W weekend przyszło robić mi zakupy w Biedronce na dworcu PKP w Poznaniu. Wiadomo jak to w takich miejscach, każdy robi szybkie zakupy bo gdzieś się śpieszy, dlatego nie rozumiem dlaczego były czynne tylko trzy kasy a przy każdej kilkumetrowy „ogonek” klientów. Można zatem wyciągnąć proste wnioski, że kasjerzy raczej nie mieli czasu i ochoty na uprzejmości czy prosty uśmiech, chociaż swoją regułkę „dzień dobry, siateczkę do tego? zapraszamy ponownie” recytowali bezbłędnie. Asortyment był zadowalający, dostałam wszystko co planowałam. Lepsze wrażenie może by pozostało gdyby nie fakt, że w prawie w każdym dziale leżały jakieś puste kartony czy śmieci i nikt się nie kwapił do ich usunięcia.
Od dłuższego czasu starałam się zakupić pewną książkę jednak nie jest to nowa i popularna pozycja w Polsce i większość księgarni jej nie posiadało. Najgorsze, że kiedy podawałam tytuł Władca much spotykałam się z ironicznymi spojrzeniami ignorantów literatury, którym tytuł kojarzył się tylko z serialem animowanym o Czesiu i jego kumplach a nie z klasykiem literatury, za którego autor dostał literackiego Nobla. W końcu trafiłam do Empiku na kompetentną Panią (dodam, że była to osoba młoda), która po pierwsze wiedziała o czym mówię, a po drugie przeszukała prawie wszystkie regały żeby ją znaleźć ale na szczęście się udało. Obsługa była bardzo miła z wyjątkiem pana ochroniarza, który nie spuszczał ze mnie wzroku jakbym chciała wynieść połowę zaopatrzenia. Ja mam dready a on chyba stereotypowe podejście do ludzi.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.