Opiszę poszczególne etapy mojej wizyty.
1. Zauważenie i przywitanie klienta: Jak najbardziej w porządku. Doradca od razu zwrócił na mnie uwagę, przywitał słowami: " W czym mogę Panu doradzić?" oraz zaprosił do stanowiska.
2. Badanie potrzeb: Podczas wizyty zainteresowany byłem "jakąś lokatą...". Doradca wziął "Tabelę Prowizji i Opłat" i zaczął przedstawiać mi aktualną ofertę. W związku z tym, że nie zbadał moich potrzeb, ofertę zaprezentował w sposób chaotyczny tj. mieszał lokaty złotówkowe i w walucie (a ja jako klient nie posiadałem na daną chwilę waluty, którą mógłbym ulokować...). Podczas naszej rozmowy role uległy odwróceniu tzn. doradca mówił w 70% a ja jako klient jedynie w 30%... a może i mniej... Pan nie ustalił również czy interesuje mnie konkretny okres, bądź kwoty jaką chciałbym ulokować, natomiast czytał oprocentowania zgodnie z kolejnością, w której były umieszczone w tabeli...
Naszej rozmowie uważnie przysłuchiwała się około trzydziestopięcioletnia kobieta, która w pewnym momencie (być może wnioskując, że mogę być tajemniczym klientem) "wkroczyła do akcji" tzn. spytała czy może się wtrącić do rozmowy... Oczywiście przyzwoliłem... ;-). Od tego momentu konwersacja nabrała zawrotnego tempa. Pani w bardzo profesjonalny sposób, płynnie zaprezentowała mi korzystne (przynajmniej jej zdaniem..;-}) fundusze inwestycyjne. Przekazywane informacje prezentowała na wykresach, przytaczała dane historyczne, wiele mówiła o korzyściach jakie można zyskać inwestując właśnie w tym banku, nie zapominając przy tym o ryzyku jakie może ponieść klient. Proponowała dywersyfikację gotówki. Próbowała nakłonić mnie, abym zainwestował chociaż 5 tyś. i sprawdził ile można zyskać, natomiast resztę pieniędzy ulokował na odpowiedni dla mnie okres. W pewnym momencie przerwałem mówiąc, że nie chcę ryzykować utraty kapitału, w związku z tym nie będę zainteresowany funduszami jeśli już to zdecyduję się tylko na lokatę. Kobieta uprzejmie podziękowała mi za uwagę i "przekazała w ręce kolegi"... Pana spytałem jeszcze o oprocentowanie konta oszczędnościowego (bo o nim też wspomniał w potoku słów) i tu wprowadził mnie w błąd informując, że mogę uniknąć podatku Belki jeśli na jednym koncie ulokuję kwotę ok. 50 tyś. Po tym stwierdzeniu podziękowałem za rozmowę, powoli podnosząc się z krzesła- chciałem dać szansę na "zamknięcie sprzedaży"- jednak na próżno... Mężczyzna spytał czy chciałbym jego nr telefonu, odparłem, ze chętnie...jeśli będę miał pytania zatelefonuję. Jednakże porozglądał się nerwowo dookoła i zbył mnie jakimś pytaniem, nie dając tym samym wizytówki (z grymasu twarzy wywnioskowałem, że najprawdopodobniej jej nie posiadał, ponieważ był nowym pracownikiem).
Obsługę Pana oceniłbym jako dostateczną (pewnie wynika to z krótkiego stażu), natomiast gdybym rzeczywiście był zainteresowany ofertą banku na pewno chciałbym aby moim doradcą była owa kobieta. Jednak z powodu braku identyfikatora nie wiedziałbym na kogo się powołać.
W placówce i na biurku doradcy panował porządek. Bardzo ładne nowoczesne wnętrze.. Już na wejściu czuć było Wyższą Kulturę Bankowości;-)
We środę 06/05/2009 r. udałem się do Urzędu Pracy w Chełmie w celu podjęcia stażu. Po odczekaniu w godzinnej kolejce udało mi się załatwić niezbędne formalności. Jednakże okazało się, że muszę jeszcze udać się do banku w którym posiadam konto, w celu uzyskania wniosku o potwierdzenie, iż jestem właścicielem konta na które PUP miałby przelać mi wynagrodzenie. Podczas wizyty w BZWBK w Chełmie, aby uzyskać wniosek i niebędne dla mnie informacje dotyczące konta internetowego musialem odstać kolejny kwadrans. Podczas oczekiwań zaobserwowałem, iż konsultantka mimo, iż wydawała się bardzo kulturalna żuła gumę do żucia podczas konwersacji z klientem. Pomimo tego , iż "od czasu do czasu" starała się kontrolować przeżuwanie, nie omieszkałem przeoczyć tego"incydentu". Pomijając powyższy fakt konsultantka sprawiała wrażenie osboby kulturalnej i kompetentnej. W rozmowie z klientem używła stosownych kontrargumentów, przekonując klienta do "swoich racji" działając oczywiście in plus dla pracodawcy, dla siebie oraz klienta. Każda z pracownic, które dano mi było dostrzec, miała przypięty z lewej strony identyfikator z imieniem i nazwiskiem oraz funkcją, którą pełni w banku. Stanowisko pracy osoby, która mnie obsługiwała wyglądało schludnie, jednakże na podłodze dało się dostrzec dwie kartki formatu A4, być może ragulamin lub umowa, którą zawarł klient obsługiwany przede mną. Na początku rozmowy konsultatnka użyła zwrotu: "Czy mogę w czymś Panu pomóc?", konwersację zakończyła natomiast słowami "Czy mogę jeszcze służyć pomocą?". Konsultatka sprawiała wrażenie osoby pogodnej, miłej uśmiechniętej. Na biurku stały wizytówki z imieniem i nazwiskiem oraz telefone kontaktowym osoby obsługującej. Konsultantka z dokładnością wytłumaczyła w jaki sposób korzystać z konta internetowego, zaproponowała próbę zalogowania się do systemu na komputerze dla klientów. W razie jakichś niejasności podała numer na infolinię oraz adres strony internetowej banku. Na witrynie banku widniała naklejka "załóż lokatę i wygraj 1000000".
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.