Odwiedzając tak poważny urząd spodziewałam się profesjonalnego traktowania-było inaczej...
Wybrałam się z małym dzieckiem,usadzonym w nosidełku,gdyż wiedziałam,że w budynku nie ma windy,a interesujący mnie wydział jest na drugim piętrze,do którego prowadzą strome kręte schody.
Dwóch ochroniarzy przy bramce przepytalo mnie o bezpieczeństwo owego nosidełka,wiek dziecka itd. oraz cel wizyty. Udałam się na górę,odczekałam,aż minie zadyszka i weszłam.Przy dużym stole zawalonym aktami i papierami siedziało 5 pań.Kilka z nich popijało kawę i jadło kebaba na wynos z pobliskiej knajpki.Zwróciłam się do najbliżej siedzącej o wyciąg z akt, podałam dane. Pani upierała się,że takowe nie istnieją,a jak już się znalazły,próbowała mi wmówić,że nie mogę żądać odpisu.Przeforsowałam w końcu rację i kazała mi przyjść za 7dni po odbiór.Nie można nikogo upowaznić do odbioru,a z racji,że mieszkam daleko poprosiłam o wysłanie pocztą na podany adres.
Po 10 dniach zadzwoniłam,czy odpis wysłały ,bo wcześniej zapomnialam. Niestety nie wyciągnięto jeszcze akt-miałam zadzwonić jutro.Dwa dni później akta "wyszły"z archiwum i mozna je było wysłać.Podałam ponownie adres,żeby nie było wątpliwości.
12 dni później zadzwoniłam do sądu z pytaniem,kiedy wysłano mój odpis. Odebrała inna niż zwykle kobieta. Poszperała,kazała czekać na linii,po chwili odezwała się w słuchawce:"Nie wiem,leżał na stole,już wysyłam poleconym". Pod kebabem się chyba schował ten list.
Miesiąc po wizycie w sądzie, doczekałam się owego odpisu,na który pierwotnie miałam czekać 7dni. Nie warto wspominać,że nie wysłano go poleconym i zawiera zasadniczy błąd.
Odwiedzając tak poważny urząd spodziewałam się profesjonalnego traktowania-było inaczej...
Wybrałam się z małym dzieckiem,usadzonym w nosidełku,gdyż wiedziałam,że w budynku nie ma windy,a interesujący mnie wydział jest na drugim piętrze,do którego prowadzą strome kręte schody.
Dwóch ochroniarzy przy bramce przepytalo mnie o bezpieczeństwo owego nosidełka,wiek dziecka itd. oraz cel wizyty. Udałam się na górę,odczekałam,aż minie zadyszka i weszłam.Przy dużym stole zawalonym aktami i papierami siedziało 5 pań.Kilka z nich popijało kawę i jadło kebaba na wynos z pobliskiej knajpki.Zwróciłam się do najbliżej siedzącej o wyciąg z akt, podałam dane. Pani upierała się,że takowe nie istnieją,a jak już się znalazły,próbowała mi wmówić,że nie mogę żądać odpisu.Przeforsowałam w końcu rację i kazała mi przyjść za 7dni po odbiór.Nie można nikogo upowaznić do odbioru,a z racji,że mieszkam daleko poprosiłam o wysłanie pocztą na podany adres.
Po 10 dniach zadzwoniłam,czy odpis wysłały ,bo wcześniej zapomnialam. Niestety nie wyciągnięto jeszcze akt-miałam zadzwonić jutro.Dwa dni później akta "wyszły"z archiwum i mozna je było wysłać.Podałam ponownie adres,żeby nie było wątpliwości.
12 dni później zadzwoniłam do sądu z pytaniem,kiedy wysłano mój odpis. Odebrała inna niż zwykle kobieta. Poszperała,kazała czekać na linii,po chwili odezwała się w słuchawce:"Nie wiem,leżał na stole,już wysyłam poleconym". Pod kebabem się chyba schował ten list.
Miesiąc po wizycie w sądzie, doczekałam się owego odpisu,na który pierwotnie miałam czekać 7dni. Nie warto wspominać,że nie wysłano go poleconym i zawiera zasadniczy błąd.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.