Opinie użytkownika (2)

Do restauracji wybrałam...
Do restauracji wybrałam się znajomymi na zabawę sylwestrową. Cena to 200 zł od osoby, więc oczekiwaliśmy godnych warunków i dobrej zabawy. Na samym wejściu właścicielka powitała nas słowami, że połowa z przewidywanych osób odwołało właśnie rezerwację, więc będzie tylko 20 a nie 40 osób.Bardzo to dziwne, no ale skoro już tu jesteśmy nie ma się co załamywać. Schodzimy na dół. Miejsca do tańczenia bardzo mało. Mała sala, pomyślałam jakby to było jakby przyszli wszyscy. Na oddzielnym stole czekały przystawki. Faktycznie nie wyglądały one najgorzej. Natomiast byłam ciekawa dań na ciepło, które przewidziane były w ofercie. Wielkie było moje zdziwienie gdy po zajęciu miejsca przy głównym stole zauważyłam, że wszystkie dania, które miały być na ciepło są wystawione na stół od nie wiadomo kiedy! Oczywiście były letnie. Ziemniaki pieczone zdążyły stać się gumiaste, a kurczak suchy. Podobnie z innymi daniami, których dodatkowo wcale nie było dużo. Nie tego się spodziewałam za taką cenę. Jednak wciąż chciałam wierzyć, że czeka nas tu coś miłego. Kolejnym zaskoczeniem był brak osoby, która by rozkręciła imprezę. Muzykę z komputera włączały 2 uczestniczki rzekomego "balu sylwestrowego" Po chwili pojawił się jakiś facet (jak się później okazało właścicel lokalu) w byle jakim t-shircie, ubrany raczej jak robotnik i jedynie ze 3 może razy włączył jakąś denną melodię. Byliśmy trochę załamani, ale postanowiliśmy jednak coś potańczyć. Sami musieliśmy włączać muzykę. W trakcie naszej zabawy zauważyliśmy, że owe 2 uczestniczki "balu" szukają zaczepki. Próbowały flirtować z moim i koleżanki chłopakiem Kiedy zobaczyły, że im to nie wychodzi stały się agresywne. Doszło do porządnej przepychanki. Nasi faceci oberwali trochę od zajadłych panieniek! Byłam w szoku, że właścicele nic nie reagują! Że nie wyproszą tych dam z lokalu. Właścicielka tłumaczyła się, że to są jej znajome, że ona je zna, że trzeba ich zachowanie olać i żebyśmy my wyluzowali trochę. Było to poważne nagięcie wszelkich zasad i postanowiliśmy się zbierać. Znajomy słusznie zresztą zły próbował dyskutować z właścicielem o częściowy zwrot pieniędzy. Usłyszeliśmy, że mamy "wypierdalać". Jak zauważyliśmy wcześniej lokal nie posiadał w ogóle pozwolenie na alkohol, którym i tak raczył gości. Za to jak zostaliśmy potraktowani postanowiliśmy się więc zemścić i zadzwonić na policję i poruszyć sprawę braku koncesji. Przyjechali funkcjonariusze, weszli, wyszli i po sprawie. Nic nie zdziałaliśmy. To, że kolega miał rozciętą nogę w trakcie z bójki z dwoma awanturniczymi paniami nikogo nie obchodziło. Noc sylwestrowa zakończyła się wizytą w szpitalu naszego kolegi (założone miał kilka szwów) i kacem moralnym na myśl o sporym koszcie tak felernej zabawy!

Olga_73

08.06.2009

Sarmacja

Placówka

Karpacz, Ul. Konstytucji 3 maja 4

Nie zgadzam się (29)
Tego dnia udałam...
Tego dnia udałam się do urzędu w celu rejestracji. Po 3 godzinnym oczekiwaniu w kolejce w końcu został wyświetlony mój numerek. Za biurkiem siedziała kobieta w średnim wieku. Od razu wyczułam od niej niechęć do pracy i do ludzi, których obsługuje. Wyłożyłam odpowiednie dokumenty na biurko i czekałam aż obsługująca mnie zarejestruje. Po chwili uzyskałam informację, że ze względu na zbyt krótki staż pracy nie dostanę dofinansowania. Moja wizyta w urzędzie pracy wiązała się z dofinansowaniem mojego stażu. W pewnym momencie świadomość, że nie dostanę żadnych pieniędzy sprawiła, że rejestracja wydała mi się zupełnie bez sensu. Zapytałam więc w takim razie, że skoro nie dostanę dofinansowania to jaki jest cel mojej rejestracji? Chciałam żeby mi wytłumaczyła. Chyba mam prawo do informacji - pomyślałam. Urzędniczka spojrzała się na mnie zabijającym wzrokiem "proszę Pani, mówię Pani, że nie dostanie Pani żadnego dofinansowania!!"wściekła, zabiera się za wypełnianie dokumentów do mojej rejestracji. Jej odpowiedź jednak mi nie wystarczyła, ze strachem już spytałam jednak jeszcze raz, licząc, że mi wytłumaczy. Powiedziałam, że mi chodzi jedynie o staż i ja teraz nic nie rozumiem...po co mam się rejestrować? Jej ton i sposób mówienia były nie do zniesienia. Ta kobieta krzyczała na mnie ze wzrokiem pełnym nienawiści" Rejestracja a dofinansowanie to jest zupełnie co innego!! mówię, że nie dostanie Pani dofinansowania!!!" z trudem powstrzymywałam łzy. Mówię, że ja w takim razie nie będę się rejestrować skoro nie dostanę pieniędzy. Poczułam lekkie zamieszanie w pokoju związane z jej krzykiem. Po chwili wyjrzała koleżanka urzędniczki obsługującej mnie. Spojrzała się na mnie z taką pogardą, że aż się bałam co powie. Zaczęła od " Proszę Pani, ale o co Pani chodzi?!" Poczułam, że chyba jednak nie mam prawa pytać. Nie mam prawa do informacji. Zaczęła mi podniesionym tonem tłumaczyć tyle ile już wiedziałam, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Że nie dostanę dofinansowania. Informacji nie uzyskałam żadnej. Nie wiedziałam po co w takim razie się rejestruję i na jakich zasadach. Wierzyłam, że firma zatrudniająca mnie wie co robi kierując mnie tu. Po zakończeniu rejestracji kobieta, która mnie obsługuje nagle mówi: "Pani zabiera te dokumenty!!" , zaczęłam chować to co leżało na biurku, co przyniosłam ze sobą. Za chwilę znów słyszę "Proszę schować te dokumenty!" W ten sposób chyba próbowała mnie popędzić? Zdecydowanie był to ton świadczący o braku szacunku i podejścia do klienta jak do brzęczącego nad uchem owada. Następnie mówi do mnie "proszę wziąć numerek od rejestracji!" przestraszyłam się, że znów będę musiała od nowa czekać nie wiadomo na co ! więc pytam się jej czy mam iść do recepcji po numerek. Znów słyszę podniesiony ton. " ten co Pani ze sobą! Dziewczyno!!!" Kazała mi na nim zapisać jakiś numer pokoju i datę. Nie pytając o nic wybiegłam stamtąd jak najszybciej. Wszystkie informacje uzyskałam później od znajomych. Wydawało mi się, że obowiązkiem urzędnika jest udzielenie odpowiednich informacji.

Olga_73

05.06.2009

Urząd pracy w Warszawie

Placówka

Warszawa, Ciołka 10a

Nie zgadzam się (20)

Strefa Gwiazd Jakości Obsługi