Od wejścia do sklepu zszokowała mnie od razu zrzucająca się w oczy gigantyczna kolejka kilkunastu klientów tłoczących się do jednej kasy. Po wejściu do sklepu w kilku miejscach buty dosłownie lepiły się do podłogi. Na zakupy miałem wejść tylko na chwilę - kupić warzywa do obiadu w tym ziemniaki, które pomimo tego, że "młode" okazały się w wielu przypadkach pokryte bardzo dużym nalotem pleśni. Kiedy zbliżałem się do kasy, kolejka nie zmalała nawet o jedną osobę - ciągle powiększając się o nowych klientów. Podczas moich zakupów kasjer nie przywołał żadnego pracownika "magicznym przyciskiem" tak jak w wielu innych dyskontach, do obsługi kolejnej kasy by rozładować tłok.
Jednak pomimo kolejki, kasjer pomógł mi szybko uporać się z wypadającymi z reklamówki ziemniakami.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.