Do sklepu Zabawki Zawiła udałam się, aby kupić autko - prezent na Gwiazdkę. Po wejściu do sklepu od razu zauważyłam, że jest bardzo dobrze zaopatrzony, gdyż zabawki oprócz na półkach i ladzie, znajdowały się również na podłodze. Zaczęłam rozglądać się po sklepie. W oddali słyszałam rozmowę ekspedientki przez telefon (uzgadsniała jakieś szczegóły zamówienia). Gdy skończyła rozmawiać podeszła do mnie i zapytała w czym może mi pomóc. Ja odpowiedziałam, iż szukam autka-zabawki najlepiej z drewna lub grubego plastiku. Mówiąc to spostrzegłam pudełko z autkiem. Zainteresowało mnie więc zapytałam, czy mogę zajrzeć do środka. Ekspedientka zabrała ode mnie pudełko i sama zaczęła je rozpakowywać, Po rozpakowaniu okazało się, że jest to samochód do złożenia, więc poprosiłam, aby znalazła mi coś czego nie trzeba składać. Wówczas ona zasugerowała, iż mają bardzo fajne samochody polskiej firmy WADER, które bardzo dobrze się u nich sprzedają. Podeszłam do tych samochodów i poprosiłam aby pokazała mi wywrotkę. Pudełko było z "okienkiem" więc można było zobaczyć jakość wykonania samochodu. Samochód był pokryty lekką warstwą kurzu, na co sprzedawczyni zwróciła moją uwagę i zaproponowała, iż może je przetrzeć.
Zaproponowała również, iż może samochód wyjąć z pudła, abym mogła go dokładnie obejrzeć, ale ja stwierdziłam, iż nie ma takiej potrzeby.
Zdecydowałam się na zakup. Zapytałam czy jest możliwość zapłaty kartą - była - co bardzo mnie ucieszyło. Po zapłacie sprzedawczyni zapytała, czy zapakować mi zakupiony towar do dużej reklamówki, jednak ja podziękowałam.
Wzięłam pudło do rąk - strącając przy tym jakieś kokardki, które od razu podniosłam - i dziękując za transakcję wyszłam ze sklepu.
Do apteki udałam się aby zrealizować trzy recepty. Wewnątrz nie było nikogo. Udałam się do okienka "na wprost", za którym stała farmaceutka, powiedziałam "dzień dobry" i wyjęłam z torebki recepty do wykupienia. Farmaceutka rozłożyła je na ladzie i powiedziała "magister znów się będzie czepiał" nie bardzo wiedziałam co miała na myśli mówiąc to więc nadal stałam milcząc. Na to ona po chwili spojrzała na mnie i powiedziała, że nie może zrealizować wszystkich recept gdyż na jednej jest nieczytelna połowa pieczatki, drugą w ramach wyjątku może przyjąć, natomiast trzecia jest w porządku. Byłam trochę zaskoczona bo wszystkie recepty były wypisane przez tego samego lekarza i numer lekarza był jej znany. Zapytałam więc dlaczego nie może zrealizować wszystkich recept skoro posiada wszystkie konieczne dane lekarza z tych "poprawnych" recept Na to ona mi odpowiedziała, że recepta jest jak czek bankowy, musi być w 100% czytelna i że najlepiej zrobię jak pójdę do lekarza aby przepisał mi tą receptę, lub przybił jeszcze raz pieczątkę.
Zgodziłam się na realizację tylko dwóch recept i zapytałam czy lekarstwa z tej trzeciej można kupić bez recepty. Okazało się, że tak, ale są strasznie drogie, więc z tego zrezygnowałam.
Po przygotowaniu lekarstw farmaceutka zapytała, czy znane jest dawkowanie. Powiedziałam, że nie, więc napisała mi na opakowaniach jak powinnam przyjmować poszczególne lekartwa, włożyła wszystko do reklamówki, ja zapłaciłam i wyszłam.
Po drodze mijałam inną aptekę i postanowiłam w niej spróbować zrealizować moją receptę i ... nie miałam żadnego problemu. Widać co apteka to inne zasady.
Do sklepu odzieżowego Pawła Cholewki weszłam, aby kupić koszulę z krawatem - prezent na gwiazdkę. Po wejściu do sklepu i powitalmym "dzień dobry" ekspedientka, która znajdowała się w głębi sklepu od razu podeszła do mnie i zapytała w czym mi może pomóc. Ja odpowiedziałam, iż poszukuję koszuli w odcieniach niebieskiego lub bordo. Zapytała mnie również o rozmiar koszuli - odpowiedziałam że r. 40 powiniem być dobry. Na to ona (o czym nie wiedziałam) stwierdziła iż ważny jest również wzrost osoby, która ją będzie nosić, gdyż jeżeli kupię r. 40, ale dla osoby dużo wyższej to wówczas rękawy będą za długie. Po zdecydowaniu jaki rozmiar będzie prawidłowy, pani ekspedientka zaczęła wyjmować koszule w interesujących mnie kolorach. Odcienie błękitne odrzuciłam i zaczęłam się zastanawiać nad pokazanymi mi odcieniami bordo. Wówczas ona powiedziała, że w tym rozmiarze jest również ciemny odcień dordo, ale akurat znajduje się na manekinie. Koszula z "wystawy" spodobała mi się najbardziej i spytałam, czy mogą ją kupić. Dla sprzedawczyni nie było żadnego problemu aby "rozebrać" manekina i sprzedać mi tę koszulę. Gdy sprzedawczyni składała koszulę powiedziała mi, iż jeśli będą ją chciała wymienić na większą to wystarczy, że przyniosę ze sobą paragon i bez problemu wymieni mi ją na większy rozmiar.
Sprzedawczyni nadal pakowała koszulę, a ja udałam się do wieszaka z krawatami, aby wybrać taki, który będzie pasował do zakupionej koszuli. Po wyborze krawata, ekspedientka zaproponowała mi, że krawat zawiąże i nałoży na koszulę, aby wszystko wyglądało bardzo elekancko. Po skończeniu składania koszuli i nałożeniu krawata wszystko włożyła do świątecznej torebki, a potem do firmowej reklamówki.
Podczas tej czynności zadzwonił jej telefon komórkowy, ale go nie odebrała - widać szanuje klienta - duży plus.
Dużym plusem na korzyść sklepu jest również jego wystrój - dużo koszul jest wystawionych z zawiązanymi krawatami co ułatwia wybór zwłaszcza jeśli ktoś chce kupić obie rzeczy na raz.
Telefoniczna informacja w sprawie karty kredytowej.
Dzisiaj rano, o godzinie 8.55 zadzwoniłam do mBanku, aby dowiedzieć się jaka jest procedura rezygnacji z karty kredytowej. Numer infolinii 0801300800 znalazłam na stronie internetowej banku. Po wybraniu numeru w słuchawce usłyszałam nagranie jakie cyfry należy wybrać aby połączyć się: w sprawie zastrzeżenia karty, jeśli się jest klientem banku itp. Ja wybrałam „0” i połączyłam się bezpośrednio z konsultantem. Pragnę zaznaczyć w tym miejscu, iż na połączenie nie czekałam nawet 10 sekund, a przed rozpoczęciem rozmowy usłyszałam informację, iż nasza rozmowa będzie ze względów bezpieczeństwa nagrywana.
Po zgłoszeniu się konsultanta przedstawiłam mu swój problem, a mianowicie zapytałam jakie czynności muszę przedsięwziąć, aby zrezygnować z karty kredytowej. Moja rozmówczyni w kilku punktach przedstawiła mi krok po kroku co muszę zrobić, a więc:
- przesłać do banku druk wypowiedzenia umowy o korzystanie z karty kredytowej, który znajduje się na stronie www banku – zaznaczyła tu, iż mój podpis na wniosku musi być taki sam jak na podpisanej przeze mnie umowie.
- następnie powinnam zniszczyć kartę, gdyż bank po przyjęciu wniosku, nie bierze odpowiedzialności za nią
- oczywiście karta musi być spłacona gdyż w przeciwnym razie, mój wniosek zostanie odrzucony.
Wówczas zapytałam, czy dostanę jakieś potwierdzenie z banku, iż wniosek został przyjęty. W odpowiedzi usłyszałam, że na stronie internetowej karta będzie widniała jako zastrzeżona i to będzie „potwierdzenie” wpłynięcia i zaakceptowania wniosku.
Podziękowałam, za przekazane mi informację. Konsultant zapytał, czy może mi jeszcze w czymś pomóc, lecz ja podziękowałam za informacje i po pożegnaniu się słowami
„do usłyszenia” rozłączyłam się.
Do Carrefour udałam się w celu zrobienia niewielkich zakupów. Po wjechaniu na teren Centrum Handlowego bez problemu znalazłam miejsce parkingowe. Po zaparkowaniu samochodu weszłam do środka i zabrałam wózek. Niestety prawie w każdym znajdowały się jakieś resztki opakowań lub gazetki promocyjne więc wzięłam ten najmniej zanieczyszczony. Na hali było sporo osób jak na godziny wczesno-popołudniowe.
Najpierw udałam się w stronę działu papierniczego i artykułów biurowych. Bez trudu znalazłam interesujące mnie towary, które były ułożone na półkach w sposób pozwalający na szybkie znalezienie interesujących mnie rzeczy. Niestety papiery A4, nie wiem czy w skutek działania kupujących, czy przy wystawianiu ich na półki, ale w większości były otwarte. Następnie przeszłam do działu dziecięcego gdzie próbowałam wybrać bluzeczkę dla 15 miesięcznego dziecka. Niestety oglądanie towaru było utrudnione przez ciasno ułożone ubranka (po oglądnięciu trudno je było ponownie włożyć na to samo miejsce). Niektóre z nich były też zmięte to nie zachęcało do kupna. Z działu dziecinnego udałam się do półek z nabiałem i tu muszę przyznać, iż towar był bardzo dobrze posegregowany i ułożony. Nie miałam najmniejszych problemów ze znalezieniem mleka 0% , czy żółtego sera gouda w plastrach.
Ostatnim etapem moich zakupów były działy: kosmetyczny i artykułów higienicznych. W pierwszym bez trudu znalazłam pastę Elmex, której używam i chusteczki higieniczne Softis – niestety brak było patyczków dentystycznych, które zwykle znajdują się obok nici dentystycznych. W dziale artykułów higienicznych znalazłam duży wybór papierów toaletowych i ręczników papierowych. Jednak gdy przeszłam dalej do wkładów zapachowych zauważyłam iż znajdują się na wysokości oczu (to plus) natomiast dużym minusem jest to że wiele z nich było otwartych i wybierając trzeba uważać, aby nie kupić czegoś czego się nie zamierza kupić.
Po podejściu do kasy i wyłożeniu towaru musiałam poprosić kasjerkę o reklamówkę – nie było żadnych w zasięgu ręki, a kasjerka widząc, że mam tylko torebkę nie zaproponowała mi jej tylko kasowała towary. Po zapakowaniu przeze mnie części towaru kasjerka powiedziała mi ile płacę, więc przerwałam pakowanie zakupów, podałam jej kartę, którą po chwili otrzymałam wraz z paragonami, po czym wróciłam do pakowania mojego towaru. Kasjerka nie bacząc, że ja jeszcze nie odeszłam od kasy zaczęła kasować następnego klienta, a moje zakupy przesunęła ręką. Myślę, że gdyby zaczekała pół minutki to świat by się nie zawalił, a ja mogłabym spokojnie spakować zakupiony towar.
Przechodząc przez kalwaryjski rynek, mogą uwagę zwróciła wystawa sklepu odzieżowego pod numerem 4. Weszłam do środka aby zobaczyć jaka odzież znajduje się wewnątrz. Wnętrze sklepu było czyste, fajnie urządzone, bez muzyki w tle, lecz towar (co zauważyłam podczas oglądania) był trochę chaotycznie ułożony. Po wejściu do środka zastałam jedną ekspedientkę za ladą, natomiast druga była najprawdopodobniej w magazynie, gdyż z głębi było słychać jakieś odgłosy. Po wejściu, jak to mam zwykle w zwyczaju, powiedziałam "dzień dobry" - brak odpowiedzi na moje pozdrowienie. Następnie skierowałam się do najbliższych wieszaków, na których znajdowały się sweterki, żakiety i kurteczki. Po przeglądnięciu towaru poszłam na przeciwległy koniec sklepu gdzie również zaczęłam oglądać ubrania. W tym czasie w sklepie pojawiła się druga ekspedientka i obie zaczęły rozmawiać na temat nowego towaru. Nie wykazały najmniejszego zainteresowania klientką. Po chwili wyszłam mówiąc "do widzenia" - również nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.
Na infolinię (42 6838232) banku PKO SA zadzwoniłam w celu wyjaśnienia sprawy przelewu, który pomimo autoryzacji nie został zrealizowany. Na połączenie z operatorem nie musiałam długo czekać gdyż po drugim sygnale zgłosił się pracownik infolinii. Po przedstawieniu mu mojego problemu poprosił mnie o podanie numeru klienta oraz PIN. Niestety, nr PIN nie pamiętałam, ani nie miałam go aktualnie przy sobie więc pracownik od razu zaproponował, że ktoś do mnie oddzwoni, na mój nr kontaktowy. Poprosił mnie tylko o podanie, o której godzinie może ktoś się ze mną skontaktować. Oprócz tego podał mi kilka zakładek, gdzie powinna być informacja o moim niezrealizowanym przelewie, oraz poradził, iż w razie problemów mogę podejść do najbliższego oddziału banku, gdzie mogę wszystko od razu wyjaśnić. Oczywiście idąc za wskazówkami pracownika infolinii znalazłam błąd jaki popełniłam (wyczerpany limit) i dowiedziałam się, dlaczego mój przelew nie został przez bank zrealizowany. Pracownik był bardzo rzeczowy i sądząc po jego wypowiedziach znał się na swojej pracy.
Do sklepu "Reporter" na ulicy Zatorskiej weszłam, aby kupić coś na prezent. W sklepie, pomimo deszczowej pogody, podłoga była czysta i słychać było wewnątrz dość głośną muzykę. W środku znajdowały się 2 ekspedientki. Jedna była za ladą i właśnie przeprowadzała transakcję zakupu, natomiast druga (ubrana w żółtą bluzkę) odbierała od klientki spodnie. Oprócz pracownic w sklepie była jeszcze jedna klientka oraz, sądząc po rozmowie, matka z córką. Po wejściu do sklepu skierowałam się w prawą stronę gdzie znajduje się odzież damska (przeglądałam swetry), następnie oglądnęłam stojące na środku kurtki, a na koniec skierowałam się do działu męskiego, aby rzucić okiem na bluzy. Wychodząc z tego działu oglądnęłam czapeczki wiszące na regale, blisko kasy. Podczas mojej wizyty w sklepie dwukrotnie spoglądnęłam na ekspedientki (nawiązanie kontaktu wzrokowego), ale żadna nie podeszła do mnie i nie zapytała, czy może w czymś pomóc lub czego szukam. Po prostu stały na swoich miejscach. Na koniec jeszcze raz rzuciłam okiem na cały sklep i wyszłam.
Do tutejszego oddziału banku udałam się w celu poznania oferty lokat i warunków otwarcia rachunku bieżącego. Po wejściu do budynku znalazłam się w korytarzu z drzwiami. Była również powieszona tablica informacyjna, z której dowiedziałam się, że obsługa klientów indywidualnych znajduje się na I piętrze. Po dotarciu na górę natknęłam się na kolejkę. Część osób stała do kasy, a część do doradcy klienta. W związku z tym, iż było sporo osób nie sposób było dostrzec iż wewnątrz pomieszczenia znajduje się stolik i kilka krzeseł. Również stojący w kolejce nie byli podzieleni na tych co idą do kasy i na tych co chcą porozmawiać z doradcą. Stojąc w kolejce, rozglądnęłam się po pomieszczeniu i stwierdziłam, iż: - w miejscu ogólnie dostępnym znajdują się informacje dotyczące oferty banku, - kasjerki (2 osoby), jak również doradca klienta są podobnie i schludnie ubrane (białe bluzki, pomarańczowe apaszki, granatowa marynarka).
Po zajęciu miejsca przy stoliku doradcy przedstawiłam jej powód swojej wizyty na co ona zadała mi kilka pytań typu: jakie konto mnie interesuje (tradycyjne czy online), czy robię przelewy w oddziale banku, w jakim bankomacie wypłacam pieniądze, oraz jakie mam miesięczne wpływy na konto. Następnie przedstawiła mi kilka możliwych rodzajów konta ze zwróceniem uwagi jakie będę ponosiła opłaty. Również w zależności od tego, na jak długo chciałabym ulokować pieniądze przedstawiła różne możliwości depozytów. Poinformowała mnie także, iż do otwarcia konta potrzebny jest tylko dowód osobisty (możemy je otworzyć natychmiast), a debet może zostać ustalony w oparciu o historię mojego konta z ostatnich 6-iu miesięcy.
Nie zdecydowałam się od razu otworzyć konta tylko powiedziałam, że muszę całą sprawę przemyśleć na co pracownica banku odpowiedziała, iż ona może do mnie zadzwonić w dogodnym dla mnie terminie. Zgodziłam się i podałam jej swój nr telefonu, a ona podała mi swoją wizytówkę, abym w razie pytań mogła się z nią skontaktować. Na wizytówce widnieje: Starszy Kasjer Dysponent - Agnieszka Przystał.
Rozmowa przebiegła w miłej atmosferze, pracownica banku była kompetentna i bardzo miła. Na zakończenie rozmowy życzyła mi miłego dnia.
Do zakładu optycznego "Kołder" udałam się aby zamówić soczewki kontaktowe. Gdy weszłam i powiedziałam "dzień dobry" pracownica właśnie doradzała innej klientce wybór oprawek. Pomimo, iż była zajęta odpowiedziała na moje pozdrowienie i zajęła się swoją klientką. Ja stanęłam przy ladzie i postanowiłam zaczekać na swoją kolej (w ręce trzymałam opakowanie po soczewkach) W związku z tym, iż "pierwsza" klientka kilka razy zakładała i zdejmowała okulary, a pracownica zakładu optycznego widziała, iż ja tylko zamierzam zamówić soczewki, skierowała się do mnie pytając "Pani chce tylko zamówić soczewki?" Po moim potwierdzeniu wzięła kartkę i długopis i spisała odpowiednie dane z opakowania prosząc mnie również o nr telefonu. Gdy go podałam powiedziała, że zadzwoni do mnie gdy soczewki będą gotowe do odbioru. Więc schowałam do torebki opakowanie, podziękowałam i wyszłam. A "pierwsza" klientka nadal wkładała i zdejmowała okulary...
Z agentem pośrednictwa nieruchomości byłam umówiona na godzinę 12.00 w mieszkaniu, które jest przeznaczone do sprzedaży. Jednak o umówionej godzinie nie pojawił się sam agent tylko zadzwonił, iż zapomniał o spotkaniu i trochę się spóźni. Zgodziłam się zaczekać. O godzinie 12.20 agent się pojawił (ubrany w jeansy i czarny T-shirt) i mogliśmy oglądać mieszkanie.
W czasie, gdy pracownik biura nieruchomości robił zdjęcia mieszkania ja zapoznałam się z umową, którą miałam podpisać. Umowa była napisana prostym i zrozumiałym językiem.
Następnie agent wypełnił umowę i dał mi ją do podpisu. W tym czasie rozmawialiśmy również na temat lokalizacji, potencjalnych klientów, ceny, oraz reklamy w/w mieszkania. Agent w sposób konkretny i rzeczowy przedstawił wszystkie warunki, oraz informacje, gdzie zostanie umieszczone ogłoszenie dotyczące mieszkania, oraz jakie są szanse na jego szybkie sprzedanie.
Na zakończenie spotkanie podał mi swoją wizytówkę, oraz zapewnił że na następny dzień przygotuje ofertę, która najpóźniej w poniedziałek pojawi się w mediach.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.