W szczycie przedświątecznej gorączki zamarzył mi się jakiś "luksusowy" drobiazg. Szybkim krokiem skierowałam się więc do perfumerii Douglas w kieleckiej galerii Echo. To co było uderzające, ale na pewno nie zadziwiające zważywszy na porę roku, to duży tłum kupujących i oczywiście oglądaczy. Wśród klientów krążyło sporo, więcej niż zawsze, ubranych na czarno, schludnych i eleganckich ekspedientek czy też konsultantek. Krążyłam między ustawionymi pośrodku regałami dzierżąc na ramieniu dość wypchaną torebkę. Nie zasłużyłam jednak na zainteresowanie żadnej z pracujących tam kobiet. Zostałam w końcu zauważona, gdy zupełnie niechcący strąciłam torebką z półki flakon jakiegoś testeru perfum. Przeprosiłam Panią, która właśnie podeszła i z wymuszonym uśmiechem rzekła, że nic się nie stało. Po chwili tuż obok Niej pojawił się młody ochroniarz. Przeszłam nad wszystkim do porządku dziennego, bo przecież nic się nie stało, zwłaszcza, że flakon przecież się nie rozbił. W pewnym momencie odwróciłam się w stronę dwojga młodych ludzi,czyli ekspedientki i ochroniarza. Obydwoje się na mnie patrzyli i wymieniali pod wąsem jakieś uwagi.Mocno się zresztą speszyli, gdy nasze spojrzenia się spotkały, a następnie się rozeszli. Ja w tym momencie tez się zabrałam i wyszłam. Brak taktu i jakiejkolwiek dyskrecji mocno mnie zirytował.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.