Przejeżdżaliśmy z mężem przez Kraków. W pewnym miejscu, niedaleko dworca autobusowego zauważyliśmy samochody zaparkowane na skrawku miejsca, między osłonami wiaduktu a drogą. Droga, którą jechaliśmy prowadziła pod górę i łączyła się z drogą idącą górą estakadą. Samochody stały zaparkowane po lewej stronie, w miejscu gdzie nie ma parkingu i jest tylko skrawek miejsca. Pół biedy, jeżeli mieściły się tam całe, ale niektóre wystawały na drogę nawet w połowie. Droga jest dwupasmowa, ruchliwa, bardzo uczęszczana. Źle zaparkowane samochody zmuszały kierowców do zjechania na drugi pas, żeby je ominąć. Powodowało to utrudnienia i zagrożenie. Zadzwoniłam na Straż Miejską, żeby o tym zawiadomić. Połączenie zostało odebrane bardzo szybko przez panią. Przedstawiła się imieniem, nazwiskiem i nazwą firmy, czyli Straży Miejskiej. Wyjaśniłam jej w jakim celu dzwonię. Pani powiedziała, przełączy mnie do dyżurnego. Odczekałam kilka minut słuchając muzyki. Odezwała się ponownie pani, informując, że dyżurny ma zajęte. Zapytałam co w takim razie mam zrobić. Pani zaczęła wypytywać mnie dokładniej o miejsce, gdzie widziałam źle zaparkowane samochody. Nie wiedziałam, jak dokładnie nazywa się w tym miejscu ulica. Wiedziałam, jak nazywa się ulica poniżej i ulica biegnąca estakadą, podałam koło jakich obiektów to było. Miejsce jest charakterystyczne, ale odniosłam wrażenie, że pani za bardzo nie wie o co mi chodzi. Zaczęła pytać mnie, czy był tam znak zakazu parkowania. Powiedziałam, że nie wiem, bo jestem już kilka kilometrów dalej i nie sprawdzę. Pani z kolei zaczęła się zastanawiać, czy nie jest to droga wewnętrzna. Na to mój mąż stanowczo stwierdził, że nie. Pani zaczęła rozważać, czy nie powinnam zawiadomić może Policji. W końcu stwierdziła, żebym lepiej porozmawiała z dyżurnym i przełączyła mnie jeszcze raz. Tym razem udało się w miarę szybko uzyskać połączenie. Rozmawiałam z mężczyzną, o wiele lepiej znającym się na topografii Krakowa. Od razu zrozumiał o jakie miejsce chodzi i że ta sytuacja stanowi zagrożenie. Powiedział, że wyśle tam patrol. Rozmowa ogółem trwała prawie 7 minut, z czego co najmniej 5 spędziłam na czekaniu na połączenie z dyżurnym.
Przejeżdżaliśmy z mężem przez Kraków. W pewnym miejscu, niedaleko dworca autobusowego zauważyliśmy samochody zaparkowane na skrawku miejsca, między osłonami wiaduktu a drogą. Droga, którą jechaliśmy prowadziła pod górę i łączyła się z drogą idącą górą estakadą. Samochody stały zaparkowane po lewej stronie, w miejscu gdzie nie ma parkingu i jest tylko skrawek miejsca. Pół biedy, jeżeli mieściły się tam całe, ale niektóre wystawały na drogę nawet w połowie. Droga jest dwupasmowa, ruchliwa, bardzo uczęszczana. Źle zaparkowane samochody zmuszały kierowców do zjechania na drugi pas, żeby je ominąć. Powodowało to utrudnienia i zagrożenie. Zadzwoniłam na Straż Miejską, żeby o tym zawiadomić. Połączenie zostało odebrane bardzo szybko przez panią. Przedstawiła się imieniem, nazwiskiem i nazwą firmy, czyli Straży Miejskiej. Wyjaśniłam jej w jakim celu dzwonię. Pani powiedziała, przełączy mnie do dyżurnego. Odczekałam kilka minut słuchając muzyki. Odezwała się ponownie pani, informując, że dyżurny ma zajęte. Zapytałam co w takim razie mam zrobić. Pani zaczęła wypytywać mnie dokładniej o miejsce, gdzie widziałam źle zaparkowane samochody. Nie wiedziałam, jak dokładnie nazywa się w tym miejscu ulica. Wiedziałam, jak nazywa się ulica poniżej i ulica biegnąca estakadą, podałam koło jakich obiektów to było. Miejsce jest charakterystyczne, ale odniosłam wrażenie, że pani za bardzo nie wie o co mi chodzi. Zaczęła pytać mnie, czy był tam znak zakazu parkowania. Powiedziałam, że nie wiem, bo jestem już kilka kilometrów dalej i nie sprawdzę. Pani z kolei zaczęła się zastanawiać, czy nie jest to droga wewnętrzna. Na to mój mąż stanowczo stwierdził, że nie. Pani zaczęła rozważać, czy nie powinnam zawiadomić może Policji. W końcu stwierdziła, żebym lepiej porozmawiała z dyżurnym i przełączyła mnie jeszcze raz. Tym razem udało się w miarę szybko uzyskać połączenie. Rozmawiałam z mężczyzną, o wiele lepiej znającym się na topografii Krakowa. Od razu zrozumiał o jakie miejsce chodzi i że ta sytuacja stanowi zagrożenie. Powiedział, że wyśle tam patrol. Rozmowa ogółem trwała prawie 7 minut, z czego co najmniej 5 spędziłam na czekaniu na połączenie z dyżurnym.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.