Musiałam dzisiaj udać się na Izbę Przyjęć w Szpitalu Miejskim w Olsztynie. Wizyta nie była umówiona, to był nagły przypadek. Zapytałam panią, która obsługuje "recepcję" i przyjmuje pacjentów do szpitala, czy ktoś mógłby się zająć osobą, która cierpi z powodu bólu nerki. Pani od razu się zerwała i pobiegła do gabinetu zabiegowego dla ostrych przypadków. Po chwili wróciła i powiedziała, że niestety, trzeba czekać. Odczekaliśmy kilkanaście minut i ponowiłam moją prośbę. Pani była bardzo uprzejma i powiedziała, że ona ze swojej strony zrobiła wszystko - teraz trzeba czekać na lekarza, który zajmuje się pacjentami. Znowu czekanie, ale pacjent zaczął się czuć coraz gorzej i poszedł do łazienki zwymiotować z bólu. Zdenerwowana weszłam do pierwszego lepszego pokoju z napisem "gabinet lekarski" (wcześniej widziałam, że wchodzi tam dwóch doktorów) i powiedziałam panom lekarzom, że mój Mężczyzna zwija się z bólu, wymiotuje, a kolejka pacjentów robi się coraz dłuższa. Bardzo miły pan doktor, któremu należą się podziękowania za takie zachowanie, natychmiast chwycił za telefon i załatwił sprawę tak, że za kilka minut pojawiła się pielęgniarka z gabinetu zabiegowego i znalazła czas dla jeszcze jednego pacjenta. Owa pani była bardzo sympatyczna, wysłuchała co mam do powiedzenia i zabrała się za pacjenta. Lekarze zrobili od razu wszystkie niezbędne badania i po niedługim czasie były już ich wyniki. Nie wiem, czy ja akurat trafiłam na taki dzień, czy takie zachowanie jest powszechne w Izbie Przyjęć w Szpitalu Miejskim, ale jestem bardzo zadowolona z tego, jak zajęto się moim chłopakiem. Gdyby nie te czekanie na początku... No, ale cóż, biurokracja. Mam nadzieję, że jest w Polsce jeszcze wielu lekarzy, którzy z takim oddaniem zajmują się pacjentami.
Musiałam dzisiaj udać się na Izbę Przyjęć w Szpitalu Miejskim w Olsztynie. Wizyta nie była umówiona, to był nagły przypadek. Zapytałam panią, która obsługuje "recepcję" i przyjmuje pacjentów do szpitala, czy ktoś mógłby się zająć osobą, która cierpi z powodu bólu nerki. Pani od razu się zerwała i pobiegła do gabinetu zabiegowego dla ostrych przypadków. Po chwili wróciła i powiedziała, że niestety, trzeba czekać. Odczekaliśmy kilkanaście minut i ponowiłam moją prośbę. Pani była bardzo uprzejma i powiedziała, że ona ze swojej strony zrobiła wszystko - teraz trzeba czekać na lekarza, który zajmuje się pacjentami. Znowu czekanie, ale pacjent zaczął się czuć coraz gorzej i poszedł do łazienki zwymiotować z bólu. Zdenerwowana weszłam do pierwszego lepszego pokoju z napisem "gabinet lekarski" (wcześniej widziałam, że wchodzi tam dwóch doktorów) i powiedziałam panom lekarzom, że mój Mężczyzna zwija się z bólu, wymiotuje, a kolejka pacjentów robi się coraz dłuższa. Bardzo miły pan doktor, któremu należą się podziękowania za takie zachowanie, natychmiast chwycił za telefon i załatwił sprawę tak, że za kilka minut pojawiła się pielęgniarka z gabinetu zabiegowego i znalazła czas dla jeszcze jednego pacjenta. Owa pani była bardzo sympatyczna, wysłuchała co mam do powiedzenia i zabrała się za pacjenta. Lekarze zrobili od razu wszystkie niezbędne badania i po niedługim czasie były już ich wyniki. Nie wiem, czy ja akurat trafiłam na taki dzień, czy takie zachowanie jest powszechne w Izbie Przyjęć w Szpitalu Miejskim, ale jestem bardzo zadowolona z tego, jak zajęto się moim chłopakiem. Gdyby nie te czekanie na początku... No, ale cóż, biurokracja. Mam nadzieję, że jest w Polsce jeszcze wielu lekarzy, którzy z takim oddaniem zajmują się pacjentami.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.