Jeżdżę pociągami często, przynajmniej raz w tygodniu i z przykrej konieczności przyzwyczaiłam się do niezbyt wysokiego komfortu podróżowania tym właśnie środkiem transportu. O nieprzyjemnościach z tego faktu wynikających opowiem jednak przy okazji kolejnej obserwacji, teraz natomiast chciałabym skupić się na podróży z Dworca Warszawa Centralna do Katowic. Jakość przejazdu tej trasy, którą to pokonałam expresem Intercity przerosła bowiem moje najśmielsze oczekiwania.
Do Warszawy Wschodniej dojechałam pociągiem osobowym, który z powodu mrozów- ale zapewne również nie najświeższego rocznika produkcji popsuł się na trasie. Awaria została szybko usunięta, jednak zatrzymała skład na tyle długo, że spóźniłam się na przesiadkę do Katowic, na którą miałam już wykupiony bilet (pociąg TLK). Gdy poszłam do kasy, by odzyskać należność za stracone połączenie obsługująca mnie kobieta zaproponowała bym najpierw przeszła z trzymanym w ręku biletem do informacji- kilka okienek dalej. Z początku oburzyło mnie to z lekka, gdyż odniosłam wrażenie, iż nie odzyskam już swoich pieniędzy, a dodatkowo będę musiała kupić stosunkowo drogi bilet na pociąg expres- owy, który wg rozkładu odjeżdżał jako następny. W informacji okazało się jednak, iż sytuacja wygląda zgoła inaczej. Nie straciłam biletu. Kobieta pracująca w informacji po wykonaniu dwóch telefonów napisała stosowną adnotację, na odwrocie mojego biletu, przybiła pieczątkę i odesłała mnie z powrotem do kasy, gdzie okazało się, że muszę dokonać dopłaty jedynie za miejscówkę w składzie expres-u. Obie panie obsłużyły mnie bardzo sprawnie i z uśmiechem na ustach. Były schludnie ubrane- w wyprasowane uniformy i jasne koszule; miały skromny makijaż i zgrabnie upięte włosy.
Pociąg był już podstawiony. Jego skład był dla mnie kolejnym niezwykle pozytywnym zaskoczeniem. Wagony otwierało się za pomocą przycisku- drzwi były elektryczne. Nie trzeba więc było mocować się z częstokroć „opornymi” drzwiami, jakie zazwyczaj można spotkać w dość przestarzałych składach jeżdżących po polskich szynach. Wagon był bardzo czysty i zadbany, prócz standardowych zagłówków na fotelach, schludnej tapicerki w każdym przedziale leżały 2-3 gazetki firmowe IC. Ścianki oddzielające przedziały od korytarza były przeszklone- od sufitu, aż po samą podłogę, co sprawiało wrażenie większej, ale także bardziej zadbanej, eleganckiej przestrzeni. Panel zmiany oświetlenia oraz temperatury w przedziale był bardzo ładnie zaprojektowany. Nie były to już stare pokrętła i wajchy, lecz przyciski przywodzące na myśl panele dotykowe np. mikrofalowych kuchenek. Temperaturę można było ustawić tu co do stopnia- w panelu był bowiem elektroniczny wyświetlacz. Wszystko to tworzyło wręcz elegancką całość. Gdy ruszyliśmy przez przedziałowy głośnik dało się głośno i wyraźnie usłyszeć komunikat pani kierownik pociągu. Już wówczas wiedziano, że złe warunki pogodowe uniemożliwią nam rozwinięcie pełnej mocy lokomotywy, co zgrabnie streściła pani kierownik, dodając, iż z tego względu pociąg nabędzie 20-minutowe opóźnienie w trakcie całej trasy. Wszyscy pasażerowie zostali za to przeproszeni, następnie podano godziny postoju na kolejnych stacjach już z doliczeniem owych 20.minut opóźnienia. Bilety sprawdzone zostały w połowie trasy. Konduktorka, ubrana w wyprasowany uniform przewoźnika Intercity kontrolowała także legitymacje. W trakcie przejazdu 3-krotnie przechodził przez skład pracownik wagonu restauracyjnego, z przenośnym „bufetem”. Za trzecim razem odwiedzał on przedziały w celu zebrania śmieci pozostałych po konsumpcji nabytych u niego wcześniej produktów spożywczych. Wszystkie produkty były do nabycia absolutnie za darmo- ich cena wliczona była w cenę biletu.
Na miejsce przyjechaliśmy jak wcześniej zapowiedziano 20 minut po czasie. Takie pociągi są dla mnie znakiem zmieniających się czasów, podtrzymującym nadzieję, że i w naszym kraju już niebawem może być nieco porządniej, a przy tym nieco milej.
Zima zbiera swoje wirusowe żniwo nawet wśród lekarzy; gdy więc okazało się, iż dentystka, z usług której korzystam od lat jest niedostępna z powodu choroby, zmuszona byłam do szukania innego źródła pomocy. Po pewnych perypetiach trafiłam na polecony przez znajomego taksówkarza prywatny zakład, prowadzony przez Panią A. N. Sytuacja w jakiej znajdowałam się szukając pomocy byłą dość krytyczna, toteż umówiłyśmy się na wizytę w tym samym dniu, w którym wykonałam swój pierwszy telefon na numer owego zakładu. Już przy tym pierwszym, telefonicznym kontakcie opisywana dentystka zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Dzwoniłam bowiem w sobotę- dzień w którym zakład jest w zasadzie nieczynny, jednak gdy tylko Pani N. usłyszała charakterystykę opisanych przeze mnie objawów doszła do wniosku, że nie możemy sobie pozwolić na ani jeden dodatkowy dzień zwłoki i sprawą musi zająć się natychmiast. Pomimo ustalonych dużo wcześniej planów spędzenia całego weekendu z rodziną, zdecydowała się na lekką ich modyfikację i przyjęcie mnie w godzinach popołudniowych- tak bym mogła swobodnie dojechać z sąsiedniego miasta do jej placówki.
Na miejscu zastałam młodą, bardzo sympatyczną osobę o blond włosach, w wyprasowanym białym kitlu, która widząc mój strach i niechęć do ogólnie pojętej stomatologii zaczęła podchodzić do mnie z nieziemską cierpliwością i łagodnością. Z miejsca zaproponowała znieczulenie, a przed wbiciem igły w dziąsło posmarowała je truskawkową maścią dodatkowo uśmierzającą sam ból towarzyszący wkłuwaniu się w tkankę dziąsła. Czekając chwilę aż preparat zacznie działać przeprowadziła ze mną wywiad lekarski, nieustannie uspokajając mnie i zapewniając o bezbolesności przebywanej wizyty. Miałam wówczas również okazję do rozejrzenia się po odwiedzonym przeze mnie gabinecie. Panowała tam wzorcowa czystość. Pomimo śniegu na miejskich chodnikach cały szereg gumowych i materiałowych wycieraczek znajdujący się w budynku skutecznie zapobiegał przedostawaniu się tych oznak zimy do wnętrz gabinetu. Podejrzewam ponad to, iż spory wkład w zapewnienie czystości we własnym gabinecie miała również Pani N. Przybory z otwieranego przy mnie, nowego zestawu leżały na tacce, po mojej prawej stronie, tuż obok dentystki. Po mojej lewej stronie natomiast znajdował się monitor, do którego podłączona była kamera ułatwiająca dentystce ocenę sytuacji wewnątrz jamy gębowej pacjenta. Dentystka mogła także zatrzymać obraz owej kamery i dokładnie uzmysłowić mi co będzie musiała czynić, gdzie jest problem i jak się go pozbędzie.
Gdy znieczulenie zaczęło działać przystąpiła do zabiegu. W trakcie jego trwania nieustannie do mnie mówiła, opisując co w danym momencie robi i przypominając mi, bym równomiernie oddychała, by nie doprowadzić się do stresu mogącego spowodować omdlenie.
Zabieg faktycznie okazał się bezbolesny, a cała wizyta była bardzo pouczająca i przyjemna. Dentystka uświadomiła mi jakie problemy mogą pojawiać się z uwagi na takie a nie inne ułożenie moich zębów, jak mogę ich uniknąć, jak ona może mi w tym pomóc i jakie zabiegi byłyby dla mnie wskazane. Dostałam także darmowe próbki past o kilku różnych działaniach, tak bym zdecydowała jaki typ pasty jest dla mnie najlepszy. Gdy przeszłyśmy do kwestii zapłaty za usługę lekko osłupiałam- co wynikać może w zasadzie z faktu, iż do tej pory korzystałam przeważnie z państwowych zakładów stomatologicznych. Za tą krótką wizytę zapłacić musiałam równe 100zł; 80 zł za wypełnienie i 20 zł za znieczulenie. Nie narzekam jednak przede wszystkim z dwóch względów- po pierwsze- dentystka wykazała się dużym profesjonalizmem i nienagannym podejściem do pacjenta; po drugie natomiast, po kilku dniach postanowiłam przyjrzeć się cenom okolicznej konkurencji Pani N. i doszłam do wniosku, iż takie po prostu mamy czasy, że dobrzy fachowcy się cenią, a ceny prywatnych usług dentystycznych są wysokie, lecz porównywalne.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.