W dniu 14 lutego w Walentynki udałam się na obiad do restauracji "Pod Kominkiem" w Krakowie. Wystrój restauracji był bardzo ładny, na stolikach palilły się świece, w tle słychać było nastrojową muzykę. Zostaliśmy powitani przez uśmiechnięta kelnerkę miłym "dzień dobry" i nie musieliśmy czekać na złożenie zamówienia. Niestety na tym kończą się pochwały. Danie, które otrzymaliśmy nijak się miało do tego opisanego w karcie. Zamiast grillowanej piersi z kurczaka - szaszłyk z kawałków kurczaka i boczku. Zamiast grillowanego schabu - rolada przypominająca kotleta de volaile' zrobionego z kilku gatunków siekanego mięsa. Dodam również, że danie, które zamówiliśmy było specjalnością zakładu, więc tym większe było moje rozczarowanie. Zdecydowane, to co dostaliśmy nie było warte swojej ceny.
Moje niezadowolenie spotęgowało zachowanie personelu na zapleczu, ktore było wyraźnie słyszalne dla gości w głównej sali restauracji. Przez otwarte drzwi łączące salę z zapleczem (kuchnią) dobiegały głośne rozmowy jednej z kelnerek z kucharzem, padały również słowa niecenzuralne. Uciszyli się dopiero po upomnieniu przez inną kelnerkę. Widziałam, że inni goście też byli tym zdegustowani. Na zakończenie naszego pobytu w restauracji byliśmy świadkami skargi gości, którzy zbyt długo czekali na realizację swojego zamówienia. Zostali wprawdzie przeproszeni przez kelnerkę a jako powód opóźnienia powiedziano im, że jest tylko jeden kucharz w kuchni. Moim zdaniem jedna osoba w kuchni, w dużej restauracji, w Walentynki i w porze najwiekszego potencjalnego ruchu to zdecydowanie nieporozumienie.
Poza tym, można było przecież uprzedzić gości o planowanym opóźnieniu a nie zostawić ich czekających bez żadnej informacji.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.