Towarzyszyłam mojej mamie w zakupach witamin i specyfików uzupełniających dietę. Są to niezwykle drogie artykuły, dlatego w opisywanym sklepie zazwyczaj nie ma ruchu. Dziś było inaczej. W sklepie było dwoje klientów, ale szybko dokonali zakupu, chociaż obsługiwał tylko jeden sprzedawca. Nawiązał miłą rozmowę z moją matką, sprawdził w komputerze kiedy ostatnio dokonywała zakupu i jaki ma rabat. Przypomniał jej, co zwykle kupowała, poinformował jakie nowości firma wyprodukowała, wręczył folder, do zakupów dorzucił saszetki z próbkami. Zachęcał do większych zakupów, by mógł dać jej wyższy rabat. Był sprytnym sprzedawcą, dobrze orientującym się w ofercie Forever. Podobał mi się sposób jego podejścia do klienta, gdyż robił wszystko z wyczuciem. Przypilnowałam, by mama kupiła tylko to, co zaplanowała. Uważam, że sprzedawcy przydałby się jakiś akcent firmowy w ubiorze lub jakaś plakietka. Poza tym nie podobały mi się schodki prowadzące do sklepu. Były tylko trzy, ale na pewno nie były łatwe do pokonania dla mniej sprawnych klientów.
Towarzysząc 80-letniej matce, udałam się do Pomorskiego Centrum Medycznego mieszczącego się na terenie 7 Szpitala Marynarki Wojennej w Gdańsku. Centrum zajmuje się wykonywaniem wysokospecjalistycznych płatnych i bezpłatnych badań dla społeczeństwa. Mama umówiona była na wykonanie płatnej tomografii komputerowej serca. Przygotowania do tomografii obejmowały między innymi sprawdzenie poziomu kreatyniny we krwi. Zlecił je lekarz kierujący, a Centrum bezwarunkowo wymagało.Jadąc do Centrum, posiadałyśmy wynik poziomu kreatyniny, nieco wyższy niż przewiduje norma. W recepcji przychodni zostałyśmy bardzo miło przyjęte przez osobę przygotowującą dokumentację medyczną. Lekarka już czekała na mamę - jedyną osobę, której miała dziś wykonać tomografię serca. Jednak podwyższony poziom kreatyniny przekreślał możliwość wykonania badania. Wyjaśniła to mamie w sposób prosty i bardzo grzecznie. Bardzo żałowałam, że nikt, ani lekarz kierujący, ani Centrum, nie poinformowali nas wcześniej, że w razie podwyższonego poziomu kreatyniny nie należy przyjeżdżać, bo badanie nie będzie wykonane. Nie wiozłabym niepotrzebnie mojej mamy z Gdyni do Gdańska. Przy okazji widziałam, że lekarka wystąpiła bez białego fartucha w mało stosownym ubraniu, z rozpuszczonymi, bardzo długimi włosami. Na szczęście była wyjątkowo miła i naturalna. Ponadto spostrzegłam, że choremu na wózku trudno by było dostać się na tomografię komputerową po stromym drewnianym podjeździe ułożonym na schodach.
Chciałam spróbować szczęścia w lotto, weszłam więc do znanej mi od lat cukierni - delikatesów "Janina", gdzie znajduje się też kolektura lotto. W sklepie było pusto , dlatego sprzedawczyni zajęła się robieniem porządków na półkach z towarem. Moje wejście spowodowało, że oderwała się od tych zajęć natychmiast i miło mnie powitała. Znamy się od lat , więc żartowałyśmy na temat przyszłej wygranej. Po wręczeniu mi zakupionego losu, sprzedawczyni zwróciła moją uwagę na przecenione na koniec dnia ciastka. Skuszona ich widokiem i ceną, uległam pokusie. Miło dokonywać zakupów w sklepie starego typu, gdzie klient jest podmiotem.
Podjechałam do stacji paliw Lukoil w celu zatankowania oleju napędowego. Zwykle wybieram ten koncern ze względu na najniższe ceny. Płaciłam 5,72zł za 1 l. oleju, podczas gdy na sąsiednich stacjach była cena 5,79. Przy dystrybutorze znajdowały się jednorazowe rękawiczki przydatne przy korzystaniu z dystrybutora oraz papierowe serwetki. Stacja Lukoil posiada szeroki asortyment akcesoriów samochodowych. Można tam też usiąść i wypić coś lub zjeść, nawet na ciepło.Przy kasie dziewczyna o imieniu Małgosia, wypisanym na plakietce, podała kwotę do zapłaty, gdyż prawdopodobnie zaobserwowała, od którego dystrybutora podeszłam. Zabrakło słowa " witam " lub uśmiechu na dzień dobry. Nie zapytała, czy potrzebuję fakturę czy paragon. Zatankowałam szybko i bez problemów, ale mogło być sympatyczniej.
Kierując się do wyjścia z centrum handlowego, weszłam do apteki, gdzie miałam zamiar kupić tabletki przeciwbólowe. Za ladą pracowały dwie panie farmaceutki ubrane w eleganckie białe fartuchy.W aptece było tylko dwóch klientów, właśnie obsługiwanych. Stanęłam za jednym z nich, a gdy odszedł od lady spodziewałam się, że pani zechce mnie obsłużyć. Ona jednak nie zauważyła mnie, więc pierwsza się do niej zwróciłam. Wtedy ona bardzo mnie przeprosiła, przyznając, że mnie nie widziała.Otrzymałam tabletki, krótki instruktaż i wyszłam z apteki rozumiejąc zmęczenie kobiety po całym dniu pracy.
Będąc w C.H. "Klif", postanowiłam zajść do sklepu Cubus, skąd pochodzi duża część odzieży mojej rodziny. W sklepie było bardzo mało klientów. Chodziłam między wieszakami z odzieżą starannie powieszoną lub poukładaną na stołach i dziwiłam się, że nie widzę nikogo ze sprzedawców, nawet w kasie. Okazało się, że jednak ktoś dyskretnie obserwuje klientów stojąc w okolicy przymierzalni.Opuściłam sklep odbierając od pracowników sygnał:czas do domu.
Elegant to sklep z odzieżą męską i damską, zauważyłam też bieliznę męską. W sklepie przebywało niewielu klientów. Obsługą zajmowały się dwie kobiety ubrane w sposób dowolny. Moje poszukiwania odpowiedniej odzieży zostały zauważone i podeszła do mnie pani z propozycją pomocy. Obie sprzedawczynie sprawiały wrażenie zmęczonych, bo pewnie tak było. Elegant to sklep dla ludzi w średnim wieku, ofertą w stylu klasycznym, dosyć wysokimi cenami. Były też ubrania mocno przecenione, ale w nietypowych rozmiarach.
Zmęczona chodzeniem po centrum handlowym postanowiłam wypić kawę i chwilę odpocząć w restauracji Mc Donald's. Było tam dosyć dużo ludzi i już chciałam się wycofać, gdy zauważyłam, ze kolejki do kas szybko topnieją. Jednakowo ubrani w firmowe stroje pracownicy uwijali się jak w ukropie. Szybko otrzymałam kawę i bez trudu znalazłam miejsce przy stoliku, by ją wypić. Pracownicy dawali sobie radę także ze sprzątaniem stolików i utrzymaniem porządku przy śmietniku.
Sklep Euro Agd, to jeden z większych w C.H. Klif. W sklepie było sporo klientów. Na szczęście pracownicy tego sklepu ubrani są w charakterystyczne żółte koszule, co klientowi ułatwia szukanie sprzedawcy. Dosyć długo chodziłam w rejonie, gdzie wystawione są telewizory, a następnie przeszłam do zmywarek. Nikt z obsługi nie podchodził do mnie, bo wszyscy byli zajęci. Gdy znalazłam wolnego sprzedawcę i zadałam pytanie, otrzymałam krótką odpowiedź i zaraz zadysponowali nim inni klienci. Odniosłam wrażenie, że sprzedawców jest za mało.
Szerokie wejście księgarni Notabene zachęca do odwiedzin. Wewnątrz było niewielu klientów, a dwie sprzedawczynie dyskretnie obserwujące duży sklep samoobsługowy, służyły pomocą, w razie potrzeby kierowały się z klientem do kasy, by skasować należność i zapakować zakupy. Obie panie ubrane były w jednakowe szare kamizelki, co dla klienta jest potrzebną informacją, kto jest obsługą, a kto klientem. Na półkach leżały ładnie poukładane książki, gry, puzzle,kartki okolicznościowe,atlasy. Wzrok przyciągały odręcznie wykonane plakaty informujące o rabatach i promocjach. Gdy zatrzymałam się przy książkach z poezją Osieckiej i Szymborskiej, podeszła do mnie jedna z pań z zamiarem udzielenia mi pomocy. Gdy skierowałam się w stronę wydawnictw informacyjnych na Euro 2012, podeszła druga pani, stojąca bliżej tego miejsca. Otrzymałam odpowiedzi na zadane pytania.
Chodząc po Centrum Handlowym "Klif" odwiedziłam sklep Pumy. W sklepie nie było klientów, ale dwie młode sprzedawczynie były gotowe do usług. Jedna stała za ladą, druga przy półkach z butami. Obie były ładnie, sportowo ubrane, choć nie w stroje firmowe. Przypięte plakietki informowały z kim klient ma do czynienia. Jedna z dziewcząt zapytała czym jestem zainteresowana. Wyjaśniłam, że poszukuję butów sportowych w dużym rozmiarze. Otrzymałam odpowiedź, że takie są, a także mogą być sprowadzone na życzenie klienta. Wszak jest początek sezonu i magazyny są jeszcze pełne. Było miło, ale sprzedawczyni nie próbowała mnie zatrzymać pokazując jakiekolwiek buty.
Chodząc po Centrum Handlowym "Klif", wstąpiłam do sklepu firmy Adidas. W sklepie nie było akurat żadnych klientów. Za ladą stał młody sprzedawca, modnie uczesany, schludnie ubrany. Na mój widok natychmiast wyszedł zza lady i zapytał w czym może pomóc. Wyjaśniłam, że szukam sklepu, gdzie syn mógłby kupić buty sportowe w nietypowym rozmiarze 48. Otrzymałam odpowiedź, że w ofercie są modele o takim rozmiarze, po czym sprzedawca zaprezentował mi wzory.W trakcie czynności pytał do czego mają służyć buty i zasugerował, które syn powinien wybrać. Nie spodziewałam się takiej obsługi , gdy sprzedawca wiedział, że nie dokonam zakupu pod nieobecność syna.
Na parkingu przed Selgrosem było dużo samochodów, ale miejsca oddalone od wejścia do marketu były jeszcze wolne. Kosze ustawione w kilku rzędach były wysprzątane ze śmieci pozostawianych przez klientów. Wejść należało kierując się do drzwi dla wychodzących, bo akurat odbywało się mycie szyb.Przy bramce z czytnikiem kart upoważniających do zakupów w Selgrosie stał ochroniarz gotowy do pomocy.Ponieważ chciałam dokonać konkretnych zakupów spożywczych, skierowałam się do strefy z żywnością. Pobrałam do wózka interesujące mnie artykuły, a wybierając pierogi, zauważyłam, że niektóre opakowania mają o jeden dzień przekroczoną datę przydatności do spożycia.Nie powinny znajdować się w miejscu, w którym leżały. Przy kasach trzeba było trochę poczekać i szukając najkrótszej kolejki zauważyłam, że kasy dla top klientów są wolne, ale kasjerki nie mogą obsługiwać zwykłych klientów. Ciekawe, kim są top klienci. Ja robiłam zakupy dla mojego domu, ale przede mną był klient, który w zwykłej kasie płacił za ogromną ilość towaru zebranego na dwóch dużych wózkach. Tenże klient spowodował korek przy wyjściu, gdzie sprawdzany jest towar w wózku z jego wyszczególnieniem na fakturze. Na szczęście podeszła druga osoba i korek zaczął rozładowywać się.
Wraz z synem, który potrzebuje szczególnie dużego obuwia i nie może kupić go w sklepach obuwniczych mieszczących się w centrach handlowych, udałam się do sklepu typu internetowego. Syn znalazł ten sklep poszukując butów przez internet. Ucieszyliśmy się, że mamy w pobliżu miejsca zamieszkania sklep internetowy z możliwością osobistego odbioru, gdyż buty należy przed kupnem przymierzyć.Podjechaliśmy pod halę magazynową z obszernym parkingiem i skierowaliśmy do drzwi salonu obuwniczego. Zaskoczyła mnie konieczność użycia dzwonka, by drzwi zostały przez kogoś otwarte. Weszliśmy jednak bez problemu i usłyszeliśmy miłe dzień dobry na powitanie. Wewnątrz znajdowali się klienci, niektórzy byli z dziećmi i przymierzali im buty. W sklepie nie było żadnych foteli ułatwiających przymierzanie butów dzieciom, a sprzedawcy nie doradzali rodzicom, jak dobrać but maluchowi. Syn wskazał, które buty go interesują. Pracownik sklepu sprawdził w komputerze,że jest interesujący nas rozmiar i udał się do magazynu po parę butów. Poszukiwania trwały około 10 minut, czyli długo. Po przymiarce okazało się, że buty są za wąskie.Na szczęście w ofercie sklepu było jeszcze dużo fasonów w rozmiarze potrzebnym synowi.Sprzedawca pokazał je w komputerze, a syn wskazywał, które buty chciałby przymierzyć. Znalazł buty, które były mu dobre i podobały się. Ich wada, to wysoka cena, ale w tym sklepie sprzedawane są tylko top marki.Sprzedawca wręczając nam paragon informował, że należy go starannie przechować na wypadek reklamacji, bo buty mają dwuletnią gwarancję.Jesteśmy zadowoleni z zakupów i prawdopodobnie syn będzie stałym klientem tego sklepu.W sklepie znajduje się tylko jedno lustro, co jest niewygodne, gdy jest kilku chętnych do sprawdzania jak wyglądają w przymierzanych butach.
Wczoraj rano weszłam do Biedronki w celu dokonania większych zakupów artykułów spożywczych.W sklepie znajdowało się niewielu kupujących. W przedsionku sklepu oczekiwały starannie ustawione, czyste kosze plastikowe.W pierwszej alejce dostrzegłam nieporządek w sokach, jakby bałagan pozostawiony przez klientów z poprzedniego dnia.W lodówkach z nabiałem i wędliną znajdował się duży zapas świeżo wyłożonego towaru.Niestety, między półkami czekało jeszcze dużo produktów czekających na rozlokowanie na półkach oraz kosz na puste opakowania. Te przeszkody całkowicie uniemożliwiały przejazd metalowym koszem, a czerwony wózek dał się z trudem przecisnąć.Przy kasach była spora kolejka, gdyż pracowała tylko jedna kasjerka. My klienci, spodziewaliśmy się, że da ona sygnał dzwonkiem do otwarcia drugiej kasy, ale była zbyt zajęta pracą, by zauważyć, że nagle przybyło dużo oczekujących. osoby wykładające towar, także nie zwracały uwagi, co się dzieje przy kasach. Brakowało osoby koordynującej pracę zespołu.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.