W dniu 29 marca 2010 roku zgłosiłem w salonie APART usterkę zakupionego w dniu 5 stycznia 2010r. zegarka ręcznego. Zegarek ten 3 dni wcześniej wyjąłem z pudełka i jak się okazało przestał w okresie od dnia zakupu do 26 marca działać. Zwróciłem się więc do salonu celem dokonania naprawy w ramach gwarancji. W dniu dzisiejszym próbowałem zasięgnąć informacji co do stanu naprawy i doznałem szokującego rozczarowania. Otóż pracownik serwisu firmy APART poinformował mnie, iż mój zegarek NADAL znajduje się w salonie w którym dokonałem zgłoszenia usterki. Trudno mieć pretensje do serwisanta, który nie dostał uszkodzonego towaru do naprawy więc pofatygowałem się w drodze do domu do salonu w którym dokonywałem zarówno zakupu jak i zgłoszenia rzeczonej usterki. Wchodząc niestety przerwałem pracownikowi (mężczyźnie) rozmowę towarzyską i konsumpcję jabłka, ale życząc smacznego poprosiłem o zweryfikowanie stanu naprawy mojego zegarka. Pan zaczął wykonywać nerwowe ruchy po sprawdzeniu zawartości kilku szuflad stwierdził, że zegarek jest jeszcze pewnie w serwisie w Poznaniu i ktoś na pewno skontaktuje się ze mną w tej kwestii. Kiedy poinformowałem tego Pana, iż właśnie zakończyłem rozmowę telefoniczną z serwisem i uzyskałem informację, iż mój zegarek nawet nie opuścił salonu w którym toczyła się ta rozmowa, Pan nie zrażony niczym poinformował mnie, że w takim razie leży zapakowany na zapleczu. Przyznam że w tym momencie moja irytacja sięgnęła zenitu. Nic nie jest w stanie usprawiedliwić takiej opieszałości w postępowaniu reklamacyjnym (11 dni bez jakichkolwiek czynności zmierzających do usunięcia usterki). Pracownik nie zrażony niczym poinformował mnie, iż firma ma 14 dni od daty zgłoszenia na ustosunkowanie się do reklamacji a nie na usunięcie usterki, zastanawiam się jak ma się do tego zapis umieszczony na zgłoszeniu reklamacyjnym mówiący o tym, że "Sprzedawca DOŁOŻY WSZELKICH STARAŃ, aby zrealizować reklamację w najszybszym możliwym terminie".
Dodam jeszcze gwoli ścisłości, że to nie jest mój pierwszy zakup w salonach firmy APART i że jestem posiadaczem Platinum Card w ramach programu lojalnościowego tejże firmy tak więc potrafię sobie w jakiś sposób wyrobić opinię na temat systemu pracy w korelacji z chęciami ze strony pracowników.
Coraz częściej odwiedzam placówkę MultiBanku w Toruniu. Dzieje się tak za sprawą lawinowego rozwoju mojego biznesu. Jednak jakim miłym zaskoczeniem jest fakt jeśli wchodząc do banku niestety z całą rodzinką (żona musiała podpisać pewne dokumenty wraz ze mną) nikt nie robi zdziwionej miny widząc 2 dzieci w tym jednego niemowlaka. Multibank to naprawdę świat przyjaznych finansów.
W podanym czasie i miejscu podjechałem na stację celem uzupełnienia paliwa i płynów w aucie. Obsługa peronowa nie przerwała ani na moment palenia papierosów (tabliczki zakaz palenia są wszechobecne) i nie zainteresowała się klientem. Po zatankowaniu i podejściu do kasy równie olewający stosunek do klienta. Kasjer zapytany o płyn do spryskiwaczy firmy SONAX odpowiedział że nie ma choć stał na półce tuż przy wejściu. Zamówiony hot-dog miał delikatnie ujmując zwęgloną bułkę. Czyścik do szyb był tylko w jednym wiaderku na 4 perony po 2 stanowiska każdy.
Jak zwykle przemiła obsługa peronowa. Pan Paweł zjawił się przy dystrybutorze w sposób sobie tylko znany, tuż po tym jak zdążyłem wysiąść z samochodu. Samochód zatankowany do pełna szyby, przetarte żadnych plam i wycieków z pod klapki wlewu jak to się czasem zdarza.
Pani Agnieszka przy kasie równie szybko i sprawnie dokończyła dzieła z jak zwykle przemiłym uśmiechem. Na tej stacji naprawdę chce się tankować.
Podjechałem pod restaurację McDrive. Po oczekiwaniu ok 15 minut na przemieszczenie w kolejce ogonek ruszył, po czym okazało się, że jak podjechałem pod okienko, Pani powiadomiła mnie, że w związku z awarią kasy linia McDrive zostaje zamknięta. Czy nie można obsługiwać linii na kasie przy linii kas restauracyjnych? Parę razy zdarzyło mi się być tak obsługiwanym.
Wezwałem serwis firmowy do ponownej wizyty celem naprawy pralko-suszarki. Urządzenie po poprzedniej naprawie nawet jednego razu nie zadziałało poprawnie. Pracownik linii telefonicznej próbował mnie zbyć oferując przyjazd we środę jednak kiedy zasygnalizowałem mu, iż urządzenie niszczy praną odzież, a także po jedynym praniu po "naprawie" nie nadaje się do użytkowania, podesłał serwisanta w trybie natychmiastowym. Ten po przyjeździe i oględzinach kolejnej sztuki zniszczonej odzieży skontaktował się z szefostwem i zlecił wymianę urządzenia na nowe.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.