kelnerka zepsuła całe wrażenie na końcu, gdy przyniosła nam rachunek i stanęła nad nami oczekując pieniędzy do ręki. Ponieważ byłam z przyjaciółką i chciałyśmy się podzielić opłatą, oczekiwałyśmy na chwilę prywatności, by móc w spokoju policzyć i należność, i pieniążki, oraz potencjalny napiwek. Pani tymczasem stała nad nami i w końcu wyjęła mi banknot z ręki i ze słowami: "To potem się między sobą podzielicie" odeszła. W lokalu nie było ani tłumu, ani nie było to przed zamknięciem. Nie zachowywałyśmy się z koleżanką nieodpowiednio i nie usiłowałyśmy się uchylić od płatności. Zachowanie tej pani do dziś jest dla mnie wielką zagadką.
Klub z pewnością głównie odwiedzany wieczorami, ale skoro jest otwarty również popołudniem, postanowiłam wypróbować jego kawiarniane możliwości. Klub spory, z antresolą oraz ogródkiem. W środku, jak przystało na klub jazzowy, niestety, można palić. Zachowanie kelnera nie było może nieuprzejme, ale z pewnością miał jakieś ciekawsze zajęcia w tym czasie, co dawało się odczuć w jego chęci obsłużenia nas tak szybko, jak to tylko możliwe. Nie miał pojęcia czy sernik jest, więc powiedział, że jest. Po chwili wrócił, przeprosił, powiedział, że nie ma. Spytałam, czy jest szarlotka. Nie wiedział. Poszedł, spytał, była. Spytałam o zieloną herbatę - powiedział, że jest. Po chwili wrócił, powiedział, że jednak nie ma i dał mi szklankę wypełnioną torebkami herbaty ekspresowej, żebym sobie sama wybrała smak (bo przecież pamiętać, jakie smaki są do wyboru, to zbyt trudne zadanie). Odnosi się niemiłe wrażenie, że herbata jest w menu tylko dlatego, że komuś się tak z rozpędu i przyzwyczajenia wpisało, a desery, to już w ogóle fanaberia w jazzowym klubie. Jest to miejsce z pewnością o przeznaczeniu alkoholowo-koncertowym.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.