W drodze do domu musiałam zatankować auto. Cena paliwa była tu o 20 groszy niższa niż w Poznaniu. Zatankowałam. Podjechałam do kasy. W środku sklepu ciepło i czysto. Na pólkach równo rozłożony towar. Delikatnie czuć było odświeżacz powietrza. Przy ladzie dwie kasjerki. Dziewczyny ubrane w uniformy. Gdy podeszłam do kasy jedna z nich od razu odłożyła kubek z piciem, nie tknęła go aż do mojego wyjścia. Pani, która mnie obsługiwała automatyczne wypowiadała regułki: cena, polecam płyn do spyszniawszy, proszę podać kod pi. Nie dało się w jej głosie odczuć jakichkolwiek emocji. Nie miała ze mną kontaktu wzrokowego.
po pracy zajechałam pod Carrefour na małe zakupy. Tuż po przekroczeniu wejścia sennym wzrokiem zlustrował mnie pon z ochrony. rozejrzałam się po sklepie. Nie było wózków do towarów, a muszę dodać, ze parking był niemal pusty, w sklepie też nie było klientów zbyt wielu. Podeszłam do stanowiska warzywno - owocowego. Towar mocno przebrany. Okazją były pomidory po 0,99 zł - każdy już tak obity i miękki, ze starch było je do ręki wziąć. Na stanowisku mięsnym panie sprzedawczynie spoglądały na zegarek, żeby jak najszybciej zejść na przerwę. Gdy podchodziłam do kasy, poinformowano mnie, że mam podejść do kasy drugiej. Przy tej kasie nie było nikogo do obsługi. Pani w kasie obok z wyciągniętą już kasetką niemal ze łzami w oczach wypatrywała koleżanki. Gdy ta druga nie nadchodziła, z zrezygnowaną miną zaczęła prosić do swojej kasy. W końcu nadeszła pani do kasy w kolejce której stałam. Zdziwiona była, ze musi pracować.
Potrzebowałam ziołowego środka nasennego Valerin Sen. Od znajomych słyszałam dobrą opinię o tym leku. Zaszłam do apteki. Przy okienku stał klient. Pan aptekarz rozmawiał z nim w języku niemieckim. Pozytywnie mnie to zaskoczyło. Kiedy nadeszła moja kolej poprosiłam o środek nasenny. Nie mieli go na stanie w aptece. Ale od razu zaproponowano mi kilka innych, podobnie działających specyfików. Uprzejmie podziękowałam.
Zamówiłam przez internet lekarstwa. Pojechałam po pracy je odebrać. Nie wiedziałam, do której godziny apteka jest czynna. Miałam numer telefonu. Zadzwoniłam ,ale nikt nie odebrał. Idąc wzdłuż apteki szukałam informacji z godzinami otwarcia. Przyglądałam się każdej witrynie. Nic nie znalazłam. W trakcie zakupów zapytałam o godziny otwarcia. Dowiedziałam się, że apteka jest czynna 24 godziny 7 dni w tygodniu. Oprócz zamawianych leków chciałam środek nasenny. Nie mieli tego, który chciałam, ale pani magister nie była chętna do tego żeby zaproponować mi inny środek. Za zakupy mogłam zapłacić kartą. Poza tym w aptece panował porządek. Na półkach, które ustawione są miejscu, gdzie czeka się w kolejce umieszczono produkty w promocji.
W niedzielne popołudnie wybraliśmy się z chłopakiem do centrum ogrodniczego poszukać kamieni do akwarium oraz haczyków na wędkowanie. Gdy zajechaliśmy, parking był cały zapełniony autami. Centrum czynne jest od poniedziałku do niedzieli w godz. od 10 do 20. Ludzie wychodzili ze sklepu z pełnymi koszykami. Na dużej przestrzeni można spokojnie było obejrzeć każdą roślinkę: kwiaty, drzewa owocowe, krzewy ozdobne. Ponadto ogromny wybór donic, świeczek, nasion, nawozów, mebli ogrodowych, grilli, akcesoriów do pielęgnacji zwierząt . Artykuły wędkarskie szczególnie przykuwały oczy mężczyzn. Przetwory własnej roboty, konfitury i wina przyciągały kobiety.Artykuły w przystępnej cenie.W każdej chwili można zasięgnąć porady sprzedawców. W okresie letnim można na zewnątrz pooglądać kury ozdobne; czynny jest także plac zabaw dla dzieci.
Po raz pierwszy zrobiłam zakupy w tym sklepie ponad rok temu. Wtedy ekspedientka doradziła mi, jaki biustonosz powinnam nosić. Dziś weszłam do sklepu z myślą o zakupie kolejnego stanika. W sklepie były dwie klientki. Chwilę rozejrzałam się. Bielizna równo porozwieszana na wieszakach według fasonów. Od razu w oczy rzucały się promocje staników - ceny obniżone o 50 %. Podeszła do mnie sprzedawczyni, młoda dziewczyna z uśmiechem na twarzy. Powiedziałam jej, czego potrzebuję. Wyszukała kilka rodzai biustonoszy. Poszłam do przebieralni. Zamykane od wewnątrz drzwi dodawały prywatności, czyste lustra, dywanik na podłodze, na ścianie informacje o rozmiarach bielizny. Pozytywnym akcentem był ściemniacz światła oraz dzwonek po personel. Skorzystałam z niego. Ekspedientka podeszła pod drzwi, wymieniła mi staniki na inny rozmiar. W przebieralni obok była pani, która też przymierzała staniki. Słychać było, jak ekspedientka co chwilę przynosiła pani nowe staniki, dokładnie tłumacząc jej, co to za stanik. Przy kasie sprzedawczyni zaproponowała mi majtki do stanika. Już przy płaceniu nagle zdałam sobie, że nie wiem na który stanik się zdecydowałam. Pani z uśmiechem podała mi jeszcze raz bieliznę, bym mogła ponownie je zmierzyć. Zostałam pożegnana słowami do widzenia.
Niemal codziennie w tym sklepie. Maja dobrą lokalizację - po drodze na osiedle tuż po wyjściu autobusu. Panie ekspedientki ubrane są w żółte polo z logo firmy. Przeważnie kupuję chleb- cena 2,10 zł za bochenek. Pieczywo zawsze świeże, w godzinach rannych i ok. 11 - nowa dostawa chleba. Przy zakupie chleba istnieje możliwość zakupu pokrojonego lub nie całego lub połowy bochenka. Sprzedawczynie biorą chleb do krojenia trzymając go przez folię. Oprócz pieczywa można w tym sklepie kupić wędliny, sery, świeże surówki, przyprawy, nabiał, słodycze, napoje i prasę.
Przy okazji późnopopłudniowego spaceru wstąpiłam do Carrefour na małe zakupy. Już na wejściu zdziwiłam się bardzo - wózki na towar są na pieniążki lub żetony. Tuż po przyjściu przez barierki na samym początku poustawiane zostały jakieś narzędzia do remontów. Pomiędzy wagą do warzyw a lodówką jest zostawione tylko miejsce na wciśnięcie się wózkiem. Lady z nabiałem świeciły pustkami. Pojedynczo poustawiane serki aż zniechęcały żeby je kupić. Podłoga brudna. Przy stoisku mięsnym również zmiana - płatność przy ladzie tylko gotówką. Po obejściu sklepu podeszła do kasy. Z trzech stanowisk czynne było tylko jedno. Klienci głośno wykrzykiwali czy w tym sklepie ktoś obsługuje. W pewnym momencie pracownice sklepu zaczęły krzyczeć jedna do drugiej (dzieliła je odległość dwóch stanowisk kasowych). Jedna pytała się drugiej dlaczego ta nie przyjęła rachunków. na to ta druga odkrzyknęła, ze ona na tym stanowisku nie może, że ona obsługuje, a ty (da druga) nic nie robisz. Za miejscem płatności, w miejscu gdzie zwykle odkładane są skasowane towary, na połowie znajdowały się artykuły w promocji, co uniemożliwiało swobodne spakowanie zakupów.
W powietrzu czuć już wiosnę, więc pomyślałam, że trzeba odświeżyć włosy. Weszłam do drogerii. Już w wejściu stoisko z ulotkami i informacjami o promocji. Podeszłam do stoiska z artykułami do pielęgnacji włosów. Każdy towar ułożony markami, przeznaczeniem do rodzaju włosów - szampony, odżywki, maski. Pod każdym produktem informacja o cenie. Artykuły z promocji były ometkowane - każdy produkt z metką np. "promocja 6,99". Ekspedientki - konsultantki w białych fartuszkach rozkładały towar na półkach. Przy stoisku kasowym trzy ekspedientki. Każda ubrana w granatową koszulkę, na szyi wisiał identyfikator. Na powitanie wyrecytowane dzień dobry, wypowiedziane raczej bez emocji. Zdawkowe pytanie czy jest karta stałego klienta. Nie otrzymałam propozycji uzyskania takiej karty, Bez dodatkowych pytań, każdy zakupiony produkt ekspedientka pakowała do reklamówki. Przy zakupie powyżej 30 zł pytała, czy może polecić jakiś produkt z promocji. Na zakończenie transakcji również wypowiedziane bez emocji do widzenia.
Po ciepłym i słonecznym weekendzie postanowiłam, ze trzeba zakupić płaszczyk na wiosnę. Najlepiej czerwony bądź beżowy. Siostra powiedziała mi, że w Orsay są ładne. Więc zaraz po pracy udałam się na poszukiwanie mojego wymarzonego odzienia. Weszłam do sklepu. Już na wejściu odczuć można było wiosnę. Spodnie do kolan i bluzki z krótkim rękawem od razu wpadały w oko. W tle słychać było delikatną niezagłośną muzykę.Dwie panie ekspedientki układały towar na wieszakach. W sklepie były jeszcze trzy klientki. ekspedientki przywitały mnie "dzień dobry" i uśmiechem. Pozwoliły na swobodne poruszanie się po sklepie. Gdy wypatrzyłam moją zdobycz, zdjęłam ja z wieszaka i poszłam do przebieralni. Każda kotara było równo ułożona, lustra czyste, miejsce na położenie torebki i klika wieszaków. Przymierzyłam płaszczyk. Wyszłam z kabinki i podeszła do dużego lustra. Mogłam się w nim przejrzeć w całej okazałości. Zdecydowana co do zakupu podeszłam do kasy. Od razu podeszła do mnie pani ekspedientka. Jeszcze raz mnie powitała "dzień dobry". Zapakowała płaszczyk w dużą reklamówkę. Podałam jej moją kartę klienta oraz kupon (za udział w konkursie Orsay) upoważniający mnie do 10 procentowego rabatu. Pani ekspedientka zaproponował mi również apaszkę do płaszcza. Podziękowałam za apaszkę. Gdy odchodziłam od kasy usłyszałam "niech się dobrze nosi; życzę miłego dnia.
Zakupy w Carrefour robimy niemal codziennie. Ceny mleka i niektórych alkoholi jest niższa niż w innych sklepach. Do tego promocja: kup jeden produkt po cenie X, a drugi za jeden grosz. Karta Rodzinka - punkty wymienne na bony lub nagrody.Wczoraj naszła nas ochota na grzanki. Stanęliśmy w kolejce na stoisku wędlin. Poprosiliśmy o 10 plastrów zółtego sera. Znużona pracą ekspedientka chwyciła leniwie ser. Zaczęła go kroić na maszynie. Zapakowała go i poszliśmy do kasy. Przy kasie nie było kolejek. zostaliśmy szybko i sprawnie obsłużeni.W domu okazało się, ze pierwsze plastry sera były "podarte", dodatkowo znaleźliśmy na nich resztki po wcześniejszym krojeniu wędliny z galaretką i okruszki jakiś warzyw.
Od dziecka miałam słaby wzrok. Rok temu po kolejnej wizycie u okulisty podjęłam decyzję, ze poddam się operacji oczu. Od znajomej dostałam namiary na klinikę w Poznaniu.Przejrzałam ich ofertę na stronie internetowej. Jeszcze bardziej chciałam mieć zdrowsze oczy.zadzwoniłam i umówiłam się na wizytę. Po wejściu do kliniki zwróciłam uwagę na panującą, przyjemną ciszę. W tle słychać było delikatną, spokojną muzykę z radia. Panie w recepcji w białych koszulach i butach na obcasach podały mi dokumenty do wypełnienia. Po dokonaniu formalności przyszła po mnie pielęgniarka, przedstawiła się. rozpoczęło się badanie wzroku. Potem przyszła pani doktor, również podała swoje nazwisko i imię, podała mi rękę na powitanie. Po badaniu umówiłam się na termin operacji.Podczas zabiegu pani doktor omawiała mi każdą czynność, jaką wykonywała. Uspokajała mnie, nawet gładziła ręką po policzku. To było bardzo miłe. Mimo, że zabieg kosztował mnie 5 000 z, jestem bardzo zadowolona. Widzę bez okularów.Teraz co kilka miesięcy chodzę na wizyty kontrolne. I za każdym razem jestem traktowana w taki sam sposób, jak za pierwszym razem.Klinika znajduję się blisko centrum handlowego. Po każdej wizycie, gdy dowiaduję się, że moje oczy są zdrowe idę sobie kupić jakąś bluzkę.
W maju 2011 przeszłam zabieg laserowej korekcji wzroku. W związku z tym, po kilka razy dziennie muszę je nawilżać sztucznymi łzami. Jedno opakowanie takich kropli starcza mi na około 3. tygodnie. Cena opakowania wynosi ok. 38 złotych. Do września kupowałam krople w aptece w sposób tradycyjny. Któregoś dnia dowiedziałam się, że niektóre leki można zakupić w aptece internetowej. Przejrzała kilka stron internetowych aptek.Wybrałam Apteki DOZ-u.Przejrzysty i czytelny układ strony w prosty sposób pozwala dowiedzieć się tego, czego potrzeba.Dokładny opis produktu: wielkość opakowanie, skład, zastosowanie leku i cena. Cena leków w aptece internetowej niższą jest od tradycyjnych aptek o 20 - 30 %.Po złożeniu zamówienia, wybiera się aptekę, z której odbiera się zamówienie.Na maila oraz sms otrzymuje się informację, że możliwy jest odbiór zamówienia.długość realizacji zamówienia to maksymalnie 72 godziny.Można również zamawiać leki na receptę, ale trzeba mieć przy odbiorze daną receptę.Płatność za leki możliwa tylko gotówką.
Chciałam w Milei kupić barszcz - koncentrat. A że cena była wyższa niż w innym sklepie, zrezygnowałam z zakupu. Zobaczyłam na tablicy promocję wędlin. Widoczne, czytelne litery. Podeszłam do stoiska. Przede mną była już klientka. Pani sprzedawczyni nie śpieszyła się zbytnio z obsługą. Na dodatek cały czas pociągała nosem. Nie wyglądało to sympatycznie. Wyszłam z kolejki. Wzięłam mleko i podeszłam do kasy. Tam usłyszałam dzień dobry, proszę, do widzenia, mimo że w tym czasie ekspedientka nie patrzyła na mnie, ale zajęta była tym, co się za oknem działo.
Tacie zepsuł się odkurzacz. A że miał w ostatnich dniach imieniny, razem z siostrą postanowiłyśmy, że dostanie w prezencie odkurzacz.Weszłam na stronę internetową sklepu. Czytelny układ strony. Dokładny opis produktu. Możliwość porównywania produktów.Wybrałyśmy odkurzacz. Darmowa dostawa do domu. Przy składaniu zamówienia wybrałyśmy termin dostawy - poniedziałek. w południe tego dnia tata zadzwonił z informacją, ze odkurzacz dobrze sprząta.
Przy okazji załatwiania spraw związanych z odszkodowaniem zostałam poinformowana o możliwości zmiany funduszu emerytalnego bez dodatkowych kosztów. Pani w okienku pokazała mi, jak PZU jako fundusz emerytalny prosperował w przeciągu kliku ostatnich lat. W domu przemyślałam wszystko na spokojnie, poczytałam, rozmawiałam ze znajomymi. Zdecydowałam się. Odwiedziłam tę samą panią i przy jej pomocy wypełniłam formularze niezbędne do zmiany funduszu. Na każdym kroku pani informowała mnie, jakie informacje wpisujemy we formularzu, po podpisaniu dokumentów wyjaśniła jeszcze raz drogę formalną załatwiania zmiany funduszu. Zostawiał też soją wizytówkę.Dziś odbyłam rozmowę telefoniczną z tą samą panią. Wyjaśniła mi, że zmiana funduszu została zaakceptowana przez mój poprzedni już fundusz. Powiedziała też, że w razie jakichkolwiek pytań mogę do niej dzwonić.
W Milelcarku często kupujemy mięso i wędliny.Towar zawsze jest świeży, panie ekspedientki na życzenie kroją, mielą, pakują w zamówione ilości. W sklepie zawsze jet kolejka, z uwagi na dobrą jakość towarów, przystępne ceny. Klienci obsługiwani są sprawnie i uprzejmie. Ekspedientki chętnie rozmawiają z klientami nie tylko na tematy zakupów. W sklepie panuje zawsze porządek.
Postanowiłam zmienić coś w sobie i poszłam do fryzjera.Włosy zostały pofarbowane i ścięte. Pomysł fryzjerki. A efekt - SUPER!!!!W salonie zawsze są ludzie. Zapisy na telefon bądź osobiście.Fryzjerki z wieloletnim doświadczeniem, doradzą jak dbać o włosy. Doradzają, jaką fyzurkę dobrac do twarzy i charakteru.Salon po remoncie. Przy wizycie dostałam herbatę.
Zakupy leków dokonuję w Aptece Przy Poznańskiej robię od co najmniej roku. Gdy wchodzę do apteki pierwsza słyszę miłe dzień dobry. Zawsze jest pan magister, który obsługuje klientów. Gdy potrzeba doradzi, który lek wybrać, jak stosować.Jest też "pomoc apteczna" - pani, która układa leki, czyści półki.zawsze jest uśmiechnięta.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.