Piotr i Paweł jest moim 'sklepem osiedlowym', robię tam zakupy praktycznie codziennie. Odpowiada mi szeroki asortyment (w Toruniu nie ma almy) świeżość produktów, miła uśmiechnięta obsługa przy kasach i na sali. Ceny nie są wygórowane a jeśli coś ma inną cenę niż na metce sklep zwraca podwójną różnicę w cenie za swój błąd. Ale od kiedy zaczęto zatrudniać nowe osoby, poziom obsługi spadł w szczególności jeśli chodzi o osoby obsługujące dział garmażeryjny, nabiału i mięsny. Rozumiałam i przymykałam oko na to że dziewczyny które miały plakietkę z napisem 'jeszcze się uczę' są wolniejsze, nie wiedzą jeszcze co gdzie leży czy jaki ma kod. Czasami ukroiło się im troszkę więcej tego czy tamtego ale nie o 10-15 dag.
Panie się podszkoliły (tak myślałam) więc przyjęłam z dobrocią inwentarza że będzie mnie obsługiwała chudziutka blondynka której raczej nie widuję. Przywitała się, poprosiłam o wybranie dużego produktu ale Pani się mną nie przejęła, tempo patrzyła w przestrzeń rozmawiając z koleżanką, biorąc pierwszą z brzegu rzecz. Potem poprosiłam o pojedynczą - z naciskiem na POJEDYNCZĄ - pierś kurczaka w miarę małą, dostałam 400 gramowego pterodaktyla. Ale szlag mnie trafił dopiero w domu gdzie otworzyłam szynkę, przy której zaznaczyłam że chcę ją cienko pokrojoną. Na pewno kupowaliście kiedyś szynkę konserwową (ta nią nie była) pokrojoną grubo, żeby ułatwić sobie robienie sałatki jarzynowej. Więc z 15 dag ( ukroiła 25 i z rozbrajającym uśmiechem zapytała czy może być) miałam 5 plastrów grubości kotleta. Tylko dlatego piszę tą opinię. Zirytowałam się i już. Wiem że idą święta ale ja chciałam zrobić sobie obiad a wieczorem zjeść kanapkę i jutro znowu kupić świeże produkty, tylko tyle ile mi potrzeba. A tak będę jadła kotlety z szynki i zaproszę sąsiada na obiad. Ciekawe czy lubi pterodaktyle.
Przejrzałam obserwacje innych i nie wiem, z czym wiąże się ich zachwyt. Faktycznie, miejsce jest czyste i schludne ale jedynym tego powodem jest to że przeważnie nie ma tam zbyt wielkiego ruchu a restauracja została otwarta nieco ponad rok temu.
W niedzielne popołudnie, szwendając się po starówce nie mogliśmy się zdecydować co do tego w jakiej knajpce przysiąść i się posilić. Padło właśnie na 'Pasta & Basta' głównie dlatego że ma ogródek, chociaż po 5 minutach doszliśmy do wniosku, że jest trochę chłodno i przenieśliśmy się do środka. w środku multum stolików, poupychanych jak tylko się da, wybraliśmy stolik przy ścianie, w rogu. Składał się z dwóch małych stolików i olbrzymich foteli, nie dało się dojść do siedziska w rogu, musiałam przejść po siedzisku bo stoliki i fotel były za ciężkie do manewrowania. Menu było już na stoliku usiedliśmy i zabraliśmy się za lekturę. W między czasie udałam się do 'osławionej' toalety i już chyba więcej tam nie wejdę bez stukania i oznajmiania że nadchodzę wystrzałem z moździerza. Korzystałam z niej wcześniej więc wiedziałam kiedy drzwi robią się przyciemnione. Mniej szczęścia i pomyślunku miała pani która pomyślała że drzwi mają w środku lustro weneckie i zabrała się za załatwianie swoich potrzeb na oczach biednego studenta który czekał na swoją kolej do toalety (koedukacyjnej). W międzyczasie mój partner zamówił posiłek który składał się z dwóch zup krem pomidorowych i dwóch makaronów (nie, nie będę pisała pretensjonalnego 'past' jestem w Polsce i w Polsce mówi się na to makaron). Jak tylko pojawiłam się przy stoliku podeszła kelnerka z zupą. Mój towarzysz widocznie wyglądał na sympatyczniejszego bo dostał przybranie z bazylii ja najwidoczniej nie zasłużyłam. Zupka dobra, pikantna i bardzo gęsta. Jednak jeśli chcesz przyprawić ją oliwą bądź też octem balsamicznym musisz mieć ze sobą rękawiczki lateksowe albo dużo serwetek (nie podają) bo dozowniki spadają a butelki są całe śliskie. Jakieś 3 minuty po tym jak zaserwowano nam zupę, pomimo tego że nawet nie byliśmy w połowie, stanęły przed nami makarony, co powiem szczerze było trochę dziwne bo kiedy skończyłam zupę, makaron był już chłodnawy. Nie wyglądał zachęcająco ani mój (tuńczyk) który wyglądał jak papka dla dziecka, ani mojego towarzysza (szynka) który był suchy i dziwnie kwaśny. Co mnie dziwi to szybkość z jaką dostaliśmy makaron, a raczej rozgotowane zimne posklejane kluchy. Przecież przeważnie gotuje się go 7 - 8 minut więc nie rozumiem dlaczego nie można ugotować świeżego. Kiedy dziobaliśmy już makaron, nikt nie zabrał brudnych naczyń, nie zapytał czy chcielibyśmy dodatkowe napoje.
Jedyny plus to dobre czekadełko minus zeschnięta bagietka. Ogółem - PRLowskie kluchy, chociaż dobra zupa. Ja nie polecam. I Basta.
Około godziny 16 udałam się wraz z narzeczonym do sklepu w Toruniu w Galerii Copernicus w celu nabycia prezentu urodzinowego dla 5 latka.
W sklepie nie panował zbyt duży ruch, a wszystkie osoby z obsługi zajmowały się układaniem towaru na półkach - co jest zrozumiale.
Wzięliśmy produkt który nas zainteresował i udaliśmy się do kasy. Staliśmy tam z dobre 3 minuty (pomimo tego ze Pani z obsługi nas widziała i nie wyglądała na zajętą).
Podeszła do kasy dopiero kiedy za nami ustawiła się inna osoba, znacznie od nas starsza i z dzieckiem. Pani z obsługi która miała na imię Alicja stanęła przy innej kasie niż staliśmy my, po czym burknęła ze 'tutaj jest kasa' do której podeszła osoba za nami i Pani Alicja była już skłonna ją obsłużyć. Troszkę wpychając się przed Panią podaliśmy nasz towar. Pani z obsługi zapytała - zgodnie z zaleceniami - czy chcielibyśmy torebkę na prezent. Zrezygnowaliśmy bo mieliśmy już papier do pakowania. Produkt kosztował 32.99 zł, podałam odliczone 33zl i poprosiłam o siatkę do zakupu.Pani położyła siatkę, zakup oraz paragon na stosiku po czym przesunęła cala kupkę w naszą stronę i zajęła się obsługa następnego klienta bez żadnego słowa i bez 1 grosza reszty. Staliśmy wiec tam nie wiedząc czy doczekamy się grosza czy tez słowa dziękuje, zapraszam ponownie czy tego ze Pani Alicja zapakuje nasze zakupy do siatki. Po chwili Pani przypomniało się o nas i burknęła w nasza stronę że 'grosza nie mam' nie przerywając obsługi kolejnego klienta.
Rozumiem, ze grosz to tylko grosz i w zasadzie nic się za niego nie kupi. Ale to zawsze są pieniądze i jeżeli Pani nie miała drobnych wystarczyło powiedzieć 'przepraszam, nie mam drobnych, czy to w porządku' a nie ignorować nas, czekać aż sobie pójdziemy i o nas zapomni w 30 sekund później.
Smyk jest sklepem z zabawkami w którym z oczywistych względów nie zawsze jest porządek, posiada szeroki asortyment i sprawia wrażenie zapraszającego. Jednak ta wizyta na długo mnie od niego odstraszała. Opinię dodaję dopiero teraz, bo myślałam że doczekam się odpowiedzi na email który wysłałam ponad rok temu pod adres znaleziony na stronie internetowej. bez skutku. Tak więc smyk - nie zawsze cały dla małych.
Potrzebowałam dosyć specyficznego koloru rajstop, była sobota, po 18 więc znalezienie otwartego sklepu w szczególności nie spożywczego w moim mieście jest dosyć trudne. Wybór padł na galerię Copernicus. Przyznam szczerze że wpadłam do sklepu i niewiele się rozglądając podeszłam do kasy gdzie przyznam szczerze, ku mojemu zdziwieniu stał chłopak. W żadnym wypadku mnie to nie zraziło, co więcej okazało się że jest osobą niebywale pomocną i znającą się na swojej pracy. Pomógł mi wybrać trochę inny kolor (nie było mojego rozmiaru) niż wymyśliłam, ale był to strzał w dziesiątkę! Dodatkowym plusem była niska cena, z pewnością niższa niż się spodziewałam. Gdybym miała polegać tylko na próbniku nic bym nie kupiła. Był brudny i poszarpany. Sklep mały, ale uporządkowany, schludny. Polecam obsługę!
Przyszlam do banku w celu sprawdzenia dostepnych opcji w zakresie kont konsumenckich. Najpierw czekalam kilka minut przed biurkiem nie uslyszawszy nawet dzien dobry (w placowce, poza mna, nie znajdowal sie nikt inny poza dwoma Paniami za tymi wlasnie biurkami) a dopiero kiedy ja sie przywitalam personel odpowiedzial na moje przywitanie. Powiedzialam ze jestem zainteresowana oferta banku i zaznaczylam ze bylam juz w m.in BZWBK, PKO SA i mBanku. Zostala wreczona mi ulotka (zwykla skladana w ktorej nie bylo mowy o opcji konta drozszego, z wiekszym zakresem swiadczen bezplatnych za to kilka razy zostalo wspomniane ze obsluga konta nic nie kosztuje).
Na moja prosbe, by Pani opowiedziala mi o warunkach otwarcia i prowadzenia konta, Pani wstala od biurka i wskazala na moitor dotykowy na ktorym to byly informacje identyczne z ulotka plus porownanie kont w bankach o ktorych na wstepie powiedzialam ze juz bylam i mam zanotowane informacje ktore mnie interesuja.
Zwrocilam uwage, ze 0zl za prowadzenie konta to wprowadzenie klienta w blad bo i tak trzeba placic za obsluge karty, na co obsluga kilka razy uderzajac w monitor dotykowy mowila ze w innych bankach jest tak samo.
Prosilam zeby dodala cos od siebie, bo z pewnoscia ma to konto i czy mogla by powiedziec jakie inne kozysci plyna z jego otwarcia, mowila tylko ze 'jest dobre'.
Kiedy co pewien czas mowilam ze 'to jest bez sensu' majac na mysli 7zl za obsluge karty mastercard, powtarzala ze nikt mnie nie zmusza do otwarcia konta.
Tak czy siak wyszlam z tamtad z taka sama iloscia informacji kiedy wchodzilam. no moze poza wizytowka od Pani z obslugi.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.