Razem z mężem (wtedy jeszcze narzeczonym) wybraliśmy się na ślub znajomych pod Łodzią, jednak po drodze postanowiliśmy odwiedzić Łódź, ponieważ nigdy wcześniej tam nie byliśmy. Wybraliśmy się na spacer ul.Piotrkowską. Ludzie spacerowali, samochodów w tym momencie nie było, byliśmy z mężem przekonani, że to jest deptak (wszystko wyłożone kostką). Stojąc przed wystawą sklepową podjechał do nas radiowóz Straży Miejskiej, strażniczka nas zawołała i prosi o dokumenty i pyta czy wiemy co zrobiliśmy. My spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem i mówimy, że nie. Przyszło mi do głowy, że może był jakiś napad, mąż ma na głowie kaptur (było zimna - zimno - nie miał czapki) i chcą nas podejrzewają (wiem, śmieszne). Strażniczka kazała dać kroka do tyłu i spojrzeć w lewo i znów pyta czy już wiemy, my dalej nie wiemy o co chodzi. Wreszcie poirytowana naszym brakiem domyślności powiedziała, że przeszliśmy na czerwonym świetle przez ulicę! ([fragment usunięty przez administratora - zgodnie z pkt. III.8 Regulaminu] ????!!!!) Więc jej mówię, że przecież to deptak i gdzie tu światła. Okazało się, że jednak były. Bardzo wysoko, zasłonięte znakami że ich nie było widać i bez oznaczeń głosowych). Przeprosiliśmy i powiedzieliśmy, że jesteśmy tutaj pierwszy raz, że myśleliśmy, że to jest deptak, bo nic nie jechało i że taka znana ulica, na dodatek wszyscy szli, nikt się nawet nie rozglądał i czy by się nie dało jakiegoś upomnienia. Pani była nieprzejednana i niemiła. Dostaliśmy mandat, każdy po 100 zł. Dodam, że pan, który z nią siedział, chciał już nas puścić, ale babie było to nie w smak i nie popuściła. Mandat, to mandat. No cóż, miasto może fajnie, ale niesmak pozostał, raczej już się nie wybiorę.
Razem z mężem (wtedy jeszcze narzeczonym) wybraliśmy się na ślub znajomych pod Łodzią, jednak po drodze postanowiliśmy odwiedzić Łódź, ponieważ nigdy wcześniej tam nie byliśmy. Wybraliśmy się na spacer ul.Piotrkowską. Ludzie spacerowali, samochodów w tym momencie nie było, byliśmy z mężem przekonani, że to jest deptak (wszystko wyłożone kostką). Stojąc przed wystawą sklepową podjechał do nas radiowóz Straży Miejskiej, strażniczka nas zawołała i prosi o dokumenty i pyta czy wiemy co zrobiliśmy. My spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem i mówimy, że nie. Przyszło mi do głowy, że może był jakiś napad, mąż ma na głowie kaptur (było zimna - zimno - nie miał czapki) i chcą nas podejrzewają (wiem, śmieszne). Strażniczka kazała dać kroka do tyłu i spojrzeć w lewo i znów pyta czy już wiemy, my dalej nie wiemy o co chodzi. Wreszcie poirytowana naszym brakiem domyślności powiedziała, że przeszliśmy na czerwonym świetle przez ulicę! ([fragment usunięty przez administratora - zgodnie z pkt. III.8 Regulaminu] ????!!!!) Więc jej mówię, że przecież to deptak i gdzie tu światła. Okazało się, że jednak były. Bardzo wysoko, zasłonięte znakami że ich nie było widać i bez oznaczeń głosowych). Przeprosiliśmy i powiedzieliśmy, że jesteśmy tutaj pierwszy raz, że myśleliśmy, że to jest deptak, bo nic nie jechało i że taka znana ulica, na dodatek wszyscy szli, nikt się nawet nie rozglądał i czy by się nie dało jakiegoś upomnienia. Pani była nieprzejednana i niemiła. Dostaliśmy mandat, każdy po 100 zł. Dodam, że pan, który z nią siedział, chciał już nas puścić, ale babie było to nie w smak i nie popuściła. Mandat, to mandat. No cóż, miasto może fajnie, ale niesmak pozostał, raczej już się nie wybiorę.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.