Wybrałam się na ten jeden z wielu letnich festiwali zaczynając od przygotowania sobie podstawowych informacji. Ze strony CLMF dowiedziałam się o darmowych autobusach, które zorganizowano na dwa dni przed imprezą. Wcześniej nie miałam pojęcia jak dotrzeć na teren Muzeum Lotnictwa. Miejsce zbiórki zorganizowano zaraz przy dworcu z myślą o przyjezdnych. Miały odjeżdżać co 20 minut, poczynając od godzin popołudniowych. Przyznam, że krakowscy kierowcy potrafią sobie radzić w miejskiej dżungli, bo dzięki wzajemnej komunikacji udało im się nie stać w olbrzymich korkach i jeździć skrótami, bo nie musieli się zatrzymywać na konkretnych przystankach. My nagrodziliśmy kierowcę za pomysłowość gromkimi brawami, bo w tych warunkach długo nie dotarlibyśmy na miejsce. Autobusy miały także odwozić ludzi po festiwalu z powrotem na dworzec. Zapytałam kierowcę od jakiej godziny rozpocznie się powrót, bo na stronie internetowej pisało, że od północy, a gdzie indziej, że od 23, co było dla mnie ważne, bo miałam przed północą pociąg. Pan poinformował, że to zależy od ilości chętnych na powrót i że raczej od 23. Uspokoił mnie tym. By wejść na festiwal trzeba było przejść przez kilka bramek. Pierwsza to tzw. "zaobrączkowanie", czyli pokazanie biletu i dostanie specjalnej opaski informującej o tym, czy przyjechało się na jeden dzień festiwalu, czy na dwa i dodatkowa opaska dla osób z pola namiotowego. Każdy dostał smycz i mini informator o artystach jacy wystąpią i mapką, na której wypisano, gdzie można skorzystać z jakiej usługi i punkty gastronomiczne, bo teren festiwalu był duży. Potem była druga bramka, gdzie sprawdzano opaski i trzecia, gdzie przetrząsano torby. Dla bezpieczeństwa i szybszej obsługi nie płaciło się pieniędzmi, ale specjalnymi bonami, które kupowało się w budkach zaraz przy wejściu. W takiej budce chciano mnie oszukać nie wydając z premedytacją jednego bonu. Dopchanie się do jakiegokolwiek punktu należało do prawdziwego ćwiczenia cierpliwości. Na przyszłość postarałabym się o lepiej wyszkolonych ochroniarzy, bo kilka osób zemdlało w tłumie i nie reagowali na nasze wołania o pomoc. Sami musieliśmy te osoby wyciągać za barierki i dopiero wtedy te osoby wynosili do punktu medycznego. Jeden ochroniarz patrzył z założonymi rękami na to, jak cucimy jedną omdlałą dziewczynę i głupio pytał, czy damy sobie radę doprowadzić ją do porządku. Nie wiem, może myslał, że była pijana? To był jedyny zgrzyt imprezy. Lekko szwankowało też nagłośnienie, ale nie tak, by zniszczyło atmosferę, bo ta była wspaniała.
Wybrałam się na ten jeden z wielu letnich festiwali zaczynając od przygotowania sobie podstawowych informacji. Ze strony CLMF dowiedziałam się o darmowych autobusach, które zorganizowano na dwa dni przed imprezą. Wcześniej nie miałam pojęcia jak dotrzeć na teren Muzeum Lotnictwa. Miejsce zbiórki zorganizowano zaraz przy dworcu z myślą o przyjezdnych. Miały odjeżdżać co 20 minut, poczynając od godzin popołudniowych. Przyznam, że krakowscy kierowcy potrafią sobie radzić w miejskiej dżungli, bo dzięki wzajemnej komunikacji udało im się nie stać w olbrzymich korkach i jeździć skrótami, bo nie musieli się zatrzymywać na konkretnych przystankach. My nagrodziliśmy kierowcę za pomysłowość gromkimi brawami, bo w tych warunkach długo nie dotarlibyśmy na miejsce. Autobusy miały także odwozić ludzi po festiwalu z powrotem na dworzec. Zapytałam kierowcę od jakiej godziny rozpocznie się powrót, bo na stronie internetowej pisało, że od północy, a gdzie indziej, że od 23, co było dla mnie ważne, bo miałam przed północą pociąg. Pan poinformował, że to zależy od ilości chętnych na powrót i że raczej od 23. Uspokoił mnie tym. By wejść na festiwal trzeba było przejść przez kilka bramek. Pierwsza to tzw. "zaobrączkowanie", czyli pokazanie biletu i dostanie specjalnej opaski informującej o tym, czy przyjechało się na jeden dzień festiwalu, czy na dwa i dodatkowa opaska dla osób z pola namiotowego. Każdy dostał smycz i mini informator o artystach jacy wystąpią i mapką, na której wypisano, gdzie można skorzystać z jakiej usługi i punkty gastronomiczne, bo teren festiwalu był duży. Potem była druga bramka, gdzie sprawdzano opaski i trzecia, gdzie przetrząsano torby. Dla bezpieczeństwa i szybszej obsługi nie płaciło się pieniędzmi, ale specjalnymi bonami, które kupowało się w budkach zaraz przy wejściu. W takiej budce chciano mnie oszukać nie wydając z premedytacją jednego bonu. Dopchanie się do jakiegokolwiek punktu należało do prawdziwego ćwiczenia cierpliwości. Na przyszłość postarałabym się o lepiej wyszkolonych ochroniarzy, bo kilka osób zemdlało w tłumie i nie reagowali na nasze wołania o pomoc. Sami musieliśmy te osoby wyciągać za barierki i dopiero wtedy te osoby wynosili do punktu medycznego. Jeden ochroniarz patrzył z założonymi rękami na to, jak cucimy jedną omdlałą dziewczynę i głupio pytał, czy damy sobie radę doprowadzić ją do porządku. Nie wiem, może myslał, że była pijana? To był jedyny zgrzyt imprezy. Lekko szwankowało też nagłośnienie, ale nie tak, by zniszczyło atmosferę, bo ta była wspaniała.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.