Znacie Pierogarnię Zaułek na warszawskim Bemowie. Nie? To przeczytajcie.Mały bar usytuowany w pasażu osiedla. Kilka stolików w środku i na zewnątrz. Miłe wrażenie. Menu wystawione przy wejściu. Czytam. Duży wybór fajnych pierogów a także coś dla tych, którzy ich nie lubią. Ogółem oferta dość szeroka. Ceny nie zwalają z nóg. Jesteśmy głodni, wchodzimy. Pani kelnerka przychodzi natychmiast. Lektura karty pobudza zgłodniałe zmysły. Zamawiamy. Ja kotlet drobiowy z migdałami, warzywa, ziemniaki pieczone i wodę. Mąż kotleta schabowego, warzywa, frytki i wodę oraz zupę. Na początek wjeżdża woda. Małe buteleczki otwarte. Jedna wprost z lodówki, druga niesmaczna, mam wrażenie prosto z kranu, ciepła. Proszę panią o wymianę na zimną. Niestety te dwie były ostatnie. Podejrzewam, że moja jednak była z kranu. Przyszła informacja, że ziemniaków pieczonych brak. Zamiana na frytki. Dość długo czekamy na dania główne. No i są. Wielkość serwowanych potraw przeszła moje najśmielsze wyobrażenie. Garstka frytek, kotleciki wyklepane do granic przeźroczystości, malutkie. Warzywa pozbawione smaku, podgrzane w gorącej wodzie. Brr.
Pani zapomniała o zupie. Rezygnujemy chcąc, czym prędzej opuścić ten lokal. Nauka jest taka. Jak w Pierogarni to tylko pierogi. A może też nie?
Znacie Pierogarnię Zaułek na warszawskim Bemowie. Nie? To przeczytajcie.Mały bar usytuowany w pasażu osiedla. Kilka stolików w środku i na zewnątrz. Miłe wrażenie. Menu wystawione przy wejściu. Czytam. Duży wybór fajnych pierogów a także coś dla tych, którzy ich nie lubią. Ogółem oferta dość szeroka. Ceny nie zwalają z nóg. Jesteśmy głodni, wchodzimy. Pani kelnerka przychodzi natychmiast. Lektura karty pobudza zgłodniałe zmysły. Zamawiamy. Ja kotlet drobiowy z migdałami, warzywa, ziemniaki pieczone i wodę. Mąż kotleta schabowego, warzywa, frytki i wodę oraz zupę. Na początek wjeżdża woda. Małe buteleczki otwarte. Jedna wprost z lodówki, druga niesmaczna, mam wrażenie prosto z kranu, ciepła. Proszę panią o wymianę na zimną. Niestety te dwie były ostatnie. Podejrzewam, że moja jednak była z kranu. Przyszła informacja, że ziemniaków pieczonych brak. Zamiana na frytki. Dość długo czekamy na dania główne. No i są. Wielkość serwowanych potraw przeszła moje najśmielsze wyobrażenie. Garstka frytek, kotleciki wyklepane do granic przeźroczystości, malutkie. Warzywa pozbawione smaku, podgrzane w gorącej wodzie. Brr.
Pani zapomniała o zupie. Rezygnujemy chcąc, czym prędzej opuścić ten lokal. Nauka jest taka. Jak w Pierogarni to tylko pierogi. A może też nie?
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.