W dniu 21.10.2009. uczestniczyłam w wypadku na autostadzie A4, po którym była mi potrzebna pomoc drogowa. Ostatnio zmieniłam ubezpieczyciela i był to mój pierwszy kontakt z obsługą AVIVA. Powodem mojej zmiany ubezpieczyciela było moje niezadowolenie właśnie z obsługi w przypadkach awaryjnych na drodze.
W tym konkretnym przypadku AVIVA staneła na wysokości zadania i spełniła moje oczekiwania.
Gdy zadzwoniłam na numer alarmowy bez zbędnych pytań została wysłana do mnie laweta. Musiałam jedynie podać nazwisko i numer rejestracyjny pojazdu. Została do mnie wysłana również osoba, która wykonała za mnie dokumentacje zdjęciową i wypełniła niezbędne formularze, od razu na miejscu jeszcze przed zabraniem pojazdu. Dosłownie w kilka chwil po zgłoszeniu zadzwonił do mnie kierowca lawety, aby poinformować mnie, że już jedzie i w jakim czasie przewiduje być na miejscu. Załadunek odbył się szybko i sprawnie, bez żadnych formalności (pomazywania polisy i innych dokumentów).
Oby tak dalej.
W dniu 21.10.2009. uczestniczyłam w wypadku komuniacyjnym na autostradzie A4. Jeszcze tego samego dnia wieczorem zgłosiłam szkodę w ubezpieczalni sprawcy wypadku, czyli PZU. Szkodę zgłosiłam telefonicznie. Zdenerwował mnie już sam czas oczekiwania na połączenie z konsultantem, trwało to ok. 15 min., w czasie których wysłuchałam między innymi licznych reklam PZU, co jeszcze pogłębiło moją irytację. W końcu udało mi się połączyć. Pani, która mnie obsługiwała była bardzo uprzejma, zarejestrowała szkodę informując mnie o konieczności osobistego dostarczenia wszystkich dokumentów do oddziału PZU. Tak więc drugiero dnia rano dostarczyłam wszystkie dokumenty. Osoba obsługująca mnie w oddziale, rówież była uprzejma i kompetentna.
Największe zastrzeżenia mam do tempa załatwiania spraw jeśli chodzi o oszacowanie szkód i ich wyceny. Pomimo, że wszystkie niezbęde dokumenty dostarczyłam następnego dnia po wypadku, na oględziny pojazdu musiałam czekać 7 dni(!), a na oszacowanie wysokości odszkodowania kolejne 7 (!!!). Moje wątpliwości budzi też sposób wyceniania szkód. Ceny części jakie przyjmuje do wyceny PZU są astronomiczne do tego stopnia, że w wielu przypadkach przekraczają wartość samochodu, a wtedy PZU zwraca tylko różnicę między wartością rynkową samochodu przed wypadkiem, a jego wartością po wypadku, co moim zdaniem jest nie wporządku, ale tak jest łatwiej dla ubezpieczyciela. Wypłaca bezsporną kwotę odszkodowania i dalej nic go nie interesuje.
Dziś mija 2 tygodnie od wypadku, a ja otrzymałam dopiero wycenę, a samochód stoi i czeka.
I gdzie ta szybka likwidacja szkód i uczciwość, którą chwiali się w reklamach PZU?
Poszukując projektu wymarzonego domu trafiłam na stronę biura architektonicznego AGART zajmującego sie sprzedażą gotowych projektów. Strona firmy jest bardzo przejrzysta i łatwa w obsłudze. Zawiera wszystkie niezbędne przy zakupie projektu dane, takie jak dokładny opis każdego projektu, wyjaśnienie pojęć pojawiających się w tych opisach, wyjaśnienie co dokładnie otrzymuje się dokonując zakupu oraz dokładny opis jak dokonać zakupu projektu. Jeśli mimo wszystko osoba chcąca kupić projekt ma jakieś wądpliwości oczywiście jest też podany kontakt bezpośredni do architektów. Ponieważ lubię wiedzieć, z kim zawieram transakcje wysłałam maila z prośbą o kilka dodatkowych informacji. Odpowiedź nastąpiła bardzo szybko, co też nie było dla mnie bez znaczenia przy podejmowaniu decyzji o zakupie. Zakupione dokumenty trafiły do mnie w zaledwie 2 dni po dokonaniu płatności za pośrednictwem kuriera. Dokumenty są wykonane w sposób bardzo rzetelny, osoba, która wykonywała dla mnie adaptacje tego projektu miała właściwie nie wiele pracy, co pozwoliło mi zaoszczędzić przy wykonywaniu adaptacji.
Jedyny problem jaki pojawił sie w czasie adaptacji to błąd w wyliczeniu norm dla obciążenia dachu śniegiem (wyliczenia zostały wykonane wg. starej normy, która w tym roku już nie obowiązuje). Ale i tu firma AGART staneła na wysokości zadania, dokonała niezbędnych poprawek i to bez dodatkowej opłaty, co wg. doświadczenia osoby dokonującej adaptacji ma miejsce bardzo rzadko (zwykle po sprzedaży projektu firmy umywają ręce i pozostawiają poprawki architektowi dokonującemu adaptacji, a to dotatkowo kosztuje inwestorów).
Właściwie nie mam żadnych zastrzeżeń, firma jest profesjonalna, przyjazna kientowi i nawet jesli przytrafi się im wpadka szybko naprawiają błędy.
Udałam się do salonu Mix electronics w C.H. Arena w celu kupienia odtwarzacza mp4 o pojemnosci 2 GB firmy Creative. Jak widać dokładnie wiedziałam co chcę kupić. Mix electronics, który znajduje się w C.H. Arena w Gliwicach jest stosunkowo niewielkim salonem. Pierwsza rzecz na jaką zwróciłam uwagę po wejściu do tego sklepu, to niewielki wybór asortymentu, a co za tym idzie wrażenie "pustki". Prezentacja towaru na samym wejściu, również zostawia wiele do życzenia. Na wprost wejścia był ustawiony ogromny telewizor (może 50 cali) w zestawie z dobrej jakosci kinem domowym. Rozumiem, że został tam ustawiony w celu przyciągania uwagi osób przechodzących koło witryny, zachecenia ich do wejścia do salonu. Niestety nie spełniał swojej funkcji, bo był wyłączony... Poza tym co do wyglądu sklepu nie miałam zastrzeżeń - czysto, jasno, cenówki na miejscu. Dużo slabiej wypada personel. Wprawdzie na obsługę nie musiałam czekać zbyt długo. W sklepie nie było zbyt wielu klientów, więc pracownica sklepu podeszła niemal od razu. Zapytała czego szukam. Od razu podalam jej czego dokładnie potrzebuję i spytałam czy to mają? Pani najpierw miała problem z obsługą komputera i sprawdzeniem, czy ma to czego szukam. Po ok. 5 minutach oznajmiła, że jest i poszła żeby przynieść sprzęt. Widząc, że sprzedawczyni nie jest zbyt zoriętowana, przezornie zaczełam czytać informacje na opakowaniu. Zauważylam, że odtwarzacz zamiast wymaganej przeze mnie pojemnosci 2 GB ma pojemność 1 GB. Cóż, każdemu może się zdażyć pomyłka, więc zwróciłam Pani uwagę. Pani z wielkim zdziwieniem odpowiedziała mi, że przecież pytałam o 1M!!!B. Ja na to: "Chyba 1 GB, a nie 1MB?". a Pani na to:"Nie, 1 MB, tak pisało w komputerze!". W tym momencie uprzejmie Pani podziękowalam i wyszłam ze sklepu. Rozumiem, że personel nie musi wiedzieć wszystkiego, ale tak podstawowe informacje, jak czym się różni 1MB, od 1GB musi mieć. I nie zawsze ślepo wierzyć w to co jest napisane w komputerze. ;)
Szanowna Pani Anno.
Dziękujemy za zamieszczenie obserwacji.
Aby sprostać wymaganiom naszych Klientów staramy się nieustannie pracować nad jakością obsługi w naszych salonach.
Mamy nadzieję, że odwiedzi nas Pani ponownie.
Serdecznie zapraszamy!
2 kwietnia tego...
2 kwietnia tego roku po wyjściu z pracy mój samochód nie odpalił. Ponieważ posiadam pełne ubezpieczenie w PZU (OC, AC, NW, Asisstsant), które nawiasem mówiąc kosztowało mnie nie male pieniące, prawie 3000 zł (jest to mój pierwszy samochód) długo się niezastanawiając wyciągłam polisę i zadzwoniłam na podany w niej numer alarmowy. Pani po drugiej stronie telefonu najpierw wypytała mnie o wszystkie szczegóły dotyczące mnie, mojego samochodu i tego co się stało poczym oznajmiła, że w tej chwili wszyscy konsultanci zajmujący sie takimi sprawami są zajeci i poprosiła o mój numer telefonu informując mnie, że za jakieś 10 minut ktoś do mnie oddzwoni. Po około 15 minutach oddzwonil do mnie konsultant, który po raz kolejny zadał mi cały szereg tych samych pytań, na które już raz odpowiadałam. Moim zdaniem wystarczyłoby podanie imienia i nazwiska, numeru polisy i ewentualnie numeru rejestracyjnego samochodu. Po co pytania o czas ubezpieczenia, kolor samochodu, jego pojemność itd. Po ok. 5 minutach wypytywania była już dość mocno poirytowana, tym bardziej, że był już późny wieczór. Następnie konsultant zapytał wkońcu co sie stało i gdzie jestem. Po tym jak powiedziałam, że samochód poprostu nie odpalił i że jestem w Katowicach przy ulicy Kościuszki, konsultant szybko wyliczył odległość miedzy moim aktualnym położeniem, a miejscem zamieszkania i zakomunikował, że nie może mi pomóc ponieważ znajduję sie w odległosci mniejszej niż 50 km od miejsca zamieszkania (z Katowic do Gliwic jest jakieś 40 km) i zaproponowal mi, że może przysłać lawete, za którą bedę musiała ZAPŁACIĆ! To ostatecznie wyprowadziło mnie z równowagi. Oczywiście nie przystałam na propozycję. Niedość, że zmarnowałam czasu na odpowiadanie na niepotrzebne pytania, nie uzyskalam pomocy, to jeszcze próbowano na mnie dodatkowo zarobić proponując platna lawete. A przypominam, że ubezpieczenie nie było tanie. Ostatecznie skonczylo się to tak, że PZU straciło kolejnego klienta, w zeszłym tygodniu wypowiedziałam umowę. Nie było to moje pierwsze złe doświadczenie odośnie PZU. Rok wcześniej mój ojciec, który również miał pełne ubezpieczenie w PZU zadzwonił po pomoc będąc na niemieckiej autostradzie (w samochodzie pękł pasek rozrządu). Jemu też nie została udzielona pomoc ponieważ konsultantka stwierdziła, że przysluguje mu ona jedynie jeśli samochód zostanie uszkodzony "w kontakcie z przeszkodą", a nie w przypadku awarii. Również już nie jest klientem PZU.
Pomimo licznej obsługi na sklepie i niewielkiej liczby Klientów nie zostałam obsłużona. Do sklepu wybrałam się wraz narzeczonym w celu zapoznania się z ofertą laptopów. Mimo "nadawania" wyraźnych sygnałów, że jesteśmy zainteresowani produktami (przez dłuższą chwile ok. 10 min. staliśmy przed regałem z laptopami, czytając uważnie cenówki i dość głośno rozmawiająć na temat ewentualnego zakupu) żadna osoba z personelu nie podeszłą do nas. Chcę podkreślić, że przy tym samym regale stała grupa 3 sprzedawców "bawiąca" się jednym z laptopów wystawionych do sprzedaży. Poczuliśmy się zignorowani i wyszliśmy ze sklepu nie kupując nic.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.