Weekendowy pobyt w Rewalu. Nocleg ze śniadaniem w ocenianym pensjonacie. Od początku problemy, bo w pokoju tuż po wejściu do niego czuć bardzo mocno, że ktoś palił, a pensjonat pisze o zakazie palenia i nie pilnuje, czy klienci przestrzegają. Tu jednakże plus dla personelu, że bez problemu zmienił pokój na inny (było jeszcze przed wysokim sezonem, więc nie było pełnego obłożenia). Główna ocena pierwszego i kolejnego pokoju to brudne (w pierwszym bardzo brudne!) ściany. Widać działanie wilgoci przy oknach (możliwość wystąpienia grzyba, pleśni?). Obydwa pokoje wyglądały inaczej, niż na zdjęciach w internecie. W łazience bardzo słabe światło i też widać działanie wilgoci. Generalnie pokoje wymagają odświeżenia. Ręczniki brudne. Na szczęście drugi pokój był podwójny i mogłem sobie zamienić rącznik. Poza tym, w pokoju OK. Problem jednak z płatnością kartą i użytkowaniem internetu (na stronie zapewnienia, że można i z tego, i z drugiego skorzystać). Poza wymienionymi wadami reszta odnośnie pokoju może być, ale ogólny efekt nie cieszy. Co do miejsca spożywania posiłków (śniadanie), to chyba najładniejsze miejsce w całym budynku. Z tym, że stoły bardzo małe i siedząc ma się nogę od stołu pomiędzy swoimi nogami (niezależnie, od tego, na którym miejscu się usiądzie). Poza ty, przez dwa dni te same kwiaty na środku stołu z wystawionym jedzeniem - te same, w tej samej starej już pierwszego dnia wodzie i zwiędnięte. Niezbyt smakowity widok. Samo jedzenie dobre. Kawa tylko cienka... Obsługa dobra (Pani obsługująca posiłek bardzo miła i dyskretna - pytając się o kolejny posiłek nie robiła tego nachalnie). Poza tym, dobre miejsce parkingowe na terenie pensjonatu i dosyć duży ogród, gdzie można by usiąść i posiedzieć, bo były stoliki i krzesełka. Wszystko jednak niesamowicie brudne. Dla kontrastu pani (chyba właścicielka) rozłożona w całej okazałości na leżaczku i nic nie robiąca sobie z tego, że goście nie mają gdzie usiąść. Oferta pensjonatu była zbliżona do innych i w sumie żałowałem, że wybrałem ten pensjonat, bo w innych też były wolne miejsca, a widać było np. ludzi sprzątających stoliki i krzesła w ogródkach.
Mały sklepik z różnymi przyborami do utrzymywania fryzury, naszyjnikami, kolczykami, torebkami. W sumie wydawał się dobrze zaopatrzony. Minusem na pewno jest brak jakiegoś zainteresowania ze strony pani tam chyba pracującej. Pani obrzuciła spojrzeniem wchodzące osoby i dalej zajmowała się… chyba patrzeniem w pustkę, bo nie widziałem, żeby coś czytała. Zero emocji, zero zainteresowania, nawet brak przywitania klientów w sklepie.
Dobre umiejscowienie lokalu i duża powierzchnia. Gazety i czasopisma rozłożone tematycznie na półkach. Ogólnie miłe wrażenie lokalu. Wydaje się, że były trzy panie z obsługi w sklepie, ale żadna z nich nie zaoferowała pomocy w czasie wybierania zakupów. Później, przy kasie, wszystkie szybko się uaktywniły i zaczęły żartować, gdy tylko wytworzyłem ku temu atmosferę, odpowiadając żartem na pytanie. Ogólnie miłe wrażenie, tyle, że czasem warto się oderwać od biurka-lady z kasą i zapytać klientów, czy można w czymś pomóc.
Moje doświadczenie z firmą PZU wiąże się z ubezpieczeniami motoryzacyjnymi i obejmuje lata 2006-2007.
Na początku 2005 r. kupiłem dosyć drogi samochód, który był sprowadzony z Europy Zachodniej i już zarejestrowany w Polsce. Wobec powyższego posiadał też OC (bodajże na pół roku), które było wykupione w PZU S.A. Po zakupie auta i przerejestrowaniu go na swoje nazwisko, udałem się do swojej lokalnej placówki PZU S.A. w celu opłacenia OC do końca roku i wykupienia AC. Obydwa te ubezpieczenia wyniosły w sumie ok. 1000 € rocznie i wobec tego zdecydowałem, że będę je płacił w ratach (co oczywiście podniosło ich cenę o kolejne procenty). Ostatecznie jednorazowa opłata (składka) wynosiła ok. 1000 PLN, gdyż całość została rozbita na cztery raty. Tak dużej gotówki nie zwykłem nosić przy sobie – nawet idąc do PZU. Już w tym momencie zaczęły się problemy, gdyż agent stwierdził, że przy zawieraniu umowy trzeba płacić gotówką. W końcu zgodził się, że zawrzemy umowę, ale będzie ona ważna od dnia wpłynięcia pieniędzy na konto PZU. Oczywiście zgodziłem się na to. Miałem do tego dwa powody: 1. Opłacone już wcześniej na pół roku OC, za które zapłaciłem kupując samochód; 2. Opinię mojego dobrego znajomego, który twierdził, że z jego doświadczenia wynika, iż tyko PZU S.A. jest w pełni wypłacalne, gdy chodzi o AC i nie ma problemów z rzeczoznawcą, podczas gdy w innych firmach są problemy.
Ustaliliśmy z agentem, że pozostałe raty będą wpływały na konto PZU S.A. w oznaczonych na umowie terminach. Po powrocie do domu wysłałem przelew internetowy za pierwszą ratę ubezpieczeń i ustawiłem automatyczne wysyłanie na terminy wyprzedzające o tydzień określone terminy rat. Myślałem, że wszystko będzie sprawnie i bez problemów. Okazało się jednak, że za każdym razem, gdy zbliżał się termin kolejnej raty, około 2-3 dni przed terminem na mój adres zameldowania przychodziły przypomnienia o zapłacie raty lub też dzwonił agent na domowy numer telefonu. Dodam, że nie mieszkałem w tym czasie pod tym adresem i moja rodzina przejmowała się tymi pismami i telefonami. Ja zaś wiedziałem, że pieniądze są już na koncie PZU. Uświadomiłem to moim bliskim i oni też przestali się przejmować tymi pismami i przypominali agentowi, że ja płacę przelewem. Pytanie tylko, po co to całe zamieszanie, jeśli wystarczyło sprawdzić na koncie PZU. Być może agent, który był starszym człowiekiem, nie był obyty z taką formą współpracy. Według mnie, ta forma akurat mu upraszczała, a nie utrudniała pracę.
Szczyt zgrzytów we współpracy z PZU S.A. nastąpił po prawie roku od rozpoczęcia ubezpieczenia. Wtedy to na mój adres zameldowania przyszło pismo z oddziału PZU gdzie samochód miał pierwsze ubezpieczenie OC w Polsce. W piśmie tym przypominano o wygasaniu umowy i przesyłano przekaz pocztowy do zapłacenia za OC. Jako, że ja nadal nie mieszkałem na stałe w miejscu zameldowania, moi bliscy przejęli się sprawą (zapewne z powodu nowego rodzaju przypomnienia ze strony PZU) i zapłacili przekaz. Myśleli, że robią mi tym przysługę, więc nawet nie skontaktowali się ze mną przed dokonaniem wpłaty, a i później nie śpieszyli się z poinformowaniem mnie o tym. Gdy już się o tym dowiedziałem, to muszę przyznać, że się bardzo zdenerwowałem, gdyż uważałem, że skoro mam umowę w innej części Polski na ten sam samochód i nie zawierałem tej pierwszej, ani jej nie podpisywałem, to mnie tamta nie dotyczy. Myślałem też, że istnieje jakiś system w PZU, który wykazuje, że jest nowa umowa – tym bardziej, że przerejestrowując samochód, musiałem dopłacić różnicę wynikającą z innej rejonizacji pojazdu i miałem do tego aneks do umowy. W dodatku jeszcze pieniądze zapłacone przez moich bliskich na tamtą umowę niczego nie zmieniały i musiałem i tak przedłużać umowę w moim dotychczasowym miejscu ubezpieczenia. PZU nie pofatygowało się samo do zwrotu nadpłaty, tylko trzeba było pisać pismo z prośbą o ten zwrot. Dziwiło mnie również, że musiałem na miejscu po raz drugi płacić OC na ten sam samochód w tej samej firmie, jak gdyby nie mogli przelać pieniędzy z jednego oddziału do drugiego.
W czasie przedłużania umowy, pomyślałem, że skoro nie wychodziła mi współpraca za pomocą nowoczesnej technologii z agentem w podeszłym wieku, to może warto by zmienić na młodszego. Znalazłem w biurze młodszego i podpisaliśmy umowę na kolejny rok. Wziąłem nawet od niego numer telefonu komórkowego, by móc się z nim kontaktować. Wytłumaczyłem mu przy tym, jak będę dokonywał kolejnych wpłat i zadowolony z siebie i z rozwiązania problemu udałem się do domu.
Niestety, już przy pierwszym terminie płatności kolejnej raty– mówiąc sarkastycznie – wszystko wróciło do normy i znowu było przypominanie o płatności raty, podczas gdy pieniądze już od kilku dni były na koncie. (Tym razem, o ile się nie mylę, ustawiłem płatności na około 2 tygodnie przed terminem). Tak więc, zmiana agenta nic nie pomogła.
W kolejnym roku już nie przedłużyłem umowy z PZU S.A.
Dodam, że nie tak dawno opowiadałem całą tę historię jednemu z kierowników innego oddziału PZU w mieście wojewódzkim. Przyznał on, że problem był prawdopodobnie w niekompetencji agentów. Nic dodać, nic ująć.
Podsumowując, chyba każdy wie, że oferta PZU S.A. w kwestii OC i AC do tanich nie należy. Gdyby jeszcze za ceną szła jakość obsługi, to może by się dało jakoś tę cenę wytłumaczyć. Wydaje mi się, że na samej marce już długo firma nie pociągnie. Trzeba modyfikować formę i jakość obsługi.
Mały butik w wielkim supermarkecie. Trochę schowany i nie łatwo go dostrzec. W środku trochę ciasnawo, ale rekompensuje to duży wybór towaru i ceny, wśród których zdarzają się promocje. W porównaniu z innymi znanymi mi sklepami tej marki w Lublinie, wybór naprawdę imponujący. Można tam znaleźć nie tylko bieliznę i nie tylko dla kobiet. Obsługa bardzo miła i bardzo pomocna. Gdy pani obsługująca zauważa, że klient się czymś interesuje, pyta, czy w czymś może pomóc i pomaga. Tak więc aktywna obsługa. Plusem również jest możliwość płatności kartą, nie za często jeszcze spotykana w Lublinie w tego rodzaju sklepikach. Widać, że obsługa orientuje się, jakim towarem i w jakich rozmiarach dysponuje. Ogólnie duży PLUS!
Poszukiwałem płyty CD z muzyką określonego gatunku. Po podejściu na stoisku do pani, która je obsługiwała, otrzymałem informację, gdzie mogę ją znaleźć. Informacja okazała się niemal trafiona w dziesiątkę. W końcu znalazłem płytę.
Podsumowując, przyznaję, że pani z obsługi orientuje się, gdzie można znaleźć określone płyty.
Chciałem kupić środek ochrony roślin i zajęło mi to sporo czasu z powodu małej ilości osób obsługujących dział Ogród. Klient nie może bowiem sobie sam wziąć wspomnianych produktów z półki.
Plusem jest to, że jedyny uchwytny pan z obsługi starał się być naprawdę pomocny.
W tym samym czasie trzy panie rozkładały w tym dziale towar. Myślę, że były one z obsługi tego działu, bo na prośbę tego młodego człowieka jedna z nich wzięła klucze i mi podała to, co chciałem kupić. Wydaje się, że warto by czasem odłożyć rozkładanie towaru i zająć się klientami.
Generalnie jednak - poza czasem obsługi - samo jej wykonanie było bardzo poprawne i miłe.
Tankowałem gaz. Dosyć długo trzeba było czekać na obsługę - dzwoniłem dwa razy. Cena dosyć wysoka. Biorąc pod uwagę fakt, że na stacjach innych firm gaz jest tańszy, a obsługa pojawia się od razu po przybyciu samochodu pod dystrybutor, moja ocena usługi jest słaba.
Jako plus można podać czystość i porządek panujące na stacji. Ale to już niemal wszędzie standard.
Sobotnie przedpołudnie, a więc w sklepie trochę ciasno i trochę nieporządek powodowany przez duży przepływ ludzi. Znowu pani krojąca chleb na sklepie, nie mająca na sobie żadnego ubrania firmowego, a w dodatku poprawiająca sobie ubranie pod pachami w upale - a ręce później na chlebek i do krojenia.
Przy kasach sprawna obsługa i za to plus.
W sklepie trochę ciasno. Gdy się usiądzie poczytać książkę, to inni ludzie często się obijają o czytającego. Jednakże plus dla firmy za tę możliwość, by usiąść i poczytać. Duży wybór różnorodnych książek, czasopism, płyt CD i DVD. Dobrze oznakowane stoiska. Sprawna obsługa przy kasie. Dobra pomoc w informacji. Dobra możliwość złożenia zamówienia na wybraną książkę i odebrania jej we wskazanym Empiku. Ogólnie same plusy, oprócz tego, że ciasno.
Lokal na rynku Starego Miasta mający w lecie miejsca na zewnątrz. Miłe miejsce stylizowane formą i potrawami na polską wieś. Panie ładne i ładnie ubrane. Stoły i krzesła pasujące do stylizacji. Obsługa w miarę sprawna. Po porażce w poprzednim lokalu tu udało nam się osiągnąć cel piątkowego wieczoru na Starówce - napić się piwa.
W upalny lipcowy wieczór w piątek zapragnęliśmy napić się piwa. Wiedziałem, że w lokalu o nazwie Gramofon jest zielony ogródek. Po przybyciu na miejsce zajęliśmy chyba jedyne wolne miejsca przy dosyć nietypowym stoliku. Przy innych było pełno ludzi. Widać też było panią kelnerkę krzątającą się wśród gości. W czasie, gdy tam siedzieliśmy - a trwało to ok 15 minut - pani ta przyjęła zamówienie, wyszła, wróciła z piwem, wyszła, wróciła, zebrała puste szklanki i wyszła.Spojrzała też ze dwa razy w naszym kierunku, ale nie podeszła do nas, by się zapytać, czy coś sobie życzymy. Nie wiem, może to miejsce nie było obsługiwane... Po rzeczonych 15 minutach wyszliśmy z ogródka i poszliśmy do innego lokalu.
Wydaje się, że trochę za mały jest parking koło sklepu. Jednak bez większego problemu znalazłem na nim miejsce do zaparkowania.
W środku sklep robi dobre wrażenie swoją wielkością i panującym w nim porządkiem. Działy są dobrze oznaczone zarówno na wysokości wzroku, jak też wysoko ponad półkami. Można więc bez większego problemu trafić tam, gdzie się ma potrzebę lub ochotę.
Dużo towaru i nie tylko jednego rodzaju, co pozwala na wybór czegoś, co odpowiada ze względu na producenta lub cenę, albo z obydwu tych powodów.
Jeśli się chodzi pomiędzy półkami, nawet jeśli robi się to dosyć długo w jednym dziale, to raczej nikt się z obsługi nie zainteresuje, czy może coś potrzeba – tak przynajmniej było dzisiaj. Gdy zapytałem pana z obsługi, czy może mi pomóc, bez problemu się na to zgodził, chociaż akurat były w TV wiadomości, które oglądał. Bez problemu odpowiedział na moje pytania i wskazał miejsce na półce, gdzie znajdował się poszukiwany przeze mnie towar.
Na innym dziale sam, bez problemów, znalazłem to, czego szukałem dzięki dobremu oznaczeniu.
Problem powstał dopiero przy kasie, bo pani nie miała drobnych, by mi wydać resztę. Mówiła, że nie będzie miała wydać, ale w końcu wydała trochę drobniejszymi pieniędzmi.
Wydaje się, że w tak dużych sklepach powinny być duże możliwości wydawania reszty, by nie niepokoić klientów.
Ogólnie: porządek, rozmach, dużo towaru i dobra, aczkolwiek nie aktywna obsługa.
Mały sklepik z bielizną i innymi częściami garderoby firmy Gatta.
Było tuż przed zamknięciem sklepu. Tylko jedna pani z obsługi, lecz nie wiem, ile jest o innej porze. Jest to o tyle ważne, że jedna pani nie dała rady pomagać wszystkim obecnym w sklepie klientom. Jej zadaniem była również obsługa kasy.
Poproszona o pomoc, powiedziała, że właśnie pomaga innym klientom.
Gdy już udało się wybrać poszukiwane produkty bez jej pomocy, to przy kasie była bardzo miła, wręcz „słodka”.
Ogólne wrażenie ze sklepu to mała powierzchnia, ciasno upchany towar, ale czysto i nowocześnie. Obsługa stara się być i pomocna, i życzliwa.
Kino na miasteczku akademickim. Znane z ambitnych filmów i ze starego wystroju i warunków do oglądania.
Obsługa w kasie bardzo miła i życzliwa. Tłumów nie było, a więc i kolejki do kasy nie było. Na sali kinowej epoka lat 70tych, 80tych ubiegłego wieku. Siedzenia porysowane na oparciach przez różnych „tekściarzy”, ale w miarę wygodne. Brak klimatyzacji jest zauważalny, ale przy małej ilości publiczności mało uciążliwy. Mankamentem jest to, że na całej sali siedzenia są w jednym poziomie. Jeśli ktoś jest niski, a przed nim usiądzie ktoś wyższy, to jest problem z widocznością. Plusem jest to, że są szerokie przejścia pomiędzy rzędami foteli, a więc nie ma problemu ściśniętych kolan, gdy ktoś jest wysoki.
Duży plus za to, że prezentują filmy, których się nie zobaczy w innych lubelskich kinach. Bilety też są tańsze od blisko położonego dużego multipleksu.
Generalnie warunki bardzo skromne, ale ma to swój urok.
Obsługa miła i kompetentna. Nie było żadnych problemów w trakcie oglądania filmu, a więc operator zna się na swojej pracy.
Mały, jak sama nazwa wskazuje, sklepik osiedlowy. Można w nim kupić wiele produktów potrzebnych w życiu codziennym – nie tylko tych spożywczych, ale i kosmetycznych. Obsługa to zazwyczaj dwie panie. Ceny wydają się być umiarkowane, nie wygórowane. Wielkim plusem jest zainteresowanie klientem. Wystarczy pojawić się w sklepie i już jest się obserwowanym przez ekspedientki. Wypływa to zapewne z chęci pomocy, bo gdy czegoś nie można znaleźć, to panie zauważywszy to pytają, czy w czymś można pomóc i są faktycznie pomocne. Obsługa sprawna. Sklep nie jest jakimś nowoczesnym miejscem, ale pomoc personelu zdaje się rekompensować ten fakt.
Dzisiaj rano, przed wyjściem do pracy, gdy otworzyłem onet.pl, reklama Orange przesłoniła mi możliwość dostępu do wiadomości. Po kilkunastu sekundach daremnej próby pominięcia reklamy, przełączyłem się na wp.pl i tu bez problemu znalazłem dostęp do wiadomości. Duży PLUS za brak nachalnej reklamy! (szczególnie rano)
Krótko mówiąc, jaka okolica, taka Galeria. Nie jest to budynek przesycony szkłem i metalem. Są to chyba pomieszczenia po fabryce przerobione na sklepy. Dzięki temu jednak znalazło tam miejsce kilka zapewne potrzebnych w okolicy sklepów – w tym Biedronka i Maxi Dyskont, czyli sklepy, gdzie tanio można się zaopatrzyć w żywność i odzież. Dobrze, że tak się stało, bo okolice Placu Bychawskiego raczej nie słyną z zamożności.
Duży parking przed Galerią pozwala spokojnie zaparkować samochód. Problem istnieje tylko, gdy się chce wjechać na parking od strony wspomnianego Placu – trzeba kawałek za wjazdem zawracać, bo znaki poziome nie pozwalają skręcić na lewo.
Ogólne wrażenie to prostota i brak tak znanego z innych lubelskich Galerii blichtru. Dzięki temu jednak i ceny umiarkowane.
Dosyć duża powierzchnia sklepu. Myślę, że to pozwoliło, by tuż za kasami znalazło się miejsce dla stoiska z wędlinami na wagę – chociaż to już nie Biedronka, ale plus za mariaż z inną marką. Nie we wszystkich Biedronkach w Lublinie takowy istnieje, a szkoda.
Ogólnie wydaje się, że w tym sklepie sieci można znaleźć trochę więcej różnorakich produktów, niż w innych, nie daleko położonych Biedronkach.
Minusem było, że starsza pani krojąca chleb robiła to na sklepie, przy klientach i bez jakiegoś choćby pozoru ubrania roboczego. Myślę, że lepiej znaleźć jakieś inne miejsce na zapleczu do krojenia chleba. Czego oczy nie widzą…
Przy kasach dosyć duże kolejki i ciężko było się doprosić paniom kasjerkom o pomoc trzeciego pracownika – ale w końcu przyszedł.
Dał się trochę zauważyć ogólny nieład w sklepie, ale myślę, że o tej porze to już bardziej skutek działalności klientów, niż zaniedbania pracowników.
Przed wyjściem do pracy chciałem przejrzeć szybko wiadomości na portalu onet.pl Niestety, tuż po wejściu na stronę portalu, widok przesłoniła mi reklama Orange i nie mogłem znaleźć miejsca, gdzie ją można zamknąć. Poczekałem kilkanaście sekund, żeby sama zniknęła i to również nie pomogło. Wobec tego przełączyłem się na inny portal. Generalnie więc chodzi mi o zbytnią inwazyjność reklamy na tym portalu dzisiaj rano.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.