Codziennie rano jeżdżę pociągiem. Na całej trasie dosiadają ludzie w Tczewie, jest walka o miejsce. Kolejne pociągi jadące w kierunku Trójmiasta z Malborka są przepełnione.
w dniu dzisiejszym wykonałem telefon do informacji pkp - kasy biletowej w celu dokonania zamówienia dopłaty do biletu, gdyż w godzinach rannych byłem u lekarza i na pociąg mógłbym przyjść w ostatniej chwili. Pani odmówiła - powiedziała, że nie ma ludzi przy kasach a w razie potrzeby mogę podejść do pkp intercity kasy i mi sprzeda bilet. No i niestety na dworzec przyszedłem w ostatniej chwili , nie miałem gotówki przy sobie a terminal nie działał, słyszałem przez megafon zapowiadany pociąg. Udało mi się zapłacić za bilet dopiero po trzecim podejściu.
Pociąg o dziwo nie spóźnił się a nawet był przed czasem. Obsługa pociągu również bardzo miła i pomocna - Kierownik pociągu służył jako informacja PKP dla podróżnych udających się w zupełnie innym kierunku, innymi pociągami. Po wyjeździe ze stacji Warszawa Centralna została podana informacja o przebiegu trasy, przystankach i standardowe życzenie milej podróży. Wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że kierownik podając nazwy kolejnych stacji ciągle się mylił i wydawał sprostowania, po czym przyznał się, że trochę pomieszał. Wzbudził tym ogromną salwę śmiechu wśród pasażerów, na dodatek nikt nie odebrał tego negatywnie, wszyscy się rozluźnili. Dodatkowym akcentem było nazwanie kolejnej stacji Radomskiem - która nawet nie znajduje się na trasie tego pociągu i kolejne sprostowanie i sawa śmiechu.
Udałem się na dworzec PKP w celu zakupu biletu, dotarłem w ostatniej chwili - pociąg miałem 5:08 a tu, jak na złość, jedna kasa otwarta. No i nie można było płacić kartą za bilet...
W pociągu relacji Katowice - Kraków, w okolicach Krzeszowic zdarzyła się awaria. Nagle zerwał się przewód wysokiego napięcia - siedziałam akurat w wagonie, w którym to się stało. Kabel strzelający iskrami zaczął obijać się o pociąg i pootwierane okna. Pasażerowie w popłochu uciekali miedzy iskrami. Pociąg nie zatrzymał się i nikt nawet nie przyszedł sprawdzić, czy wszyscy są cali i zdrowi. Jedna osoba miała poważny krwotok z nosa i nikt z obsługi nie pojawił się i nie udzielił pomocy. Pociąg z przerażonymi pasażerami, wydając dźwięki, jakby miał się zaraz rozpaść, dojechał na stację Krakow Główny i tam też nikt się nie pojawił, żeby sprawdzić, czy nikomu nic się nie stało.
Dnia 9 lipca 2008 roku, jechałam ze Szczecina do Poznania pociągiem. Wcześniej oczywiście udałam się na Dworzec PKP do kas biletowych. Na dworcu były czynne 3 kasy, chociaż było ich tam więcej. Ustawiłam się w kolejce, przede mną stała jedna kobieta, a druga była w tym czasie obsługiwana przez panią kasjerkę. Minęło 40 minut zanim przyszła moja kolej. Gdy podeszłam do okienka, kasjerka, kobieta w wieku około 40 lat, opryskliwym tonem powiedziała mi, że właśnie zamyka kasę. Oburzona zaprotestowałam, że czekam już całe 40 minut i musi mnie obsłużyć. Poprosiłam o bilet szkolny w II klasie do Poznania. Pani kasjerka, klnąc pod nosem wydrukowała mi bilet do Poznania, ale w I klasie, oczywiście droższy. Grzecznie zwróciłam pani kasjerce uwagę, że się pomyliła, ponieważ prosiłam o bilet w II klasie. Pani kasjerka w tym momencie zaczęła na mnie krzyczeć, twierdząc, że robię sobie z niej żarty i że nic nie wspomniałam o II klasie. Po raz drugi powtórzyłam jaki bilet chcę zakupić i w końcu go otrzymałam. Oczywiście podczas tej transakcji nie zostałam ani powitana ani pożegnana.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.