Salon House w pierwszej chwili robi wrażenie średniej wielkości outlet'u, w którym jest dosłownie wszystko. Wrażenie to mogło być spowodowane dniem dostawy, gdzie wszyscy pracownicy byli zajęci towarem i przebudową sklepu. Po kilku długich chwilach, podczas których żaden z pracowników do mnie nie podszedł, postanowiłam poprosić o pomoc. Zaczepiłam młodą dziewczynę, ze standardową smyczą House'a na szyi z prośbą o znalezienie rozmiaru. I właśnie ta dziewczyna sprawiła, że nawet miniaturowe przymierzalnie, niesamowity bałagan w przejściu i ogólnie panujący tłok, nie mogły mi zepsuć zakupów. Z uśmiechem przejrzała wieszaki, sprawdziła na magazynie, a gdy nie znalazła interesującego mnie rozmiaru, zaproponowała bardzo podobny t-shirt. A gdy długą chwilę spędziłam w przymierzalni, dziewczyna zajmująca się akurat klipsowaniem dostawy, zagadywała mnie w bezpośredni i adekwatny do mojego wieku sposób, który w żadnym wypadku nie był nachalny. To chyba tylko przez wzgląd na tak miłą obsługę przy przymierzalni, zdecydowałam się na kupienie jednej rzeczy. Przy kasie zastałam dziewczynę w firmowej koszulce zajętą dostawą, która choć miła i uśmiechnięta, wydawała się niezainteresowana mną.Automatycznie wykonała czynności związane z odbezpieczeniem towaru oraz obsługą terminala. Choć ogólne wrażenia z wizyty nie wydają się być wyjątkowo pozytywne, to wszelkie niedociągnięcia niweluje obsługa młodej, energicznej pracownicy salonu.
Pierwsze wrażenie po przekroczeniu progu supermarketu oceniam pozytywnie, przede wszystkim przez wzgląd na unoszący się w powietrzu zapach świeżego pieczywa. Dzięki temu lekki harmider i rozgardiasz na półkach nie rzucał się w oczy zaraz po wejściu. Może to fakt, że sklep odwiedziłam popołudniu, w chwili gdy większość osób robiła zakupy po pracy, wiele półek nie było dotowarowanych. Jednak zaczepiony przeze mnie pracownik, Pani w standardowym uniformie pracowników supermarketu, z uśmiechem, mimo że aktualnie bardzo zajęta wykładaniem towaru, zaprowadziła mnie do palety z poszukiwanym przeze mnie produktem. Największą zmorą Lidla jest brak odpowiedniej ilości otwartych kas, szczególnie w godzinach szczytu. Nic dziwnego, że klienci nie są w stanie spokojnie czekać w jednej z dwóch długich kolejek,gdy trzy inne kasy są zamknięte, a dzwonki na obsługę przynoszą pożądany efekt dopiero po kilku minutach. Wprowadza to niepotrzebną nerwową atmosferę przy kasie, która odbija się na kasjerkach. Automatyczne dzień dobry i do widzenia i średnie zainteresowanie obsługiwaną osobą, może być spowodowane właśnie nadmiarem pracy. Ogólnie wrażenia z wizyty oceniam jako dobre, mimo niewielkiego bałaganu w towarach i długiego oczekiwania w kolejce, miałam przekonanie że pracownicy chętnie mi pomogą, bez względu na nadmiar pracy.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.