Student głodny - student zły... Aby tak nie było - postanowiłyśmy ze znajomymi posilić się w "solidnie" wyglądającym z zewnątrz lokalu. Po wejściu do środka ogarnia głodnego apetyczny zapach i nie sposób już wyjść bez skorzystania z oferty. Stoliki czyste, z ciekawą aranżacją, wygodne krzesła i brak menu na stolikach. Podchodzimy do baru - ale przez ok. 5 minut nikt nie reaguje. W końcu pojawia się rumiany, jowialny pan z twarzą "dobrego wujaszka". Zachęca do wypróbowania rozmaitych potraw, dość barwnie opisując dania...a ślinka sama cieknie. Ponieważ trzeba zaczekać - a czas strasznie się wlecze w takich wypadkach, robimy "rozeznanie" w toalecie. CZysto, mydło, papier i ręczniki na swoich miejscach - tylko cały efekt psuje wielka decha przed kaloryferem, nie wiadomo w jakim celu tu postawiona. Jak wygląda sala - całość robi zachęcające wrażenie, usterki widać dopiero po bliższym przyjrzeniu się np. popękana, odchodząca w niektórych miejscach farba czy porysowany stolik. Wreszcie na stół zostają podane dania. O ile wygląd zachęca - to pierwszy kęs już wywołuje wątpliwości. W jednym przypadku pod gęstym zawiesistym sosem, który miał być czosnkowy - a nie był(!) nieco rozmiekłe placki ziemniaczane, w drugim : rozgotowane, rozpadające się warzywa i miękki makaron - zamiast w sosie pływający w wodzie... Porażka tym bardziej, że dania te nie sprawiłyby raczej większego kłopotu nawet początkującej pani domu - ale wykonane przez zawodowca - są zdecydowaną "klapą" i nijak mają się do romantycznej nazwy "Greckie wyspy". Zdegustowane opuściłyśmy lokal i w tym momencie ucieszyłyśmy się, że miły pan nie spytał jak smakowało, czy też nie zaprosił do kolejnej wizyty bo pewnie musiałybysmy nakłamać, lub co gorsza przyznać, że "nie smakowało".
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.