Potrzebowałem gotówki na remont mieszkania. Przechodziłem przez lęborski deptak i postanowiłem wstąpić do BANKU AIG. Nie było akurat żadnych klientów. Pracownicy wyglądali pogodnie a w placówce panował porządek i przyjemna atmosfera. Od razu kiedy podchodziłem do stanowiska pracownika, ten wstał i się przywiał. Pracownik posiadał identyfikator i nazywał się Piotr. Zapytałem o ofertę kredytu, a Pan Piotr przeszedł od razu do konkretów i poprosił o mój dowód osobisty oraz o wyciąg bankowy z wpływami pieniężnymi. Nie posiadałem takiego dokumentu ale miałem przy sobie przesośną pamięć gdzie trzymam takie dokumenty. Pan Piotr skopiował z urządzenia dokument i przedstawił mi ofertę. Zaproponował 7 tys. zł kredytu. Zgodziłem się na kredyt o oprocentowaniu 19.99% ale zrezygnowałem z ubezpieczeń o których Pan Piotr mnie poinformował. Pan Piotr poinformował mnie o tym, że trzeba poczekać około 20 minut oraz że odezwie się do mnie telefonicznie w tym czasie ktoś z firmy żeby potwierdzić dane. Wyszedłem z placówki na krótki spacer deptakiem i po chwili zadzwoniła kobieta z siedziby banku i zapytała o moje dane w celu weryfikacji. Rozmowa była krótka i konkretna. Wróciłem do placówki, otrzymałem pozytywną odpowiedź czyli przyznano mi kredyt. Pan Piotr zaproponował mi możliwości spłaty w ratach na 12, 18, 24 i 36 miesiący. Wszystko rozpisywał i tłumaczył. Po wybraniu opcji spłaty podziękował, spytał 'czy mógłby jeszcze w czymś pomóc?' a ja podziękowałem. Wstając Pan Piotr również wstał i mnie pożegnał. Podziękowałem i pożegnałem się.
Potrzebowałem kilka artukułów spożywczych i po wyjściu z pociągu w Lęborku wstąpiłem do pobliskiej Żabki. Po wejściu do sklepu zaświszczał dźwięk psującego się czujnika ruchu. Nie było aktualnie innego klienta poza mną. Ekspedientka kompletnie nie była zainteresowana moją obecnością w sklepie. Powiedziałem więc pierwszy 'dzień dobry' ale bez odzewu. Pani była zajęta rozkładaniem towaru na półki. Wybór artykułów był dość spory jak na gabaryty sklepu, a wszystkie produkty były starannie poukładane. Wziąłem pieczywo, napój Sprite oraz batona Mars. W lokalu było bardzo ciasno a ekspedientka kompletnie bez zainteresowania klientem robiła porządki na półkach. Poszedłem do kasy i jeszcze chwilę musiałem poczekać aż podejdzie ekspedientka. Wyglądała zwyczajnie, czysto ale mało profesjonalnie. Miała około 23 lata, była szczupła, średniego wzrostu i miała krótkie blond włosy. Sprzedawczyni zeskanowała produkty i podała bardzo wysoką cenę, ale ten sklep z tego słynie, że produkty są o wiele droższe niz w przeciętnym spożywczym. Pani sprzedawczyni zapytała 'czy to wszystko?' i spojrzała się na mnie jakby pracowała tam za karę. Zapłaciłem i wyszedłem i usłyszałem wtedy jedynie 'do widzenia'. W domu okazało się że data spożycia na napoju Sprite to 12/2010 co świdczy, że jest po terminie ważności już ponad miesiąc. Skandal.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.