Na zewnątrz chłodno więc pora poszukać miejsca gdzie można by się schować przed zimnem... Wcześniej nie zauważyłam tego niewielkiego szyldu przed bramą ale tym razem rzucił mi się w oko. Lokal w bramie przy ul. piotrkowskiej, nazwa "Nostalgia" brzmi zachęcająco. Wpadliśmy z grupą przyjaciół tylko na chwilkę a przesiedzieliśmy tam ok 4 godzin. Ruch niewielki, dużo stolików wolnych 3 sale plus jeszcze jedna ze stołem do bilarda. w lokalu można także pograć w rzutki i trambambule. Wystrój bardzo ciekawy, zaskoczył mnie widok wózka dziecięcego na suficie. Meble w starym stylu, trochę podniszczone - szczególnie kanapa (ale za to bardzo wygodna). Nie jestem w stanie opisać co stanowiło każdą część wystroju ponieważ dziwnych rzeczy było tam ogromnie dużo ( stare instrumenty, radia, telewizor, pianino, ogromna ilość plakatów) oczywiście wszystko w stylu retro. Ceny bardzo przystępne. Co jest ogromnym plusem. Ponadto w ofercie jest piwo z beczki, smaczne także w cenie która nie zaboli. Obsługa miła. Jedyny minus jaki zauważyłam a właściwie poczułam w owym lokalu jest zapach w dwóch ostatnich salach. Nieprzyjemny zapach zawilgotniałej piwnicy, który zapewne zanika wraz z napływem zadymienia w owych pomieszczeniach. No cóż nie można mieć wszystkiego. Mimo tego i tak uważam ten lokal za dobry.
Romantyczna kolacja we dwoje. Niby wszystko pięknie... woda w fontannie się sączy, miejsce przy stoliku zadaszone, ładna pogoda więc można usiąść w ogródku restauracji... ale jednak coś jest nie tak. Po tym jak zasiedliśmy na podejście kelnera czekaliśmy ok. 10 minut mimo że godzina była ok. 17.00 i poza nami zajęte były tylko dwa inne stoliki na zewnątrz i jeden wewnątrz. Pojawił się odpowiednio wystylizowany kelner z kartami. Przystojny ale do Meksykanina było mu daleko. Zaproponował coś do picia... oczywiście zamówiliśmy od razu, na napoje czekaliśmy ok 15 minut ale w międzyczasie pojawiła się sympatyczna kelnerka, która przyniosła nam przystawki przedstawiła się też z imienia i oznajmiła że będzie nas obsługiwać... złożyliśmy zamówienie... na zamówione dwa buritta musieliśmy czekać ok. 40 minut w międzyczasie napoje już zaczęły się kończyć podobnie jak przystawki... ale najgorsze miało dopiero nastąpić... nasze dania okazały się po prostu zimne a fasolka była rozgotowana, chyba kucharz miał wyjątkowo zły dzień. Zjedliśmy nasze dania i musieliśmy dłuższą chwilę (ok 10 min) czekać na przyniesienie rachunku. Nie dziwie się biednej kelnerce Sylwii że to tak długo trwało, ponieważ przy sąsiednich stolikach pojawili się obcokrajowcy a chyba tylko ona potrafiła się porozumieć w jęz. angielskim. Jeżeli chodzi o ceny to wydaje mi się że są trochę wygórowane... przynajmniej jeżeli chodzi o smak potraw. Rachunek trochę zabolał biorąc pod uwagę że dania były chłodne. Jeżeli chodzi o obsługę to właściwie nie była taka zła, tylko trochę powolna. Wystrój oraz ubiór obsługi chyba najbardziej podobała się mi w tym lokalu. Na randkę może być, jeśli chce się nacieszyć oko nie żołądek. Ale jednym słowem oceniła bym tą restauracje jako przeciętną.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.