Ten jeleniogórski PKS całkiem niezły, autobusy w niezłym standardzie, kierowcy schludni, ale...Lubię jeździć z PKS Zakopane, tam kierowca zachowuje się jak prawdziwy gazda, zadba o pasażerów i o bagaż. Wysiada z autobusu, otwiera luk bagażowy, a jak bagaż załadowany to zamyka klapę luku i sprzedaje bilety, a pasażerowie podchodzą zgodnie z zajętą kolejką, sielanka.
Jak w piątkowe popołudnie podjeżdża PKS JG na dworzec we Wrocławiu to adrenalina skacze. Nie wiadomo czy pakować bagaż czy kupować bilety. Zostawiam bagaż na peronie i wpycham się po bilet, bo potem mogę go nie kupić albo stać 2 godz., potem przepycham się na peron i szarpię z brudną, często zakleszczoną klapą luku bagażowego i z powrotem przepychanka na to zajęte miejsce w autobusie. Nie wiem dlaczego nie podstawia się dodatkowych autobusów?
A podobno to region turystyczny, więc jakość usług wysoka...Eh...
Już się przyzwyczaiłam, że gwizdek wygania ludzi z basenu na przerwę po 45min. korzystania, ale nadal nie mogę się przyzwyczaić, do permanentnych awarii w tym obiekcie:
brak zamknięcia w WC damskim,
brak wody do odkażania stóp przy przekraczaniu przestrzeni szatni i basenu,
okresowe polewanie a to wrzątkiem a to chłodem pod natryskiem,
a w szatni korzystanie z szafki to wyższa szkoła jazdy, zwłaszcza w narożniku, gdzie jest takie nagromadzenie szafek, że sięgnąć nie można, a przecież trzeba to zrobić podczas przerwy.
Z usług Zakładu Gazowniczego korzystamy prawie wszyscy, mocniej związani są ci, którzy mają ogrzewanie gazowe. Od kilku lat otrzymuję faktury prognozowane na zakończenie okresu grzewczego tak wysokie, że mam nadpłatę do jesieni. Moje pieniążki leżą bez oprocentowania na moim koncie. jak twierdzi BOK, a ja wolę, aby leżały w moim portfelu. Na dzień dzisiejszy, gdy zapłaciłam ostatnią fakturę uwzględniając FAKTYCZNE zużycie, dokonując jeszcze małej nadpłaty dla tzw. świętego spokoju, to mam jeszcze opłacić koszty wezwania i odsetki za obciążenie za zużycie, którego jeszcze nie było! Wielkie nieba! i to jest w środku Europy! A na fakturze ani słówka co robić jak ktoś się nie zgadza z jej wysokością.
Apteka zupełnie niezła, dwa okienka do obsługi, prawie zupełnie zabudowane szkłem i wystawionymi za nim lekami, można płacić kartą.
Jak się płaci kartą, pani nagle ją porywa i znika gdzies, nie sposób dojrzeć gdzie. Po czym słychać wołane: Proszę podejść do okienka i wprowadzić PIN! Więc przepychamy się przed ludzi przy sąsiednim okienku i wprowadzamy ten PIN.
Zdarzyło mi się, że przez to zamieszanie nie zauważyłam, że nie wydano mi leku, nie wspomnę o bezpieczeństwie korzystania z karty. Eh, lepiej być zdrowym i bogatym!
Brak logiki czy logistyki powoduje, że trudno znaleźć towar w tej Biedronce. Ja się uparłam, aby znaleźć sól. Nie było jej obok cukru i mąki, nie było w następnej alejce obok ryżu i kaszy. Znalazłam ją obok puszkowego piwa.
Proponuję przemyśleć ustawienie art. higienicznych, które są poupychane, tam gdzie była wolna dziura.
Do pomocy w zakupach są wózki i koszyki, te ostatnie raczej teoretyczne, bo po stronie wewnętrznej sklepu, pod kasami. Klienci szukają pudeł, aby wpakować tam zakupy, a jak się to nosi, to wiadomo. Do koszyka mogą dojść, gdy przejdą cały sklep, bo żadnych skrótów nie przewidziano, a wręcz przeciwnie: zbudowano szczelną ścianką. Kasjerki patrzą niewidzącym wzrokiem i nie ma takiej siły, aby zobaczyły te kartony, z których wyładowywany jest towar na taśmę przed kasą.
Pracowników w sklepie zauważyłam, gdy wykrzykiwali do siebie z przeciwstawnych końców sklepu "weź sprawdź czy jest czarny" i w tym stylu. Powodem tego poruszenia była wizyta koleżanki zainteresowanej zakupem butów i o tym wiedzieli wszyscy klienci i cała obsługa, ta przy magazynku i ta z drugiej strony sklepu przy komputerze. Koleżanka okupowała stołek kuchenny, który jest jednym miejscem, gdzie można przymierzyć buty, a jak nie to należy bawić się w bociana stając na jednej nodze i celując w trapera, ale to oczywiście wytrawnych alpinistów nie powinno zrażać, bo nie takie trudności mają na szlaku. Powinni mieć też sokoli wzrok, bo buty są umieszczone do 1,5 metra powyżej średniego wzrostu i ani dojrzeć, ani dotknąć. Niby obsługa mówi, że poda, ale sądzę, że wtedy, gdy nie ma koleżanki i usłyszy nieśmiałą prośbę klienta między własnymi krzykami. Buty kupiłam w GO SPORCIE, tam można sięgnąć po nie samemu i jest gdzie przymierzyć.
W PUPie jest klasycznie, Panie siedzą przewalając papiery, nie ma oznaczeń stanowisk np. w pok.5, gdzie pracuje 5 osób, wchodzący z kolejki nie wie gdzie ma podejść więc stoi i czeka na środku. Z boku wygląda na to, że są osoby do dziurkowania kartek, a inne obsługują petentów, a właściwie to i tak nie muszą, bo nie ma żadnych ofert pracy, strona internetowa z linkiem oferty pracy jest pusta, a dla osób poszukujących pracy nie ma szkoleń przez cały rok (!).
O czymś takim jak zaproszenie petenta należy zapomnieć!
Ale ten skansen ma szansę długo żyć - ludzi bez pracy z pewnością im nie zabraknie, przecież pracują nad tym.
Delikatesy zlokalizowane są w centrum, w sumie niezły sklep, ale trafiłam na panią, która uzupełniała towar na regale, obok mały wózek z towarem, a ja potrzebuję dojść blisko, aby zobaczyć co kupuję. I próbuję z tej strony i z tamtej, ale pani wzmaga swoją aktywność, gdy ja się przybliżam do półki, jakby chciała pokazać jak to ja jej przeszkadzam w pracy...Kto powinien wytłumaczyć obsłudze jaka jest jej rola?
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.