Do sieci Douglas udałam się w celu zakupienia dla siebie prezentu mikołajkowego. Od razu po wejściu byłam mile zaskoczona panującą w sklepie atmosferą. Pracownice były uśmiechnięte i serdecznie witały się z nowymi klientami. Sklep był czysty, kosmetyki były ułożone przejrzyście. W sklepie znajdowało się bardzo dobre i jasne oświetlenie, co w ten ponury dzień było bardzo miłe dla oka. Udałam się do działu z perfumami, aby chwile później dołączyła do mnie jedna z uśmiechniętych pracownic. Pani pomogła mi i doradziła zadając szereg pytań, dzięki którym szybko wybrałam zapach, który mi odpowiadał, a jednocześnie nie był zbyt drogi. Przy kasie dowiedziałam się o możliwości darmowego zapakowania kosmetyku na prezent z której z przyczyn oczywistych nie skorzystałam.
Parking był stosunkowo pusty, jednak od razu po wejściu do sklepu można było zauważyć tłumy ludzi przy kasach. Nie znalazłam niestety drobiowego mięsa mielonego, bo dział z mięsnymi mrożonkami świecił pustkami. Kiedy pozostałe produkty z mojej listy zakupów znalazły się w wózku, udałam się do kasy. Okazało się jednak, że otwarta jest jedynie kasa samoobsługowa. Pani znajdująca się kilka osób przede mną domagała się otwarcia kasy z kasjerem. Poproszono więc chętnych na kasę numer 1. Ustawiliśmy się w kolejnej długiej kolejce i czekaliśmy przed zamkniętą jeszcze kasą. Po upływie niecałych pięciu minut do pustej, nieotwartej kasy podszedł kasjer, który nie miał na sobie typowego dla obsługi Tesco uniformu. Kiedy nadeszła moja kolej, podałam Panu obsługującemu mnie kupony, które to w mniemaniu Pana kasjera nie działały. Wyciągnęłam więc z siatek wszystkie produkty, których bony dotyczyły i w końcu zniżki zostały mi przyznane.
Będąc w pobliskiej aptece zorientowałam się, że potrzebuję jeszcze kilku przekąsek dla gości, którzy mieli się zjawić następnego dnia. Jako iż sklep "Delikatesy Centrum" znajdował się w tym momencie najbliżej - bo po drugiej stronie ulicy - postanowiłam do niego wstąpić i w nim właśnie dokonać potrzebnych zakupów. Chwyciłam za koszyk i przeszłam obok działu ważywno-owocowego w którym było na pierwszy rzut oka widać, że produkty są świeże. Jako iż miałam ze sobą tylko kartę debetową, zapytałam Pani wykładającej towar od jakiej kwoty można płacić kartą. Okazało się, że już od jednej złotówki, co pozytywnie mnie zaskoczyło. Podziękowałam za informację i zakupiłam chipsy, paluszki, oraz pudełko ciastek. Udałam się do kasy. Przede mną znajdowały się 3 inne osoby, na szczęście szybko została otwarta druga kasa, dzięki czemu szybko mogłam zapłacić za swoje zakupy i udać się do domu. Pani kasjerka, która mnie obsługiwała była uśmiechnięta i miła. Polecam ten sklep.
Potrzebowałam kilku rzeczy na ciasto walentynkowe, a więc wybrałam się do najbliższego mi supermarketu, jakim jest Tesco w Ustroniu. Miałam ze sobą kupony, które uprawniały mnie do kupienia między innymi jabłek, oraz twarożków domowych w korzystniejszej cenie. Okazało się jednak, że półka na twarożki świeciła pustkami, a właściwie pustymi kartonami. Udałam się więc na dalszą wędrówkę po sklepie, aby odkryć, że jabłka na które miałam bony, wyglądają tragicznie. Były poobijane i nieapetyczne. Nie było z czego wybierać, więc oto kolejny zakup bez którego musiałam się obejść. Należy również dodać, że supermarket ten posiada towary na wagę, (mam tu na myśli owoce właśnie) a mimo to nikt nie zadbał o wagę kontrolną przy stanowisku owocowo-warzywnym. Musiałam się więc domyślać, czy mam tyle papryki ile potrzebuję, aby zrealizować kolejny bon, czy też nie. Wchodząc do sklepu zauważyłam przy kasach samoobsługowych i kilku zwykłych mnóstwo ludzi, dlatego nie śpieszyłam się z zakupami. W ciągu 20. minut obeszłam cały sklep dwa razy i kolejki z dziesięcioosobowych stały się bardzo znikome. Podeszłam więc do jedynej wolnej niesamoobsługowej kasy i wyłożyłam szybko towar. Pani, która mnie obsługiwała była bardzo powolna i nie potrafiła mi powiedzieć, czy moje bony zostały zaliczone, czy też nie. Należy przy tym zauważyć iż Pani, która mnie obsługiwała na pewno nie jest nową pracownicą, gdyż widuję ją często w tymże supermarkecie.
Na pierwszym piętrze centrum handlowego "Sfera II" możemy znaleźć sklep Top Secret. Weszłam do niego skuszona obietnicą tańszych zakupów i uroczej wystawy od razu rzucającej się w oczy. Szukałam dla siebie cardigana (sweterka z guziczkami). Przyzwyczajona jestem do szukania ubrań samotnie, według swojego upodobania, jednak już od wejścia Pani z obsługi opowiedziała mi o promocji dotyczącej swetrów właśnie. Powiedziałam, że dziękuję za informację i spróbuję się najpierw rozejrzeć. Po chwili w drugiej części sklepu usłyszałam tą samą historyjkę, jednak już od innej Pani pracującej w tym sklepie. Nie ukrywam, że troszkę mnie to zdenerwowało. Wysłuchałam jednak wszystkiego do końca, pragnąć jak najszybciej wyjść z tego sklepu. W końcu co za dużo, to nie zdrowo! Zmierzając do wyjścia, zostałam zatrzymana przez kolejną Panią zachęcającą mnie do zakupienia sweterka na korzystniejszych niż zwykle warunkach. Od tego czasu unikam tego sklepu, a sweterek kupiłam tego dnia w innym sklepie w którym nie osaczano mnie od samego początku mojej w nim wizyty.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.