W ubiegłą niedzielę byliśmy z małą Zosią na Mazurach. W Rucianem-Nidzie poczuliśmy głód, po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy restaurację Roxana. Lokal ten mieści się przy głównej ulicy, pośród sklepów i innych jadłodajni. Wewnątrz pomieszczenia jest dosyć schludnie i czysto, razi jednak bezguście autorów aranżacji wnętrza, które sprawia wrażenie chaosu. Mamy tam i plastikowe liście, rzeźby drewniane, staroświecki kredens i kominek. Każda rzecz w innym stylu i z innej epoki. Była ładna pogoda, więc zdecydowaliśmy że zjemy w ogródku, gdzie ustawiono kilka solidnych stolików. Błyskawicznie zjawiła się młoda kelnerka i podała nam kartę. Wewnątrz był duży repertuar wszelakich potraw, ale mając w pamięci przedsezonowy bezruch nie ryzykowaliśmy tylko zamówiliśmy tylko dwie zupy. Jedna z nich, „zupa dnia” okazała się być bardzo przyzwoitą pomidorówką, dobrze doprawioną. Druga – żurek, także dobry, bez rewelacji, ale zjadliwy. Na deser zażyczyliśmy sobie gofrów. Opatrzność czuwała i wzięliśmy jedną sztukę na dwie osoby. Otrzymany pseudogofer okazał się niedopieczonym ciastem o konsystencji gumowatej, kluchowatej. Ja wytrzymałem i zjadłem do końca, natomiast część żony wylądowała w koszu na śmieci. Dziecko na szczęście nie miało nieprzyjemności próbowania tego specyfiku.
Na koniec zapłaciliśmy dosyć słono jak za dwie zupy i niezjadliwe ciastko. Nie uważaliśmy za stosowne zostawić napiwku. Podsumowując – ocena raczej niska. Zupy przyzwoite, ale za tą cenę spodziewaliśmy się nieco więcej, gofry to totalna porażka, nie polecam. Zobaczymy jak będzie w sezonie, bo na pewno jeszcze nie raz wrócimy na urokliwe Mazury, tylko czy do tego lokalu też... nie wiadomo...
W ubiegłą niedzielę byliśmy z małą Zosią na Mazurach. W Rucianem-Nidzie poczuliśmy głód, po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy restaurację Roxana. Lokal ten mieści się przy głównej ulicy, pośród sklepów i innych jadłodajni. Wewnątrz pomieszczenia jest dosyć schludnie i czysto, razi jednak bezguście autorów aranżacji wnętrza, które sprawia wrażenie chaosu. Mamy tam i plastikowe liście, rzeźby drewniane, staroświecki kredens i kominek. Każda rzecz w innym stylu i z innej epoki. Była ładna pogoda, więc zdecydowaliśmy że zjemy w ogródku, gdzie ustawiono kilka solidnych stolików. Błyskawicznie zjawiła się młoda kelnerka i podała nam kartę. Wewnątrz był duży repertuar wszelakich potraw, ale mając w pamięci przedsezonowy bezruch nie ryzykowaliśmy tylko zamówiliśmy tylko dwie zupy. Jedna z nich, „zupa dnia” okazała się być bardzo przyzwoitą pomidorówką, dobrze doprawioną. Druga – żurek, także dobry, bez rewelacji, ale zjadliwy. Na deser zażyczyliśmy sobie gofrów. Opatrzność czuwała i wzięliśmy jedną sztukę na dwie osoby. Otrzymany pseudogofer okazał się niedopieczonym ciastem o konsystencji gumowatej, kluchowatej. Ja wytrzymałem i zjadłem do końca, natomiast część żony wylądowała w koszu na śmieci. Dziecko na szczęście nie miało nieprzyjemności próbowania tego specyfiku.
Na koniec zapłaciliśmy dosyć słono jak za dwie zupy i niezjadliwe ciastko. Nie uważaliśmy za stosowne zostawić napiwku. Podsumowując – ocena raczej niska. Zupy przyzwoite, ale za tą cenę spodziewaliśmy się nieco więcej, gofry to totalna porażka, nie polecam. Zobaczymy jak będzie w sezonie, bo na pewno jeszcze nie raz wrócimy na urokliwe Mazury, tylko czy do tego lokalu też... nie wiadomo...
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.