Zgłoś nadużycie

Opinia użytkownika: Hanoi

Dotycząca firmy: Pasta & Basta

Treść opinii: Przejrzałam obserwacje innych i nie wiem, z czym wiąże się ich zachwyt. Faktycznie, miejsce jest czyste i schludne ale jedynym tego powodem jest to że przeważnie nie ma tam zbyt wielkiego ruchu a restauracja została otwarta nieco ponad rok temu. W niedzielne popołudnie, szwendając się po starówce nie mogliśmy się zdecydować co do tego w jakiej knajpce przysiąść i się posilić. Padło właśnie na 'Pasta & Basta' głównie dlatego że ma ogródek, chociaż po 5 minutach doszliśmy do wniosku, że jest trochę chłodno i przenieśliśmy się do środka. w środku multum stolików, poupychanych jak tylko się da, wybraliśmy stolik przy ścianie, w rogu. Składał się z dwóch małych stolików i olbrzymich foteli, nie dało się dojść do siedziska w rogu, musiałam przejść po siedzisku bo stoliki i fotel były za ciężkie do manewrowania. Menu było już na stoliku usiedliśmy i zabraliśmy się za lekturę. W między czasie udałam się do 'osławionej' toalety i już chyba więcej tam nie wejdę bez stukania i oznajmiania że nadchodzę wystrzałem z moździerza. Korzystałam z niej wcześniej więc wiedziałam kiedy drzwi robią się przyciemnione. Mniej szczęścia i pomyślunku miała pani która pomyślała że drzwi mają w środku lustro weneckie i zabrała się za załatwianie swoich potrzeb na oczach biednego studenta który czekał na swoją kolej do toalety (koedukacyjnej). W międzyczasie mój partner zamówił posiłek który składał się z dwóch zup krem pomidorowych i dwóch makaronów (nie, nie będę pisała pretensjonalnego 'past' jestem w Polsce i w Polsce mówi się na to makaron). Jak tylko pojawiłam się przy stoliku podeszła kelnerka z zupą. Mój towarzysz widocznie wyglądał na sympatyczniejszego bo dostał przybranie z bazylii ja najwidoczniej nie zasłużyłam. Zupka dobra, pikantna i bardzo gęsta. Jednak jeśli chcesz przyprawić ją oliwą bądź też octem balsamicznym musisz mieć ze sobą rękawiczki lateksowe albo dużo serwetek (nie podają) bo dozowniki spadają a butelki są całe śliskie. Jakieś 3 minuty po tym jak zaserwowano nam zupę, pomimo tego że nawet nie byliśmy w połowie, stanęły przed nami makarony, co powiem szczerze było trochę dziwne bo kiedy skończyłam zupę, makaron był już chłodnawy. Nie wyglądał zachęcająco ani mój (tuńczyk) który wyglądał jak papka dla dziecka, ani mojego towarzysza (szynka) który był suchy i dziwnie kwaśny. Co mnie dziwi to szybkość z jaką dostaliśmy makaron, a raczej rozgotowane zimne posklejane kluchy. Przecież przeważnie gotuje się go 7 - 8 minut więc nie rozumiem dlaczego nie można ugotować świeżego. Kiedy dziobaliśmy już makaron, nikt nie zabrał brudnych naczyń, nie zapytał czy chcielibyśmy dodatkowe napoje. Jedyny plus to dobre czekadełko minus zeschnięta bagietka. Ogółem - PRLowskie kluchy, chociaż dobra zupa. Ja nie polecam. I Basta.