W dniu 24.11.2015 r. zgłosiłam telefonicznie w serwisie samochodowym konieczność wymiany spalonej żarówki w moim samochodzie. Doradca serwisowy Pani Barbara R. ustaliła termin i godzinę, kiedy mogę przyjechać do serwisu i zostawić samochód do czasu, kiedy zostanie usunięta usterka. Zostałam poproszona o podanie telefonu kontaktowego, w celu poinformowania mnie o możliwości odebrania samochodu po naprawie. W wyznaczonym dniu tj. 25.11.2015r., o wyznaczonej godzinie, odstawiłam samochód do serwisu. Nie minęło pól godziny, jak odebrałam telefon z informacją, że samochód jest już naprawiony.
W dniu 15.11.2015 r. o godzinie 10.40 weszłam do pokoju służbowego Działu Technicznego Spółdzielni Mieszkaniowej „Piast” przy ul. Bulwar Ikara 10/3 we Wrocławiu. W pokoju nie było petentów. Za biurkiem, przy komputerze, siedziała jedna osoba. Przy pozostałych dwóch nie było żadnego pracownika. Urzędujący mężczyzna jadł kanapkę i patrzył w ekran komputera. Na moje powitanie, odpowiedział powitaniem i nie odrywając wzroku od urządzenia zapytał: „słucham?”. Odpowiedziałam, że przychodzę w sprawie budynku, w którym mieszkam. Podałam nazwę ulicy i numer bramy. Patrząc cały czas w monitor i operując komputerową „myszką”, pracownik poinformował mnie, że „nie jest to wprawdzie jego rejon, ale mogę mu powiedzieć, o co chodzi”. W tej sytuacji wyraziłam zaniepokojenie, czy informacja, którą przekażę dotrze do osoby za ten „rejon” odpowiedzialnej. Mężczyzna, nie odrywając wzroku od urządzenia, oświadczył, że gdyby nie było takiej możliwości, nie pytał by mnie w jakiej sprawie przychodzę. Pożyczyłam Panu „smacznego!” i poprosiłam, żeby choć na chwilę, oderwał się od wykonywanych czynności i zauważył, że ma petenta. Urzędnik uczynił to na moment, oznajmiając, że w tej chwili je śniadanie, pracuje i jednocześnie może mnie wysłuchać. Przeprosiłam, że przeszkadzam i zaproponowałam, że poczekam aż skończy jeść wychodząc na korytarz. (Nota bene - na drzwiach wejściowych nie było żadnej informacji o przerwie śniadaniowej!) Uporczywie patrząc w komputer człowiek ten odpowiedział, że nie widzi takiej potrzeby. Chodzi mu tylko o to, że mam mówić krótko i szybko, bo on nie ma czasu. Zadeklarowałam, że nie zajmę go długo i ponownie poprosiłam, żeby choć na chwilę oderwał wzrok od ekranu komputera. Ponieważ w zachowaniu mężczyzny nie zachodziła żadna zmiana, oznajmiłam, że przyszłam do Spółdzielni, ponieważ kilka minut wcześniej dzwoniłam tu i nikt nie odbierał telefonu. Przyszłam, aby podziękować za szybką naprawę zamka do drzwi wejściowych w bloku, w którym mieszkam. Naprawę zamka zgłaszałam kilka dni wcześniej, osobiście, w tym samym lokalu. Opuściłam biuro, życząc pracownikowi „smacznego” i pożegnałam słowami „do widzenia”. Mężczyzna nie przerywając pracy odpowiedział - ”do widzenia”. Na ścianie przy drzwiach wejściowych do lokalu, z tabliczki informującej o osobach tu urzędujących dowiedziałam się, że miałam przyjemność rozmawiać z Panem Mirosławem W.
W dniu o4.11.2013 r. o godz. 18.00 w salonie Saturna na dziale komputerów pytałam pracownika gdzie na sali wystawienniczej znajdują się dyktafony. Pracownik wskazał mi, gestem ręki miejsce, w którym te urządzenia są wyeksponowane, ale w tym samym momencie zdecydował się, przejść przez całą halę sprzedażową wraz ze mną . Na ścince ekspozycyjnej było wiele dyktafonów. Podziękowałam za wskazanie mi miejsca, zapytując jednocześnie, czy tu w drugim końcu sali ktoś z pracowników tego działu , pomoże mi w zakupie. Obsługujący zapewnił mnie, że gotów jest poinformować mnie o sprzęcie jeżeli tego sobie życzę. Zapytał, jakie interesują mnie parametry tego urządzenia, funkcje i ceny. Podał wybrane urządzenie, objaśniając wszystko o co pytałam. Nie wykazywał żadnego zdenerwowania, nie spieszył się, nie dawał do zrozumienia, że zakup jest drobny i szkoda tracić czasu. Oczekiwał na dalsze pytania z mojej strony, starał się, żebym decydując się na zakup, miała pełna świadomość, że dokonałam dobrego wyboru i będę z urządzenia zadowolona. Odchodząc, obsługujący podziękował mi za wybór i wskazał mi, w którym kierunku mam udać się do kasy.
W dniu 04.11.2013 r. o godz. 17.30 w salonie SATURNA pytałam obsługę (przez około 5 minut nie mogłam nikogo znaleźć, przy stanowisku informacji i nikt mnie nie widział) o wskazanie mi miejsca gdzie znajduje się ekspozycja urządzeń typu dyktafon. Pracownik podszedł wraz ze mną, do ścianki z ekspozycją, na której miedzy pustymi haczykami, było jedno tego typu urządzenie. Na moje pytanie, czy ma ono parametry, na których mi zależy, otrzymałam odpowiedź negatywną. Dowiedziałam się, że żadnego innego dyktafonu w tym salonie nie ma. Kiedy nalegałam, by pracownik podpowiedział mi, gdzie jeszcze mogę kupić to urządzenie, usłyszałam, że mogę poszukać sobie w internecie, ewentualnie pojechać do Pasażu Grunwaldzkiego i tam pytać. Propozycja udania się na drugi koniec Wrocławia, bez pewności czy poszukiwany sprzęt jest aktualnie w sprzedaży, nie poruszyła pracownika. Nie miałam przy sobie komputera, ani telefonu do wskazanej placówki, żeby na miejscu dzwonić i upewniać się. Poprosiłam obsługującego, żeby sam, korzystając z tego, że sklep w Pasażu Grunwaldzkim należy do tej samej sieci, zadzwonił i upewnił się, że poszukiwane urządzenie, będę mogła tam znaleźć. Obsługujący mnie pan odpowiedział, że bardzo mu przykro, ale nie ma możliwości dostępu do internetu. Nalegałam więc, żeby poprosił kierownika, który mógłby mi w tym pomóc. Pracownik (o włosach długich spiętych w "koński ogon" zniknął, po jakimś czasie pojawił się znowu, ale mnie już nie widział. Chodzący wokół pracownicy wychodzili z zaplecza obok , przechodzili, mijali mnie. Odczuwałam, że nie chcieli mnie widzieć, nie interesowało ich. że czekam na jakąkolwiek informację. Bezczynne stanie i czekanie trwało około 10 minet. Zwracałam uwagę innym przechodzącym, lecz Ci odsyłali mnie ponownie do stanowiska informacyjnego,przy którym już byłam. Ponagliłam obsługującego mnie pracownika, który rozmawiał z kolegami, w pewnej odległości od punktu informacyjnego, że zależy mi na czasie i bardzo chcę się widzieć z kierownikiem. Po następnych 5 minutach zauważyłam, że ktoś inny z obsługi informuje sprzedawcę, który mnie obsługiwał, a ten podszedł do mnie informując, że tego rodzaju sprzęt znajduje się w Pasażu Grunwaldzkim i wymienił ilości, które są aktualnie do nabycia. Nie wiedział jednak jakie są mniej więcej ceny tych urządzeń. Sprecyzował je dopiero, ponownie podchodząc do komputera.
04.11.213r. godz. 16.05. Weszłam do salonu NEONETU. w Domu Handlowym " Astra" we Wrocławiu. Rozglądałam się w poszukiwaniu kogokolwiek z obsługi . Przy stoisku z kasami pracownik salonu kończył właśnie obsługę klienta. Podeszłam i zadałam pytanie: w którym miejscu, w sklepie mogę znaleźć dyktafony. Pracownik odpowiedział: nigdzie - to już jest przeżytek. Tego już się nie używa. To nie schodzi. Tego nie zamawiamy!Kiedy zapytałam: A może jednak! Coś by się znalazło?Ostatecznie usłyszałam potwierdzenie wcześniejszej odpowiedzi.Powiedziałam, że bardzo mi zależy na tym sprzęcie teraz.Pracownik odpowiedział: możemy ewentualnie zamówić. Za kilka dni może Pani dostanie.Kiedy ponownie oświadczyłam, że muszę nabyć ten sprzęt dziś, sprzedawca bezradnie rozłożył ręce. Kiedy zapytałam, ile może przypuszczalnie kosztować takie urządzenie, pracownik nie wiedział. Nie zaproponował mi wizyty w innych sklepach ich sieci, ani nie sprawdził gdzie są dostępne, nie polecił gdzie tego rodzaju sprzęt można nabyć.
Wchodzę po raz pierwszy do sklepu, który polecono mi z uwagi na możliwość zakupu narzędzi stolarskich. Wielkość marketu, duża ilość towaru i brak czasu na szukanie go nie ma tu znaczenia. Przy wejściu obsługa zadaje pytanie w czym może pomóc, upewnia się w systemie komputerowym czy dane narzędzie jest na stanie i wskazuje dokładnie miejsce gdzie się ono znajduje.Sprawdza wraz ze mną zawartość opakowania, upewniając się czy to jest to, o co mi chodziło. Przed dojściem do kasy, dwukrotnie pracownicy z innych działów proponowali mi swoja pomoc, a przy kasie poinformowano mnie o możliwości wyrobienia karty klienta Juli, wręczając aktualną gazetkę promocyjną. W sklepie zaskakuje wzorcowa forma wystawiania towarów.
Od 2 lat kupuję w dziale technicznym Castoramy - paliwo do piecyka na naftę.W dniu zakupu nie mogłam znaleźć poszukiwanego paliwa, ani żadnego pracownika, który wskazałby gdzie go szukać. Pracownicy stwarzali pozory bardzo zajętych, odsyłali do innych stanowisk. Poinformowano mnie, że takiego paliwa nigdy tu nie było i nie ma. Paliwo kupiłam dopiero po kategorycznej prośbie wezwania kierownika działu. Uwagi:- długotrwała absencja personelu na stanowiskach - niekompetencja pracowników- próby pozbycia się wymagającego klienta- nie liczenie się z jego czasem- brak pisemnej informacji dla klienta, że w/w towar jest do nabycia (brak na półce podyktowany był środkami ostrożności wobec materiałów łatwopalnych, które wprowadzono zgodnie z nowymi przepisami
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.