Merkury

(4.00)

Dodaj opinię

Firma nie otrzymała jeszcze żadnego certyfikatu jakości obsługi.

Firma nie korzysta z możliwości odpowiadania swoim klientom.

Firma nie jest aktywnym uczestnikiem Polskiego Programu Jakości Obsługi.

Opinie (1 z 1)

Nie, dziś jakoś...
Nie, dziś jakoś na kanapkę nie mam chęć. Choć rzadko się zdarza głowa zaczyna współpracę z żołądkiem a ja mam ochotę na mięsko. Kebab. Nie. Nie jestem głodna na tyle to raz dwa iż żadnego baru nie mijam żaden zapach mnie nie owiał powodując chętkę na to właśnie danie. Trzeci nie to czas, a czwarte nie wygoda akurat w tym momencie konsumpcji. A więc co ? Co bym zjadła .Wiem. Indyczek lub kurczaczek plus warzywka i galaretka. Zachodzę do Merkurego, mega sklepu Społem który już opisywałam więc się nie będę powtarzać. Gwoli wyjaśnienia napiszę tylko iż system kasowy powrócił do swojego stanu to znaczy każdy z trzech wyodrębnionych na wyspie działów- sery wędliny i garmażerka ma już tak jak miał własną kasę. Wchodzę przez rozsuwane drzwi od ulicy słowackiego na wprost nich mam chłodnicze gabloty z wielce apetycznie wyglądającymi pokrojonymi już na plasterki wędlinami. Nie są obeschnięte nie sprawiają wrażenia nie świeżych są opisane cenowo. No i najważniejsze, jest to co zaplanowałam kupić. Coś co się nazywa bodaj że galaktyna z indyka i jest właśnie tym czym poszukiwałam mięsem z zażywani, dużą ilością zielonej natki pietruszki w galarecie. Przede mną jest tylko jedna osoba dość poufale rozmawiająca z sprzedawczynią która stara się zachować oficjalny ton co widać nawet przy po żegnaniu gdy klientka odchodzi. Gdy proszę sprzedawczynie, odważenie wskazanej wędliny w ilości jak to określam do dziesięciu deko, ta nie widzi problemu w sprzedaniu mi stosunkowo małej ilości. Bierze z kupki kilka plasterków i stojąc przy wadze pyta się czy może być nieco mniej ja mówię iż tak. Myślę a nawet jestem przekonana że moje łakomstwo czy inaczej to nazwać nagłą i niespodziewaną ochotą i tak zostanie zaspokojone. Sprzedawczyni z racji tego iż porusza się w obrębi ciągle to się otwierających drzwi jest ubrana w rozpinany po całości polar z haftem JBB tu rozsunięty jedynie pod szyją .Z pod tego polara wystaje fragment żółtej materii najprawdopodobniej firmowego fartucha. Pani mnie obsługująca ma około 30 kilku lat nie więcej, bardzo ciemne, proste włosy gładko zaczesane do tyłu i związanie w kucyk. Zastrzeżenia budzi wygląd maszyn krajalniczych postawionych na szafce ustawionej po środku środka wyspy. Duża na nich ilość okrawków wymagała by uprzątnięcia. Mniej widoczne powinny być dwa kubki ceramiczne stojące nie opodal wspomnianych krajalnic.

zarejestrowany-uzytkownik

09.02.2011

Placówka

Warszawa, ul. Słowackiego 16/18

Nie zgadzam się (0)

Merkury

Jesteś właścicielem tego miejsca?

Poinformuj nas i przejmij zarządzenie wizytówką tej firmy.

Firma nie jest uczestnikiem
Polskiego Programu
Jakości Obsługi
Zobacz więcej

Czy te firmy wypadają lepiej niż Merkury?

Zgadzasz się z ostatnią opinią na temat firmy?

Nie, dziś jakoś...
Nie, dziś jakoś na kanapkę nie mam chęć. Choć rzadko się zdarza głowa zaczyna współpracę z żołądkiem a ja mam ochotę na mięsko. Kebab. Nie. Nie jestem głodna na tyle to raz dwa iż żadnego baru nie mijam żaden zapach mnie nie owiał powodując chętkę na to właśnie danie. Trzeci nie to czas, a czwarte nie wygoda akurat w tym momencie konsumpcji. A więc co ? Co bym zjadła .Wiem. Indyczek lub kurczaczek plus warzywka i galaretka. Zachodzę do Merkurego, mega sklepu Społem który już opisywałam więc się nie będę powtarzać. Gwoli wyjaśnienia napiszę tylko iż system kasowy powrócił do swojego stanu to znaczy każdy z trzech wyodrębnionych na wyspie działów- sery wędliny i garmażerka ma już tak jak miał własną kasę. Wchodzę przez rozsuwane drzwi od ulicy słowackiego na wprost nich mam chłodnicze gabloty z wielce apetycznie wyglądającymi pokrojonymi już na plasterki wędlinami. Nie są obeschnięte nie sprawiają wrażenia nie świeżych są opisane cenowo. No i najważniejsze, jest to co zaplanowałam kupić. Coś co się nazywa bodaj że galaktyna z indyka i jest właśnie tym czym poszukiwałam mięsem z zażywani, dużą ilością zielonej natki pietruszki w galarecie. Przede mną jest tylko jedna osoba dość poufale rozmawiająca z sprzedawczynią która stara się zachować oficjalny ton co widać nawet przy po żegnaniu gdy klientka odchodzi. Gdy proszę sprzedawczynie, odważenie wskazanej wędliny w ilości jak to określam do dziesięciu deko, ta nie widzi problemu w sprzedaniu mi stosunkowo małej ilości. Bierze z kupki kilka plasterków i stojąc przy wadze pyta się czy może być nieco mniej ja mówię iż tak. Myślę a nawet jestem przekonana że moje łakomstwo czy inaczej to nazwać nagłą i niespodziewaną ochotą i tak zostanie zaspokojone. Sprzedawczyni z racji tego iż porusza się w obrębi ciągle to się otwierających drzwi jest ubrana w rozpinany po całości polar z haftem JBB tu rozsunięty jedynie pod szyją .Z pod tego polara wystaje fragment żółtej materii najprawdopodobniej firmowego fartucha. Pani mnie obsługująca ma około 30 kilku lat nie więcej, bardzo ciemne, proste włosy gładko zaczesane do tyłu i związanie w kucyk. Zastrzeżenia budzi wygląd maszyn krajalniczych postawionych na szafce ustawionej po środku środka wyspy. Duża na nich ilość okrawków wymagała by uprzątnięcia. Mniej widoczne powinny być dwa kubki ceramiczne stojące nie opodal wspomnianych krajalnic.