Na stację Orlen w Legnicy podjechałem 10 minut po północy w celu zatankowania gazu. Zatrzymałem się przy dystrybutorze i nacisnąłem przycisk , wzywający obsługę. Nikt się nie pojawił w ciągu kilku minut, więc skierowałem się do kas. Przy wejściu zastałem zamknięte drzwi. Pan siedzący w samochodzie nieopodal powiedział mi, że już czeka 10 minut i że za chwilę stacja ma być czynna. W czasie oczekiwania podjechały pod dystrybutory jeszcze dwa samochody. W końcu. po otwarciu stacji (5 minut czekania), poprosiłem panią stojącą przy kasie o zatankowanie samochodu. W odpowiedzi usłyszałem, że koleżanka zaraz podejdzie. Od tych słów do podejścia upłynęły kolejne 4 minuty.
W czasie oczekiwania zamówiłem hot-doga i kawę- sprzedawczyni w tym czasie stała się trochę bardziej przyjazna, jednak nadal sprawiała wrażenie żyjącej własnym życiem.
Na stację paliw Orlen w Skawinie przyjechałem kupić olej silnikowy. Zaparkowałem samochód obok stacji i wszedłem do środka. Po drodze zauważyłem porządek na zewnątrz budynku, brak śmieci, równo poukładane butelki z różnymi płynami samochodowymi i innymi akcesoriami.
Wszedłem do środka i zacząłem rozglądać się po półkach. Pomieszczenie tej stacji jest stosunkowo niewielkie. Obie kasy były czynne, przy każdej stało po jednej osobie. Nie znalazłem szukanego przeze mnie oleju- podszedłem więc do kas i zapytałem o olej Elf. I w tym momencie pan obsługujący powiedział mi z jakąś taką wyższością i przekąsem: "Proszę pana, olejami Elf nie handlujemy już od 10ciu lat!". Sposób jego odpowiedzi zupełnie mnie zaskoczył- odwróciłem się i wyszedłem. Tak jak przy wejściu nie zostałem powitany w żaden sposób, na moje wyjście również nikt nie zwrócił uwagi.
Stację Statiol w Wadowicach odwiedziłem w niedzielny i do tego świąteczny wieczór. Chciałem zatankować gaz. Podjechałem do dystrybutora i nie widząc nikogo z obsługi, nacisnąłem dzwonek przywołujący pracownika (gazu nie można tankować samodzielnie). Po ok. dwóch minutach czekania, w czasie których zdążyłem umyć sobie szyby, wcisnąłem guzik raz jeszcze. Nie doczekawszy się nikogo, po chwili wszedłem do budynku stacji, poprosić, żeby ktoś podszedł nalać mi paliwa. W drzwiach natknąłem się na panią z obsługi, zmierzającą w do mojego samochodu. Poprosiłem o zatankowanie do pełna i wszedłem do budynku.
Będąc w środku zrozumiałem, skąd takie tempo obsługi: przy kasie była kilkuosobowa kolejka, po wyjściu pracownicy do obsłużenia stanowiska z gazem została czynna tylko jedna kasa, a w tym dniu stacje paliw były w zasadzie jedynym miejscem, gdzie można było zaopatrzyć się również w artykuły spożywcze i monopolowe i personelu powinno być więcej.
Ustawiłem się w kolejce- gdy doszedłem do kasy mój samochód był już zatankowany. Pan obsługujący przywitał mnie słowami "dzień dobry", podał kwotę do zapłaty ,zapytał o kartę na punkty. Obsługa przy kasie przebiegła szybko i sprawnie.
Wnętrze sklepu jest przestronne, czyste. Towar na półkach estetycznie poukładany. Wydzielone miejsce do samodzielnego przygotowywania kawy, w rogu również wydzielone stanowisko z maszynami do gier o niskich wygranych.Toalety czyste, na bieżąco utrzymywane w czystości.
Ogólnie ocenę zaniżył czas obsługi- poza tym byłem zadowolony
Do sklepu przyszedłem kupić oliwę z oliwek. W sklepie było kilku klientów. Towar na półkach ułożony był przejrzyście- rodzajami (np. piwa, oliwy, makarony) lub regionami (np. kuchnia azjatycka, włoska). Łatwo znaleźć poszukiwany towar.
Wśród półek przemieszczali się pracownicy- nie byli uciążliwi dla klientów, zajmowali się porządkowaniem towarów na półkach.
Interesująco wyglądały stoiska z serami i wędlinami- duży przekrój asortymentu, ładna ekspozycja. Poprosiłem o jakiś ostry ser do sałatki włoskiej- pani zaproponowała mi 3 rodzaje. Wybrałem Emilgrana- poprosiłem o 200 g. Następnie poszedłem do półki z oliwami- tutaj kontakt z pracownicą oparł się bardziej na przeglądaniu etykiet. Chciałem kupić oliwę Extra Vergine, najlepiej niefiltrowaną, z zawartością kwasów na poziomie ok. 7. Pani przeglądała ze mną etykiety, jednak podziękowałem jej za pomoc i sam wybrałem hiszpańską Valpesę.
Przy żadnej kasie nie było kolejki (czynne były dwie), zapłaciłem rachunek , resztę otrzymałem prawidłowo.
Restaurację Burrito Buffet odwiedziłem 18 12 2008 o godz. 12 30, zachęcony jej wyglądem zewnętrznym. W oczy rzucają się kolorowe podświetlane sombrerra na zewnątrz i wesołe, zachęcające witryny. I hasło: "Tam gdzie Szlak trafia Warszawską" wywołuje uśmieszek (restauracja mieści się na skrzyżowaniu ulic Szlak i Warszawska)
Wnętrze jest niewielkie, nie ma stolików tylko blat przy dwóch ścianach ("ściankach" bardziej- ze względu na długość)i cztery krzesła barowe. Na ścianach oryginalne zdjęcia z Meksyku- takie zwykłe- nie te z przewodników turystycznych. Muzyka w klimacie Ameryki Łacińskiej. I lada, na której stoją spore misy z dodatkami (ryż, guacamole, fasola, jalapeno itp)- wszystko jest świeże, na bieżąco uzupełniane, a posiłki tam właśnie przygotowywane.
W lokalu były dwie osoby. Podszedłem do kasy- pan z obsługi , ubrany w koszulkę polo z logo baru powitał mnie i zapytał, czym może służyć. Zapytałem, co może polecić. Opowiedział mi , co może być głównym składnikiem dania (wołowina, kurczak, wieprzowina, halibut, krewetki) i że mogę sam skomponować swój pomysł. Powiedział również, ze są porcje małe i duże; ostre i łagodne. Zamówiłem dużą porcję z krewetkami i ostrym sosem. Pan ostrzegł, że sos jest naprawdę ostry. Zapłaciłem i usiadłem, czekając na realizację zamówienia.
Danie jest robione na ladzie, przy kliencie. Widzimy na bieżąco, co dzieje się z naszym jedzeniem. Podoba mi się , że główny składnik jest surowy i dopiero po złożeniu zamówienia jest obsmażane na grillu- wszystko publicznie. Potem dodawanie składników, przypraw, zawijanie w placek, później w folię i jeszcze podpiekanie tego wszystkiego, żeby nabrało odpowiedniej temperatury, a naleśnik chrupkości.
Trwa to ponad 10 minut, ale warto czekać. Smak prawdziwie meksykański- dokładnie czuć każdy składnik, czuć ich świeżość, indywidualność. I tak jest mniej więcej do połowy porcji. Później zaczyna dominować ostrość- następnym razem trzeba wziąć łagodniejsze.
Pomimo, że potrafię sporo zjeść- duża porcja mnie przerosła. Ważyło to ok 600g i jest to naprawdę duża porcja- za rozsądne pieniądze przy okazji.
Gdy opuszczałem lokal pożegnano mnie"Do widzenia, zapraszamy ponownie".
Na stację Statoil w Wadowicach przy ulicy Piłsudskiego przyjechałem 17 12 2008 0 godzinie 16 35. Było już ciemno, jednak teren stacji był dobrze oświetlony. Podświetlane znaki stacji były również widoczne z daleka.
Przyjechałem zatankować gaz, podjechałem do odpowiedniego stanowiska. Od razu podszedł do mnie pracownik, przywitał się ze mną słowami "dzień dobry", chociaż zrobił to bez żadnego entuzjazmu, o uśmiechu nie wspominając.
W czasie tankowania ja chciałem umyć sobie szyby. W wiaderkach były szczotki, ale woda była bardzo brudna.
Po zatankowaniu wszedłem do budynku i podszedłem do kasy. Oprócz mnie w sklepie były jeszcze trzy osoby zajęte grą na automatach, które stały w jednym z rogów pomieszczenia. Dwie kasy były czynne- obsłużył mnie pan Andrzej. Przywitał mnie, zapytał, czy oprócz paliwa chcę coś jeszcze, czy potrzebuję fakturę. Zapłaciłem, otrzymałem resztę. Gdy ciągle nie odchodziłem pan Andrzej przypomniał sobie, że nie dał mi paragonu. Po jego otrzymaniu poprosiłem jeszcze pana Andrzeja, żeby puścił mi kupon Lotto. Wtedy on poprosił kolegę, bo sam tego robić nie mógł lub nie umiał. Kolega załatwił sprawę szybko.
Po tym wszystkim porozglądałem się po sklepie: towary były ładnie poukładane na półkach, wszystkie miały etykiety z cenami. Na środku było ustawione samoobsługowe stanowisko do zakupu kawy i ciastek, również utrzymane w nienagannej czystości. Ogólnie w całym pomieszczeniu był porządek, podłogi pomimo wilgotności na zewnątrz czyste, podobnie szyby.
Odwiedziłem również toaletę- tu również nie miałem żadnych zastrzeżeń. Czysto, zapach neutralny, odpowiednia ilość papieru i mydła.
Po ok. 10ciu minutach od rozpoczęcia wizyty odjechałem ze stacji
Do sklepu przyszedłem na szybkie, małe zakupy. Otoczenie sklepu było czyste, zadbane; kosze opróżnione. Jedynym szklanym elementem budynku są drzwi wejściowe- umyte, z wypisanymi godzinami otwarcia i informacją dotyczącą odpłatności za foliowe torby jednorazowe.
Avita to sklep samoobsługowy. W sklepie były obecne trzy osoby z obsługi- jedna wykładała napoje na półkę, druga obsługiwała na stoisku mięsnym, natomiast trzecia pani pracowała przy kasie.
Spędziłem w sklepie niecałe 10 minut. W momencie mojego wejścia do sklepu było dwóch klientów, jednak po kilku minutach doszło kilkanaście osób (sklep znajduje się blisko kościoła, więc pewnie stąd nagły napływ klientów). Pani wykładająca towar zajęła się obsługą jednej z klientek, która poprosiła ją o pomoc. Pani przy kasie obsługiwała klientów sprawnie i uprzejmie- nie zapominała o powitaniu i pożegnaniu, uśmiechała się do klientów.
Treść obserwacji usunięta na podstawie art. 14 ustawy z dnia 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz. U. z 2002 r., Nr 144, poz. 1204 ze zm.).
Treść obserwacji usunięta na podstawie art. 14 ustawy z dnia 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz. U. z 2002 r., Nr 144, poz. 1204 ze zm.).
Przyszedłem do salonu z żona i córką (sześcioletnią). Zaczęliśmy się przechadzać po salonie- dość szybko podszedł do nas pracownik- pan ok.25 lat, elegancko ubrany- i zaoferował swoją pomoc. Zacząłem go wypytywać o Opla Corsę. Szczegółowo opowiedział mi o wystawionym, bogato wyposażonym modelu oraz na moje pytania o innych wersjach (tańszych) Miałem ze sobą notes i długopis- zapisywałem istotne dla mnie informacje mówiąc, że chcę je porównać z konkurencją- konkretnie z Renault Clio. Od tego momentu sprzedawca próbował porównywać te dwa samochody. Robił to w sposób grzeczny, nie dyskredytując konkurencji, jednak nie dysponował istotnymi szczegółami, dotyczącymi przede wszystkim wyposażenia standardowego i porównania ew. opcji.
Bez problemu mogliśmy za to wsiąść do samochodów, córka została poczęstowana cukierkami.
W salonie było w czasie naszej ok. dwudziestominutowej wizyty w sumie jeszcze osiem osób, z czego większość to klienci serwisu , czekający na swoje pojazdy.
Sam salon był czysty, podłoga umyta, szyby również. Na zewnątrz na parkingu też nie było śladów nieporządku.
Przyjechałem na stację zatankować gaz. Nie było kolejki, podjechałem od razu do dystrybutora- pracownik właśnie kończył tankowanie na stanowisku obok. Podszedł do mnie, powiedział "dzień dobry", zapytał, ile zatankować. Wydałem dyspozycję i poszedłem do kas. W sklepie były czynne tylko dwie kasy- do mojej stało 4 klientów, do drugiej podobnie. Jednak kolejka z mojej strony posuwała się znacznie wolniej- stałem prawie 7 minut. Okazało się, że obsługą zajmuje się praktykant (miał przypięty identyfikator) o imieniu Marcin. Obsługiwał w sposób miły, był uśmiechnięty, starał się bardzo, jednak nie radził sobie jeszcze zbyt dobrze z koordynacją i wszystkimi procedurami. Nie zapomniał jednak zapytać o kartę programu lojalnościowego i polecić promowanych produktów. Na stacji było czysto, towary na półkach równo poukładane, na stolikach w części kawiarnianej był porządek, pracownicy (z wyjątkiem praktykanta) ubrani w stroje służbowe, mieli przypięte identyfikatory.
Wszedłem do sklepu (było w nim wtedy ośmiu klientów), pani przy kasie była zajęta zapiskami i nie zwróciła uwagi na moje wejście. Jednak po kilku minutach mojego spaceru między półkami podeszła do mnie, mówiąc "dzień dobry, w czym mogę pomóc?". W sklepie było w tym czasie ok. 10 osób. Powierzchnia sklepu jest naprawdę spora. A z obsługi była tylko jedna osoba (po kilku minutach doszła druga). W związku z tym sytuacja z podejściem ekspedientki i przywitaniem się ze mną po kilku minutach mojego pobytu w sklepie wydaje mi się godna pochwały. Poprosiłem sprzedawczynię (kobieta, ok. 40 lat, kulturalna, miła, elegancka) o dość nietypowy fason buta - udało jej się znaleźć coś, co mogłoby mnie zainteresować. Przymierzyłem, oddałem, zostałem pożegnany z uśmiechem.
W sklepie w momencie mojego wejścia było pięciu klientów i trzy osoby obsługujące. Wchodząc, przeszedłem obok stanowiska kasowego, jednak sprzedawczyni była zajęta jakimiś zapiskami i nie zareagowała na moje wejście. Wśród półek z obuwiem krzątały się dwie inne osoby z obsługi: układały towar i nieźle się przy tym bawiły. Przeszedłem przez większość półek z męskim obuwiem, biorąc do ręki kilkanaście wystawionych butów, jednak nikt nie podszedł do mnie z propozycją pomocy (trwało to ponad 10 min). Ostatecznie wyszedłem, na co też nikt nie zwrócił uwagi.
W salonie była jedna osoba obsługująca i dwoje (poza mną) klientów. Stojąc w kolejce słuchałem rozmów konsultantki z moimi poprzednikami. Pani zachowywała się w sposób profesjonalny - grzecznie, taktownie. Doskonale znała zagadnienia dotyczące oferty, znacznie słabiej potrafiła doradzić w kwestiach technicznych dotyczących ustawień telefonów. Ja zapytałem o pewne promocje dotyczące kart pre-paid. I zostałem mile zaskoczony - sprzedawczyni nieźle orientowała się w temacie, potrafiła sprawdzić wszystko, o co prosiłem.
W momencie mojego wejścia do sklepu było tam czterech klientów. Sprzedawca (mężczyzna) był od razu widoczny, jednak nie zareagował na moje wejście - stał tyłem. W czasie mojego przemieszczania się po sklepie odniosłem wrażenie, że sprzedawca robi wszystko, żeby nie nawiązać ze mną jakiegokolwiek kontaktu - cały czas odwracał się tak, że stał tyłem do mnie. W końcu poprosiłem go o poszukanie pewnego modelu butów w moim rozmiarze. Stwierdził, że to już końcówka serii i pewnie nie będzie. Stojąc przy pudełkach zasugerowałem, że widzę te buty w rozmiarze o jeden większy, a biorąc pod uwagę różne rozmiarówki różnych producentów, może będą pasować. Zgodził się z tym i wydobył pudełko. W trakcie przymierzania przeze mnie buta w ogóle się tym nie interesował. Podziękowałem (but był za duży) i poprosiłem o poszukanie czegoś w podobnym fasonie. Z ociąganiem poprowadził mnie do półki z czymś faktycznie podobnym, jednak oprócz wskazania półki nie usłyszałem żadnej zachęty do zakupu. Wyszedłem po chwili ze sklepu (wizyta trwała ok. 10 min.), nie pożegnany przez sprzedawcę nawet spojrzeniem.
Do sklepu przyszedłem z córką (6lat) kupić rolki. Dość długo (ponad 5 min) staliśmy przy półce z rolkami, oglądaliśmy je, lecz dopiero na mój wyraźny znak podszedł do nas sprzedawca. Odnoszę wrażenie, że świetnie znał się na rzeczy, doradzał przy wyborze sprzętu dla dziecka, ale i sprytnie mnie kusił do wymiany moich. Córka przymierzyła kilka par rolek, ostatecznie jedne kupiliśmy. Wizyta trwała ok. 40 minut.
Wszedłem do punktu - było tam kilka osób i pani obsługująca nie zareagowała na moje wejście. Zacząłem się rozglądać po tablicach kursowych, potem usiadłem przy stoliku i zacząłem wypełniać kupon. Po kilku minutach podszedłem do lady i poprosiłem sprzedawczynię o pomoc (udawałem początkującego gracza) Pani w uprzejmy sposób odpowiadała na moje pytania (dotyczące np. wysokości wygranych, możliwości odbioru nagród). Wyjaśniła mi też (ale dopiero po moim zapytaniu) zasady ich programu lojalnościowego. Po około 15-stu minutach opuściłem lokal, słysząc "do widzenia, zapraszamy ponownie".
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.