Wybałam się do Natabene, w poszukiwaniu ozdób świątecznych. W związku z tym, iż salon znajduje się w CH Galeria Bałtycka to miałam okazję zajść również do konkurencji, jednak jedynie w Notabene znalazłam świąteczne łańcuchy, które były mi potrzebne tego samego dnia. Po wyborze 3 sztuk w złotym kolorze oraz 3 w kolorze srebnym, udałam się do kasy. Przy kasie stały 3 Panie sprzedawczynie i tutaj lekko zaskoczyła mnie sytuacja. Ponieważ poza mną nie było innego klienta udałam się do pierwszej z 2 kas, jednak w momencie kiedy podeszłam jedna z trzech Pań zawołała Panią stojącą akurat przy tej kasie by jej pokazać jedną z sukienek w jakimś katalogu. Na chwile dosłownie osłupiałam, tym bardziej, że zakupy robiłam w godzinach swojej pracy na zlecenie szefa, także troszkę mi się śpieszyło. Pani znajdująca się przy kasie nr 2 poprosiła bym przeszła do niej, po czym skasowała moje zakupy, co nie trwało nawet 5 min. Przyznam, że nie spędziłam w salonie "wieczności" jednak odejście od kasy w celu przeglądania katalogu, odebrałam niestety jako zdecydowanie niegrzeczne zachowanie.
Amora.pl jest to interenetowa perfumeria, która jednak również posiada swój stacjonarny oddział w Fashion Housie na ul. Przywidzkiej 8 w Gdańsku. Tak również zwróciłam na niego uwagę oraz oczywiście na ceny perfum, które były stosunkowo niskie w porównaniu z innymi napewno wszystkim znanymi perfumeriami. Jednak jak sama nazwa wskazuje "amora.pl" postanowiłam wpierw zapoznać się z ofertą na stronie - po obejrzeniu asortymentu na miejscu w sklepie. Tutaj również moje zdziwienie było zaskakująco pozytywne, ponieważ z racji tego że chciałam dokonać zakupu dla siebie oraz moja połówka również upatrzyła sobie jedną rzecz, przekroczyliśmy łącznie cenę, która sprawiła, że nie ponosiliśmy opłat związanych z dostawą. Biorąc pod uwagę, że ceny na stronie internetowej były jeszcze niższe niż w stacjonarnym oddziale - uważam całość za niezwykle udane zakupy. Ponadto, godne pochwały jest możliwość zakupu testera, który w 100% jest oryginalny. Sama przesyłka, doszła w rewelacyjnie szybkim tempie, ponieważ po przelaniu pieniędzy miałam mój zakup po 3 dniach już u siebie. Polecam serdecznie.
Jakiś czas temu, udałam się z moim znajomym do salonu Pumy w celu reklamacji butów, w których to odkleiła się podeszwa w prawym bucie. Za pierwszym razem Pani (średniego wzrostu, pulchnej budowy, jasna farbowana blondynka z włosami zwiniętymi w kitek oraz z materiałową opaską na głowie) wypytała mojego znajomego o wszelkie szczegóły, typu: kiedy zauważył usterkę, podczas czego to było (czy przykładowo podczas gry na boisku), jakimi środkami konserwuje buty itp. Obuwie zostało zreperowane ( w sensie sklejone) i zwrócone właścicielowi. Niestety nie minął długi okres kiedy ta sama sytuacja stała się tym razem z lewym butem. Ponownie cała sytuacja się powtórzyła, przy czym już za drugim razem klient według norm ma prawo zwrócić uwagę na swoje oczekiwania, typu czy ma być to naprawa obuwia, czy wymiana na nową parę, czy zwrot gotówki. Skierowałam taką uwagę do Pani przyjmującej reklamację (tej samej o ironio!) która w bezczelny sposób dosłownie "odwarknęła mi" że nie ma zamiaru się ze mną kłócić i jak chcę mogę sobię zadzwonić do ich rzecznika. Znajomy mnie uspokoił, ponieważ nie ukrywam, że miałam ogromną ochotę odpowiedzieć tej Pani i przypomnieć kto jest sprzedawcą a kto klientem. Tym razem ponownie buty zostały sklejone i zwrócone. Jednak niestety cała historia się na tym nie skończyła, ponieważ sytuacja ponownie się powtórzyła, tym razem usterka po wewnętrznej stronie obuwia. Kolejna droga przez mękę. Gdy mój znajomy ponownie odpowiadał na pytania, które znał już na pamięć i wyrecytował całość na przysłowiowym jednym wdechu, kolejna Pani obsługująca skierowała do niego uwagę z lekką irytacją, iż widzi, że mu się to nie podoba ale musi odpytać ze względu na to by później nie miał do niej pretensji o brak formalności. Tym razem buty nie zostały naprawione, w związku z czym w teorii powinien mój znajomy dostać identyczną nową parę (której już sklep nie posiadał) bądź zwrot gotówki. Jednak i w tym punkcie nie poszło tak łatwo, ponieważ obsługa początkowo nie chciała oddać pieniędzy, upierając się, że tego nie ma w ich przepisach i by wybrał sobie jakiekolwiek nowe obuwie na sklepie. Po 10 min kłótni przy kasie, otrzymał zwrot gotówki, jednak niestety po serii niepotrzebnych nerwów.
W wyżej wymienionym dniu udałam się z moim tatą do salonu optycznego Viu Viu, który znajduje się w CH Galeria Bałtycka. Mój tata ze względu na częste przebywanie za kierownicą, dużą uwagę zwraca na okulary a w związku z koniecznością wymiany starych zbierał informacje, dowiadywał się o najlepsze szkła - ogólnie rzecz biorąc był troszkę wybredny. Jednak w dniu, w którym razem zaszliśmy do salonu miał już upatrzony zestaw, także całość wymagała tylko typowych formalności mianowicie, zbadania na miejscu wzroku i ustalenia położenia progresu. Całość troszkę zajęła a, że z natury mój rodzic jest wesoły starał się zagadać w jakiś sposób do dwóch Pań, które w salonie zajmowały się sprzedażą. Jednak niestety obsługa, nawet nie starała się nawiązać jakiegokolwiek kontaktu z klientem. Po dłuższej chwili, aż mi sie zrobiło szkoda widząc po minie taty, że jest zmieszany jakby zastanawiał się czy powiedział coś nie tak - jednak ani jedno jego słowo nie było nieodpowiednie - także sama zaczęłam z nim prowadzić rozmowę by rozładować jak dla mnie malo przyjemną atmosferę. Ogólnie cała wizyta przebiegła niezwykle formalnie i pod tym względem nie mam żadnych zastrzeżeń. Jednak próba nawiązania kontaktu z klientem, kierując się myślą przewodnią by sprawić aby chciał jeszcze do tego salonu wrócić - niestety muszę stwierdzić, że osiągnęła poziom wyjątkowo niski.
Mając ostatnio trochę więcej czasu, w ubiegłym tygodniu tj. 22.11-28.11 udałam się na zakupy po Galerii Bałtyckiej. Oczywiście miejscem do którego zawsze zaglądam tak intensywnie, że niemal znam na bieżąco kolekcje, jest H&M. W Galerii zajmuje on aż 3 piętra w tym piętro -1 –dział dziecięcy, 0- damski , 1-młodzieżowy.
Tego dnia, kiedy to wy odwiedziłam, mój jeden z ulubionych sklepów, rozpaczałam nad spódniczką, której nie było w moim rozmiarze… (nad czym rozpaczałam, gdyż już wiedziałam jakie buty i jakie dodatki będą do niej pasować). Jednak chcąc upewnić się czy już nigdzie w Trójmieście nie znajdę danej spódniczki, podeszłam do kasy z prośbą by sprzedawca zadzwonić do innych oddziałów.
Na kasie stała przemiła Pani, średniego wzrostu włosy koloru brązowego, lokowane, z pieprzykiem na buzi – ogólnie wizualnie przypominała mi „miniaturkę” Jennifer Lopez. Bezproblemowo zajęła się moją prośbą, obdzwoniła każdy możliwy salon w Trójmieście, jednocześnie podtrzymując ze mą rozmowę, jak to jest jak taka rzecz mocno w oko wpadnie. Niestety spódnicy nigdzie nie udało się znaleźć, jednak dobre 10 min, jak nie więcej, które spędziłam przy kasie minęły bardzo szybko oraz również miłą rozmową poprawiłam sobie humor.
Jednak strasznie przyjemnie mi się zrobiło, jak 2 dni później gdy ponownie pojawiłam się w tym sklepie by kupić tym razem żakiecik, ponownie natrafiłam na tą samą Panią, która ku mojemu zaskoczeniu sama zagadała, rozpoznając mnie i żartując, że chociaż „coś trzeba sobie kupić w ramach pocieszenia za spódnicę’.
Najgorsze jest to, że tak dobrze mi się rozmawiało, iż całkowicie wyłączyłam swoją uwagę na inne ważne detale, a w związku z czym niestety nie pomyślałam, o tym by „zerknąć” na imię mojej rozmówczyni. Mój błąd, gdyż mogłabym teraz imiennie pochwalić faktycznie sympatycznego i wzorowego pracownika.
Koniecznie muszę podzielić się jedyną pozytywną opinią na temat obsługi klienta Play jaką ostatnio wypracowała sobie u mnie Pani, która zajmowała się moim przedłużeniem umowy. Zgłosiłam przez WWW informację na temat interesującego mnie telefonu i ponownej prośby przedstawienia oferty przedłużeniowej. Pani, której niestety imienia nie pamiętam – czego bardzo żałuję bo zdecydowanie bym wysłała pochwałę do centrali w której pracowała- zadzwoniła do mnie przedstawiając ofertę. Po tym dała mi czas do namysłu, dzwoniąc po określonym terminie i uzyskując moją niestety odmowną decyzję podpowiedziała co zrobić by rozpatrzono moją prośbę indywidualnie. Wybaczcie, że nie będę podawała szczegółów oferty, jednak w końcu się zdecydowałam! A zapewniam, że ponad miesiąc rozpatrywałam różne możliwości, ewentualności –wyliczając, podliczając. Jestem świadoma, że z klienta, który przyjmuje ofertę również zyskuje konsultant, więc może ktoś powiedzieć, że Pani zajmująca się moją sprawą zrobiła to z myślą o sobie. Jednak podejście - niezwykle miłe i sympatyczne - jednocześnie bezproblemowe dzwonienie do mnie po 5 razy co godzinę – na moją prośbę wynikającą z ciągłych sytuacji w pracy, które nagle wymagały mojej obecności- również zaprocentowało. Tym bardziej się cieszę z powyższej sytuacji, gdyż po ostatnich przebojach z obsługą klienta sieci Play naprawdę miałam dosyć na jakąkolwiek, kolejną rozmowę.
Grycan, to miejsce gdzie można z czystym sumieniem przebierać w deserach, przebierać w smaku różnokolorowych lodów i jedynie czego chcieć to jeszcze więcej tych pyszności! Ostatnimi czasy dosłownie uzależniłam się od sorbetu z mango, który jak widzę zasmakował sporej ilości osób – czego dowodem jest fakt, że udając się po kubełek mojego sorbetu coraz częściej uzyskuje informację, iż niestety ale już zabrakło! Pomimo, że wskazałam na adres w CH Galerii Bałtyckiej, który najczęściej odwiedzam, muszę przyznać, że każdy oddział jest moim ulubionym! Jedynym minusem jest lodziarnia w CH Madison, ze względu na możliwość płacenia jedynie gotówką, natomiast ja jestem przyzwyczajona do kart. Każdy może znaleźć coś dla siebie, od deserów, po kawy i koktajle. Grycan wypracował sobie dobrą opinię u każdego klienta, także dzięki miłej obsłudze, która mimo ciężkiej pracy – w której trzeba mieć silne nogi, gdyż tak naprawdę nie ma chwili by usiąść – można liczyć na uśmiech. Ceny w porównaniu z innymi kawiarniami, cukierniami i lodziarniami w Trójmieście nie są wysokie – zdecydowanie porównywalne do innych lokali – na które każdy może sobie od czasu do czasu pozwolić.
Chciałam ponownie pochwalić Panią Izę u której dziś byłam po rocznej przerwie na makijażu permanentnym, a dokładniej górnej kresce. Efekt świetny! Jestem pod dużym wrażeniem fachu w ręku jaki posiada Pani Iza. Ponad to jak zwykle miła atmosfera i spokój, dosłownie sprawił, że najchętniej bym usnęłam podczas zabiegu! Dodatkowo, utwierdziłam się w przekonaniu, że Pani Iza faktycznie daje z siebie 100% tak by to efekt był świetny, na podstawie tego, że zabiegi, które miały się odbyć w dni kiedy to dopadły nas niespotykane upały, dla dobra klientek Pani Iza poprzekładała zabiegi, nie skupiając się na zyskach lecz na zdrowiu i ewentualnych powikłaniach, które by mogły wystąpić. Z osobistych „plusów” bardzo ucieszyłam się na informację że nie musiałam z góry płacić za ewentualną korektę, dzięki czemu niespodziewane oszczędności bardzo pozytywnie wpłynęły na moje konieczne wydatki! Z ręką na sercu mogę polecić gabinet przy ul Świętojańskiej w Gdyni. Kolejną rzeczą którą zrobię to zamiast kolejnych drobiazgów siostrze na urodziny zafunduję kreseczki, od których uprzedzam…. można się uzależnić!
Dziś zwróciłam do H&M’u żakiecik, gdyż dostałam podobny w prezencie. Pierwszą rzeczą, która mi się bardzo podoba w tej sieci sklepów jest fakt, że w ciągu 28 dni istnieje możliwość zwrotu towaru, który nie ma oderwanej metki wraz z paragonem. Jest to coś niezwykle wygodnego, gdyż możemy kupić kilka rzeczy w domu stwierdzić co do czego najlepiej pasuje a te, które się jednak nie sprawdziły zwrócić bez problemu. Udałam się do oddziału w CH Alfa, który podobnie jak inny oddział w Gdańsku ma jak dla mnie bardzo przyjazny dla oka wystrój, w jasnych kolorach. Godny pochwalenia jest również porządek, który ułatwia poszukiwania. Kolejną kwestią jest personel, który jak do tej pory mnie nie zawiódł. Nie miałam nieprzyjemnych sytuacji czy problemów, a wręcz przeciwnie wychodzę zawsze uśmiechnięta po zakupach. W dniu dzisiejszym, obsługiwała mnie bardzo miła Pani, w różowo-białek koszulce, z włosami związanymi w kitek. Sprawnie i szybko załatwiła moją sprawę, dodatkowo miło podejmując ze mną rozmowę – a nawet obie się uśmiałyśmy, z dowcipu sytuacyjnego gdy jedna drugiej nie zrozumiała, mianowicie Pani prosząc mnie o „złotóweczkę”, ja usłyszałam „stóweczkę” ;). Po zwrocie żakietu, udałam się jeszcze na „przegląd nowości”, a dzięki temu, że rzeczy są pogrupowane według kolekcji, bądź typu rzeczy, mogłam się skupić na tych ubraniach w których czuję się najlepiej.
Szewczyk jest to sklep obuwniczy znajdujący się w samym centrum Gdańska, przy
ul. Podwale Grodzkie 8 w CityForum, okolice kina Krewetka. Sklep sam w sobie jest bardzo przepełniony. Poza półkami na każdej ścianie i półkami/regałami na środku sklepu, buty w każdym wolnym przejściu są ustawiane na konstrukcji z kartoników. Całość powoduje, że przy większej ilości osób utrudnione jest poruszanie się i swobodne przeglądanie asortymentu. Sklep współpracuje z różnymi firmami, dlatego przedział cenowy jest bardzo zróżnicowany, można znaleźć tam pojedyncze modele butów do 70-100zł firmy „no name” jak również buty takiej firmy jak Caprice, których ceny sięgają średnio 200-250zł. Postanowiłam podzielić się moimi doświadczeniami z powyższą firmą. W związku z tym, iż jedna jedyna sytuacja sprawiła, że więcej tam obuwia nie kupię, przy czym zapewniam, że zapadła mi bardzo dobrze w pamięć, a miała ona miejsce w ostatnią sobotę lutego, tj 27.02.2010r, po godzinie 11 (pamiętam ze względu na umówione inne ważne dla mnie spotkanie). Jednak zaczynając od początku, w miesiącu grudniu 2009r kupiłam w tym sklepie kozaki zimowe – czarne, do kolana, na ok. 9cm obcasie, a dokładniej grubszym słupku ( ze względu na wygodę poruszania się zimą w porównaniu ze szpilkami). Dodatkowo w mojej opinii nie zapłaciłam za nie mało, a dokładnie 190zł za buty firmy typu „no name”! Jednak skusiłam się na nie ze względu na fakt, że kozaki były bez dodatków i upiększeń, które w tamtym roku posiadał praktycznie każdy model. Niestety w lutym 2010r – czyli po ok. 2 miesiącach noszenia- idąc po płaskiej, betonowej powierzchni, mało co się nie przewróciłam, gdyż ku mojemu zdziwieniu odpadł mi obcas od prawego kozaka! Na moje szczęście, stało się to dosłownie minutę od sklepu obuwniczego CCC. Udałam się tam z moich chłopakiem, który również nie mógł się nadziwić kiepskiemu wykonaniu obuwia, gdyż jak później trafnie zauważył obcas trzymał się na jednym cienkim gwoździku i niewielkiej ilości kleju. Sprzedawczynie CCC były bardzo zaciekawione widokiem, mnie idącej z jednym „niewidzialnym” obcasem, przy czym jak wybrałam i kupiłam u nich inne kozaki jedna z nich sama zwróciła uwagę, że „biedna Pani, musiała się Pani męczyć, dobrze że to się stało obok nas” –jakby nie było, miała rację. W związku z całą sytuacją dnia kolejnego spakowałam buty i poszłam do Szewczyka w celu reklamowania. Przy kasie stał Pan (jak się później okazało prawdopodobnie kierownik zmiany). Poinformowałam go, że przyszłam zareklamować towar. Pan wziął ode mnie pudełko, otworzył i ku mojemu rozbawieniu pyta się „a co się stało?”, nie pozostawiając go dłużej w niepewności, zwróciłam mu wyraźnie uwagę na oderwany obcas. Pan zaczął spisywać reklamację, przy czym zaznaczyłam mu, że interesuje mnie wymiana na nowy egzemplarz bądź zwrot gotówki, gdyż naprawiany obcas nigdy nie będzie tak stabilny jak przy nowym obuwiu, także takiej opcji nie biorę pod uwagę. Po tej informacji Pan – jak dla mnie- zaczął wymyślać bardzo śmieszne argumenty, dla których to producent zadecyduje czy mi da nową parę, a mianowicie dlatego, że: „ po pierwsze to pierwsza usterka tych butów” – wręcz musiałam odpowiedzieć, że „pierwsza i jedyna na tej parze, gdyż jej nie chcę”. Jednak kolejny argument spowodował, że jedyną moją reakcją był śmiech i informacja, że chyba jest ten Pan niepoważny a dokładnie zostałam poinformowana „że w końcu odpadł tylko jeden obcas”. Nie mając siły na dłuższą – jakże ciekawą- dyskusję, na formularzu reklamacji zapisałam swoje uwagi, po czym zostało mi oczekiwać 14 ustawowych dni, które mijały dokładnie w piątek 26 lutego. Do sklepu zaszłam dnia 27.02 – czyli dzień po terminie okresu reklamacji. Pani sprzedawczyni, która obsługiwała kasę przedstawiłam swoją kopię formularza reklamacyjnego, po czym po przeszukaniu swojego spisu reklamacji poinformowała mnie, że nie widzi by była na nią odpowiedź. Po mojej uwadze, że mieli do wczoraj czas, stwierdziła że poprosi kierownika i przed moimi oczami ukazał się już wcześniej wspomniany Pan, który moją reklamacje spisywał. On ponowił wiadomość koleżanki, że nie ma jeszcze odpowiedzi, na co ode mnie uzyskał taką samą odpowiedź jak jego współpracownica. Pierwsze co Pan próbował mnie wziąć na „niewiedzę” mówiąc, że producent ma prawo przedłużyć okres rozpatrzenia reklamacji. Jednak minę zmienił w momencie kiedy tym razem ja go poinformowałam, że w wypadku jak wcześniej mi by przesłał wiadomość listownie na podany adres- której oczywiście nie otrzymałam. Po tym kierownik stwierdził, że zadzwoni do producenta, nie zrobił tego przy mnie tylko wziął słuchawkę i powędrował z nią na drugi koniec sklepu tak bym go nie słyszała. Po zakończonej rozmowie, powiedział, że buty zostały naprawione (czego nie chciałam, a zgodnie z ustawą konsumencką, wybór pomiędzy naprawą a wymianą na nowy egzemplarz należy do kupującego, a jeśli producent się nie zgadza z wybraną formą w ciągu 14 dni musi ustosunkować się na piśmie, a nie sam z siebie zmienić mój wybór) ale co zabawniejsze wysłane wczoraj tj. w piątek i do tego wszystkiego zwykłą pocztą! Czego efekt jest oczywisty, że żadnym cudem by nie były na czas! Kierownik z irytacją w głosie zapytał czy nie mogę poczekać do poniedziałku, a na jego nieszczęście nie miałam takiego zamiaru. Co za tym idzie MUSIAŁ zwrócić mi pieniądze, bo nie zrealizowali reklamacji w terminie. Pan kierownik był bardzo zdenerwowany, nic nie mówiąc wyjął pieniądze z kasy i dosłownie rzucił mi je na ladę w taki sposób, że jeden z banknotów zatrzymał się na samym skraju blatu. Cała sytuacja godna pożałowania, gdyż jeśli kierownictwo zachowuje się na tak bardzo niskim poziomie, nie ma wątpliwości, że ma to wpływ na działanie całej firmy.
Wybrałam się razem ze znajomym na tzw. pogaduchy przy kawie. Mój znajomy ma dość charakterystyczną fryzurę, mianowicie niewielki irokez, który nie wszystkim się podoba, ale ma też i swoich zwolennik, którzy uważają, że to znak rozpoznawczy naszego kolegi. Na miejsce spotkania wybraliśmy kawiarnie Cafe Ferber, która znajduje się na ul. Długiej w Gdańsku. Umiejscowienie lokalu jest doskonałe, gdyż znajduje się w samym centrum. Wystrój lokalu również spełnia pewne standardy, które powinny spełniać lokale znajdującego się bądź co bądź w miejscu gdzie zagraniczni turyści spędzają mnóstwo czasu. Niestety co za tym idzie, niektóre ceny są zdecydowanie za wysokie. Razem z kolegą wybraliśmy stolik tuż przy samym oknie. Podeszła do nas młoda dziewczyna, z włosami związanymi w kitek w kolorze średniego blondu chyba z pasemkami. Podała menu nie przedstawiając się, co raczej jest już normą. Długo nie mogliśmy się zdecydować co wziąć, także raz musieliśmy Panią poprosić o więcej czasu. W momencie składania zamówienia bardzo nie spodobała mi się postawa owej Pani. Po pierwsze dziwne spojrzenia kierowane w naszą stronę bądź w stronę mojego znajomego i przypatrywanie się jego fryzurze, któremu towarzyszył jak dla mnie ironiczny uśmieszek. Ponad to, sam ton i sposób w jaki z nami rozmawiała sprawiło, iż miałam wrażenie, że jest w tej pracy za karę i naprawdę z wielką łaską nas obsługuje. Po otrzymaniu naszych kaw, co chwilę czułam wzrok kierowany w naszą stronę. Ekipa kawiarni była zgromadzona koło baru, w tym także Pani, która zajmowała się naszym stolikiem. Jak tylko wzrok skierowałam w jej stronę po dziwnym odczuciu obserwowania, widziałam jak ta Pani odwraca głowę w przeciwną stronę, dalej mając na twarzy niezrozumiały dla mnie - już w tym momencie mnie irytujący - uśmieszek. Niestety ale nie chcąc psuć wieczoru i za namową kolegi nie podjęłam rozmowy z tą Panią, jednak zdecydowanie szybko wypiliśmy nasze kawy i udaliśmy się do innej pobliskiej kawiarni Pikawy, gdzie zdecydowanie można było się odprężyć oraz cieszyć przyjazną atmosferą.
Spacerując po CH Galerii Bałtyckiej, szukałam ostatnich już perełek tegorocznej letniej wyprzedaży. Jednak na nieszczęście mojego już uszczuplonego budżetu w oko wpadły mi prześlicznej szpilki w Stradivariusie z nowej kolekcji. Sklep w powyższym centrum handlowym jest jedynym oddziałem w Trójmieście. Jego wygląd wpada w oko, gdyż ciepłe odcienie brązu, beżu stwarzają charakterystyczny klimat. Rozmieszczenie półek i wieszaków jest przejrzyste i mimo nagromadzenia rzeczy w okresie wyprzedaży nie ma problemu z przeglądaniem ubrań. Pomimo jednej w życiu niemiłej sytuacji dotyczącej reklamacji która mnie spotkała w tym sklepie i w mojej opinii mało przyjaznej a nawet ignoranckiej reakcji bodajże kierowniczki zmiany (młoda dziewczyna o czarnych włosach ponad ramiona), muszę przyznać, że obsługę sklepu tworzą niezwykle przyjazne osoby. Pytając o cokolwiek, prosząc o pomoc zawsze można liczyć na uśmiech i poradę. Najbardziej polecam Pana, który tam pracuje, dość często spotykany na kasie (brunet, z charakterystycznie ułożonymi a raczej wystylizowanymi włosami), który nie raz przyjaznym podejściem poprawił mi humor. Z dnia wczorajszego mogę polecić Panią o hmm brązowo-rudym odcieniu włosów, długich z krzywką na skos. Kiedy upatrzyłam sobie już wyżej wspomniane szpilki niestety nie mogłam znaleźć mojego rozmiaru. Wyżej wymieniona Pani w tym czacie zajmowała się obsługą szatni. W pierwszym momencie niestety otrzymałam informację, że mój rozmiar na tą chwilę nie jest dostępny. Jednak jednocześnie Pani zaproponowała mi abym się z nimi kontaktowała gdyż w poniedziałki ale również w czwartki otrzymują dostawę w związku z czym istnieje duże prawdopodobieństwo, że otrzymają jeszcze ten towar, bądź drugą z opcji było pozostawienie mojego numeru telefonu i propozycja, że to ktoś ze sprzedawców będzie do mnie dzwonił jak tylko szpilki się pojawią (także możliwości od koloru do wyboru ). W między czasie udałam się do przymierzalni w celu zmierzenia koszulki, jak tylko wyszłam ta sama Pani ucieszyła moje uszy informacją, że jeszcze raz sprawdziła na zapleczu i znalazła ostatnią parę butków. Uważam, że jest to coś co sprawia, że ludzie tak chętnie wybierają się na zakupy do Stradivariusa. Klient ma zapewnione indywidualne podejście, dla nikogo z obsługi nie jest problemem poświęcić chwilę swojego czasu by pomóc i doradzić, a co ważniejsze wychodzą z własną inicjatywą! Podsumowując pomimo małej dawnej wpadki, sam sklep jak i jego Ekipa zasługuje na duże pochwały!
W centrum handlowym Manhattan, znajduje się mój ulubiony oddział H&M. Ze smutkiem przyjęłam wiadomość że wcześniej 2-poziomowy sklep się zmniejsza ze względu na fakt niedalekiego umiejscowienia kolejnego oddziału. Jednak śmiało mogę powiedzieć, że mimo, że nowy sklep jest o wiele większy, to oddział w Manhattanie swoim wyglądem i wystrojem zdecydowanie o wiele bardziej do mnie przemawia. Jasne kolory, pozytywna energia, która wręcz wisi w powietrzu, przejrzyste rozmieszczenie półek/wieszaków, porządek dzięki któremu można łatwo znaleźć to czego się szuka. Uważam, że potwierdza to fakt, iż jakiś czas temu moja młoda siostra przed umówionym ze mną spotkaniem właśnie koło CH Manhattan samodzielnie udała się do nowego oddziału chcąc kupić sobie coś fajnego na lato, jednak stwierdziła, że nic nie znalazła. Zaszłam z nią jeszcze do starego oddziału gdzie dosłownie nie mogła się oderwać od wieszaków i wyjść z przymierzalni, zapewniając mnie, że w nowym oddziale tych rzeczy nie było - później okazało się, że nie miała racji - jednak faktem jest, że H&M w Manhattanie jest wręcz idealny do wyszukania „perełek”. Tym razem moją uwagę przykuł prześliczny żakiet, jednak niestety z przykrością stwierdziłam, że nie ma mojego rozmiaru. Podeszłam do kasy, gdzie Pani sprzedawczyni układała koszulki z prośbą by mogła się dowiedzieć czy w innych oddziale w Trójmieście mogę znaleźć jeszcze jakąś dostępną sztukę. Sprzedawczyni – młoda dziewczyna, o ciemnych włosach i grzywce na skos- z uśmiechem i bez problemu przedzwoniła najpierw do jednego później do drugiego oddziału. W między czasie jak „wisiała na telefonie” oczekując na pozytywną odpowiedź, podejmowała ze mną rozmowę, a to od zwykłego tematu pogody – upewniając się czy aby nie pada, bo niedługo pracę kończyła – po dyskusje na temat faktycznie uroczego żakieciku i dodatkach które do niego pasują. Po chwili podeszła kolejna klientka, którą grzecznie obsłużyła, jednocześnie wyłapując moją informację do kiedy i na kogo odłożyć żakiecik jeśli będą mieli odpowiedni rozmiar. Dzięki uprzejmości Pani sprzedawczyni żakiet został odnaleziony i odłożony a ja w przypływie wyjątkowo dobrego nastroju zainwestowałam w perełki, które obie stwierdziłyśmy będą idealnie się prezentowały z moją zdobyczą.
Udałam się dziś do fryzjera, z nadzieją na opanowanie moich włosów. Umówiłam się już jako ostatnia klientka, w każdym bądź razie na ostatnią godzinę przed zamknięciem lokalu. Do salonu przy Grunwaldzkiej skusiły mnie niektóre pozytywne opinie, które udało mi się usłyszeć. Salon sam w sobie malutki i ogólnie w jego wyglądzie coś brakowało, już nie mówiąc że pod względem estetycznym całkiem mi się nie podobał. Nie wiem jak nazywała się Pani która mnie ścinała, gdyż się nie przedstawiła, jednak z racji tego, że sama miała ładne, zadbane czarne, proste włosy z grzywką pomyślałam, że mogę liczyć na równie ciekawy efekt u mnie. Czerwona lampa jednak włączyła mi się w momencie kiedy do salonu niedługo po mnie weszła inna dziewczyna, jak się okazało znajoma fryzjerki która się miała zająć moimi włosami. Wymieniły kilka zdań po czy Pani fryzjerka powiedziała do niej „Poczekaj chwilę”. Żałuję, że w tym momencie nie upewniłam się czy aby na tą samą godzinę nie zostały zapisane 2 osoby. Pani fryzjerka umyła mi włosy, a druga Pani fryzjerka (gdyż o tej godzinie w salonie były dwie panie) zajęła się wyżej wymienioną dziewczyną, nakładając jej odżywkę i usadawiając pod infrazonem (urządzenie, które wydziela ciepło pomagając między innymi w farbowaniu czy przy odżywkach). W między czasie Pani która się mną zajmowała, pochwaliła dobrany samodzielnie przeze mnie kolor oraz wysłuchała jakbym chciała by moja fryzura wyglądała. Ze względu na fakt, że moje włosy po cieniowaniu są trudne do ułożenia, stwierdziłam że chce by końcówki zostały ścięte, z lekkimi tzw. „pazurkami” przy twarzy, w celu takim by z czasem zejść do jednej długości oraz bym nie miała problemów na co dzień z ich ułożeniem. Przed ścięciem, jednak fryzjerka stwierdziła, że mam tak poniszczone końcówki, iż musi również te wycieniowane włosy leciutko podciąć – oczywiście zapewniała, że minimalnie. Zgodziłam się niechętnie. Cała jej praca trwała 2 minuty, z zegarkiem na ręku. A jak wnioskuję to dlatego, że akurat zabieg jej koleżanki już się skończył a z ich luźnej rozmowy dotarła do mnie półsłówkami informacja, że mimo, iż miałam zarezerwowany termin, po znajomości Pani fryzjerka zgodziła się przyjąć koleżankę bo przecież cóż to za problem by się „wyrobić”, a tym bardziej że była niezwykle ważna okazji z okazji jakiejś kolacji. Oczywiście moje włosy zostały uczesane, gdyż od fryzjera zawsze wychodzi się z ładnie ułożonymi włosami, także pomimo faktu, iż nie zdążyłam mrugnąć a już było „po” myślałam, że nie jest źle. Moje pierwsze zaskoczenie nastąpiło przy płatności. Wcześniej, nim się wybrałam odwiedziłam stronę internetową wyżej wymienionego salonu gdzie były podane ceny za włosy krótkie, średnie i długie oraz informacja o 20% zniżce dla studentów. Zniżkę jak najbardziej otrzymałam, jednak po pierwsze włosy które miałam długości lekko poza ramiona, Pani zakwalifikowała do włosów długich, a następnie okazało się, że ceny na stronie nie są cenami stałymi tylko są to ceny „od” których jest liczona usługa, o czym mnie nie poinformowano, jak również o fakcie tego, że została mi nałożona na chwilę odżywka za którą dodatkowo trzeba było zapłacić. Gdyby tego było mało, po drodze na moje nieszczęście złapała mnie ulewa i przemokłam do suchej nitki, w związku z czym stylizacja „prosto z salonu” zniknęła razem z deszczem. W domu wzięłam się za suszenie i samodzielne układanie włosów, jednak okazało się, że włosy są jeszcze mocniej wycieniowane niż były poprzednio, czego tak bardzo chciałam ominąć, także niestety mimo moich wyraźnych próśb Pani Fryzjerka zrobiła po swojemu. Całość wygląda jakby były postrzępione, a bez lakieru oraz odżywki każdy włos skierowany jest w inną stronę powodując, że w efekcie wygląda jakbym dopiero co wstała z łóżka i nie zdążyła się uczesać. Podsumowując obsługa, praca i efekt zdecydowanie na minus.
Z racji, że razem z chłopakiem zainteresowaliśmy się ofertą lokaty jaką posiadał Polbank, udaliśmy się do oddziału przy ul. Rajskiej. Zdecydowaliśmy się iść od razu po pracy. Wchodząc do salonu, ucieszyliśmy się gdyż nie było ani jednego klienta, także mieliśmy nadzieje, że szybko i sprawnie załatwimy sprawę. Naprzeciwko wejścia znajduje się kasa, po prawej stronie znajdują się stanowiska doradców, natomiast po lewej jest umiejscowiony oddzielony przezroczystymi ściankami pokoik najprawdopodobniej kierownika placówki. Pomimo powyższego faktu o którym wspomniałam mianowicie braku poza nami jakichkolwiek klientów, brakowało kogoś jeszcze mianowicie konsultantów. Ani przy kasie, ani przy biurkach nie było nikogo! Cała obsługa znajdowała się w pokoiku kierownika, jednak nie byli oni wezwani na tzw. dywanik. Wszyscy uśmiechnięci stali pochyleni razem z młodym kierownikiem nad ekranem oglądając widocznie coś bardzo zajmującego. Pani brunetka w okularkach, która nas dostrzegła była wyraźnie mocno niepocieszona, że musi się nami zająć. Podeszła do biurka mówiąc „proszę tutaj”. Mój chłopak zaczął rozmowę tłumacząc w jakim celu się pojawiliśmy, po czym odezwała się Pani doradca mówiąc „dowód” – dokładnie w formie rozkazującej, bez użycia jakiejkolwiek formy grzecznościowej, co w pracy z klientem jest zdecydowaną podstawą. Konsultantka wytłumaczyła nam, że poza kontem na którym będzie umieszczona lokata musimy założyć normalne konto gotówkowe do którego otrzymamy kartę. Powyższe przekazanie wszystkich informacji trwało dłuższą chwilkę, jednak potwierdziliśmy oboje, że zgadzamy się na takie warunki i jak najbardziej jesteśmy zainteresowani. W tym momencie Pani nas poinformowała, że dziś założenie kont nie będzie możliwe bo już nie mają na stanie kart do bankomatów, które to karty wydają na miejscu przypisując konkretny numer seryjny do danej osoby. Na nasze zapytanie kiedy się spodziewają dostawy otrzymaliśmy odpowiedź „ nie wiem, może jutro, może pojutrze”. Oboje mieliśmy bardzo dobre nastroje tego dnia i chęć załatwienia całości, więc przypominając sobie, że dosłownie 5 min stąd znajduje się kolejny oddział, poprosiliśmy o to by Pani przedzwoniła do siostrzanego salonu z pytaniem czy oni mają na stanie jeszcze wyżej wymienione karty. Odpowiedź, którą usłyszeliśmy mnie osobiście rozbawiła, ale nie z faktu, że była śmieszna, tylko z racji tego, że sama wcześniej pracując z klientem nie wyobrażam sobie by można mu było udzielić takiej informacji, mianowicie „Niestety nie mogę zadzwonić, bo jesteśmy pokłóceni z tamtym oddziałem, bo oni uważają, że my im dziś klientów podrzucamy i przez nas mają masę roboty”. Było już ok. godziny 17 a oddział był otwarty do 18, nie tracąc więcej czasu opuściliśmy powyższy salon i udaliśmy się do pobliskiego, gdzie udało nam się załatwić wszystko co chcieliśmy. Jednak łącząc powyższą sytuację, plus kilka jeszcze nieprzyjemnych, mało profesjonalnych kontaktów z konsultantami, dodatkowo ze strony technicznej nieprzejrzystym interfejsem konta internetowego oraz dziwnym mechanizmem związanym z koniecznością wyrobienia certyfikatów jedynie na 3 komputery w celu możliwości wykonania przelewów, nie minęło dużo czasu aż zdecydowaliśmy się na zamknięcie niedawno co założonych kont.
W szale wyprzedaży udałam się na letnie polowanie okazji. Wchodząc po kolei do sklepów, udałam się również do Reserved z myślą zakupu spódniczki na te wyjątkowo słoneczne letnie dni. Przeglądałam rzeczy na wieszakach, które mimo bardzo dużej ilości klientów oraz zapewne masy pracy sprzedawców, były uporządkowane w przejrzysty sposób, co znacznie ułatwiało poszukiwania. Znajdując 3 sztuki w różnym stylu, udałam się do przebieralni. Przeglądają się w lustrze nie do końca byłam przekonana, czy aby którakolwiek wygląda na mnie wystarczająco dobrze. Wyglądając zza zasłony, zagadałam do Pani sprzedawczyni, która akurat porządkowała rzeczy pozostawione w przebieralniach, z pytaniem o jej opinię. Bardzo spodobał mi się fakt, że sprzedawczyni –młoda dziewczyna- doradzała mi w każdej po kolei. Ale co najważniejsze, wyrażała swoją faktyczną opinię, nie próbując mi niczego wciskać na siłę i namawiać do kupna! Z własnej inicjatywy udała się na sale przynosząc mi jeszcze jeden model, gdyż obie stwierdziłyśmy, że w poprzednich nie wyglądam dobrze. Pomimo faktu, że spódniczka okazała się nieco za duża i wyszłam ze sklepu z pustymi rękami, mogę śmiało powiedzieć, że obsługa sprawdziła się na piątkę z plusem.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.