Wizyta odbyła się w Ostrowcu Świętokrzyskim w pizzerii Pizza na Maxa dnia 13.01.2013r. o godzinie 14:20. Przed pizzerią jak i w pizzerii panowała czystość i porządek. Szyby i witryny pizzerii wyglądały czysto. Na parkingu panował ład i łatwo można było zaparkować samochód. Wewnątrz podłoga, stoliki, krzesełka były czyste. Po czasie 4 minuty 20 sekund od wejścia do lokalu podszedł do stolika pracownik aby przyjąć zamówienie. Była to kobieta w wieku około 30 lat, krótkich jasnych blond włosach do szyi. Posiadała własny strój, który był czysty. Na początku nawiązała kontakt wzrokowi i powiedziała "dzień dobry". Zamówiłem pizzę Italiana 50cm. Dodatkowo zaproponowała zakup sosu. Nie zaproponował oprócz tego żadnych innych produktów. Dodatkowo sam zamówiłem napój Coca Cola 500 ml. Pracownik powtórzył złożone zamówienie. Nie poinformował z własnej inicjatywy jaki będzie czas oczekiwania na zamówienie. Oczekiwanie na zamówienie wynosiło 17 minut i 20 sekund. Pani powiedziała, że należność za zamówienie będzie uregulowana podczas wyjścia z lokalu. Pizza była ciepła i spełniała wszystkie standardy jakości. Również napój nie budził zastrzeżeń. Zamówienie było kompletne. Dodatkowo dostępne były serwetki. W toalecie było czysto. Dostępne było mydło i ręczniki papierowe oraz papier toaletowy.papierowe do wytarcia rąk. W toalecie był przyjemny zapach. Umywalka oraz lustro były czyste. Na koniec wizyty pani powiedziała kwotę do zapłaty i wydała paragon. Po otrzymaniu gotówki wydała resztę. Na koniec pożegnała się słowami "do widzenia".
Po powrocie z urlopu zauważyłem, że na mojej głowie pojawiła się spora grzywa :-) więc postanowiłem wybrać się do fryzjerki. Spośród wielu zakładów wybrałem kameralny salonik mieszczący się na ulicy Akademickiej. Lokal był schludny i czysty. W środku panowała miła atmosfera. Dwie miłe panie od razu przywitały mnie przy wejściu i powiedziały ile czasu trzeba będzie czekać w kolejce (około 5 minut). Usiadłem na krzesełku, wziąłem gazetkę do ręki i czekałem na swoją kolej. W tle słychać było stonowaną, nastrojową muzykę. Gdy nadeszła moja kolej i usiadłem na fotelu pani fryzjerka zapytała jaką fryzurę sobie życzę. Gdy wytłumaczyłem po wykonaniu usługi okazało się, że jest dokładnie tak jak chciałem. Zapłaciłem pieniążki, podziękowałem i zostałem pożegnany wychodząc z zakładu. Byłem bardzo zadowolony zarówno z fryzury, jak i jakości obsługi.
Niestety w Tesco nie znalazłem małej lodówki do wnęki. Poszedłem do sklepu, w którym znalazłem kilka modeli lodówek. Szukałem małej lodówki około 84cm, 85cm wysokości. Po wejściu do sklepu żaden z pracowników nie przywitał mnie. Poczułem się trochę jak obcy. Pracownicy byli skupieni w jednym miejscu mniej więcej na środku sali sprzedażowej. Przeszedłem przez cały sklep i na końcu znalazłem stoisko z lodówkami. Obejrzałem kilka modeli, które spełniały moje kryteria dotyczące w szczególności wymiarów. Wyboru naprawdę nie było dużego. Znalazłem zaledwie dwa modele. W jednym nie można było otworzyć drzwiczek, bo o coś zahaczały. Po dłuższym przyglądaniu się modelom nie dostrzegłem żadnego pracownika, który miałby ochotę pomóc lub zaprezentować produkt. Po pewnym czasie postanowiłem wolnym krokiem opuścić sklep. Pracownicy byli bardzo zajęci i nie zdołali oczywiście mnie pożegnać. Jakość obsługi w tym sklepie oceniam bardzo negatywnie. Po przyjściu do domu włączyłem komputer i porównałem ceny szukanych lodówek w internecie. Jak się okazało znalazłem te modele tańsze o około 100zł. Oczywiście nie wliczam tu kosztów transportu, ale czasami jest tak, że można być przy okazji w danym miejscu i wtedy kupić potrzebny towar. Czystość i ekspozycję towarów w tym sklepie oceniam pozytywnie.
Od czasu do czasu bywam w sklepie Tesco mieszczącego się w Galerii w Ostrowcu Świętokrzyskim. Produkty bywają tu różne. Począwszy od towarów spożywczych, higienicznych, pierwszej potrzeby, a skończywszy na produktach okazyjnych, promocyjnych z gazetki. Akurat rozglądałem się za lodówką. Niestety tym razem produkty typu lodówki nie były dostępne w asortymencie tego sklepu. Obsługa jest tu średniej jakości, pracowników jest bardzo mało na hali sprzedaży. Jak ktoś szuka jakiegoś produktu to jest zdany tylko na siebie. Ewentualnie można zapytać innych klientów, gdzie znaleźć cukier ;-) W ten upalny dzień niemiłosiernie chciało się pić więc kupiłem całą zgrzewkę wody mineralnej. Akurat ze znalezieniem tego produktu nie miałem kłopotu, bo położenie stoiska nie ulega od wielu lat zmianie. W sklepie zawsze jest czysto i towary są w miarę estetycznie wyłożone. Kolejki do kasy są jak wszędzie. Martwią mnie ciągłe zmiany w położeniu regałów z danymi produktami, co utrudnia ich znalezienie. Obsługa miła i nie różni się w kompetencjach od obsługi w podobnych sklepach.
W dniu 15.10.2011r. odbiedziłem sklep Tesco żeby zrobić drobne zakupy. Przed sklepem panował ład i porządek. Kosz na śmieci był opróżniony, a wózki ładnie poustawiane. Wszystkie produkty były ładnie wyeksponowanem i pod każdym produktem była dostępna odpowiednia etykieta. Wszystko było w porządku poza transakcją. Obsługiwał mnie kasjer (wiek około 20-30 lat, broda typu hiszpanka). Po pierwsze nie posiadał identyfikatora lub miał niewidoczny,gdyż nie mogłem dostrzec jego imienia. Po drugie nie przywitał mnie w żaden sposób. Zeskanował wszystkie produkty ale nie powiedział kwoty do zapłaty. Wydał resztę do zapłaty bez paragonu i nic nie powiedział. Paragon dostałem dopiero na wyraźną moją prośbę. Odebrałem to jako poniżające zachowanie w stosunku do klienta. Odebrałem to bardzo niedobrze i taka jakość obsługi znacznie odbiega od tej, panującej w podobnych sklepach.
Dnia 12.04.2011r. przybyłem do Urzędu Skarbowego w Ostrowcu Świętokrzyskim aby złożyć zeznania podatkowe. Nie lubię załatwiać spraw po kilka razy więc postanowiłem dostarczyć jednocześnie wszystkie w komplecie tzn. PIT37 swój, PIT38, PIT37 żony. Po wejściu do Urzędu Skarbowego zauważyłem bardzo dużo ludzi lekko zdezorientowanych. Ogólnie panował bałagan i chaos. Nagle bliżej końca sali zauważyłem urnę, na której napisano, że należy do niej wrzucać rozliczenia PIT za ubiegły 2010 rok. Upewniłem się na wszelki wypadek urzędniczki czy tam można wrzucić PITy. Odpowiedziała, że jak najbardziej bez obawy można je tam umieścić. Skoro rząd wprowadził takie ułatwienie to pomyślałem przede wszystkim, że to duża oszczędność czasu więc czemu z tego nie skorzystać. Popatrzyłem jeszcze raz na tłoczących się i zdezorientowanych interesantów i podjąłem ostateczną decyzję. Komplet PITów spoczął w skrzyni urzędu. Czekałem teraz tylko na zwrot pobranej zaliczki. Codziennie sprawdzałem stan swojego konta. Po upływie około 3 miesięcy żona dostała na konto oczekiwany zwrot. Moje konto pozostawało jednak bez zmian więc w miarę upływu czasu zacząłem podejrzewać, że coś jest nie tak. W końcu dnia 04.08.2011r. udałem się do urzędu w celu wyjaśnienia sprawy. Zgłosiłem się do właściwego urzędnika, który zaczął poszukiwania zeznania najpierw w komputerze, potem w kserach i archiwum. Okazało się, że po moim zeznaniu PIT37 nie ma śladu. Zdziwiłem się, że w polskim urzędzie może panować aż taki bałagan :-) Drugi urzędnik, pracujący razem z tym, który mnie obsługiwał powiedział, że u nich jeszcze nigdy się nie zdarzyło żeby coś zginęło. Następnie skierowano mnie do następnego urzędnika, u którego miałem złożyć brakujące zeznanie podatkowe. Pan poinformował mnie, że zostanę dodatkowo ukarany za niezłożenie PITa w ustawowym terminie mandatem kredytowanym o wartości 200zł. Wyraziłem smutek i zażenowanie z takiego bałaganu i że wprowadzone ułatwienie nie funkcjonuje jak trzeba. Przynajmniej w tym urzędzie pracownicy są zajęci bardziej sobą niż obsługą interesantów. Sytuacja taka jest chora, gdyż tak kiepscy pracownicy są opłacani przecież z naszych podatków. Mam nauczkę i jestem przekonany, że nie wrzucę już PITa do urny. Każdy powinien się zastanowić czy warto, gdyż ułatwienie czasem może przerodzić się tak jak w tym przypadku w utrudnienie życia.
Bardzo wolna obsługa interesantów. Pani pół 15-20 minut szperała w dokumentach i coś wypełniała podczas gdy kolejka się powiększała. Ofert pracy żadnych dla mnie nie było. Pani stwierdziła nieprzyjemnym głosem, że pracy trzeba szukać nie tylko z ofert Powiatowego Urzędu Pracy ale też na własną rękę. Jak odpowiedziałem, że przeglądam wiele ofert też z Internetu i gazet Pani sporzała na mnie nieprzyjaźnie. Następnie zapytała ironicznie czy naprawdę do niczego się nie nadaję?
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.