Czasy świetności tego klubu dawno minęły. W latach 60-tych bywała tu bohema artystyczna Hłasko, Komeda, byli też Rolling Stonesi. W czasach siermiężnej komuny tutaj wiało zachodem. Teraz po różnych zawirowaniach odradza się klub i dobrze. Niestety teraz jest tutaj trochę brudno i trochę zbyt obskurnie. Jedynie szyld klubu duży i czytelny przymocowany prostopadle do elewacji zachęca do wejścia i plakat zapraszający na koncert o godz. 20.00 zespołu Stan Miłości i Zaufania. Nazwa intrygująca - zatem wchodzę. Bilety sprzedaje w wejściu menadżerka zespołu, 10 złotych, fajnie. Potem już tylko gorzej. Hol brudny, walające się śmieci, masa nieaktualnych ulotek,obdrapane ściany, ni to bar ni to szatnia strasząca pustką. A potem droga w nieznane, czarna dziura, idziesz na oślep schodami w dół, na własną odpowiedzialność. Ale szczęśliwie trafiasz do głównej sali. Światła stłumione, okrągłe wnętrze ze ścianą lustrzaną, kilka kanap z Ikea pod ścianami, skromny barek przy którym stały najwyżej trzy stołki. Miejsce nie do przesiadywania, ponieważ główna działalność klubu to imprezy muzyczne. I właśnie , jest już ósma, wpół do dziewiątej na scenie nie ma muzyków, tylko sprzęt.Piję piwo za znośną cenę 8 zł, czekam. Żadnej informacji, nic. Kwadrans przed dziewiątą poruszenie, pojawiają się muzycy, witają się osobiście z ludźmi na sali- wielu to wyraźnie znajomi , stroją instrumenty i zaczynają koncert. I całe złe wrażenie pryska. Dobra, ciepła muzyka, bardzo mądre teksty lidera zespołu i wspaniała atmosfera. Wybaczam niedociągnięcia, dziękuję za wspaniały koncert.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.