Na mikołaja dostałam od męża bardzo drogie figi z najnowszej kolekcji triumph. Niestety okazały sie za duże i byłam zmuszona je wymienić. Wybrałam się wiec do sklepu, w którym były kupione wraz z paragonem w celu wymiany. Sklep znalazłam bez problemów. W sklepie nie było zadnego klienta. Była tylko ekspedientka. Powiedziałam, że dostałam w prezencie za duże figi. Zapytałam sie czy mogę wymienic. Pani powiedziała, że oczywiscie upewniajac się czy mam paragon. Wymieniła mi bardzo szybko na mniejszy rozmiar.
Wczoraj udałam się na baleyage ze strzyżeniem i modelowaniem, gdyż kupiłam kupon na grouponie. Umówiłam się na 14 juz miesiąc wcześniej. Do salonu dojechałam pół godz. wcześniej. Weszłam do srodka. Były 2 fryzjerki obsługujące 2 klientki, a 3 klientka czekała. Powiedziałam dzięń dobry, powiedziałam, że jestem zapisana na 14 i zapytałam się, czy wcześniej się nie da? Pani odpowiedziała, ze nie i poprosiła, żebym nawet przyszłą po14. Ponownie przyszłam 10 po 14. Była już tylko 1 fryzjerka, 2 klientki na fotelach. Na szcęście nigdzie się nie spieszyłam, bo musiałam jeszcze czekać 25 min, ale z efektu końcowego jestem zadowolona
Do deichmana udałam się w poszukiwaniu torebki. Torebki były ułożone w różnych miejscach. Te ogólnodostępne znajdowały sie na półkach przy kasie. Inne były porozkładane na półkach przy butach. Jeszcze inne znajdowały się na najwyższych półkach nad butami, do których klienci nie mają dostępu. Obejrzałam te ogólnodostępne, a te których nie mogłam obejrzeć, poprosiłam panią sprzedawczynię która układała buty na półkach. Pani od razu oderwała się od swojej pracy i podała mi torebki, które mnie interesowały. Były na dole zakurzone, co wskazuje, że na półce był niewytarty kurz. Żadna z torebek nie podobała mi sie na tyle, żebym mogła ją kupić, więc podziękowałam i wyszłam ze sklepu.
Na zakupy wybrałam sie do reala, który znajduje się w Lublinie na ul. Chodźki. Do sklepu Monnari weszłam przy okazji, kiedy szukałam torebki. Na korytarzu przed sklepem zobaczyłam kilka torebek poustawianych w różnych miejscach sklepu, przy wieszakach z odzieżą. W sklepie za ladą siedziała ekspedientka, która w żaden sposób nie zareagowała, kiedy weszłam i dodatkowo rozmawiała z kimś przez telefon. Nie przerwała tej rozmowy, mimo że przeszłam sie po całym sklepie.Nie znalazłam nic, co by mi sie podobało. Wyszłam bez słowa.
Do biedronki poszłam po konkretne rzeczy, które znalazłam na str. internetowej sklepu. W sklepie jest bardzo mało miejsca w alejkach, więc kiedy jest dużo ludzi (a zdarza się to dosyć często) trudno przejść obok siebie. Pan w kasie był miły przywitał mnie i pożegnał. Dobrze wydał mi resztę. Kupiłam to, po co przyszłam. Uważam, ze wizyta była udana.
Wizyta w sklepie trwała ok. 15 min. Panował ogólny porządek. Ludzi nie było zbyt wielu. Wzięłam z półek kilka produktów i udałam się do kasy. Pani w kasie powiedziała dzień dobry, zapytała czy podać reklamówkę. Podziękowałam, bo miałam własną. Płaciłam kartą i niestety jeden terminal odrzucił płatność. Pani kasjerka spojrzała na mnie powatpiewając w to, ze mam środki na koncie. Zapytałą czy jest taka możliwość, że nie ma nic na koncie? odpowiedziałam, że nie. Dopiero w drugiej kasie udało się.
Będąc w Plazie zauważyłam wielkie plakaty wyprzedaż 50% w sklepie Carry. Weszłam więc do środka. Pracownice nikogo nie witały ani słowami dzień dobry ani uśmiechem.Wybrałam kilka rzeczy i poszłam do przymierzalni. W trakcie mierzenia jedna z pracownic myła podłogę w przymierzalniach. Nie na wszystkich ubraniach były umieszczone nowe, niższe ceny. Większość ubrań była powieszona. Niektóre bluzki leżały na stołach. Wybrałam jedną sukienkę i udałam się do kasy. Ekspedientka wzieła sukienkę, zeskanowała kod i podała kwote do zapłaty. W obrębie kas znajdowało sie wiele rzeczy odwieszonych, bądż odłożonych i jakieś nierozpakowane pudełka. Niezbyt ładnie to wyglądało. Sprawiało wrażenie bałaganu.
W Stokrotce robię zakupy prawie codziennie, bo jest to jedyny większy sklep na osiedlu. Przy wejsciu przechadzał się ochroniarz. Kilka pracownic rozkładało towar na półkach. Przy ladzie z wędliną były 3 ekspedientki. Każda mówi pierwsza dzień dobry i pyta co podać. Obsługa przebiega sprawnie. Pani siedząca przy kasie również wita się słowami dzień dobry, jest miła i uśmiechnieta. Na półkach panuje porządek.
Na zewnątrz sklepu było czysto. Nie zauważyłam żadnych śmieci. Na wystawie sklepu zauważyłam ładnie zaprezentowanych kilka modeli bucików.
Wewnątrz sklepu było 5 osób (rodzina: dziadkowie i rodzice z ok. rocznym chłopcem). Mierzyli już jakiś bucik. Obsługiwała ich 1 sprzedawczyni (młoda ok.25-letnia dziewczyna, proste, długie, blond włosy, ok. 160 cm wzrostu ubrana w jeansy, buty czarne, nie sportowe , nie miała identyfikatora). Na podłodze w sklepie było trochę ziemi z butów, światło było odpowiednie, wszystkie buty były pojedynczo powieszone na spinaczach, przejrzałam kilkanaście sztuk- na wszystkich były plakietki z ręcznie wypisanymi cenami . Kiedy weszłam z synem, nie zostałam przywitana ani słowem, ani uśmiechem. Podeszliśmy do butów, rozglądałam się w oczekiwaniu na pomoc, nikt do mnie nie podszedł. W momencie, kiedy sprzedawczyni poszła na zaplecze (chyba znaleźć większy rozmiar butów dla tego małego chłopca) pojawiła się druga sprzedawczyni ok.25-letnia dziewczyna, proste, długie, ciemne włosy, szczupła, ok. 170 cm wzrostu ubrana w jeansy, turkusową bluzkę, czarne buty, nie miała identyfikatora. Stała przy kasie, nie podeszła do mnie. Przyglądała się tylko całej sytuacji z małym chłopcem, który niezbyt chętnie chciał mierzyć buty i chciał wszędzie spacerować. Podeszłam więc sama do niej i powiedziałam, że poszukuję jakiś wodoodpornych butów dla tego pana- wskazując na mojego 5- letniego syna. Pani zapytała mnie o rozmiar- powiedziałam, że 30. Poszła w stronę powieszonych bucików i pokazała 2 rzędy butów w tym rozmiarze. Zapytałam się czy w obu rzędach są wodoodporne, powiedziała, że tak. Zapytała się czy któreś chciałabym przymierzyć. Wtedy mój syn wybrał sobie czarne botki (kosztowały ponad 300 zł). Przymierzyliśmy, ale nie wiedziałam czy nie są za małe. Pani odeszła na stanowisko kasowe. Nie uczestniczyła w mierzeniu. Wtedy podeszłam znów do niej i zapytałam, czy byłyby może większe, bo może na dłużej by wystarczyły. Uśmiechnęła się tylko i zapytała się czy podać większe? Z tych większych wyjęła wkładkę i powiedziała, że tak najlepiej sprawdzić czy są dobre. Kiedy przyłożyliśmy nogę do wkładki była ok. 1 cm dłuższa niż stopa. Zapytałam się, czy większe nie byłyby lepsze, bo w zimie to jeszcze dochodzą grube rajstopy i czasem skarpetki. Powiedziała, ze te uważa, że będą dobre. Zapytałam się o cenę mierzonych butów i powiedziałam, że są za drogie. Pani się uśmiechnęła. Nic nie odpowiedziała, więc zapytałam sama, czy może są jakies inne wodoodporne, tańsze. Pokazała mi ten 2 rząd. Tam były buty ok. 100 zł tańsze od tych pierwszych. Nr-y 31 były w innym miejscu. Mój syn wybrał sobie 1 model. Przymierzyliśmy, ale powiedział mi, że cisną go od góry. Wkładkę wyjęłam sama. Sama też odwiesiłam buta na miejsce. Pani stała przy kasie. Następnie wyszłam ze sklepu.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.