Super. Wszystko ok, zgadzali się z prigramem Na plus: Wiedza i kompetencje personelu, zachowanie personelu, oferta,cena,asortyment, organizacja i czas obsługi, wygląd miejsca obsługi.
Super. Zgodnie z programem, jestem zadowolona, super przewodnicy Na plus: Wiedza i kompetencje personelu, zachowanie personelu, oferta,cena,asortyment, organizacja i czas obsługi, wygląd miejsca obsługi.
Bardzo dobrze. Obsługa bardzo mila, zawsze uśmiechnięta, zaangaziwanaw to corobi, wychodzi z dodatkową inicjatywa, proponuje dodatkowe korzystniejsze rozwiazania.Produkty bardzo dobrej jakości, możliwość zakupu biletów przez internet, bilety na pojedyncze przejazdy Na plus: Wiedza i kompetencje personelu, zachowanie personelu, oferta,cena,asortyment, organizacja i czas obsługi, wygląd miejsca obsługi.
Po drodze z pracy wstąpiłam do Żabki, chciałam sprawdzić aktualne promocje. Ostatnio często z nich korzystam. Wchodząc do sklepu zwróciłam uwagę na osoby za ladą. Oprócz obsługi, ubranej w firmową zieloną koszulkę, znalazła się tam nastoletnia dziewczyna w kurte, czpce, komplrtnie ubrana z plecakiem zawieszonym na ramię, najprawdopodobniej odwiedziła mamę w pracy. Przy kasie był jeden Klient. Ja przeszłam do regału, który mnie interesował, wzięłam dwie rzeczy, podeszłam do kasy i ustawiłam się w kolejce. Pani w zielonej bluzeczce obsługiwała Klienta a jej córka trzymając telefon komórkowy w ręce głośno prowadziła rozmowę. Po chwili, mama zwróciła córce uwagę, poprosiła aby wyszła za lady i przeszła na sklep. Tak się tez stało, natomiast rozmowa trwała i była kontynuowana dosyć głośno. Kiedy podeszłam do kasy, zauważyłam na ladzie gazetki z aktualnymi promocjami. Zainteresowałam się paluszkami, zapytałam Panią, która mnie obsługiwała, czy są takie w sprzedaży? Odpowiedziała, że tak. Moje kolejne pytanie brzmiało "a mogłabym się dowiedzieć gdzie?" Pani odpowiedziała "tam" wskazując palcem. Przeszłam we wskazane miejsce, oczywiście nie widząc nic podobnego. Zaczęłam się rozglądać, przechodzić, to w jedną, następnie w drugą stronę. Pani cały czas na mnie patrzyła, w końcu zdecydowała się mi pomóc informując mnie, że paluszki znajdują się na końcu regału. Zabrałam poszkiwany produkt, podeszłam kolejny raz do kasy. Pan stojący za mną w kolejce był lekko zniecierpliwiony, - poszukiwanie paluszków trwało około 3 minut, zapłaciłam, pożegnałam się i zadowolona z udanych zakupów wyszłam ze sklepu.
Często tankuję paliwo na tej stacji. Ogólnie jestem zadowolona z obsługi. Zdarza się, że paliwo wlewam sobie sama. Wynika to z małej ilości osób obsługujących. Czasem zdarzają się niedociagnięcia. Ostatnio po obsłudze, nie miałam zamkniętego korka paliwowego. Na stacji można kupić dodatki motoryzacyjne, słodycze. wypić kawę, zjeść hot-doga, dokładne oznaczenia cenowe, widoczny podział na branżę spożywczą i motoryzacyjną.
Za wszystko płaci się w jednej kasie, co powoduje zatrzymywanie kolejki przy dystrybutorach. Przy większym ruchu nie jest to dobre rozwiązanie. Na stacji otrzymałam kartę, z dokładną instrukcją obsługi, na którą, przy zakupie paliwa zbieram punkty. Za każdym razem, jak nie podam jej przy zapłacie, jestem o nią pytana. Obsługa miła, uprzejma, chętnie pomaga przy sprawdzeniu powietrza w kołach oraz jego uzupełnieniu. Na stacji czysto, można otrzymać ulotki reklamowe, mało widoczny ubiór obsługi, brak identyfikatorów.
W dniu dzisiejszym postanowiłam zrobić zakupy w Tesco. Konkretnie wstąpiłam tam, z myślą o zakupie zniczy. Przy wejściu, zaraz za bramką zobaczyłam na regałach chryzanemy w doniczkach oraz różnego rodzaju znicze ustawione na paletach.Postanowiłam sprawdzić cenę chryzantem, niestety nie udało mi się. Na celafonowych osłonach były kody kreskowe i cena bardzo dokładnie zamazana długopisem. Próbowałam, odczytać, znaleźć jakiś odpowiednik cenowy w okolicach chryzaztem, nic takiego nie było. Zapytałam, Panią z obsługi, w jakie cenie są te kwiaty? Usłyszałam odpowiedź- "chyba po 6 ,00 zł ale proszę sobie sprawdzić pod czytnikiem". Wzięłam doniczkę, przemierzyłam prawie cały sklep, gdyż czytnik cen znajduje się dokładnie po przekątnej, w drugim końcu sklepu .Sprawdziłam, cena okazała się dwukrotnie wyższa, niż sugerowana.. Wróciłam do punktu wyjścia, odłożyłam doniczkę z chryzantemą, pomyślałam, może kupię znicze? Niestety, te, które mnie zainteresowały, również nie były opatrzone ceną. Nie było jej na opakowaniu ani w pobliżu. Kolejny raz podeszłam do tej samej Pani, która zajmowała się wykładaniem nabiału do chłodni, z pytaniem- "w jakiej cenie są te konkretne znicze (zabrałam jeden ze sobą aby pokazać). Usłyszałam - "proszę sobie sprawdzić". Więc zapytałam " czy z każdą rzeczą mam chodzić pod czytnik?". Pani odpowiedziała, że to nie ona decyduje o tym, poinformowała mnie żeby takie sprawy zgłaszać do kierownika a ona nie jest od tego.Stwierdziłam, że pytanie zadaję osobie z obsługi a nie miałoby ono miejsca, gdyby były ceny. Zadałam kolejne pytanie, dlaczego ich nie ma ? Pani odpowiedziała, że towar został wyłożony niedawno i nie było jeszcze możliwości opatrzyć go ceną. Zwróciłam jeszcze uwagę na rozsypaną na posadzce ziemię, opuściłam sklep. Zostałam zmuszona dokonać zakupu w innym sklepie.
Dzisiaj robiłam niewielkie zakupy w Tesco. Spieszyło mi się, wzięłam do ręki, dwa produkty, podeszłam do kasy, do której była dosyć duża kolejka(jedyna możliwa, którą mogłam wybrać). Postałam około 5 minut, kolejka się nic nie przesunęła. Postanowiłam zapytać obsługę, czy byłoby możliwe otworzenie drugiej kasy.? Pani natychmiast poprosiła osobę z zaplecza. Osoba która przyszła , bez przywitania weszła do kasy, usiadła, z miną bardzo obrażoną, która mówiła sama za siebie. Zostałam obsłużona bez słowa, zapłaciłam, odeszłam. Najprawdopodobniej moja prośba przeszkodziła, tej Pani w czymś ważniejszym od obsługi klienta. poczułam się niezręcznie.
Wracając z pracy wstąpiłam do Żabki, chcąc kupić szybko coś słodkiego, po wyczerpującym dniu pracy. Chętnie korzystam z promocji, teraz tez sobie pozwoliłam na szaleństwo. Wchodząc powitałam Panią za ladą, odpowiedziała bardzo cicho dzień dobry, następnie udałam się do regału ze słodyczami, wybrałam interesujący mnie towar, przechodząc zauważyłam dziwną rzecz na jednej z lad chłodniczych - do połowy obrana mandarynka, łupiny pozostawione obok. Zdziwiłam się, pomyślałam , ze komuś przerwałam posiłek. Przeszłam dalej, do kasy, zapłaciłam, Pani wydała mi resztę. W ostatniej chwili przypomniało mi się, że będą mi potrzebne drobne pieniądze, więc pomyślałam , poproszę obsługę o pomoc. Pani otworzyła kasę popatrzyła na dosyć dużą ilość bilonu i powiedziała, że nie może mi rozmienić, gdyż nie zostawi pustej kasy dla drugiej zmiany, poprosiłam jeszcze raz, że bardzo mi zależy - nie było to dość przekonywujące, spotkałam się z ponowną odmową. Kolejny raz zawiodłam się na ludzkiej życzliwości.
Ostatnio w PZU załatwiałam odszkodowanie za wypadek, miałam złamaną rękę. Przed złożeniem dokumentacji wykonałam telefon do PZU Życie, gdzie otrzymałam informację, jakie dokumenty są wymagane. Następnego dnia złożyłam stosowną dokumentację, gdzie otrzymałam informację, iż w ciągu dwóch tygodni otrzymam pismo z wyznaczonym terminem Komisji Lekarskiej. Ku mojemu zdziwieniu, pismo otrzymała kolejnego dnia z wyznaczoną datą i godziną Komisji Lekarskiej. Godzina, co prawda mi nie odpowiadała, nikt, ze mną jej nie ustalał, musiałam się dostosować. W wyznaczonym dniu zwolniłam się z pracy, w ostatniej chwili doczytałam, że Komisja Lekarska odbędzie się w innym oddziale, niż składany był wniosek . Miałam się zgłosić do oddziału, gdzie mieszczą się Ubezpieczenia Komunikacyjne. Nigdy nie pomyślałabym, że można dokonać takiego połączenia. Ucieszyłam się, że się zorientowałam w odpowiednim czasie, bo udało mi się zdążyć na czas. W budynku nie miałam problemu z trafieniem do wskazanego pokoju, były oznaczenia- strzałki na kartkach papieru, przyklejone taśmą klejącą do ścian. Wyglądało to, jak prowizorka ale spełniało swoją rolę. Wchodząc na poczekalnię, zwróciłam uwagę na wzrok niektórych osób tam oczekujących, który informował, że tutaj obowiązuje kolejka. Pomyślałam, że wyznaczona godzina, ustalona i zapisana w piśmie nie obowiązuje. Na nieszczęście niektórych Lekarz Orzecznik, zmienił wszystkim szyki, zastosował jeszcze inne reguły. Ja osobiście długo nie czekałam ale byłam świadkiem zdenerwowania niektórych osób. Jak później się okazało, każdy z nas posiadał pismo z wyznaczoną datą, tylko nie wszyscy mieli wskazaną konkretną godzinę. To był powód powstałego zamieszania. Lekarz Orzecznik był bardzo miły, przejrzał dokumentację leczenia, stwierdził uszczerbek na zdrowiu, poinformował, ze to wszystko, teraz należy oczekiwać. Wychodząc słyszałam uwagi osób siedzących na poczekalni, którzy przyszli tam przede mną. Można było uniknąć tego zamieszania poprzez ujednolicenie zaproszeń.
Korzystam z ubezpieczenia komunikacyjnego w PZU. Byłam uczestnikiem wypadku, którego sprawcą była osoba jadąca samochodem sprowadzonym z zagranicy, nie posiadająca ubezpieczenia w kraju. Po wypadku została sporządzony protokół i przesłane zawiadomienie do sprawcy w celu skontaktowania się z PZU. Czekałam około dwóch tygodni, nic w tej sprawie się nie działo. Po wykonaniu telefonu do oddziału, w którym jestem ubezpieczona, poinformowano mnie o konieczności kontaktu z osobą kompetentną, w innym mieście, gdyż tylko ona może mi na ten temat powiedzieć. Po kilku nieudanych próbach dodzwonienia sią do tej właściwej osoby, usłyszałam informację, że jeszcze nic w tej sprawie nie wiadomo, sprawca się nie zgłosił. Próbowałam dopytać, co mogę zrobić w tej kwestii, czy PZU może jakoś mi pomóc? Usłyszałam jedynie, że dopóki sprawca się nie zgłosi nie rozpocznie się proces uzyskania odszkodowania. Postanowiłam sprawą zająć się sama. Kilkanaście raz kontaktowałam się z Komendą Policji aby ustalić powód niezgłaszania się sprawcy wypadku. Okazało się, że nie otrzymał wezwania, gdyż pod wskazanym adresem nie mieszka. Był duży problem ustalenia miejsca pobytu. PZU twierdziło, że nie może rozpocząć procesu odszkodowania a Policja nie mogła skontaktować się ze sprawcą wypadku a ja czekałam z rozbitym samochodem, którego naprawy nikt się nie chciał podjąć, w związku z wielką niewiadomą dotyczącą pokrycia kosztów. Byłam zrozpatrzona tą sytuacją. Po upływie 4 tygodni, zabiegając i prosząc, wykorzystując wszystkie możliwe dojścia udało się dotrzeć do osoby, z którego ubezpieczenia miało być potrącone odszkodowanie. Uważam, że obowiązujące procedury współpracy z innymi firmami ubezpieczeniowymi oraz Policją, należało by zmienić pod klienta aby w przyszłości klienci nie spotykali się z takimi sytuacjami. To ubezpieczyciel powinien zabiegać o klienta a nie obciążać tym ubezpiczonego.
Po tym zdarzeniu zastanawiałam się nad zmianą ubezpieczyciela.
Wracając z pracy wstąpiłam do Orsay-a, dysponowałam niewielką ilością czasu. Zrobiłam szybki przegląd wystawy, przeszłam dalej, wzięłam dwie rzeczy do przymierzalni. Wszystko byłoby super, bo jedna rzecz nawet mi spasowała, gdyby nie kłęby kurzu w przymierzalni, widok których odebrał mi chęć dalszego przymierzania. Patrzyłam z niedowierzaniem ale tak właśnie to był kurz. Byłam w białych spodniach, więc musiałam się trochę nagimnastykować, by podczas przymierzania ich nie ubrudzić ale na szczęście się udało. Dokonałam zakupu, obsługa była bardzo miła,przyjaźnie nastawiona, pomocna. Przed zakupem chciałam przymierzyć jeszcze inny rozmiar, pani poinformowała mnie, że aktualnie nie ma ale może przedzwonić do innej placówki, sama wyszła z tą propozycją, byłam mile zaskoczona. Następnie otrzymałam informację na temat możliwości posiadania karty stałego klienta ale o to już sama musiałam dopytać. Ogólnie miło wspominam ten sklep, ponieważ często robię tam zakupy i zawsze jestem z nich zadowolona Nigdy nie spotkałam się z takimi warunkami w przymierzalni. Uważam, że jeżeli nawet był to przypadek, to sklep takiej marki, ze nie powinien sobie na takie pozwalać.
Ostatnio wracając do domu odwiedziłam Żabkę. Chciałam kupić coś słodkiego. Są tam przyjazne promocje, co tydzień na inny asortyment. Wchodząc , na powitanie nie usłyszałam odpowiedzi ekspedientki, można to wytłumaczyć, była zajęta, obsługiwała klientów. Na oficjalnej półce promocyjnej, znajdowały się tylko trzy sztuki pasztetu z drobiu, więc obeszłam środkowy regał aby dotrzeć do innej półki też promocyjnej ale bardzo mało widocznej, na której z reguły można znaleźć słodycze po niższych cenach. Nie wszyscy o tym wiedzą. Towar na niej ułożony jest tak ukryty, że czasami zastanawiam się dla kogo są te obniżki. Ceny, które widnieją pod towarami, w żaden sposób nie można dopasować do towaru, który leży obok. Po zapytaniu ekspedientki o cenę, odpowiedź można uzyskać po sprawdzeniu przy kasie, co blokuje kolejkę. Podczas ostatniej wizyty, chciałam zakupić orzeszki za wystawioną cenę , jednak nie mogłam ich odnaleźć. Poprosiłam o pomoc ekspedientkę, chciała mi pomóc ale takiego towaru o podobnej cenie nie odnalazła a straciła przy tym parę minut. Aby nie robić zamieszania zdecydowałam się na zakup towaru o podobnej cenie. Ku mojemu zaskoczeniu, przy samej kasie ujrzałam trzecią półkę z promocyjnymi słodyczami, na których, jasno i przejrzyście były wypisane ceny. Zdecydowałam poruszyć ten problem, ponieważ często korzystam ze sklepów tej sieci. W większości przypadków, chcąc dokonać szybkiego zakupu, przynoszę towar do kasy , po czym się okazuje, że cena jest zupełnie inna. Muszę przyznać, że jeżeli chodzi o oznakowanie aktualnymi cenami, to panują podobne zasady, w każdy z tych sklepów, natomiast promocje, w tym samym czasie są różne. W sklepie czysto, w miarę wszystko poukładane, czasem tylko panie wyglądają na zmęczone, można zauważyć małe zaangażowanie w to, co robią. Asortyment dopasowany do wielkości sklepów. Czasami personel można spotkać przed sklepem, na papierosie ale jak tylko pojawi się klient, natychmiast wracają do swoich obowiązków.
Dziesięć minut przed 21:00, postanowiłam udać się do Biedronki, chcąc dokonać zakupu plastikowej miseczki, która poleciła mi znajoma. Miseczka była tania a do tego posiadała atest do kontaktu z żywnością. Wchodząc do sklepu, moją uwagę przykuł czarny szlak ciągnący się wśród regałów, powstały na skutek rozlania, trudno do określenia cieczy. Spieszyło mi się, to nie przeszkodziło aby zwrócić uwagę na panujący nieład wewnątrz- porozrzucane pudła, po wcześniej rozpakowanych towarach i ciągnące się smugi zaschłego brudu wzdłuż regałów.
W dalszej części sklepu zauważyłam panią z obsługi, która również tonęła w opakowaniach, zajmowała się wyjmowaniem towarów do lad chłodniczych. Ja Celej poszukiwałam towaru, po który przyszłam. Minęłam dwie kolejne osoby z obsługi, które dziwnie na mnie popatrzyły, jakby chciały zapytać, co ja tam, o tej godzinie jeszcze robię. Nikt mnie nie zapytał, czego szukam?
Po drodze, w przejściu między warzywami a ladami chłodniczymi zwróciłam uwagę na samotnego arbuza, leżącego na metalowym podeście, zalanego zeschłym sokiem, na szczęście arbuz był cały.
Następnie dotarłam do poszukiwanego towaru, gdzie z przykrością dowiedziałam się, że miseczka, która pozostała jest ostatni. Nie odpowiadał mi jej kolor a po podniesieniu boczne części, po prostu odpadły, była połamana. Po zadaniu pytania pani z obsługi, usłyszałam, że tylko ta została. Żałuję teraz, że nie zapytałam, za ile mogłabym ją kupić i do czego wykorzystać? Przeszłam w stronę kas, gdzie kolejna pani zajmowała się przeliczaniem kawy rozpuszczalnej w promocji (kawa duża +mała- dwupak). Po zainteresowaniu się towarem, zapytałam o cenę, po uzyskaniu odpowiedzi podniosłam jedno opakowanie, co spowodowało upadek kartki, na której było, coś zapisane. Z oburzeniem kawa została mi odebrana i postawiona na pierwotne miejsce. Pani dała mi do zrozumienia, że zkłóciłam jej pracę.
Po tym incydencie postanowiłam opuścić sklep, ku zadowoleniu personelu. Tak zakończył się mój 10 –cio minutowy pobyt w Biedronce. Po wyjściu, mimo, że nie udało mi się dokonać zakupu odetknęłam z ulgą, personel pewnie też?
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.