Pstrąg Górski to restauracja niegdyś odwiedzana przeze mnie często podczas wizyt w Zakopanem. Niestety, ostatnio raczej jej unikam.
Na początku jej istnienia mniej było stolików, na piętrze były duże stoły z ławkami, było bardziej kameralnie. Po krótkim czasie właściciele zdecydowali się na ilość, a mniej na jakość. Miejsce ław zajęły czteroosobowe stoliki poustawiane dość ciasno, a niestety na piętrze jest przeważnie duszno.
Najgorsze ze wszystkiego to rotacja obsługi. Poza jedną młodą góralką panie przyjmujące zamówienia zmieniały się dość często. I oto zamówiliśmy kiedyś filety rybne z frytkami. Dziewczyna przyjmująca nie dosłyszała z czym mają być więc powtórzyliśmy, że z frytkami. Dostaliśmy więc zestawy filet + frytk i za parę minut dodatkowy talerz frytek... :-] Poszliśmy wyjaśnić, że nastąpiło nieporozumienie. Ponieważ to nie ja składałam zamówienie usłyszałam od obsługującej blondynki: "a pani skąd może wiedzieć co było zamawiane?". No cóż, skądś to jednak wiem... Przyszła na to wspomniana wyżej góralka z pytaniem co się stało, na co urocza blondynka odpowiedziała: "ja już k.... nie wiem o co chodzi". No cóż. Przy takiej obsłudze i braku szacunku dla klientów, gdzie wystarczyło "przepraszam, pomyliłam się, nie dosłyszałam" pozostaje cieszyć się, że personel zmienia się co jakiś czas i można trafić na kulturalne osoby.
Jeśli chodzi o jedzenie - jest smaczne, porcje były zwykle duże lub nawet ogromne (np. żeberka), plusem jest, że można zamówić pół porcji. Ceny wzrosły wraz z rozwojem restauracji. Za tydzień jadę znów do Zakopanego, mam nadzieję przywieźć najnowszą recenzję.
Pizzeria Złota Kaczka w Polanicy Zdrój oferuje różne dania, nie tylko pizzę.
Lokal jest bardzo blisko centrum. Na zewnątrz mały ogródek, wnętrze urządzone trochę w stylu amerykańskim z lat 70-tych. Wesoło i ciekawie.
Obsługa bardzo miła, nie czekaliśmy długo ani na kartę, ani na przyjęcie zamówienia, ani samo zamówienie pomimo, że lokal nie świecił pustkami, był prawie pełen.
Jedzenie smaczne, porcje dość duże. Zamówiliśmy zestaw z nuggetsami i powiększony gyros. Do każdego z dań osobno w miseczce dostaliśmy sosy. Surówki były ze świeżych warzyw.
Lokal na wysokim poziomie.
Bar typu fast-food mający w ofercie różne dania - od kurczaków z rożna, przez kebab, smażone szprotki, pierogi aż do zup.
Nasze zamówienie: barszcz, rosół, pierogi ruskie i hamburgery.
W pierwszej kolejności zupy i pierogi. Rosół z makaronem, podany w małej miseczce, bez szału - jak wiadomo w takich miejscach nie gotuje się rosołu na mięsie drobiowym. Barszcz - podany w kubku - rzadki, nierozmieszany na dnie proszek, właściwie bezsmakowy.
Pierogi średnio smaczne - 7 sztuk.
Hamburgery standardowe, ale przynajmniej ze świeżymi warzywami.
Bar typu fast-food oferujący różnego rodzaju dania - głównie mięsne. Obsługa bardzo miła i kompetentna. Każda z osób, które przez mikrofon proszą o odbiór posiłków robiła to w sposób niezwykle uprzejmy i miły.
Jedliśmy tam gyros, który był przyprawiony między innymi tymiankiem (!), a dodatkowo w daniu znalazła się pieczona zielona papryka.
Na ścianie lokalu doniczki z ziołami :-) Dzięki panującej atmosferze i dobremu (jak na fast-food) jedzeniu, z przyjemnością się tam przychodzi.
bar typu fast-food jakich wiele w nadmorskich miejscowościach. Usytuowany przy deptaku, chętnie oblegany.
W barze dwa stanowiska - jedno z naleśnikami i goframi, drugie (po przeciwnej stronie) z kebabami, gyrosem, pitą, zapiekankami itd.
Podjęliśmy dwie próby - obie dotyczyły naleśników. Czas oczekiwania na zamówienie był długi ze względu na to, że naleśniki smażyła tylko jedna osoba. Naleśnik wegetariański zawierał kukurydzę konserwową, groszek konserwowy, pieczarki (też typu konserwowego, na pewno nie świeże), kiełki - konserwowe i być może jeszcze inne warzywa, które również były konserwowymi. W pełni sezonu podawanie w daniach warzyw konserwowanych w puszkach czy słoikach jest co najmniej dziwne. Naleśnik był ogromny, średnio smaczny.
Drugie podejście to naleśnik z owocami - z jednym gatunkiem do wyboru w cenie ok. 15 zł. (Dla porównania - kilka namiotów dalej można zjeść pysznego naleśnika ze wszystkimi owocami za 9 zł.). Naleśnik jak naleśnik - smaczny, owoców niezbyt dużo. Czas oczekiwania był również długi.
Bar szybkiej obsługi "Kropka Bar" w Sopocie. Nie jestem pewna nazwy ulicy. Bar znajduje się w budynku okalającym duży plac tuż przed molo, stojąc twarzą do morza po prawej stronie.
Zamówiliśmy kebab na talerzu. Zamówienie przyjmowała dziewczyna, wydawał młody chłopak. Inna dziewczyna, o zupełnie nieprzytomnym wzroku, nakładała leniwie na talerze oliwki, kawałki papryki i sera fety - zupełnie się nie spiesząc, po jednym kawałeczku. Ktoś chciał coś zapytać mówiąc "przepraszam", żeby zwrócić na siebie uwagę. Nie zareagowała. W końcu po którymś razie podniosła nieprzytomne, trochę obrażone oczy robiąc wrażenie niezainteresowanej pytaniem. Obrazek był śmieszny, trochę groteskowy :-)
Na zewnątrz baru mały ogródek, niezbyt czysty. Nad drzwiami wisi mały głośnik, przez który powinniśmy usłyszeć kiedy wydający posiłki chłopak wywoła nasz numer zamówienia. Niestety, nie słychać. Głos jest przytłumiony więc siedzimy w skupieniu aż donośny krzyk rozniesie się prosto z baru.
Jedzenie - kiepskie. Mięso chyba kilkakrotnie odgrzewane, suche i zbyt słone. Frytki - jak to frytki, choć bywają lepsze. W środku sezonu standardowo surówki z przetworzonej kapusty, żadnego świeżego warzywa. Niestety, nie dało się zjeść do końca.
Nie polecam.
Salon firmowy Americanos, drugie piętro Galerii Dominikańskiej we Wrocławiu. Dwoje ekspedientów - dziewczyna i chłopak. W sklepie kilka osób. Dziewczyna obsługuje innych klientów, do nas (jestem z siostrą) podchodzi chłopak i pyta czy szukamy czegoś konkretnego. Ja - tak, siostra - nie szuka niczego, jest moim doradcą ;-) Chłopak pokazuje różne modele - szukam biodrówek lekko rozszerzanych na dole. Przynosi konkretne modele, pokazuje różne kolory, ale niczego nie narzuca. Łatwo łapie z nami kontakt, widać, że stara się rozumieć potrzeby klientki (czyli moje), trochę rozmawiamy, trochę żartujemy. Niestety nic nie udało mi się kupić, ale atmosfera panująca w sklepie w porównaniu z tym, co spotkało nas w Pasażu Grunwaldzkim (opisałam to w osobnej obserwacji), zachęca do powrotu do sklepu.
Salon firmowy Americanos w Pasażu Grunwaldzkim we Wrocławiu. Dwie ekspedientki z daleka wołają "dzień dobry", ponieważ w sklepie pustki. Jedna z pań stoi za ladą, druga szybko dopytuje czego szukamy (jestem z siostrą). Szukam tylko ja i mówię o co mi chodzi. Spodnie typu biodrówki z nogawkami rozszerzającymi się ku dołowi. Pani przedstawia najnowszy model - mega szerokie nogawy "bo teraz jest taki trend". Dziękuję, a coś węższego? Pani z uporem twierdzi, że teraz nosi się tylko "tak zwane szwedy, niech pani zobaczy - ja też takie mam". Ale szukam innych. No dobrze, w końcu dostaję jedną parę do przymierzenia i pani biegnie poszukać innej. Będąc w przymierzalni stwierdzam, że spodnie są za krótkie. Druga para przyniesiona przez ekspedientkę - za ciasna. Obsługująca nas pani zachowuje się trochę jak w sekcie i wszelkimi sposobami próbuje namówić do kolejnych par. Kiedy odmawiam przymierzenia dżinsów sprawiających wrażenie wytartych, albo ze zbyt wysokim stanem albo rurek, w których wiem, że nie wyglądam dobrze, prawie tarasuje nam wyjście z przymierzalni i zalewa jakimś już średnio zrozumiałym słowotokiem. W końcu stwierdza, że ja uciekam, a ona ma jeszcze tyle spodni dla mnie do przymierzenia! :-0 Pyta po raz kolejny mojej siostry "jaki rozmiarek" (uwielbiam zdrobnienia :-] ) przynieść, na co siostra już mniej cierpliwie odpowiada, że nie jest zainteresowana zakupem spodni. Pani nie daje za wygraną i atakuje jeszcze bardziej. "A może jednak? A ja bym dla pani widziała kilka modeli. Zaraz pani pokażę.". Nasza cierpliwość się kończy, stanowczo mówimy NIE i wychodzimy. To była moja pierwsza i ostatnia wizyta w tym salonie. Rozumiem, że ekspedientki muszą wykonać jakiś plan sprzedażowy, ale zbytnia natarczywość, wciskanie, przekonywanie na siłę tylko zniechęca, zwłaszcza kiedy wiem po co konkretnie przychodzę.
Obserwację z salonu tej samej firmy z Galerii Dominikańskiej opiszę osobno.
Moja obserwacja dotyczy reklamacji obuwia w sklepie Venezia. Sprawa się toczy, a z różnych źródeł wiem, że ciężko z nimi wygrać, co wcale mnie nie cieszy.
W listopadzie kupiłam buty z kolekcji jesienno - zimowej. Ekspedientki oczywiście było uprzejme, taki mają obowiązek. Niestety, problem się zaczął, kiedy reklamowałam obuwie. Powodem było przede wszystkim to, że buty, pomimo kilkakrotnego impregnowania, przemakały, a żeby tego było mało farbowały na brązowo i granatowo.
Oczywiście otrzymałam małą ulotkę informującą o tym, że obuwie może przemakać i farbować, ale niestety została ona przypięta do paragonu, czyli w momencie, kiedy już zapłaciłam za buty, nie zostałam więc poinformowana o tym w porę.
Po ekstremalnym przemoczeniu i farbowaniu, które wystąpiło podczas zwykłego spaceru po mieście (!) zaniosłam buty do reklamacji. Ekspedientka nie była zadowolona, ponieważ był to dla niej problem. Sprawiała wrażenie zupełnie nie zainteresowanej tym, co robi. Sama jednak odkryła, że buty dodatkowo rozkleiły się i że warstwa wierzchnia się łuszczy. Oczywiście w protokole napisała, że łuszczy się detergent, co nie jest zgodne z prawdą, ale z rozumieniem tego, co się mówi miała problem. Spisała protokół, nie będąc zainteresowaną moim osobnym pismem, które sporządziłam jako załącznik do protokołu.
Po dwóch tygodniach zostałam poinformowana bardzo spokojnie jakby to było normalne, że reklamacja została odrzucona. Powodem okazało się, że reklamowałam buty o 6 za późno - od momentu wystąpienia wady. To trochę niedorzeczne bo buty mają dwa lata gwarancji, poza tym wystarczy, żebym założyła mokre skarpetki i efekt farbowania będzie ten sam. W sklepie trzy ekspedientki nie wiedziały co z tym dalej zrobić, ponieważ postanowiłam odwołać się do wyższych instancji i nie odbierać obuwia ze sklepu.
Aktualnie kieruję sprawę do Inspekcji Handlowej, chociaż już na nic nie liczę.
Venezia słynie z odrzucania reklamacji zatem działanie na korzyść klienta i jakiekolwiek próby zadośćuczynienia, żeby utrzymać go przy sobie, po prostu nie istnieją.
Lokal schludny i czysty. Tym razem rozczarowały trochę proporcje między ilością makaronu a ilością sosu. I jakość makaronu, który był trochę bezsmakowy i z lekka niedogotowany ( nie mylić z al dente). Sałatki jak zwykle pyszne. Nie ma problemu z kupieniem mniejszej lub większej porcji, można kupować na wynos.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.