W dniu wczorajszym, w sklepie odzieżowym MOTIVI w Złotych Tarasach, przyszłam żeby zareklamować puchową kurtkę, ponieważ po upraniu jej z godnie z instrukcją puch zbił się i z kurtki pozostał jedynie cienki materiał z grudkami w środku. Jak podeszłam do pulpitu i grzecznie poinformowałam o tym Panią przy kasie (średniej długości blond włosy gładko uczesana w kucyk bez grzywki) zrobiła minę jakbym mówiła do niej w języku suahili, po czym od niechcenia rozkazała (chyba Pani praktykantce - również średniej długości blond tlenione włosy) że ma pisać reklamacje. (z naciskiem na rozkazała) Nie zadając mi więcej pytań typu: jak to się stało, jak ja dokładnie uprałam, sporządziła opis. Podczas gdy pani "praktykantka" nie wiedziała jak problem ubrać w słowa i przelać na papier, jej koleżanka powiedziała "Nie wiem, napisz że z kurtki zrobiła się SZMATA" - poziom wypowiedzi naprawdę wysoki. Do tego na wypisanie reklamacji czekałam 25 min, gdzie wypełnienie druczku reklamacyjnego to max 5-10min.
Żeby tego było mało: pani praktykantka daje mi reklamacje do podpisania, więc ja zaczynam czytać czy oby się wszystko na pewno zgadza (opis reklamacji i dane) przy czym Pani bardzo się zdziwiła, że ja to w ogóle czytam i oddając jej dokument usłyszałam komentarz "i co dobrze?" ja mówię, że ok na co ona "no bo chyba przepisywać to umiem" z takim sarkazmem jakbym nie uwierzyła jej że prawidłowo opisała reklamację. Sytuacja żenująca. W jakim celu takie komentarze?
Obsługa fatalna i niemiła (szczególnie Pani w kucyku włosy ciemny blond). Współczuje pracodawcy, że być może nie ma świadomości jak są obsługiwani klienci w jego sklepie.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.