Mój zakład pracy zorganizował spotkanie integracyjne dla pracowników w ośrodku wypoczynkowym „Borowik” nad jeziorem Turawskim, niedaleko Opola. Była tam gorąca kolacja, kawa bez ciasta i zimna płyta. Przyznać trzeba, że ośrodek zatrzymał się w latach 90’. W większości pomieszczeniach stare drewniane jeszcze ścianki. Toalety wołały o pomstę do nieba, a były one razem z prysznicami. W prysznicach tych, ja osobiście bym się nie wykąpał. Kolacja była bardzo uboga z małą ilością ziemniaków, do tego kotlet schabowy, jedna surówka i napój. Raczej nikt, kto by wcześniej nie zjadł obiadu, to też by dalej był głodny. Kawa owszem była, ale bez ciasta, ciasteczek itp. Zimna płyta również była kiepska, na niej parę plasterków sera żółtego i kilka plasterków „chyba szynki”, bo po smaku trudno było to nazwać wędliną. Była już prawie zielona i bardzo tłusta. Do tego do stolików dostaliśmy metalowe półmiski, a w nich chipsy, które tylko zakryły spód miski, a przy stole zasiadało po 12 osób. Takich stołów było 4 i chyba jedna paczka na wszystkie stoły została rozsypana. Dobrze, że przynajmniej atmosfera była w miarę fajna, można było pospacerować nad jeziorem wśród drzew i lasu. Jedyny zaletą tego ośrodka była przemiła obsługa, wszyscy pracownicy, kelnerki szybko obsługiwały stoły. Każda z nich ubrana była jednak byle jak. Nie wyglądało to zbyt estetycznie. Ale wszystko za to przebiegało bardzo sprawnie, puste talerze były szybko zabierane, a nawet soki dolewali. Cała impreza nie trwała zbyt długo, bo raczej zostać tam z noclegiem, to taki mały żart. Zakończyliśmy więc imprezę około godziny 20:20. Większość ludzi po powrocie do Opola udała się jednak w dalszą część imprezy w inne miejsce.
Mój zakład pracy zorganizował spotkanie integracyjne dla pracowników w ośrodku wypoczynkowym „Borowik” nad jeziorem Turawskim, niedaleko Opola. Była tam gorąca kolacja, kawa bez ciasta i zimna płyta. Przyznać trzeba, że ośrodek zatrzymał się w latach 90’. W większości pomieszczeniach stare drewniane jeszcze ścianki. Toalety wołały o pomstę do nieba, a były one razem z prysznicami. W prysznicach tych, ja osobiście bym się nie wykąpał. Kolacja była bardzo uboga z małą ilością ziemniaków, do tego kotlet schabowy, jedna surówka i napój. Raczej nikt, kto by wcześniej nie zjadł obiadu, to też by dalej był głodny. Kawa owszem była, ale bez ciasta, ciasteczek itp. Zimna płyta również była kiepska, na niej parę plasterków sera żółtego i kilka plasterków „chyba szynki”, bo po smaku trudno było to nazwać wędliną. Była już prawie zielona i bardzo tłusta. Do tego do stolików dostaliśmy metalowe półmiski, a w nich chipsy, które tylko zakryły spód miski, a przy stole zasiadało po 12 osób. Takich stołów było 4 i chyba jedna paczka na wszystkie stoły została rozsypana. Dobrze, że przynajmniej atmosfera była w miarę fajna, można było pospacerować nad jeziorem wśród drzew i lasu. Jedyny zaletą tego ośrodka była przemiła obsługa, wszyscy pracownicy, kelnerki szybko obsługiwały stoły. Każda z nich ubrana była jednak byle jak. Nie wyglądało to zbyt estetycznie. Ale wszystko za to przebiegało bardzo sprawnie, puste talerze były szybko zabierane, a nawet soki dolewali. Cała impreza nie trwała zbyt długo, bo raczej zostać tam z noclegiem, to taki mały żart. Zakończyliśmy więc imprezę około godziny 20:20. Większość ludzi po powrocie do Opola udała się jednak w dalszą część imprezy w inne miejsce.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.