Duży sieciowy market, w którym od wejścia trzeba przekrzykiwać zbyt głośną muzykę.
Na stoisku z wędlinami dwie ekspedientki stoją przy krajalnicy tyłem do lad chłodniczych, więc - grzecznie czekając - oglądam rozłożony towar. Jedna kroi, druga układa plasterki na tacy. Mimo woli słyszę, że rozmawiają o zmęczeniu spowodowanym przebywaniem (pracą) cały dzień w hałasie. W duchu zgadzam się z nimi, gdyż faktycznie muzyka zamiast pogodnie nastrajać do zakupów, zagłusza nawet myśli w mojej głowie. Chcąc jak najszybciej wyjść z tej hali sklepowej, dosyć głośno zwracam w końcu uwagę obsługujących kobiet na moją obecność i proszę o 20 dkg kiełbasek koktajlowych. Pani, która kroiła, odeszła od maszyny, zważyła towar, podała mi go i natychmiast wróciła do przerwanej pracy, przy czym nie przerwała narzekań do koleżanki ani na chwilę. Nie poczekała, aż poproszę o kolejną wybraną wędlinę, ani nie zapytała: „Czy to już wszystko?” A ja chciałam jeszcze trzy kawałki śląskiej! Skonfundowana ponownie podniosłam głos, aby przywołać panią i dokończyć zakupy. Zostałam obsłużona dokładnie w ten sam sposób i już nie miałam ochoty na kolejne przywoływanie kogokolwiek.
Przeszłam do działu z warzywami, gdzie klienci sami wybierają większość produktów. Niestety, ogórki kiszone podaje sprzedawca. Pan przede mną chciał kiszoną kapustę i poprosił, aby nie była z wierzchu wiaderka, bo tam była ciemniejsza. Pani, która nabierała kapustę do woreczka, obruszyła się, gdyż wg niej w całym pojemniku była taka sama: „A co? Mam nurkować w tym wiaderku? Zresztą, jak poleży w lodówce, to i tak ściemnieje.” Pan tłumaczył, że właśnie nigdzie nie będzie leżała, bo ma zamiar od razu zabrać się do gotowania i upierał się przy swoim. Ekspedientka skapitulowała i sięgnęła głębiej w wiaderko. Gdy prosiłam o ogórki, zrezygnowałam z precyzowania, czy chcę duże, czy małe; zgodziłam się, by było mniej, niż określiłam na początku i czym prędzej oddaliłam się stamtąd w stronę kas.
Może następnym razem trafię na cichszą muzykę i lepsze dni obsługujących...
Formalności przy zakładaniu konta przez internet sprowadzone do minumun, owszem, ale organizacja oddziału pozostawia nieco do życzenia. Podczas weryfikacji danych i drukowania dokumentów stoi się przy wysokiej ladzie, jak w pubie bez krzeseł czy stołków. Klienci przy stanowisku obok oraz stojący z tyłu w kolejce niejako "uczestniczą" w załatwianiu cudzych spraw.
Dobrze wyglądający, młody człowiek w garniturze za ladą sprawnie porusza się po aplikacji bankowej, ale nieprofesjonalnie wdaje się w dyskusję z klientem i za wszelką cenę chce udowodnić swoją rację, co mogło skończyć się regularną kłótnią. Szybkość, z jaką mówi, porusza się i pracuje na komputerze, sprawia raczej wrażenie pośpiechu, z jakim chce się pozbyć klienta, niż rzetelności tego, co robi (w pośpiechu łatwo o pomyłkę). Na koniec uruchamia klientowi powiadomienia o stanie konta na SMS bez pytania, czy klient sobie tego życzy.
Dobrze, że konto daje się uruchomić niemalże "od ręki" i można przy jego numerze skonsolidować wszystkie usługi, nawet te, z których korzystało się wcześniej (karty, lokaty).
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.