Stację odwiedziłam w celu zatankowania auta. Udałam się do kasy, by zapłacić za paliwo. Były trzy osoby z obsługi. Jedna obsługiwała klienta, druga układała coś do szafek, podejrzewam, że jakąś żywność, natomiast trzecia rozmawiała z kolegą lub znajomym. Bynajmniej tak mi się wydaje. Chwilowo czułam się jak intruz, ale po chwili klient, który był przede mną dokonał zapłaty i mogłam podejść celem dokonania płatności. Poprosiłam także o kawę. Nie zostało mi zaproponowane moje ulubione ciasteczko "sękacz", więc sama o nie poprosiłam. Pani nie użyła wobec mnie podstawowych słów ... dzień dobry, proszę, dziękuję itp. Po dokonaniu zakupów udałam się do toalety. Było w miarę czysto, lecz nie czułam zapachu środków czystości lub odświeżacza powietrza, a wręcz przeciwnie.
Przemiła obsługa. Krótki spacer po sklepie i po chwili podchodzi ktoś z personelu. Czy mogłabym w czymś pomóc? Zapytała. Owszem.... szukam kapci dla maluszka, rozmiar 21. Proszę podejść do tych półeczek i oferuje różne kapciuszki. W między czasie podpytuje o kolor, jakie ma być zapięcie itp. Znalazłam odpowiednie obuwie i podziękowałam. Pani dodała .... czy mogę w czymś jeszcze pomóc? Nie, odparłam i oddaliłam się w kierunku kasy. Obsługa przy kasie sprawna, miła i sympatyczna. Sklep czysty, przejrzysty i z dobrze widocznymi cenami na ubrankach.
Wchodząc do sklepu czuć brzydki zapach,jakby jajka zepsute,wręcz dużo zepsutych jaj. Z grzeczności zgłaszam to personelowi. Reakcja minimalna, odpowiedź .....,, to chyba z arbuzów taki zapach ,ponieważ pod paletą jest kałuża cieczy''. Spędziłam w sklepie ok 20 minut i nikt przez ten czas nawet do tych arbuzów nie podszedł. Przy stoisku z wędlinami kolejka, obsługuje tylko jedna pani. Spaceruję po sklepie i dostrzegam brudne podłogi, jakby coś się wylało, klienci podeptali i to co było mokre wyschło tworząc roztarte, koloru błota mazidło. Kupiłam co trzeba i kieruję się do kasy. Cztery kasy i zero personelu, więc stoję i czekam. Przychodzi pani z widocznym zmęczeniem i bez powiedzenia ''dzień dobry" zaczęła kasować. Pik, pik, pik... 120 zł, pin proszę i tyle co do mnie powiedziała. Troszkę czułam się jak intruz.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.